ℛℴ𝓏𝒹𝓏𝒾𝒶𝓁 𝓅𝒾ℯ𝓇𝓌𝓈𝓏𝓎

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pov. U.S.A

Powietrze przeszył niesłychanie głośny strzał z pistoletu, a gwar panujący na sali wzmożył się. Zniecierpliwiony wstałem, podszedłem do jednej z organizacji, następnie szturchając ją w rękę zadałem następujące pytanie:

-Zamierzasz zadziałać czy coś? Masz ich chronić, a nie pozwolić żeby się pozabijali- spojrzał na mnie swoimi niemalże czarnymi tęczówkami. Westchnął i spuścił wzrok na podłogę, krzyżując ręce na klatce piersiowej.

-No dalej, zrób coś. No zrób! -szturchałem go ile mogłem. Znudzony oddawał zaczepki, co skutkowało wielką bitwą na dźganie. Dźganie palcami- rzecz jasna. Krótka historia, jak organizacja z krajem zaczęły zabawę, zamiast rozwiązać wcześniejszy problem. Brawo. Nobel normalnie sie należy.

Po chwili znów w powietrze wyleciał pocisk, tym razem odbił się od sufitu i poleciał na szybę, skutkiem czego szyba pękła. Ja się pytam- kto ma ten pistolet i nałogowo strzela.
Ale zapanowała cisza. Jest... nie dobra cofam wszystko, wykrakałem. Jest jeszcze gorzej. NATO się bezczynnie patrzy, Unia Europejska też... Organizacje były sworzone po to, by chroniły kraje, a nie- bezczynnie sobie stoją pod scianą. Zarąbiście. Kolejny Nobel, albo chociaż nagroda.
Dobra, czas działać. Nie bedę przecież patrzył, jak grupa slowian bije się o niewiadomo co. Ciekawe o co poszło.

Powolnym krokiem wróciłem na swoje miejsce. Westchnąłem i zalożyłem recę za głowę. W tym samym momencie ktoś mnie szturchnął.

-Amerika, musimy coś zrobić. Chociaż powiedzmy organizacjom!- Niemcy trząsł moją ręką.

-To sobie idź. Próbowałem.

-No, faktycznie. Bardzo próbowałeś, sam widziałem- akurat gdy wypowiedział ostatnie słowo, znów ktoś strzelił w powietrze- koniec tego.

Powiedział hardo, po czym wstał i uderzył z całej siły w stół, lub ogromne biurko przed nami.
Skutkiem czego zapanowała cisza. Tym razem naprawdę.

-Po pierwsze, o co chodzi. Po drugie, Drogie organizacje, dlaczego nie zareagowałyście? -posłał im groźne spojrzenie, choć jego ton był jak najbardziej spokojny- A po trzecie, kto do jasnej ciasnej ma pistolet?!- wykrzyczał i rozejrzał się po pomieszczeniu-kto?-powiedział już trochę spokojniej, próbując się uśmiechnąć. Nie dziwię się, że tak zareagował, nie jednokrotnie było wałkowane, że na spotkania nie wolno przynosić broni. Nadal nikt nie odpowiadał. Powiem szczerze, atmosfera robiła się coraz bardziej irytująca.

-Ach, ci Słowianie-Unia Europejska raczył się odezwać i wyruszył swoim jakże dostojnym krokiem do lekko przerażonej grupy pod ścianą. Założył recę za siebie i lekko sie uśmiechnął-To kto ma ten pistolet?-stanął przed nimi. Tamci uspokoili się bardziej i delikatnie się odsunęli.

-Ile razy było powarzane, że broni na spotkania nie można wnosić? Ile?!-wykrzyczałem na całą salę.

-Ameryko, uspokój się-uśmiechnął się groźnie- to jak będzie? Powiecie łaskawie, czy może mam użyć siły?

-Chyba cię pogięło z tą siłą. Żadnej broni, użycia siły i tym podobnych. Żadnych. A jako ogranizacja, powinieneś zareagować spokojnie, a nie "po dobroci czy siłą?". Ty na organizację się nie nadajesz!

-Sam mnie stworzyłeś, pamiętaj-odwrócił się do mówiącego Niemca-Coś za nudno sie robi, kto ma pistolet? Krótka piłka.

Nagle z tłumu wyłonila się sylwetka znanego mi kraju. Kraj był ubrany w czarne jeansy, czarna marynarkę i białą koszulę. Ha, Poland.

-Ja nie mam-podniósł obie ręcę, na znak poddania i uśmiechnął się - już masz o jednego podejrzanego mniej. Tym razem to nie jaaaa- opuścił ręce i radosnym krokiem poszedł na swoje miejsce.

-Polska, wykończysz mnie.

-I dobrze- radośnie się usmiechnął i spojrzał na biurko-Po co te wszystkie papierki?

-Rozbiory- mina Polaka zrzedla momemtalnie, co spowodowało zaciesz na twarzy Unii-Dobra, to w końcu kto ma pistolet?

Nagle nieśmiało wyłonił się biało-zielono-czerwony kraj. Równie nieśmiało, wysunął przed siebie pistolet i czekał na konwersację.

-Hm... Od kogo dostałeś?

-Od Rosji.

-Dlaczego go przyniosłeś?

-Nie wiem.

-Pamiętasz, że nie wolno przynosić broni i innych takich rzeczy?

-Tak.

-Boże, czy ty możesz się odezwać zdaniem, a nie słowem?

-Daj mu spokój-Polska włączył się do tego jakże pięknego dialogu.

-A to niby z jakiej racji?

-Kompotu sie nachlał, nie kontaktuje.

-Jak można sie kompotem upić?

-Wino w Bułgarii jest dobre, a jeśli ten napój był równie dobry, wypił. Nie dziw się- Kanada również włączył się do rozmowy-Pewnie pomylił czy co.

-No i co to ma do tego?-zapytał Unia z wyraźnym zdenerwowaniem.

-Mógł sobie pomylić. Kompot i wino są czerwone. Chyba że robiliście z czegoś innego-Kanada łagodnie odpowiadał.

-No nie zupełnie mógł pomylić... daliśmy mu trzy litry tego kompotu... nikt nie zauważył, że w tych litrach jest tona cukru... wypił i nie umieliśmy go uspokoić... i... daliśmy łagodny lek na uspokojenie-Czechy próbował uratować swojego slowiańskiego kolegę. Po minie UE wywnioskować można było, iż nie zrozumial tego. Bardziej, nie wierzył w to.

-Ta rozmowa nie ma sensu. Nie będę wnikał bardziej, bo podejrzewam, że i tak się nie dowiem. Chodźmy do domów-powiedział po czym westchnął. Chwilę potem wziósł palec wskazujacy na znak groźby- tym razem ci się upiekło, ale innym razem nie daruję-powiedział groźnie.

Po jego słowach wszyscy pokiwali zgodnie głowami i skierowali się do drzwi wyjściowych. Przyspieszyłem kroku, by dogonić Poland. Rany, jak on szybko chodzi.

-Hey, zaczekaj!- krzyknąłem do niego, bo nie mogłem go dogonić.

Chłopak stanął i rozejrzał się dookoła. Następnie podszedł do mnie i wyciągnął rękę, bym mógł się wyprostować.

-Jak... ty... możesz... tak szybko... chodzić-powiedziałem, łapczywie wciągając powietrze.

-Normalnie. Takie jest moje tempo chodzenia-uśmiech miał non stop przyklejony do twarzy-to...co chciałeś?

-No wiesz... Rosja...

-Aaaaaa, dobra. Nic ciekawego u niego się nie dzieje. No może oprócz ostrych, zbyt ostrych, konwersacji pomiędzy nim a jego rodzeństwem. Ma niezłą spinę z Ukrainą-powiedział niemalże szeptem, gdy wychodziliśmy na zewnątrz- zresztą, większość czasu jest miły i tak dalej, więc jest spoko gościu. Nie rozumiem dlaczego nie możesz do niego pójść i porozmawiać w cztery oczy.

-Jesteś słowianinem masz inne spojrzenie na tę sprawę. Wiesz... masz podobne zachowanie i tak dalej- spojrzał na mnie zabójczym wzrokiem,a ja momentalnie zamilkłem.

-To, że jestem krajem słowiańskim, nic nie znaczy. Nie porównuj mnie do niego-wysyczał przez zęby. Postanowiłem nie zawracać mu głowy i wrócić do domu. Jeszcze by się później odpłacił za porównywanie go do Rosji. Jak pomyślałem, tak zrobiłem.

W drodze do domu mijałem wiele osób dorosłych i dzieci. Większość dzieci mówiło mi zwykłe "dzień dobry", tak jak ich rodzice czy wychowawcy, inne kryły się za opiekunami, a jeszcze inne- najczęściej nastolatki- przybijały mi piątki i witały się, tak jak bym nie był krajem tylko ich kolegą z klasy, szkoły.

Aczkolwiek, nie przeszkadzało mi to. Lubiłem kiedy dzieci lub inni ludzie nie boją się mnie i normalnie mnie traktują jak dobrego kolegę. Oczywiście, jakiś szacunek musi być zachowany. Jestem krajem, a szacunek ma być okazywany przez ludzi krajom. Ale kraj również nie może się zachowywać jak nie wiadomo co przy nich.

Przy okazji, gdy witałem się z dziećmi, raz po raz brałem je na ręce czy na barana i biegłem przez chwilę. Ich śmiech i radosne krzyki powodowały, że mimowolnie się śmiałem lub uśmiech sam pojawiał mi się na twarzy. Tak  miałem aż do mojego miejsca zamieszkania.

Otworzyłem spokojnie drzwi i kładąc torbę na półkę przy drzwiach zamknąłem je. Zdjąłem buty i udałem się do kuchni, w celu przygotowania jakiegoś jedzenia.

Wyjąłem więc patelnię i zacząłem smażyć jajka z bekonem. Moje ulubione danie. Po chwili w całym domu pachniało moim daniem.

Przełożyłem wszystko na talerz i zacząłem cieszyć się smakiem jedzenia. Wyjąłem telefon i wszedłem na instagrama. Nic ciekawego-stwierdziłem-tylko zdjęcia. W sumie, co ma być innego.

Nagle gdy przesunąłem palcem na kolejne zdjęcia, ukazało mi się zdjęcie Polski. Ale nawet nie chodziło o to że był tam Polska. Stał obok Rosji, a ten opierał się o niego, podkreślając jego niski wzrost. Za nimi rozciągał się niesamowity łańcuch górski i drzewa z soczyście zielonymi liśćmi, połyskującymi w słońcu.

"Jak ja kocham te nasze relacje..."

-Ciesz się, że ty w ogóle masz z nim jakiś kontakt na żywo- powiedziałem sam do siebie. Polubiłem fotografię i odłożyłem talerz do zmywarki.

Dołownie kilka sekund potem ktoś napisał do mnie.

.Polszunio.__

Hejjjjjjjjj

No, hej

Coś się stało, że ty taki rozradowany?

Takkk
Polubiłeś post z Rosją :D

I... co w związku z tym?

Zobaczysz 😉

O co mu znowu chodzi? Raz poważny jak nie wiadomo co, a raz tajemniczy i zdrowo rąbnięty.

A... dobra. Już wiem o co mu chodziło.

Ciekawe jak wpłynął na Ruska, że do mnie napisał.

_матрешка.дачная

Привет...
Polska coś mówił, że chcesz porozmawiać, nie?

No... można tak powiedzieć.

Okej
Jutro o 13.00 ci pasuje?

Tak... a coś ty taki miły się zrobił?

Nie stałem się miły. Nadal jestem taki jakiego mnie znałeś. Chcesz się spotkać czy nie?

Tak,tak. To narazie!

Nara.

Oj... chyba troszeczkę go zniechęciłem. Trudno.

Pov. Rosja

-Nara-odpisałem chłodno Ameryce.

-Rosja! Otwórz te drzwi! Bo Kazachstan je wyważy!

-To niech se wyważa. Ja nie będę płacić za ich naprawę- odkrzyknąłem, zamykając oczy i kładąc się na łóżku.

-Rosja!

-Czego znowu chcesz.

-Posprzątać.

-Wyjazd spod moich drzwi, Białoruś.

-No ej! Otwórz! Rolety podnieś! Poodkurzaj! Wytrzyj kurz!

-A ty się zamknij-wstałem zdenerwowany i powoli otworzyłem drzwi.

-Ukraina!Kazachstan! Rosja wyszedł ze swojej jaskini! Cho-zakryłem dłonią jej usta.

-Zamkniesz się wreszcie, czy nie?- zdjąłem rękę, a ona pokiwała głową. Następnie weszła do mojego pokoju- zepsujesz, przełożysz coś-nie żyjesz.

Przełknęła ślinę i weszła do pomieszczenia. Ja natomiast zszedłem po schodach do kuchni, zaparzyć sobie herbatę.

-O proszę, proszę. Rosja. Ty w ogóle coś jesz?-zaczęła rozmowę Ukraina.

-Tak wódkę-przewróciłem oczami i otworzyłen lodówkę- w nocy schodzę na dół i zabieram co potrzebne.

-O, zagadka znikającego jedzenia-rozwiązana!-zaśmiała się .

-Ty w ogóle próbowałaś coś rozwązać?-zapytałem robiąc sobie kanapkę, następnie opłukując nóż z masła.

-Nie... dobra nie ważne-odparła zrezygnowana -słyszałam jak z kimś się żegnałeś. Z kim rozmawiałeś?

-Z Ameryką. Mamy dość tej napiętej atmosfery, tak myślę.

-Nasz braciszek będzie miał BFF!-wykrzyknęła ni stąd ni zowąd Białoruś wciągając odkurzacz do mojego królestwa.

-Co?- spytałem lekko zdenerwowany.

-BFF. Best friends forever.

-Nie rób ze mnie głupka! Wiem co oznacza ten skrót-prychnąłem opierając się o blat, jednocześnie kończąc jeść kanapkę-zachowujecie się jak dzieci.

-Ale przyznaj-są jakieś szanse?

-Są szanse. Zerowe.

-Czyli nie?

-Tak.

-A ty Kazachstan? Nie chcesz wziąć udziału w naszej rozmowie rodzinnej?-spytała Ukraina.

-Nie... Nie... rozmawiajcie sobie,muszę iść. P-pa!-powiedział i otworzył drzwi. Szybko je za sobą zamknął i widziałem przez okno jak się oddala.

-A temu co się stało?-Ukraina była szczerze zdziwiona zachowaniem Kaza. Wstała i odniosła swój kubek w którym piła wodę.

-Mnie się pytasz?-rzekłem, chowając deskę do krojenia do brązowej szafki.

Nagle usłyszałem huk i chwilę potem odgłos zamykanych drzwi. Jedyne drzwi które były zamknięte należały do mojego pokoju. Białoruś!

Szybko wbiegłem po schodach i otworzyłem drzwi. Pokój był nie do poznania. Wszystko jakby nabrało kolorów.

Na środku pokoju siedziała na kolanach Białoruś. Cicho szlochając, trzymała zdjęcie i kawałki szkła. Na skle było widoczne tylko kilka pęknięć, jednak wokół niej były duże i małe kawałki szkła brzyszczącego od światła wpadającego przez okno.

-Przepraszam... nie chciałam...-szepnęła, jeszcze głośniej płacząc-tak bardzo nie chciałam...-dziewczyna wstała i podała mi zdjęcie. Zdezorientowany nie wiedzialem co powiedzieć. Czym była rzecz, której szczątki rozsypały sie na podłodze?

Spojrzałem na ręce Białorusi. Były brudne od kurzu i gdzie niegdzie była widoczna piana.
Nogi były natomiast w gorszym stanie. W niektórych miejscach były przecięcia i dwa wbite małe kawałki szkła. Nie powinienem tak na nią wcześniej krzyczeć... pomaga mi...

-Co się stało?-spytałem jak najłagodniej mogłem. Podeszla do mnie i przytuliła mnie- Białoruś?

-Przepraszam! Nie chciałam! Półka się przechyliła i... i...-zaniosła się płaczem. Objąlem ją.

-I?

-spadło zdjecie i szklany samolot! Chciałam złapać ale nie dałam rady... spadł i... przepraszam!-odeszła ode mnie i zakryła twarz rękoma.  Nie wiedziałem, czy krzyczeć na nią,pocieszyć czy iść ją opatrzyć.

Gniew gotował się we mnie i miałem wybuchnąć gdy z moich ust mimowolnie wypłynęły słowa.

-Jestem zły, ale mogłaś mnie zawołać. Pomógłbym ci-podszedłem do niej i objąlem ją- nic się nie stało. Może znajdę gdzieś podobny i sobie kupię. Chodź, teraz trzeba wyjąć ci te kawałki szkła- uśmiechnąłem się, a ona lekko zdezorientowana, poszła za mną do kuchni.

Wziąłem plastry z łazienki i coś czym mógłbym wyciągnąć szkło.
Białoruś siedziała na krześle nadal płacząc.

-Nie płacz, nic się nie dzieje- starałem się ja jakoś pocieszyć- Teraz trochę zaboli.

Odkaziłem jedną ranę i zaczalem wyciągać powoli szkło. Zrobiłem tak jeszcze drugi raz*. Dziewczyna trochę
popłakiwała.

-Nie rób tak więcej, dobrze?-pogłaskałem ją po głowie, roztrzepując jej włosy.

Ukraina przyglądala się wszystkiemu z niemałym zdziwieniem. Szeroko otwartymi oczyma patrzyła, jak Białoruś lekko porusza nogami w przód i w tył-może chciała mnie kopnąć, kto wie?- i jak przyklejam plastry na inne rany.

-Nie patrz tak, nie jestem Bogiem-powiedziałem podnosząc się do pozycji stojącej-Gotowe. Następnym razem mnie wołaj. Dobrze?

-Dobrze! Спасибо брат!-szybko wstała i przytuliła mnie. Rzadko doświadczam takich rzeczy, ale to jednak jest miłe uczucie. Po chwili namysłu oddałem uścisk.

-Chyba musisz się częściej kontaktować z Ameryką, dobrze na ciebie wpływa-Ukraina puściła mi oczko i skrzyżowała ręce na piersi. Odszedłem od Białorusi i otworzyłem drzwi.

-Gdzie ty znowu będziesz się szlajał?-Zapytała Bialoruś, krzątając sie gdzieś w łazience. Mam pewność, że dobrze sie czuje.

-Przejść sie chcę, nie mogę?

-Możesz, możesz- odparły mi siostry chórem. Włożyłem buty i wyszedłem w teren pełen złotych, brązowych i czerwonych liści, wylegujących się na słońcu.

❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎❦︎
Pov. Polska

-Dawaj, jeszcze tam! Chcę przelecieć przez chmury!-krzyknąłem lecąc w białawą chmurkę na niebieskim tle. Kazachstan zaśmiał się i szybko podążył za mną.

-Już nieźle latasz. Jeszcze lądowanie poćwiczymy i będzie git-uśmiechnął się, gdy przelecieliśmy przez chmurę.

-Mam dobrego nauczyciela, to dlatego-pochwaliłem go na co tamten zareagował rumieńcem na niebieskiej twarzy.

-Nie przesadzaj, większość sam umiałeś, ja ci tylko przypomniałem.Lecimy w dół?

-Tak!-krzyknąłem jak małe dziecko-ścigamy się?

-Mam lepszy pomysł-dotknął dłonią mojego ramienia- berek!

Zaśmiałem się i zaczęła się zabawa wśród obłoków. Towarzyszący nam śmiech nieco utrudniał latanie.

Po godzinie zabawy uznaliśmy że mamy dość i zlecieliśmy na ziemię. Wylądowaliśmy akurat w niewidocznym miejscu. Odpoczywając, schowałem skrzydła pod bluzę i napiłem się wody.

-Nie chcesz pokazać innym skrzydeł? Są piękne!

-Nie... każdy myśli, że ich nie mam. Chcę, by tak zostało. Boję się, co mogło by się stać gdyby ktoś się dowiedział oprócz ciebie...

-Och... rozumiem. Czyli... Węgry nic nie wie?

-Dokładnie. Wracamy do domów?

-Да-powiedział Kazachstan, stając na rowne nogi. Zrobiłem to samo.

Droga minęła nam w ciszy. Podczas niej rozglądałem się po jesiennym krajobrazie, zwiastującym rownież miesiąc, w którym zdobędę pełnoletność. Brązowe i czerwono-pomarańczowe liście raz po raz ospale spadały z drzew, robiąc z nich szkielet. Chodnik był czysty, nie było na nim liści. Muszą o niego dbać. Podziwiam takich ludzi.

Pożegnałem się z Kazem i wyjąłemm klucze. Ciekawe jak tam radzą sobie hydraulicy z kranem-pomyślałem wchodząc do domu.

-Co tu sie stało?! Potop Szwedzki w wersji wodnej?!

-Panie Polsko, przepraszamy, sprawy wymknęły sie spod kontroli...-tłumaczył się jeden z pracowników łażąc w te i we w te, zapewne szukał jakichś materiałów na wytarcie zalanych miejsc.

-Nie wiemy ile to potrwa... jeszcze łazienka jest lekko zalana...-powiedział drugi, łapiąc materiał i wycierając kałużę obok szafki.

-Jak to lekko zalana?-otworzyłem drzwi i moim oczom ukazała się podłoga cała w wodzie-Jak to lekko zalana?! Przecież to druga Hańcza jest!-pisnąłem głośno.

-Hańcza w wersji dla mrówek-odezwał się jeszcze inny mężczyzna przykręcając coś w zlewie. Gdy spojrzał na mnie, posłałem mu zabójcze spojrzenie i ten momentalnie zamilknął, niewinnie wracając do poprzedniego zajęcia.

Wyszedłem z pomieszczenia, usiadłam na skrzynce przy drzwiach wejściowych i zasłoniłem dłońmi twarz.

-I... jest jeszcze taka jedna sprawa...-jakiś młodszy chłopak podszedł do mnie i nerwowo miętolił koszulę.

-Jaka?-westchnąłem i przeniosłem wzrok pełny litości na nastolatka.

-No... em...

-Na górze rura pękła i zalała pianino-powiedział mężczyzna z brązowymi włosami, który akurat skończył swoją misję z przykręcaniem rurki przez którą odpływa woda ze zlewu.
Że co przepraszam?

-Ale... wytarliście, prawda?

-Tak. Jest nawet w dobrym stanie, powiedziałbym że w znakomitym, troszkę tylko zostało tam wody. Skrzypce są na dole, leżą o tam-wskazał na białe krzesło za stołem kuchennym-podejrzewam, że bedzie musiał pan gdzieś przenocować na góra dwa dni. Ale to w najgorszym przypadku. Postaramy się zrobić wszystko, by pan się nie denerwował i nie przejmował. Dopilnuję rownież, żeby nie zalać doszczętnie mieszkania.

-Mam taką nadzieję...-ponownie westchnąłemm i wbiłem wzrok w lśniące skrzypce-zalaliście też moją szafę?

-Nie, raczej nie.Ma gdzie pan przenocować?

-Chyba tak... pójdę się spakować. Proszę, nie zalejcie mi mieszkania, błagam-złożyłem dłonie jak do modlitwy, a następnie wszedłem po schodach do swojego pokoju. Spakowałem najpotrzebniejsze rzeczy do największej torby jaką miałem i zszedłem na dół zabrać stamtąd inne przedmioty.

To też wezmę, tak na wszelki wypadek. Pianino gorzej-pomyślałem łapiąc smyczek,białe szkrzypce i futerał na nie. Schowałem instrument i skierowałem się do wyjścia. Wyciągnąłem z kieszeni przebywające tam do tej pory klucze i podałem jedne przerażonemu nastolatkowi.

-Nie bój sie mnie. Rosji się bój albo Niemca. Wyglądasz na porządnego, proszę, zrób wszystko, żeby mój dom nie zamienił się w akwarium.O pianino również dbajcie-poklepałem go po ramieniu, co spowodowało że chłopak nieco się rozluźnił.

-Zrobię wszystko co w mojej mocy-uśmiechnął się i poszedł pawdopodobnie do kierownika.

-Powodzenia i do widzenia!-krzyknąłem zanim zamknąłem drzwi za sobą. Miejmy nadzieję, że Węgierek bedzie miał ochotę pogościć starego przyjaciela. Miejmy nadzieję...

Rany boskie, jak to sie stało że takich gości wynająłem-pomyślałem. Nagle nie wiadomo skąd dostałem dużo energii, a płonące od zachodzącego słońca niebo, wcale jej nie odejmowało.Zacząłem więc biec, przez liście, rozsypując je przy okazji. Robiłem tak aż do drzwi mojego przyjaciela. Podniosłem dłoń.

-Nie masz gdzie mieszkać, do Niemca nie pójdziesz. Dajesz-wypuściłem powietrze i zapukałem do drzwi.

-Ki kopogtat az ajtón ebben az időben? Talán a postás, bár kétlem.(tł.Kto w tej chwili puka do drzwi? Może listonosz, choć w to wątpię**)-Doszło zza drzwi. Chwilę potem usłyszałem kroki i otwieranie kluczami zamków w drzwiach.

-O! Listonosz Lengyelország! Co cię tu sprowadza?

-Hańczę mam w domu...

-Nie ciekawie. Przyszedłeś po sprzęt do nurkowania? Chodź, zapraszam-przesunął się bym mógł wejść-wiem o co ci chodzi-dodał gdy przechodziłem obok niego.

Położyłem torbę z futerałem na drewnianym stole. Usiadłem na krześle, a chwilę potem Wegry przyniósł kubek z herbatą.

-Jesteś głodny?-spytał po chwili ciszy, przyjemnej dla nas obu.

-Nie.

-Łazienka jest na prawo, a pokój gościnny obok niej. Muszę jutro iść do pracy, idę spać. Poradzisz sobie?

-Tak, tak. Dobranoc i dziekuję.

-Wzajemnie-uśmiechnął się i poszedł zapewne się umyć i spać.

Wypiłem ostatni łyk herbaty i poszedłem do pokoju się mniej więcej wypakować. Po wykonaniu tej czynności poszedłem się umyć.

Położyłam się w łóżku i zmęczona dniem, zasnęłam.

💫💫💫

*Nie wiem jak to się robi, nie bijcie mnie za to :c

**wujek tłumacz google jak zawsze niezawodny :D

Hejjjjjjjjjjjjka :D

O, i taki rozdział rozumiem. Tamte były... takie... nie wiem. Chodzi mi o to że były jakieś takie dziwne. Nie umiem tego wytłumaczyć. Mam nadzieję, ze rozdział się spodobał ^^

I jeszcze chciałam się zapytać... Polska ma być chłopakiem czy dziewczyną? Jeszcze wszystko moge zmienić hah. Nie mogę się zdecydować :c

rozdział zawiera 3095 słów, robię postępy hah

𝔹𝕒𝕪𝕠𝕠𝕠

~𝚙𝚒𝚎𝚛𝚘𝚣𝚎𝚚

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro