8. Nie chcę się uwalniać.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Wstyd po sytuacji z meczu rozwinął się do takiego stopnia, że nie poszłam dzisiaj do szkoły. Nie logowałam się nawet na messenger'a w obawie, że ktoś ze znajomych może do mnie napisać. Melanie myśli pewnie, że ją zlewam, tu jednak nie chodzi w żadnym stopniu o nią. Nie chcę po prostu ryzykować zobaczeniem wiadomości z pretensjami, bo to dobije mnie jeszcze bardziej. Wiem, że Otis wypytywał już Isaac'a co mi odwaliło. Zachowałam się beznadziejnie i poniosę spore konsekwencje. Przynajmniej ze strony Duran i drużyny. Nie powinnam się tam pokazywać, ale nie mogę się wiecznie ukrywać. Szkoda, że mama dowiedziała się o sytuacji od Hastings, zamiast ode mnie. Powiedziałabym jej w swoim czasie. Czy trenerka wydzwania tak do każdego rodzica? Całe szczęście mama jest dla mnie wyrozumiała. Opowiedziałam jej jak to wszystko wyglądało. Powiedziała, że rozumie mój wybuch. Tą część z tabletką pominęłam, bo gdyby o tym wiedziała, nie byłoby już tak miło. 

Z łóżka nie wyszłam od jakichś dwóch godzin. Odkąd wstałam zadręczają mnie wyrzuty sumienia. No ale przecież nie mogę spędzić tak dnia. Skoro już opuszczam szkołę, warto to wykorzystać. 

— No Maya, zrób coś produktywnego. — powiedziałam sama do siebie 

Umyłam zęby, związałam włosy w kucyk i założyłam coś wygodnego. Zeszłam na dół i usiadłam z jabłkiem przy stole. Jest godzina 10.28. Pobiegam chwilę, żeby moje myśli odpoczęły, a potem pojadę pod szkołę Melanie. Nie mogę tak olewać tego zakładu. Muszę odzyskać telefon, bo jego brak wszystko mi utrudnia. Nie dość, że mniej kontaktuję się z Mel, to jeszcze jestem skazana na myślenie całymi dniami. No a najbardziej brakuje mi pisania z Joe i Isaac'iem. Bez nich to wszystko jest jakieś trudniejsze. Podam to mamie jako argument. 

Po śniadaniu którego nawet nie poczułam, wzięłam butelkę wody i wyszłam z domu. Kawałek drogi przeszłam normalnie, bo nie lubię biegać na widoku sąsiadów. Może ten bieg jakoś mi pomoże. 

... 

Radio w samochodzie pokazuje równą trzynastą. Jestem w drodze pod szkołę Melanie. Najgorsze jest to, że jadę z pamięci, bo kiedyś już wyszukiwałam tę lokalizację na telefonie. Mam nadzieję, że poszła dziś w ogóle na lekcję i nie jadę tam na darmo. Zmęczyło mnie to dwu godzinne bieganie. Potem w domu musiałam się jeszcze szybko umyć i ubrać by nie wyjechać z domu zbyt późno. Nie wiem o której kończy, ale na pewno nie wcześniej niż czternasta. Myślę, że nie jest na mnie obrażona, ale i tak kupiłam jej czekoladę na przeprosiny. Największą jaką znalazłam w sklepie. Nie mogę marnować czasu na zbędne kłótnie. Będę się z nią zgadzać, ustępować i w razie potrzeby przepraszać nawet za nic. Nie ma sensu komplikować, to tylko zakład, wyzwanie przez które muszę przejść. Żeby wygrać trzeba czasem odpuścić. 

Kiedy już podjechałam pod szkołę była za dwadzieścia czternasta. Wzięłam czekoladę i wyszłam z mojego samochodu. Oparłam się o maskę i zaczęłam rozglądać po okolicy. Ładną mają tą szkołę. Z nudów już miałam wyciągnąć papierosa, gdy przypomniałam sobie, że Melanie nie wie, że palę. Nie wiem czy jej o tym mówić. Ciężko mi stwierdzić jak mogłaby zareagować. Ale skoro nie mogę zapalić, to trudno. Będę sobie bezczynnie stać, nie mając pewności czy ona się w ogóle zjawi. 

— Maya? — usłyszałam obok i gdy się obróciłam, zobaczyłam dziewczynę z drużyny Mel

Kompletnie nie znam jej nazwiska, ale to ona pierwsza się wtedy do mnie odezwała, kiedy czekałyśmy na rozpoczęcie meczu. W 2019 grałyśmy z nimi jeden sparing, chyba wtedy grała. Melanie jednak nie pamiętam, albo grzała ławkę, albo wcale jej tam nie było. 

— Hej. — uniosłam lekko dłoń w górę — Znamy się? 

— Missy Ackerman. — odparła — Czekasz na kogoś? 

— Ta. — kiwnęłam głową — Wasza szkoła ładnie się prezentuje. Ale boisko takie sobie. 

— Od lat nie uczestniczyła w lidze. Dopiero mój rocznik to zmienił. 

—  No to gratulacje. Gdyby moja szkoła miała mieć słabą drużynę poszłabym do innej. 

Tylko na to zwracałam uwagę wybierając liceum. Nie widzę dla siebie innej przyszłości niż reprezentacja. 

— Kochasz piłkę nożną, prawda? — zapytała

— Całym sercem.

Missy uśmiechnęła się, a jej policzki zrobiły się lekko czerwone. Nawet słodko to u niej wygląda. Jest śliczna. Ma długie włosy, nieco jaśniejsze od włosów Melanie, dołeczki, pełne usta i szare oczy. Nie wygląda na kogoś kto uprawia sport, powiedziałabym, że tylko siedzi i pachnie. No ale pozory mylą. 

Nazwałabym ją ideałem, ale jestem jeszcze ja.

— Widać to kiedy grasz. Mało kto tak do tego podchodzi. — powiedziała z uśmiechem — To tłumaczy czemu jesteś najlepsza. 

— Schlebiasz mi. — też się uśmiechnęłam — Pewnie czegoś chcesz.

Zażartowałam, a ona wywróciła oczami. Założyłam ręce na krzyż, co raz bardziej zainteresowana rozmową z nią. Zazwyczaj kiedy ludzie są mili to po prostu coś ode mnie chcą. Zawsze byłam lubiana, przez mój talent wiele osób zaczęło mnie zauważać, wielbić ale też nienawidzić. Kocham rozgłos, ale bywa też dołujący. Na przykład teraz w tej całej sytuacji z meczu. No przecież każdy już o tym słyszał. Nie wierzę, że ta dziewczyna albo Melanie nie. Mel pewnie zrobi mi o to dramę lub wcale nie skomentuje. Chyba wolę tą drugą opcję. 

— Ej! Mówię prawdę! — zaczęła się bronić

— Jakoś ci nie wierzę. 

— Ach tak? Niemiło. 

— Niech ci będzie. — uniosłam ręce w górę na znak, że się poddaję — Mogę o coś spytać? 

Dziewczyna uśmiechnęła się i podeszła bliżej. Oparła się o moje auto tak, że stykamy się ramieniem. Może to czekanie na Melanie nie będzie takie nudne. Missy wydaje się ciekawa, zagadkowa. Z pewnością jest lubiana. Przypomina mi mnie, przynajmniej pod względem mimiki i tonu. 

— Pytaj o co chcesz. — powiedziała patrząc mi w oczy

— Nasz sparing, zeszłe półrocze... chyba wrzesień?

— Czyli mnie pamiętasz? — zagryzła wargę, dumna z siebie

Brzmi na zadowoloną z tego faktu. Teraz to nawet bardzo dobrze ją pamiętam. Po meczu o czymś do niej zażartowałam, chwilę nawet pogadałyśmy. Potem przelotnie widziałam ją na kilku imprezach. Zawsze miała spódnicę, zresztą tak jak teraz. Czemu wcześniej się bliżej nie poznałyśmy. Muszę się w końcu otworzyć na ludzi. 

— No tak. — odpowiedziałam z uśmiechem — No więc co do wtedy, wiesz może czemu Melanie Higgins nie grała? 

Uśmiech opuścił jej twarz, teraz oblała ją irytacja. Zdziwiło mnie to, ale nie ważne. Chcę tylko wiedzieć czemu jej nie było.  

— Zemdlała dzień wcześniej. Ona dość często mdleje. — wyjaśniła, a ja spojrzałam na nią zmartwiona, mając w głowie masę pytań — A co? Nie mów, że się znacie. 

— Poznałyśmy się po meczu. Kolegujemy się. 

— Odradzam ci tą znajomość Maya. — powiedziała z tak złośliwym uśmiechem jakiego nigdy nie widziałam

Nawet to nie ujmuje jej piękna, w sumie to nawet dodaje uroku. 

— Co? Dlaczego? — zapytałam zdziwiona

W życiu nie sądziłam, że ktoś może mi odradzać Melanie. Przecież ona jest taka nieszkodliwa. Cicha i niewidoczna. Mądra i spokojna. 

— Nikt jej nie lubi. 

Wzruszyła ramionami, a ja pokiwałam głową. W to akurat jestem w stanie uwierzyć, bo na początku strasznie działała mi na nerwy. Ją trzeba po prostu bliżej poznać. Dać szansę. 

— Ja lubię. Jest w porządku, serio. 

— Mówię poważnie Maya. Naprawdę chcesz zadawać się z kimś kto się nie szanuje? Zasłgujesz na coś lepszego. 

Chwila, co? Odsunęłam się od samochodu, zacisnęłam dłoń na tabliczce czekolady i spojrzałam w niebo. Na coś lepszego? A co niby jest takiego złego w tej dziewczynie? Wątpię by była gorszym człowiekiem ode mnie. To ja jestem ta zła. A jeżeli Melanie jest łatwa, to wiele mi ułatwi. No ale nie sądzę, by była to prawda. To przecież najbardziej nieśmiała i skryta w sobie osoba jaką znam. 

Znam... No w sumie to jej nie znam. Coś tam o sobie wiemy, ale czy możemy powiedzieć, że się znamy? 

— Co masz na myśli? Mów konkretniej. 

Wbiłam w nią wzrok oczekując, że jakoś mi to wyjaśni, ale chyba nie zamierza. 

— Idzie nasza mała gwiazda. — rzuciła Missy i puściła mi oczko 

Obróciłam się i zobaczyłam, że Mel jest już blisko nas. Wygląda na zdezorientowaną i zestresowaną. Pewnie boi się, że jej koleżanka już wystarczająco mi opowiedziała. A skoro się boi, to pewnie ma coś za uszami. 

Nie Maya, nie oceniaj pochopnie. 

Uśmiechnęłam się i chciałam ją objąć, ale ona tylko się zatrzymała i nawet na mnie nie spojrzała.

— Co tutaj robisz? — zapytała zamiast normalnie się przywitać

— Przyjechałam z tobą pogadać. 

— Nie wiem co Missy ci powiedziała... — zerknęła w moją stronę i znowu na Missy

— Póki co niewiele. — wtrąciła tamta — Ale już miałam przechodzić do sedna. 

Odwróciłam się do dziewczyny, ciekawa tego co zaraz powie. A może lepiej nie wiedzieć? 

— Maya...

— Ma romans z trenerem. 

Szybko przeniosłam wzrok z Missy na Melanie. Nie. Jestem w kompletnym szoku. Kurwa.

Momentalnie wszystko wokół się dla mnie zatrzymało. Wyłączyłam się i skupiłam tylko na jej słowach. Romans z trenerem. Trener to Blake. Blake, który planuje przyszłość z moją matką. 

Ja pierdole. To nie może być prawda. Nie, nie ma opcji. Ona kłamie. Albo on ciągle kłamie. Nie. Cholera. 

Moje ciało aż oblało ciepło. To którego nie lubię, to, które wprowadza mnie w zły stan, które sprawia, że ciężej się oddycha. Teraz pytanie, jak to powstrzymać?

...

— ...to nie jest prawda. — powiedziała Melanie — Missy odpierdol się w końcu. Ujebałaś coś sobie i mnie gnębisz. 

Wiązanka przekleństw z jej ust sprowadziła mnie na ziemię. Przecież ona nie przeklina. Aż rozbolała mnie głowa. 

...

— Kochanie, ja nigdy nie przestanę. 

...

Dotarło do mnie, że teraz Missy i Melanie stoją bliżej i skaczą sobie do gardeł. Ludzi też nagle zebrało się więcej. Ile to trwa? Boże, co się ze mną ostatnio dzieje? Czemu się tak wyłączam?

— Ej spokojnie, dziewczyny. — powiedziałam stając między nimi 

Wyzywają się, krzyczą, popychają, a moja głowa pulsuje. Co ja mam zrobić? Niech to się już skończy. Niech się uciszą. Ja nie chcę stracić kontroli, ale to mnie już dobija.

...

— Uspokójcie się. — powtórzyłam ale nic to nie dało 

Nie jestem nawet pewna czy powiedziałam to na głos. Czy Blake naprawdę ma romans z Melanie? Mój Blake? Moja Melanie? 

Nagle Missy popchnęła ją tak, że ta wpadła na czyjeś auto. Odwróciłam się, by się upewnić czy wszystko jest okej.

...

— Uwaga, uwaga! — krzyknęła Missy — Melanie Higgins daje dupy trenerowi Hun...

Nie zdążyła nawet dokończyć bo moje nerwy wyszły na zewnątrz. Ackerman dostała solidną tabliczką czekolady w twarz. Czekolada złamała mi się przez pół w ręce, a dziewczyna upadła. Dostrzegłam kilka kropelek krwi na opakowaniu, a gdy popatrzyłam na Missy dotarło do mnie, że rozwaliłam jej wargę. O Boże.

— Maya co ty zrobiłaś?! — wkurzyła się Mel i stanęła przede mną

— Ja... Nie wiem. Nie wiem...

Pokręciłam głową, odeszłam i wsiadłam do mojego samochodu. Rzuciłam tą złamaną na pół czekoladę do tyłu i oparłam głowę o kierownicę. 

Znowu to samo. Odwala mi. Ja nigdy wcześniej taka nie byłam. Dopiero co rzuciłam się na Duran, a teraz Missy. Dlaczego taka jestem? Inni potrafią jakoś stłumić ten gniew który w sobie mają. Czemu ja tak nie mogę? Zawsze czułam się inna, tylko że lepsza. Teraz myślę, że to ja jestem największym problemem. 

Uniosłam głowę i przez szybę zobaczyłam Blake'a podtrzymującego Missy. Jeszcze jego tu brakowało. Będzie przewalone. Melanie ciągle coś do niego gada, ewidentnie spanikowana. Kiedy oboje równocześnie na mnie spojrzeli, aż mnie zmroziło. Sypiają ze sobą czy nie?! Potrzebuję odpowiedzi. W końcu Blake objął moją ofiarę i zaczął prowadzić w stronę szkoły. 

— Ja jebie... — rzuciłam i znowu oparłam się o kierownicę, ręką uderzyłam w panel, modląc się by nic nie rozwalić

Kilka sekund później, ktoś otworzył drzwi i usiadł obok. Poczułam delikatną dłoń na swojej, więc niechętnie podniosłam się i usiadłam normalnie. Oparłam głowę o fotel i zwróciłam się do Melanie, nie siląc się na uśmiech. Nie wygląda już na zdenerwowaną, uśmiecha się. 

— Nie musiałaś mnie bronić. — powiedziała — Ale dziękuję. 

— Nie jestem z tego dumna. 

— Należało się jej. 

— Nie tłumacz mnie. — powiedziałam nieco ostrzej i przerwałam nasz kontakt wzrokowy — Kurwa mać.  

Zabrałam rękę spod jej i poprawiłam sobie włosy. Zacisnęłam zęby na wnętrzu policzków i wbiłam wzrok z jeden punkt. Jestem na siebie wściekła. 

— Co z tobą? — zapytała Melanie 

— Nic. 

— Nie wkurzaj się na mnie, to ty jej przywaliłaś. — powiedziała zirytowana

— Spanikowałam okej?! Nie umiałam was rozdzielić, ona posunęła się za daleko. I nie wkurzam się ciebie tylko na siebie, bo kurwa za dużo we mnie siedzi i już tego nie ogarniam. Czaisz?! — wykrzyczałam i odwróciłam się w jej stronę — Zawsze nad sobą panowałam, nie wiem co się ostatnio dzieje. 

Ostatnią część powiedziałam już ciszej i zrobiło mi się przykro. Naprawdę czuję się zagubiona. Westchnęłam czekając aż Melanie wysiądzie obrażona, trzaskając drzwiami mojego ukochanego Subaru. To jednak nie nastąpiło. Pochyliła się i położyła głowę na moim ramieniu. Zdziwiło mnie to i na kilka sekund przestałam oddychać. Nie przytuliłam się do niej w obawie, że coś zepsuję.  Mimo to, naprawdę zrobiłam się spokojniejsza. 

— Aż tak wkurzyła cię myśl o tym, że mogę z kimś sypiać? — zaśmiała się 

— Dostała bo cię popchnęła. 

— Nie, nie, nie. Przywaliłaś jej dopiero po tym jak krzyknęła, że daję dupy. Chwilę minęło. 

Sama nie wiem już o co mi chodziło, ale wcale mi nie ulżyło. Po prostu myśl, że Melanie i Blake...fuj. Gdyby zrobił to mamie, chyba bym go zatłukła. Wtedy użyłabym czegoś twardszego, nie czekoladę. Wciąż jestem w szoku ile siły musiałam użyć, że aż rozcięłam jej wargę.

— No dobra, załóżmy. — powiedziałam z uśmiechem — A właśnie, wcześniej mówiłaś, że nie przeklinasz. 

Melanie podniosła się i przechyliła głowę żeby spojrzeć mi w oczy. 

— Każdy traci czasem kontrolę Maya. Nie jesteś jedyna, nie martw się. 

Uśmiechnęłam się słabo i odwróciłam wzrok. 

— Hej, nie smuć się. — powiedziała

— Nie odstraszyłam cię? — zapytałam 

— Przecież tu siedzę. 

Spojrzałam na nią, a ona się uśmiechnęła. Dobra z niej koleżanka. 

— Ta czekolada była dla ciebie. 

Sięgnęłam do tylnych siedzeń i zabrałam połamaną tabliczkę. Melanie zaśmiała się i ją przyjęła. Otworzyła ją, połamała jeszcze bardziej i podsunęła mi, by mnie poczęstować. Wzięłam mały kawałek i wsadziłam do ust. 

— Dalej dobra. — skomentowałam 

— Myślę, że teraz nawet lepsza. — dodała Mel — I Maya, ona oczywiście zmyślała. Byłaś moim pierwszym pocałunkiem, co dopiero seks. I to z Hunterem... — zaśmiała się 

Poczułam ogromną ulgę i aż wzięłam głębszy oddech. Byłam jej pierwszym pocałunkiem? Nie wiedziałam. Mam nadzieję, że jej tego nie zepsułam. Moim pierwszym był Isaac. Nawet nie umieliśmy się całować, wyszło fatalnie. Może to dziwne, ale miło to wspominam. 

— Spokojnie, nie uwierzyłam jej, byłam tylko w szoku. W ogóle, odwieźć cię do domu? 

— Muszę wrócić na trening. Zaraz się zaczyna. — powiedziała patrząc na zegarek 

— To po co szłaś na parking? 

Uśmiechnęła się i usiadła prosto w fotelu. Przyglądam się jej z zaciekawieniem. 

— Missy napisała na konwersacji drużyny, że tutaj jesteś. — wyjaśniła — Chciałam cię zobaczyć, zapytać czemu nie odpisujesz. 

Ucieszyłam się, że chciała do mnie przyjść. Dodatkowo fakt, że przejęła się tym, że nic nie piszę. Nie ma we mnie wywalone. Posunęłabym się nawet to stwierdzenia, że jej zależy. Uśmiechnęłam się jak głupia i spojrzałam jej w oczy.

— Jestem bez telefonu aktualnie. Ale, kiedy już go odzyskam, nie uwolnisz się od moich głupich wiadomości. 

— Nie chcę się uwalniać. Lubię cię Mayu Mayfield. 

— Nigdy nie sądziłam, że to od ciebie usłyszę, Melanie Higgins. 

— A jednak. 

Patrzyłyśmy  na siebie jeszcze chwilę, po czym westchnęła i złapała za klamkę. Szkoda, że musi iść. Ale rozumiem, trening ponad wszystko. 

— Muszę lecieć. Zobaczymy się jutro? 

— Oczywiście. Chętnie. 

Otworzyła drzwi i wysiadła. Odchodząc odwróciła się jeszcze i mi pomachała. Odmachałam jej i gdy już zniknęła, odpaliłam samochód. Jestem pod wrażeniem. Wszystko idzie jak powinno. Gdyby ktoś mi wczoraj powiedział, że Melanie się tak zachowa, nie uwierzyłabym. Jakaś dziwna przemiana, święto lasu. Z uśmiechem na twarzy wyjechałam z parkingu, zmotywowana do działania. Trochę naprawiła mój okropny dzień. 

...  

Do domu wróciłam dopiero o szesnastej, bo jeździłam chwilę po mieście. Bałam zmierzyć się z konsekwencjami, wciąż zresztą boję, ale szkoda mi paliwa. Łudziłam się, że dom będzie pusty i po prostu pójdę do siebie. Byłam w błędzie. W kuchni zastałam mamę i Blake'a. Nie wyglądają na zadowolonych. Nawet gdy się do nich uśmiechnęłam, ich miny się nie zmieniły. A przynajmniej mamy, bo Blake chyba spróbował się uśmiechnąć. 

— Wiem co zrobiłaś Maya. — zaczęła mama

— Wiem. Żałuję. 

— Naprawdę? — zapytała w szoku i aż się wyprostowała

Szczerze żałuję. Fakt, należało się jej ale problemów się tak nie rozwiązuje. To było bardzo słabe z mojej strony, może gdybym mogła cofnąć się w czasie postąpiłabym inaczej. 

— Nie przeproszę jej. Nigdy. Od razu mówię. Nawet nie wiecie co wygadywała, zrobiłam to w waszej obronie. 

— Wiem Maya, gadałem z Melanie. — powiedział Blake — Rozumiem. Mama chyba też. 

— Chociaż tyle. — zgodziłam się

— Po co ty tam w ogóle byłaś? 

Nie pomyślałam nad tym. Nie powiem im przecież o Melanie. Najlepiej gdyby w ogóle mnie z nią nie kojarzyli. Jeszcze pomyśleliby, że ta znajomość to coś na serio. Gdy zakład dobiegnie końca nie chcę by o nią pytali. 

— No...ja chciałam, gdzieś z tobą wyjść Blake. — wymyśliłam na szybko — Missy przeszkodziła. 

Mama i Blake spojrzeli na siebie w szoku, po czym ich wzrok wrócił z powrotem na mnie. Boże, przecież ta wymówka jest beznadziejna. Nigdy nie parłam do Blake'a, nawet słowem nie wspomniałam o spędzeniu czasu w trójkę, co dopiero w dwójkę. Zawsze uciekałam, gdy mieliśmy do niego jechać. 

— Zaskoczyłaś mnie. — przyznał — Wiesz, ze względu na trening musiałbym ci odmówić, ale możemy to nadrobić. 

Uśmiechnął się, a mama aż wzruszyła. Uśmiechnęłam się sztywno i pokiwałam głową. No i co ja narobiłam? Teraz już się nie wymigam. Mama jest zbyt podekscytowana by to psuć. 

— Dziwne, że twoje kostki są całe. — zaśmiał się Blake

Spojrzałam na swoje pięści i też się zaśmiałam. Podeszłam do stołu i usiadłam naprzeciwko nich. Może chwila rozmowy dobrze mi zrobi. 

 — Uderzyłam ją  tabliczką czekolady. 

— Co? — zapytała mama 

— No tą taką dużą. 

Zaczęliśmy się w trójkę śmiać, a ja dokładniej opowiedziałam im o sytuacji. Teraz jak tak o tym myślę, jest to komiczne. Dalej nie wiem, czy wkurzyłam się o Mel, Blake'a, czy po prostu na tą ładną dziwkę. To chyba nie jest już istotne. Blake powiedział mi, że nie będę mieć żadnych kłopotów, bo to Missy gorzej by na tym wyszła. To ona krzyczała i wykonała pierwszy ruch. Chociaż tyle, że tą sprawę mam z głowy. Dodatkowo zapunktowałam u mojej "ukochanej". Szkoda tylko, że sprawa z Duran tak po mnie nie spłynie. Ona mnie zabije. Jak tylko mnie zobaczy to ukatrupi. Ja nie umiem się bić. Czasem najdzie do mnie jakiś przypływ mocy, ale gdy już wykonam ruch to panikuję. Ostatnio biłam się w siódmej klasie. Wygrałam tylko dlatego, że Joe mi pomógł. Pozostaje mi się modlić, by nie trafić na Elise gdy wokół nie będzie nauczycieli, czy kogokolwiek dorosłego. 

... 

W ogromnym stresie przekroczyłam próg szkoły. Wzrok wielu osób od razu na mnie wylądował. Zrobiło mi się głupio, poczułam się osaczona. Jezu czemu każdy musi mnie tu znać. Czasem chciałabym być niewidoczna. Zagryzłam wnętrze policzków i rozejrzałam się w poszukiwaniu Isaac'a lub Joe. Nigdzie ich nie ma. Co ja zrobię. Postawiłam kilka niepewnych kroków, starając się nie utrzymywać z nikim kontaktu wzrokowego. Nie. Nie. To ja tu jestem najlepsza, ja tutaj rządzę i na pewno się nie wstydzę. Ja nie spuszczam głowy, ze mną się nie wygrywa. Duran zaczęła i przysięgam, że jak ją spotkam to...

— Mayfield. — usłyszałam i aż mnie zamurowało 

Nie. 

— Duran. — powiedziałam przestraszona i spojrzałam na dziewczynę 

Stoi kilka metrów ode mnie, dłonie schowane ma w kurtce. Zaraz wyciągnie nóż i mnie zadźga...

— Przyszłaś. 

Podeszła bliżej, nawet bardzo blisko, zbyt blisko. Muszę się opanować, pokazać, że mam to wszystko gdzieś. No halo przecież ja się niczym nie przejmuję tak? Mam wywalone. 

— Przyszłam. 

— To świetnie. — powiedziała i chwyciła mnie za ramię by przyciągnąć do siebie

Objęła mnie i poklepała po plecach. Co do cholery?

— Jak usłyszę, że ktoś się do niej pruje o akcję na meczu, to nie żyjecie! — ogłosiła, a ja aż rozchyliłam usta w szoku 

Od kiedy my sobie pomagamy? I serio aż tyle osób się wkurzyło, że Duran musi ich uspokajać? Chyba dobrze, że nie mam tego telefonu i w miarę mnie to ominęło. 

— Mayfield delikatnie wybuchła. Nie musimy jej za to jebać. — kilka osób pokiwało głową, a ja dalej stoję jak wryta w ziemię, nie wiedząc co powiedzieć — Cieszę się, że się rozumiemy. Nara. 

Pociągnęła mnie ze sobą do pustej klasy, a ja oparłam się o ławkę. 

— Dzięki. — powiedziałam 

— Spoko, ale co to było kurwa na meczu?

Podeszła i usiadła obok mnie. Nie wiem nawet jak jej to wyjaśnić. Odbiło mi i tyle.

— Słuchaj jak nie chcesz to mi nie mów, ale Hastings ci nie odpuści. Próbowałyśmy ją z dziewczynami udobruchać, ale nie wyszło. Zjebana jakaś jest. 

— Pogadam z nią po lekcjach. Albo nawet teraz. Przepraszam cię Elise, to było chujowe. 

— Nie ważne. Byleby cię nie zawiesili i tyle. Nie miałabym do kogo podawać. — uśmiechnęła się 

— Fakt. — zgodziłam się i odsunęłam od ławki — To idę na rzeź. 

— Powodzenia. 

Pokiwałam głową i opuściłam salę. Idę przez korytarz do gabinetu pani trener. Wyjaśnię jej, że ostatnio coś jest u mnie nie tak, poniosły mnie nerwy i to się nie powtórzy. Nie wiem co innego mogłabym jej powiedzieć. 

Stanęłam przed drzwiami i uniosłam rękę by zapukać. Gdy już miałam to zrobić, uchyliły się i Hastings stanęła mi przed oczami. 

— Któż to się pojawił. — powiedziała i odsunęła się bym mogła wejść 

— Przyszłam się wytłumaczyć. — oznajmiłam gdy zamknęła drzwi

— Nie musisz. Rozmawiałam z twoją mamą, rozumiem Maya. 

No tak, mama pewnie opowiedziała jej WSZYSTKO co się ostatnio wydarzyło. Teraz trenerka będzie się nade mną litować. 

— Naprawdę? 

— Emocje czasem ciężko opanować. Szczególnie w twoim wieku i sytuacji. Presja tu, presja tam. Po prostu następnym razem, kiedy poczujesz, że coś jest nie tak, daj mi znać. — podeszła bliżej mnie i położyła dłoń na moim ramieniu — Zawsze ci pomogę. 

— To miłe. — powiedziałam zaskoczona, że Hastings ma uczucia — Dziękuję. 

Pokiwała głową i mnie ominęła. Nie wierzę, że poszło tak łatwo. Za dobrze mi w życiu idzie. 

— Nie zawieszam cię, ale przez kartkę posiedzisz na ławce na kolejnym meczu. 

— Wiem. Więcej do tego nie dopuszczę. 

— Mam nadzieję. Wierzę, że mnie nie zawiedziesz. 

— Postaram się. 

— A jak z tobą i Duran? — zapytała przyglądając mi się 

— Pogodzone. — odparłam

— Świetnie. To do zobaczenia na treningu. 

— Do widzenia. 

Opuściłam gabinet uradowana. Udało się, nikt mnie nie zabił. Czy mogło być lepiej?

— Ej ty! Agresorze! — usłyszałam głos za którym tęskniłam 

Obróciłam się i od razu wpadłam w ramiona Isaac'a. Cmoknął mnie w usta i mocno przytulił. 

— Wszystko ok? — zapytał 

— Oczywiście. — odpowiedziałam 

Odsunęliśmy się od siebie, a on wyciągnął z kieszeni Lion'a i mi go dał. Z przyjemnością przyjęłam prezent, bo wyszłam z domu bez śniadania. Nie mogę uwierzyć, że wszystko poszło tak łatwo. To aż dziwne. 

— Pamiętaj, że możesz na mnie liczyć. — powiedział 

— Ty na mnie też. Zawsze. 

Objęłam jego twarz i się uśmiechnęłam. Naprawdę mi na nim zależy. 

— Wiem, jesteś niezastąpiona. 

Puścił mi oczko i ucałował w czoło. Złapaliśmy się za ręce i rozpoczęliśmy wędrówkę do mojej klasy. Ciekawe czy Joe jest już w szkole. Muszę opowiedzieć mu o tym wszystkim z Melanie. Z Isaac'iem dziwnie o niej gadać. Koniec zakładu tuż tuż. Niedługo znowu będę musiała ją pocałować. Bez tego się nie uda. Przede wszystkim bez telefonu mi się nie uda. Żeby kompletnie ją oczarować muszę mieć z nią stały kontakt. I fizyczny i internetowy. Po wczoraj, wierzę, tak serio wierzę, że to może się udać. Najtrudniej będzie natrafić na odpowiedni moment, żeby spytać o związek. Potem jeszcze jakiś dowód do Elise i tak dalej. O zerwaniu nie chcę na razie myśleć. To nie jest zmartwienie na teraz. 

— Masz jakieś plany na jutro? — zapytał Isaac 

— Nie...aaa no tak. Widzę się z Mel. 

— Już skracasz jej imię? 

— Tak jakoś mi się spodobało. 

— A gdybym się zakradł później do ciebie, miałabyś coś przeciwko? 

— Oczywiście, że nie. — powiedziałam zadowolona 

— Idealnie. 

Objął mnie i przyciągnął bliżej siebie. Nie mogę się doczekać. Ostatnio nie spędzaliśmy dużo czasu we dwójkę. Mam na myśli spokojnego czasu. Chwil w których po prostu leżymy i o niczym nie myślimy. Ciągle coś było na głowie. Mam nadzieję, że w końcu chociaż przez chwilę będę mieć spokój. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro