Niebieski smok

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Gdzie byłaś? - spytał Mrok, kiedy Zephyr pojawiła się w ich ciemnej, odizolowanej jaskini.

- Na Nowym Berk. Chciałam zobaczyć co u rodziców - odparła spokojnie.

Zephyr mimo trzech tygodni pracowania dla Mroka przyzwyczaiła się do jego wiecznych i niekończących się pytań o działania i miejsca pobytu. Rozumiała, że pan koszmarów nie do końca potrafi jej zaufać. W końcu nie urodziła się zła do szpiku kości. Uważała jednak, że Percy i reszta też się tacy nie urodzili, ale co to mogło obchodzić Mroka. Uważał, że Zephyr może być niebezpieczna i tyle, koniec, kropka.

Dziewczyna usiadła na starej sofie obok globusu i odwróciwszy się w jego stronę, zaczęła wpatrywać się w świecące kropeczki. Właśnie skłamała przed Mrokiem. Nie powiedziała mu o jaskini, Księżycu. Zataiła to. Ale nie czuła potrzeby wygadania się. I tak jej nie ufał. Po co miałaby mu dorzucać kolejnych wątpliwości.

- Co robisz? - z rozmyśleń wydarła ją Ginny.

- Nic. Myślę - odparła cicho.

Czarnowłosa usiadła obok przyjaciółki tyłem do globusu. Spojrzała w bok na zamyśloną twarz dziewczyny, która ewidentnie nie chciała rozmawiać. Ale Ginny to nie odpowiadało. Nie miała przyjaciół na Wyspie Potępionych (co prawda dlatego, że była niemiła, ale kto nie byłby w takim miejscu?). Zephyr była jej pierwszą i jedyną przyjaciółką. Czarnowłosa chciała jej pomóc.

- Ja ci wierzę - rzekła w końcu. 

- Słucham? - brązowowłosa nie zrozumiała koleżanki. 

- Ufam Ci, że jesteś po naszej stronie. 

- Dzięki - Zephyr uśmiechnęła się mimowolnie, zaraz jednak wstała i zaczęła iść do wyjścia. 

- Gdzie idziesz? - spytała Ginny zaniepokojona.

- Do domu. Chcę poćwiczyć ze Strzałką.

- Jak to została Strażniczką Powietrza!? - pięść Hedwarda uderzyła w stół wylewając miód ze wszystkich dzbanków. - Daliście jej potem odejść?!

- Nie mieliśmy wyboru. Zaatakowałaby nas - broniła się Rubi.

- Mieliście możliwość zabrać ją do domu, a znowu zepsuliście sprawę!

- Udałoby nam się gdyby nie... - Elizabeth chciała dokończyć, ale ugryzła się w język i rzuciła tylko okiem na Marka.

- Co zrobiłeś? - Hedward wychwycił ten wzrok.

- Nic się nie stało, Hedward. Byłem tam i nie pozwoliłem skrzywdzić Zephyr - Nuffink chciał uratować sytuację. 

- Co zrobiłeś!? - Hedward nie dawał za wygraną. 

- Strzelił do niej - Rubi powiedziała to tak cicho, że gdyby nie cisza, która nastąpiła po pytaniu Hedwarda, nikt by tego nie usłyszał. 

Wtedy czarnowłosy chłopak nie wytrzymał. Rzucił się na Marka i uderzył pięścią prosto w nos. Chłopak osunął się zakrywając twarz ręką i przeklinając. 

Nie czekając na rozwój wydarzeń, Hedward odwrócił się i wyszedł z domu. Zawołał Topora i poleciał wysoko pod chmury. Dopiero tam wyciągnął z kieszeni chustę i zaczął wycierać krew ze swoich palców. Nie był pewien, czy należała do niego, czy do Marka. Nie obchodziło go to. Mógł skrzywdzić Zephyr, a na to nie mógł pozwolić.

Wtedy w głowie Hedwarda pojawił się pewien pomysł. Na północ od Berk znajdowały się mgły. Mógłby tam znaleźć ciche miejsce i ukryć się przed światem. 

Gdy wlecieli w mgłę, nic nie było widać. Co jakiś czas zahaczali o skały, drzewa, głazy. Lecieli tak dłuższą chwilę, gdy usłyszeli szelest. Gdy polecieli za dźwiękiem, zobaczyli stado małych smoków lecących gdzieś przez mgłę. Nie chcąc ich zgubić, Hedward trzymał się blisko. Po pewnym czasie zaczął sobie zdawać sprawę z tego, że mgła się rozrzedza, aż w końcu całkowicie zniknęła.

Jego oczom ukazała się potężna góra z wieloma ogromnymi jaskiniami. Nie. To były tunele! Hedward ponaglił smoka i wleciał do jednej dziury. Przeleciał przez nią na drugą stronę i zaniemówił z wrażenia. 

- Smocze Sanktuarium - wyszeptał do siebie.

Istotnie miał rację. Wszędzie latały smoki: małe, duże. Były wszędzie i można było powiedzieć, że nie zabrakło ani jednego gatunku, które znali Wandale. Wysokość Sanktuarium wynosiła co najmniej dwa tysiące metrów, długość i szerokość jeszcze większą. Skały przeplatały się z krzakami, kwiatami i drzewami, nawet fragmentami lodu zbudowanymi najprawdopodobniej przez Oszołomostracha. Na półkach skalnych i w jaskiniach siedziały smoki: część pilnowała jaj, druga odpoczywała.

Hedward i Topór wylądowali na trawie, chłopak zeskoczył z grzbietu i wszedł na jeden z pobliskich skał. Zaczął się rozglądać. Jego uwagę przykuł jednak czarno-biały Night Light. 

- Czy to nie jest...?

Nie zdążył dokończyć, gdyż coś lub ktoś zaskoczył go od tyłu i strącił z głazu. Hedward spadł na plecy, a napastnik nad nim zaciskał dłonie na jego szyi. Chłopak złapał za jego nadgarstki (co świadczyło o tym, że ten ktoś był człowiekiem) i próbował je odciągnąć. Zacisk jednak momentalnie ustąpił, a spod czarnej, skórzanej maski, którą nosił napastnik wydobył się ciepły głos:

- Hedward? 

Dopiero wtedy maska upadła na ziemię.

- Zephyr?! 

Dziewczyna pospiesznie wstała znad przyjaciela i podała mu rękę, by pomóc mu wstać. 

- Co tu robisz?! Jak znalazłeś to miejsce? Nikomu się jeszcze to nie udało. Leciałeś z kimś? Ktoś tu jest oprócz ciebie? - Zephyr zaczęła zadawać tyle pytań, że Hedward za nią nie nadążył. 

- Dostałem się tu przypadkiem. Jestem sam. Nikt za mną nie leciał - zaczął, po czym coś do niego dotarło. - Jesteś cała? Mark cię nie zranił? 

- Czyli już wiesz... - przewróciła oczami. 

- Tak. I konsekwencje zostały wyciągnięte - pokazał pokrwawioną dłoń. 

Zephyr chwyciła ją w swoje ręce, żeby zobaczyć ranę. Za chwilę jednak wyciągnęła jedną z nich, a wtedy jakiś smok podleciał i zrzucił jej bandaż, którym owinęła dłoń przyjacielowi.

- Łoł - Hedward był pod wrażeniem. 

- Przyzwyczaiłam się - uśmiechnęła się Zephyr spod swoich warkoczyków wciąż bandażując ranę. - Nie musiałeś tego robić.

- Chciał zabić moją przyjaciółkę. Co miałem zrobić? 

Dziewczyna nic nie odpowiedziała. Tylko się uśmiechała. Wtedy podszedł do niej Topór i się przywitał.

- To tutaj zawsze uciekałaś? - spytał w końcu Hedward.

- Tak. Znalazłam to miejsce kilka lat temu. Krótko po tym, jak smoki wróciły z Ukrytego Świata.

- Przecież wtedy jeszcze nie wolno ci było latać - zauważył Hedward. - Nie mieliśmy jeszcze wtedy licencji.

- Eeee - Zephyr się zmieszała i zaczęła iść, a Hedward szedł za nią. - Nie zawsze słuchałam się taty. 

- Dlaczego nie powiedziałaś mi wcześniej o Smoczym Sanktuarium? 

- Niebieski* mi nie pozwolił mówić.

- Niebieski? 

- Chodź - wyciągnęła rękę w jego stronę. - Zaprowadzę cię do niego.

Hedward złapał ją za dłoń i poszli w dół Sanktuarium. Stanęli na krawędzi przepaści i wtedy chłopak zobaczył wielkiego, niebieskiego Oszołomostracha śpiącego na dole w wodzie.

- To jest Niebieski, król moich smoków.

Wtedy Zephyr zaryczała niczym Nocna Furia i wielki smok obudził się unosząc wielki łeb w stronę dwójki nastolatków. Dziewczyna podbiegła w jego stronę i odepchnęła się od ziemi skacząc na jeden z wielkich ciosów. Wylądowała na nim jak smok: dwiema nogami podpierając się lewą ręką. Odwróciła głowę w stronę Hedwarda i uśmiechnęła się. 

- To jest mój przyjaciel, Hedward - zwróciła się do Niebieskiego.

Smok spojrzał na niego swoimi oczami, a czarnowłosy wpatrywał się w nie jak zahipnotyzowany. Wtedy niespodziewanie wielki gad dmuchnął lodowatym oddechem pozostawiając na włosach chłopaka śnieg i lód. Zephyr zaczęła się śmiać. 

- Zaakceptował cię. Stałeś się jednym z nas.

Zanim skończyła mówić, w Sanktuarium rozległy się ryki smoków. Wszystkie na cześć Hedwarda i Topora. Gdy koncert się skończył, na drugim z ciosów wylądowała Strzałka. Niebieski jednak nie zgodził się na ten ruch, więc strącił ją i Zephyr z siebie kołysząc łbem. Smoczyca natychmiast odleciała. Dziewczyna również się wiosła, ale już nie używała skrzydeł. Widząc zdziwienie Hedwarda , uśmiechnęła się.

- Po tym jak Strażnicy zaczęli mnie gonić, Księżyc wybrał mnie na Strażniczkę Powietrza - wylądowała obok przyjaciela.

- Wiem. Ale nie wiedziałem, że umiesz latać.

- Jak to? Strażnicy wiedzą, że Księżyc mnie wybrał? 

- Tak. Nie wiedziałaś?

Zephyr przeklęła pod nosem. Nie chciała, żeby wieść o tym co się stało się rozeszła. Chciała zaskoczyć Strażników, ale teraz było to już niemożliwe. 

- Trudno - powiedziała po chwili.

- Nie wrócisz do domu? Zostałaś Strażniczką. Nie musisz pomagać Mrokowi. 

- Nie zrozumiesz, Hedward. Nie mogę. 

- Dlaczego? - chłopak niczego nie rozumiał. Żądał wyjaśnień.

- Chcę odpłacić się bratu. Nie wrócę z podejściem, jakby się nic nie stało.

Ku zdziwieniu dziewczyny Hedward nie protestował dalej. Ruszyli więc przed siebie spacerując w ciszy. Zephyr oprowadziła przyjaciela po zakamarkach Sanktuarium. Każdy napotkany smok z ciekawością przyglądał się obcym przybyszom i Hedward czuł się trochę niepewnie. Nie wiedział, czy skradający się do niego Zmiennoskrzydły chce go zaatakować, a może tylko powąchać.

- Jak często tu przychodzisz? - spytał w końcu. 

- Zawsze kiedy nie jestem z Tobą - odparła jakby nigdy nic, ale kiedy zdała sobie sprawę z tego, jak to zdanie mogło zabrzmieć, zarumieniła się lekko i odwróciła wzrok.

- Niesamowity masz ten kostium - Hedward zmienił temat.

- Dziękuję - uśmiechnęła się. - Tobie też trzeba będzie zrobić.

- Mówisz serio? - w głosie Hedwarda wyczuwalna była ekscytacja na tą niespodziewaną propozycję.

- Pewnie, chodź. 

Oboje zaczęli wspinać się po stromych schodach ułożonych z kamieni do jednej z jaskiń w ścianie. Gdy weszli do środka, Hedward przekonał się, że jest to wysokie, półkoliste pomieszczenie z dwoma wejściami. Na przeciw jednego z nich leżały koce, poduszki i inne rzeczy, które układały się w coś na kształt łóżka. Przy ścianie rozdzielającej wejścia skała była wyrzeźbiona w ten sposób, że tworzyła półki na wszystko: od garnków po sztućce. Wysoko na suficie znajdowały się stalaktyty, za które trzymała się Strzałka wisząc łbem w dół niczym nietoperz. Widząc ją, Hedward mimowolnie się zaśmiał. Zaraz jednak zauważył, że Zephyr grzebie w jednym z kufrów stojących obok łóżka. Wyciągnęła coś z niego i podeszła do półek. Położyła na nich nici i igłę.

- Masz szczęście, że miesiąc temu Zbiczystrzały zrzucały stare łuski. Będę mała idealny materiał na twój strój.

- Ile zajęło ci czasu szycie swojego? - spytał. 

- Kilka dni - odparła. - Twój będzie gotowy za tydzień.
_________________
* ang. Blue - chciałam zostawić jego imię w oryginale, ale stwierdziłam, że skoro wszystkie imiona smoków są po polsku, to raczej bez wyjątków. Jednak wolę na niego mówić Blue...

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro