9. ...jak inaczej chcesz to nazwać?

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Mocno zaciągnęłam papierosem po czym wypuściłam dym ustami. Jest długa przerwa i pozwoliłam Duran namówić mnie na papierosa. To dlatego, że mam dzisiaj dwie misje. Wizyta u Blake'a i "randka" z Melanie. Szczerze nie wiem co jest bardziej stresujące, bo w obu sytuacjach mogę coś zepsuć. A psucie wszystkiego akurat mi wychodzi. Najpierw jadę z mamą do jej kochasia, posiedzę tam chwilę i uciekam. Następnie jadę po Mel i realizujemy nasze plany, które miały odbyć się wczoraj. Coś pilnego jej wypadło i musiała odwołać wyjście. Z grzeczności nie dopytywałam o co chodzi, ona też nie wyglądała jakby chciała o tym gadać. Musiałam gadać na kamerce przez laptopa i dziękowałam Bogu, że akurat się nie zacinał. Fakt, byłam lekko wkurzona, że się nie udało, ale pocałunki i dotyk Isaac'a szybko temu zaradziły. No i jak już odwiozę dziś Melanie do niej, będę musiała znowu podjechać do Blake'a po mamę i dopiero do swojego domu. Będę jeździć tam i z powrotem. Chciałam wybrać randkę, ale mama przekupiła mnie, że odda mi telefon jak z nią pojadę. Chętnie stracę trochę paliwa dla możliwości komunikowania ze znajomymi i światem. No i nie chcę jej kolejny raz zawieść. Odwiedzenie Blake'a to minimum, jestem w stanie to zrobić.

- Nadal nie wierzę, że nie dostałam szlabanu za akcję na meczu. Przecież powinni mnie wyjebać.

- Hastings miała pewnie jakąś przemianę duchową i nagle cię uwielbia. - zaśmiała się Nora

- Może ktoś ją w końcu porządnie...

- Nie kończ Duran, nie chcę tego słyszeć. - powiedziałam ale mimo to się uśmiechnęłam

Myśl o Hastings i jakimś gościu...nie. Bardziej widzę ją jako starą pannę z kotami. Albo pięcioma żmijami. To bardziej oddałoby jej charakter.

- A jak idzie zakład? - zapytała i oparła się o elewację

To jedyna część terenu szkolnego bez kamer. Dlatego też wybrano to miejsce jako szkolną palarnię. Wszyscy nauczyciele wiedzą co się tutaj dzieje, ale mają to po prostu głęboko w dupie. No może Hastings czasem tutaj zerknie, chcąc przyłapać kogoś z drużyny. Zazwyczaj mnie. Ta kobieta ma obsesje na moim punkcie. Rozumiem to jak najbardziej, ale to chyba troszkę nielegalne.

- Wszystko pod kontrolą. - odpowiedziałam - Mamy dziś randkę.

- Koniecznie opowiedz mi o wszystkim jak wrócisz do domu. - powiedziała Nora cała w skowronkach - To coś pięknego, miłość kwitnie...

- Uspokój się. - upomniała ją jej przyjaciółka i zacisnęła zęby na wnętrzu policzków

- To tylko zakład, żadna miłość. - przypomniałam i dłużej się zaciągnęłam

Duran natomiast wyjęła z paczki kolejnego papierosa i wyrwała Norze zapalniczkę by go odpalić. Zdenerwowała się. Zaczyna tracić tą pewność siebie. I dobrze, niech żyje w stresie. Nie będę się męczyć sama. W porównaniu do mnie ona niewiele straci. Ale ja byłam głupia zgadzając się na takie coś. Mogłam jej jakoś bardziej dowalić. Albo najlepiej wyśmiać ten pomysł. Już za późno.

- Ona w ogóle wie, że to jest randka? - zapytała

- Myślę, że ogarnie. Mam dobry plan, jak zawsze zresztą. A i żeby było jasne, nie chcę was gdzieś spotkać po drodze.

- Bez obaw nie będziemy psuć ci intymnych chwil z ukochaną. - rzuciła Duran, a Nora zrobiła palcami dziwny gest

Nie chcę nawet próbować zrozumieć co mógł on znaczyć.

- Pierdol się Duran. Nie jest moją ukochaną, w mojej głowie jest tylko Isaac.

- Spokojnie Mayfield nikt tutaj poza tobą tego nie podważa.

Obie zaczęły się śmiać, a ja rzuciłam niedopalonego papierosa na ziemię i zaczęłam iść do szkoły. To przecież było oczywiste, że jak z zakładem będzie szło dobrze to będą się nabijać. Dlatego ma to zostać jedynie w drużynie i nikt inny ma nie wiedzieć. Nie będę pośmiewiskiem przez jakiś zjebany udawany flirt. Jak któraś z lasek się wysypie to chyba zabiję. Przecież gdyby to się wydało, wyszłabym na nie hetero i w dodatku nielojalną szmatę.

...

Ostatni raz przejechałam tuszem po rzęsach i przejrzałam się w lustrze. Może być. Jezu Mel nie okaż się hetero.

Zarzuciłam na czarny top białą cienką kurtkę i oparłam się o ścianę. Gdyby nie to, że dopiero co zmywałam z siebie odór papierosa pod prysznicem, zapaliłabym w oczekiwaniu na mamę. Naprawdę się stresuje. Minęło tyle lat, a ja dopiero poznam życie Blake'a. Broniłam się przed tym, ale w chwili gdy zobaczyłam pierścionek na dłoni mamy i kiedy Blake krzyknął że będzie moim ojcem, dotarło do mnie że nie ma odwrotu. Muszę zaakceptować sytuację. Przez pierwszy rok pojawiał się raz na jakiś czas, przeruchali się i wychodził. W drugim, wychodzili czasem na randki, ale nie zbyt często. Dopiero od dwóch lat widują się regularnie i oficjalnie nazywają to związkiem.

Wyjęłam z paczki dwie gumy i wsadziłam do ust. Wsadziłam dłonie do kieszeni kurtki sprawdzając czy mam wszystko czego mi potrzeba. Portfel i kluczyki są na miejscu.

Usłyszałam kroki i zobaczyłam mamę schodzącą po schodach. Odwaliła się.

- No wow. - skomentowałam

Mama wygląda niesamowicie. Niech Blake dziękuje życiu, że trafił na taką piękność.

- Spodoba mu się?

- Każdemu by się spodobało mamo. Jeszcze będziesz dla mnie konkurencją u nastoletnich chłopców.

- Słodząc mi nic nie zyskasz Maya.

Uśmiechnęła się do mnie i wyciągnęła szminkę by poprawić usta w lustrze. Naprawdę wygląda niesamowicie.

Stresuje się. Z jednej strony jestem ciekawa, a z drugiej chcę poznać trochę jego życie. Kiedyś będzie nasze wspólne.

- Kogo mam się tam spodziewać?

- Blake jest opiekunem takiej dziewczyny. Jej rodzice... to straszna historia. Po prostu mieli wypadek. Ona przeżyła. To było 6 lat temu.

Zatkało mnie. Nie wyobrażam sobie żyć w takim bólu. Miałabym wyrzuty sumienia, że żyje. Współczuję jej. Mam nadzieję, że jakoś sobie radzi. Ja chyba nie miałabym na tyle silnej psychiki by funkcjonować.

- Nie chciał żeby trafiła do domu dziecka, jej rodzice, Paul i Sidney byli jego przyjaciółmi od małego. Znałam ich ze szkoły. Tak jak Blake'a.

- Naprawdę? - zdziwiłam się

- Nie lubiłam go. Ja byłam grzeczna, a on ciągle w coś się pakował. Tak jak Paul. Sidney wiecznie ich ratowała. Jej też nie lubiłam bo była przemądrzała. - zaśmiała się mama

- Serio tylko dlatego nie lubiłaś Huntera juniora? - zapytałam z uśmiechem

- Nie tylko dlatego, opowiem ci dokładniej kiedy indziej. Ale ogólnie odkąd poszłam do liceum nie widziałam go szmat czasu. W pierwszej klasie poznałam twojego ojca i się zakochałam.

Wspomnienie o ojcu trochę zepsuło mój humor. Może gdyby nie okazał się taki beznadziejny, byłabym lepsza. Może w mojej głowie nie panowałby taki chaos. Tego już nigdy się nie dowiem. Jedno natomiast jest pewne, nie chcę go już znać.

- Żałujesz?

Mama zastanowiła się przez chwilę po czym uśmiechnęła się i podeszła mnie przytulić.

- Nie, bo mam ciebie. Ty mi wszystko wynagradzasz.

Wzruszyłam się, więc żeby się nie rozmazać przerwałam tę scenę.

- Musimy jechać. Nie wypada się spóźnić.

- No tak.

Opuściłyśmy dom i kiedy wsiadłyśmy do mojego samochodu, mama wyciągnęła z torebki mój telefon. Tak. O boże tak!

- Oddaję, naładowany.

- W końcu! - ucieszyłam się.

Szybko go odblokowałam i zobaczyłam masę powiadomień. To samo co zdążyłam przejrzeć na laptopie w trakcie rozmowy z Melanie. Większość wiadomości została usunięta, bo po tym co powiedziała Duran ludziom odechciało się mnie hejtować. Też bym się na ich miejscu bała. Elise to jednak Elise. Jestem jej za to cholernie wdzięczna. Pomimo tego, że zachowałam się co do niej jak szmata, ona i tak mnie broni. Może jednak jesteśmy bliżej niż myślałam. Muszę zacząć rozróżniać kto serio jest wrogiem a kto nie. Ale z Elise to będzie raczej długa droga. Kto wie co może jej nagle odwalić.

Wyjechałam spod domu i zaczęłam jechać do Blake'a. Mama mną kieruje co jest męczące. Jak nie doprowadzimy do kolizji to będzie to cud. Nie byłaby dobrym instruktorem.

- Pamiętaj, że masz być miła Maya.

- Jestem najmilszą osobą na świecie. - odparłam

- Nie używaj sarkazmu.

- Ale ja mówiłam poważnie...

Jak chcę to potrafię. Ja po prostu mało kiedy chcę.

- Niech ci będzie. - powiedziała - Zakręt! - krzyknęła a ja ostro skręciłam w ulicę bez kierunkowskazu

- Boże mamo mów wcześniej. Albo włącz mi nawigacje.

- Poradzimy sobie bez tego. Jesteśmy niezależne.

- Zaraz będziemy nieżywe.

...

W końcu po męczarniach wysiadłyśmy pod domem Blake'a. To mały drewniany dom, nadaje mu to uroku. Naprawdę ślicznie to urządził. Ale te kwiaty i ogródek to na pewno nie jego robota. On nie ma żadnego pojęcia o kwiatach. Stylu też nie ma. Nie żeby źle wyglądał. Odkąd weszli z mamą w coś poważniejszego, nauczyła go co z czym łączyć a czego nie.

Drzwi otworzył nam szczęśliwy jak nigdy.

- Zapraszam, zapraszam. - powiedział i ucałował mamę w policzek

Ze mną przywitał się zwykłą piątką. I dobrze, bo nie lubię się przytulać z ludźmi. Wyjątkami są Isaac, Joe i mama.

W środku też ma ładnie urządzone. Podoba mi się ten drewniany klimat. U mnie w domu jest zbyt biało-czarno. Można oszaleć. Stąd natomiast bije spokój i wyciszenie. Prawie nigdzie nie wiszą zdjęcia. Tylko jedno stoi na szafce. To dwoje ludzi około trzydziestki. Pewnie Paul i Sidney. Nie wyobrażam sobie stracić przyjaciela. To musi być straszne. Nawet nie chcę myśleć co bym zrobiła bez Joe i Isaac'a. Wpatruję się w zdjęcie tej pary. Tacy młodzi, tacy szczęśliwi. Wyglądają na tak pozytywne osoby. Pełne miłości. Na pewno mieli przed sobą jeszcze wiele, ale los im to odebrał. A co musi czuć ich córka. Ciekawe czy jest bardziej podobna do mamy czy do taty. Oby do mamy.

Odwróciłam się z powrotem do mamy i Blake'a. Nie jestem w temacie rozmowy, jedyne co usłyszałam to "...wymknęła". Czyli pewnie nikogo nie poznam. Podeszłam bliżej nich i usiadłam z mamą przy stole.

- Kochanie, białe czy czerwone? - Blake zapytał mamę

- Dzisiaj może czerwone.

- Maya, co chcesz do picia?

- Whiskey - odpowiedziałam z uśmiechem

- Za rok.

- Dwa lata - wtrąciła mama i pogroziła nam obojgu palcem

Wywróciłam oczami, a Blake po prostu nalał mi Coli. Ciekawe czy będą razem już na zawsze. Czy rzeczywiście wezmą ten ślub. Usiadł obok mamy i objął ją ramieniem. Ta lekko się obróciła i pochyliła by go cmoknąć.

-Nie można przy dzieciach. - powiedziałam

- Nie bądź taka mądra - odparł Blake - To ty wracasz po nocach od chłopaka.

- Jak chcecie dyskutować o życiu...seksualnym mojej córki to błagam nie przy mnie. - rzuciła mama i zakryła twarz dłonią

- Spokojnie, żartujemy sobie. W tym się chociaż zgrywamy, prawda Blake?

- Same fakty. - potwierdził

Stuknęliśmy się, ja szklanką Coli, on lampką wina i wypiliśmy po łyku. Widzę jaka mama jest przez to szczęśliwa. Bardzo jej zależy żebyśmy się dogadywali. Czasem serio nam wychodzi.

Zaczęła się pogawędka o sprawach mało mnie interesujących, więc skupiłam się na ekranie mojego telefonu. Isaac dalej wypisuje żeby gdzieś iść. Mówiłam mu już z cztery razy, że nie mam dziś czasu. Wiem, że go to boli i wkurza. Mnie po części też. No ale muszę wygrać ten cholerny zakład. Czuję, że powoli idę do przodu nie chcę zawalić teraz odwołując spotkanie. Choć bardzo chciałabym olać Melanie i wtulić w ramiona mojego mężczyzny. Okej dobra, chłopaka, nie mężczyzny. Poniosło mnie.

- Cholera kurczak! - zawołał Blake i wstał szybko od stołu

Pobiegł do piekarnika i gdy go uchylił troszkę się zadymiło. No...troszkę bardzo. Odłożyłam telefon by obserwować rozwój sytuacji.

- No cóż. Mocno wypieczony, że tak powiem - skomentowała mama

Blake oparł się o blat i zakrył twarz dłońmi. Chyba mu głupio. Niepotrzebnie. Mnie to rozbawiło.

- Nie tak miało wyjść, przepraszam.

Mama wstała i podeszła by uwiesić mu się na ramieniu. Uśmiechnęła się i zdjęła jego ręce z jego twarzy. Spojrzał na nią i westchnął.

- Może po prostu coś zamówimy? - zapytała

- Myślę, że to świetny pomysł - zgodził się - Kucharzem roku nie zostanę

- Jak myślisz, że to wyszło źle to nie jadłeś mojego makaronu z czekoladą i serem. - powiedziałam

Spojrzeli na mnie w tym samym momencie jak na największego przygłupa na świecie. W tej sprawie się nie mylą. Nastała niezręczna cisza. To miało być nowe, niesamowite odkrycie kulinarne. Skoro lubię ser, czekoladę i makaron, to czemu by tego nie połączyć? Przekonałam się.

- Chciałam odkryć coś nowego. - wzruszyłam ramionami

- To ja już może coś zamówię. - powiedziała mama i sięgnęła po telefon

...

Po świetnie spędzonym czasie z mamą i Blake'iem, opuściłam jego dom i ruszyłam do Melanie. Mama zamówiła sushi, nie zjadłam dużo, bo chcę zabrać gdzieś Melanie. Błagam oby dzisiaj nie było żadnych przeszkód. To musi jakoś ruszyć. Zegar tyka. Jadąc, wybrałam numer i zadzwoniłam. Odebrała po czterech sygnałach.

- Halo?

- No hej, gdzie jesteś?

- Na chodniku.

Wywróciłam oczami i mocniej zacisnęłam kierownicę.

- Można jaśniej kochaniutka?

- Wyślę ci lokalizację. Skarbeńku - to drugie dodała złośliwym tonem i się rozłączyła

Pokręciłam tylko głową i poczekałam aż da znać gdzie jest. Wychodzi na to, że niedaleko. Jadę więc w dane miejsce. Po chwili zobaczyłam ją już pod jednym ze sklepów. Zatrzymałam się na zakazie i dałam jej znak żeby szybko wsiadła. Oczywiście jak na złość mi, niezbyt się spieszyła. Kiedy tylko zamknęła drzwi, wyjechałam.

- Witam - powiedziałam i na nią spojrzałam

- Hej. - odparła i nawet dodała uśmiech

Chyba szczery. Za jakieś pół godziny zaczyna się seans w kinie. Musimy się pośpieszyć. Nie cierpię wchodzić do kina spóźniona. Mel nic nie mówi, więc ja też milczę. Dopóki nie wymyślę rozsądnego tematu, lepiej żebym była cicho. Jeszcze coś palnę i wyskoczy mi z samochodu. Dodałam trochę gazu, żeby wyminąć samochód przed nami. Melanie natychmiast złapała mnie za udo, co mnie zdezorientowało więc zwolniłam.

- Jedź wolniej, proszę.

Spojrzałam na nią a potem z powrotem na drogę. Pomimo zawahania, pogłaskałam jej rękę która wciąż na mnie jest.

- Jasne, przepraszam. Po prostu nie chcę żebyśmy się spóźniły.

Zabrała dłoń z mojego uda i poprawiła nieco włosy. Zdziwiło mnie to że mnie złapała. Naprawdę.

- Na jaki film w ogóle jedziemy? - zapytała

Nie pamiętam dokładnie tytułu, ale chłopaki chwalili ten film w szkole. Może jej też się spodoba. Oby, bo dzisiaj ma wyjść i d e a l n i e. Misja Blake, zaliczona. Teraz misja Melanie.

- Jakieś science-fiction. Polecany.

- Okej. Byle nic strasznego.

- Boisz się horrorów? - zapytałam zaciekawiona

- Bardzo. - zaśmiała się, ma słodki śmiech - Nawet Krzyk był na mnie zbyt mocny.

Spojrzałam na nią i parsknęłam. Krzyk? Straszny? No może jedynie w scenie z jelitem grubym Olivii. Ale ogółem, dla mnie oglądanie tego to niezły ubaw. Mogłabym tak w kółko. Fabuła świetna, aktorzy hot, czego chcieć więcej?

- Krzyk to komedia - skomentowałam wzruszając ramionami

- Nieprawda. Oglądałaś to w ogóle?

- To moja ulubiona seria. Tak samo jak piła. Ale przyznaje, piła jest straszna. Znaczy nie przeraża mnie to co widzę, ale sama koncepcja. Wiesz co mam na myśli. Typ wystawia na próbę ludzi którzy nie doceniają życia. Odpala się instynkt przetrwania, są w stanie zrobić wszystko. To intrygujące, bo oglądasz i myślisz sobie co ty byś wtedy zrobiła.

- Kolejny punkt do listy "Dlaczego powinnam bać się Mayi Mayfield"

Skrzywiłam się i na nią zerknęłam.

- Nie gadaj, że serio istnieje taka lista.

- Może tak, a może nie.

Oparła się wygodniej w fotelu tak, że jej twarz jest skierowana na mnie. Też chciałabym dłużej na nią popatrzeć, ale fajnie by było dojechać na miejsce z wciąż bijącym sercem. Wolę nie ryzykować po opowieściach mamy. Poza tym obstawiam, że jedna mała stłuczka, nawet bez szkód, a Mel i tak już mi nie zaufa za kierownicą.

Podjechałyśmy pod kino i znalazłam miejsce parkingowe. Już miałam wysiadać, ale Melanie złapała mnie za nadgarstek. Delikatnie przyciągnęła mnie z powrotem.

- Zaczekaj. - powiedziała

Obróciłam się do niej i spojrzałam jej w oczy. Ciekawe o co chodzi. Coś się stało? Coś zrobiłam nie tak? Nie brzmi to dobrze. Maya przypomnij sobie wszystkie grzechy.

- Powiedz mi dlaczego.

Zaskoczyła mnie i delikatnie zaciągnęłam brwi, nie rozumiejąc o co chodzi. Jej mina jest poważna. Zbyt poważna. Zaczynam się stresować. Mogła dowiedzieć się o zakładzie? Cholera. Nie ma opcji, przecież wtedy by nie wsiadła ze mną do auta.

- Dlaczego co? - dopytałam

- Dlaczego robisz to wszystko? Po co? Te spotkania, bronienie mnie, twoje słowa.

Cicho westchnęła i spojrzała w przednią szybę. Ja z kolei rozchyliłam usta, nie będąc przygotowana na tego typu rozmowę. Mówiłam jej już nie raz, że ją lubię. Nawet, że mi się podoba. Dlaczego o to pyta skoro już dostawała na to odpowiedź?

- Już ci mówiłam. Nie raz.

- Wciąż nie rozumiem. To dziwne, serio Maya.

- Lubię się z tobą widywać. Czas spędzony z tobą jest...jakiś inny. Mel wiesz, że cię lubię.

Spojrzała na mnie, a ja przełknęłam ciężko ślinę. Czy dobrze powiedziałam? Tego oczekiwała? Akurat nie kłamałam. Patrzy na mnie, ale milczy. Pewnie oczekuje dalszej wypowiedzi.

- A ty...lubisz moje towarzystwo? - zapytałam

Odwróciła na moment wzrok, po czym znowu na mnie spojrzała. Powoli uniosłam rękę, by ułożyć ją na jej dłoni. Nie odsunęła jej, to już coś. Jednak wciąż milczy. Nie podoba mi się to milczenie. Zaraz mogę usłyszeć coś, co albo mnie podbuduje, lub rozwali moje szanse na wygraną.

- Mel. Proszę odpowiedz mi. - powiedziałam

Już nawet nie pytam dla zakładu. Chcę po prostu wiedzieć czy ona czuje się dobrze gdy jestem obok. Jej komfort jest istotny. Polubiłam ją w jakimś stopniu. W końcu ostatnio żyję tylko nią. Przyzwyczaiłam się trochę. Dlatego muszę znać odpowiedź. Czy to wszystko ma jeszcze sens? Te starania? Jeżeli byłoby jej ze mną źle, byłaby tu teraz?

- Ja...- już miała odpowiedzieć ale ktoś zapukał w szybę i cholernie nas przestraszył

Odwracam się i widzę Isaac'a. Japierdole co on robi. Posłałam mu gniewne spojrzenie. Jak on mógł się jej pokazać? I to w tej chwili gdy już miałam dostać ważną dla mnie odpowiedź.

- Daj mi chwile. To ziomek. Znamy się od dziecka. - powiedziałam do Mel i wyszłam z samochodu

Zamknęłam drzwi i stanęłam przed moim chłopakiem. Uśmiech opuścił jego twarz gdy zobaczył moje spojrzenie. Czego on się spodziewał? Że rzucę mu się w ramiona na jej oczach? Już prawie mi odpowiedziała, wyciągnęłabym to z niej gdyby nagle się nie napatoczył! Jak mógł w ogóle o tym pomyśleć i stwierdzić, że to dobry pomysł?

- Co ty robisz?! - wkurzyłam się

- Idę do kina i was zobaczyłem. Chciałem się przywitać.

- To wybrałeś zły moment. Kurwa Isaac.

- Cholera przepraszam, że chciałem cię zobaczyć! - wywrócił oczami

- Usiądź chociaż daleko od nas. Pogadamy wieczorem.

- Nie denerwuj się tak. Zepsułem, czaje, odpuszczę sobie film. Będziecie same. 

- Nie no, idź na film jak chcesz, po prostu...nie wiem. To wszystko stresujące i tyle. 

Westchnął i spojrzał na Melanie, a potem na mnie. No dobra, przesadziłam. Nie chciał źle. Chciał się tylko z nami przywitać. Skąd miał wiedzieć, że gadamy o czymś ważnym. Równie dobrze mogłyśmy po prostu ustalać rząd w kinie. Nie mogę tak reagować. 

- Pa Maya. - odwrócił się i zaczął iść

Pewnie, teraz to on się obrazi. Może i zareagowałam za ostro, ale dziwi mi się? Ja tu powoli tracę zmysły, mogę stracić już kompletnie opaskę, a łącznie z tym wszystko! 

- Pogadamy potem! Przepraszam!

Cholera, jeszcze tego brakowało. Przesadziłam z tymi nerwami, ale przerwał naprawdę istotny moment.

Drzwi się otworzyły i Mel wysiadła. Podeszła do mnie i oparła się o auto obok mnie.

- W porządku?

- Lekka sprzeczka. To mało ważne. - powiedziałam i uśmiechnęłam się słabo

- Nie wyglądało na mało ważne.

- To tylko kumpel.

- Nie sugeruje, że nie.

Wydaje mi się, czy to było dziwne. Nawet bardzo. Zabrzmiało po prostu ofensywnie. 

- Ale wolę uprzedzić. Idziemy?

- To bardzo przystojny kumpel.

Zagryzłam delikatnie wnętrza policzków i spojrzałam w dół. Po co drąży. I nie podoba mi się to, że komplementuje mojego chłopaka.

- Wiem, dlatego staram się spiknąć go z również ładną dziewczyną. Póki co stoimy w miejscu. - skłamałam już któryś raz

Mam tylko nadzieję, że nie zaproponuje mi jakiejś swojej znajomej. Isaac jest mój. 

- Powodzenia.

- Idziemy już na ten film? - pytam

Poczekała chwilę z odpowiedzią, po czym pokiwała głową na tak. Ona ewidentnie jest zazdrosna. To widać. Powinnam o tym napomnieć? Nie. Na pewno nie teraz. Ale na pewno kiedyś do tego nawiąże. Może nawet i dzisiaj, ale jak spotkanie nabierze pewnego tempa. Póki co jest w miarę okej, ale Mel jeszcze się w pełni w to nie wczuła. Ona też ma swoje momenty. Na przykład ostatnio w aucie, po tej akcji z Missy. Była jak nie ta osoba. Jakby Duch Święty w nią wstąpił i przemienił jej nastawienie z negatywnego, na pozytywne. 

...

Reklamy ciągną się i ciągną, a ja zagaduję Mel jak tylko mogę. Gadanie powstrzymuje mnie przed zjedzeniem wszystkich przekąsek nim zacznie się seans.

- No więc, kiedy grasz jakiś mecz? - pytam wpatrując się w dziewczynę

Melanie tylko westchnęła z dziwnym uśmiechem, a ja zaciągnęłam brwi.

- Już grałam. Nie przyszłaś.

Dotarło do mnie, że taka sytuacja rzeczywiście mogła mieć miejsce. Często zapominam o wielu sprawach. Kurde no, zawaliłam.

- Przepraszam. Zjawię się na następnym.

- Nie obiecuj - pokręciła głową

- Serio przyjdę! - powiedziałam - I wiesz co? Zrobię nawet transparent.

- Że co? - zapytała zdezorientowana - Niby jaki?

- "Dajesz niunia" albo "Do boju kotku" - zaśmiałam się

To będzie dziwne, ale też w pewnym stopniu zabawne. Mel chyba to tak nie bawi. Ciekawe jakie mieliby miny jej znajomi. I Blake! Przecież on też by tam był! Ten plan podoba mi się co raz bardziej.

- Błagam nie. Maya nie rób tego.

- Dlaczego?

- Dlaczego? - zapytała - Ośmieszysz mnie - wyjaśniła i rozszerzyła oczy

Widać, że nie jest zadowolona z tego pomysłu, ale mimo to się do mnie uśmiecha. Patrzymy na siebie szczerząc jak głupie. Czy to dobrze? A może po prostu jesteśmy dziwne. Ale przynajmniej obie.

- Chyba siebie. Nie będą wiedzieli o kogo mi chodzi.

- Wciąż. Ale w sumie i tak jesteś za fajna i za ładna, żeby cię wyśmiewali.

- Wow, co za komplement. - przysunęłam się nieco bliżej i zagryzłam wnętrze wargi - Chyba pierwszy jaki od ciebie usłyszałam. I to dwa na raz. Szalejesz.

- To ty oszalałaś z tym transparentem. Jak go przyniesiesz, osobiście cię wyprowadzę.

- Czyli znowu spędzimy razem czas?

Nabrała powietrza do płuc i wyprostowała się odwracając wzrok. Zawstydziła się, zestresowała cokolwiek. Jakoś na nią wpłynęłam.

- Maya przestań już. - nie powiedziała tego złośliwie

- Nie obiecuję.

- No nie patrz się tak. - powiedziała i zerknęła na mnie z delikatnym uśmiechem

- Jak? - udałam głupią i jeszcze bardziej pochyliłam gapiąc na nią

- Jak creep. - próbuje mnie zignorować i patrzeć w ekran - Film się zaczyna, siadaj normalnie i nie gadaj.

- Nie poświęcisz mi uwagi?

- Nie.

- Na pewno?

Milczy. Mam pomysł. Może to wszystko zepsuć, ale myślę, że warto zaryzykować. Uśmiechnęłam się złośliwie i szybko pochyliłam by cmoknąć jej policzek. Natychmiast odwróciła głowę w moją stronę zdezorientowana.

- A jednak spojrzałaś. - powiedziałam dumnie

- Doprowadzasz mnie do...do szału.

- Ta...- już chciałam się odezwać ale przyłożyła mi palec do ust

- Oglądaj film, Mayfield.

Przejechała palcem po moich wargach i znowu usiadła prosto w fotelu. Uniosłam lekko kącik ust, pozostawiając je trochę rozchylone. Cholera Higgins.

...

Film okazał się być nudny jak nie wiem co. Już ta fizyka bywa czasem ciekawsza, a nic z niej nie rozumiem. Melanie co chwilę ziewa, albo zerka na godzinę. Nie wyszło to tak jak miało. Jest mi głupio, mogłam lepiej sprawdzić ten film i zabrać ją gdzieś indziej, Rada na przyszłość: nie słuchać płci męskiej. Bardziej niż na akcji i Melanie, skupiłam się na myśleniu o Isaac'u. Nie powinnam była na niego tak naskakiwać. Napiszę mu to. Lepiej szybciej, niż gdybym potem miała się rozmyślić. Słowo przepraszam, szczere słowo przepraszam, nie przychodzi mi łatwo.

Ja:
przepraszam cię Isaac zachowałam się słabo

Ja:
ten zakład wiele między nami komplikuje

Ja:
postaram się to załatwić jak najszybciej i będzie jak dawniej

Schowałam telefon do kieszeni i westchnęłam. Obyśmy rzeczywiście potrafili wrócić do tego co było. Nie chcę żeby cokolwiek wygasło, a boje się, że może się tak stać. Ja potrzebuję Isaac'a.

- Coś nie tak? - spytała Melanie

Mam nadzieję, że nie zauważyła jak piszę do mojego chłopaka. Nie powinnam chyba w ogóle wyciągać telefonu gdy z nią jestem. To ryzykowne. I to bardzo. W każdej chwili może przyjść niefortunna wiadomość i wszystko mi rozwalić.

- Film mnie trochę nudzi. - powiedziałam

- Mnie też.

- Możemy w sumie wyjść i pójść w inne miejsce. Mamy czas.

Wzruszyłam ramionami patrząc jej w oczy. Kiwa głową, ewidentnie jest na tak.

- No dobrze.

Zebrałyśmy się i opuściłyśmy salę z pewnością irytując tym wiele osób. Wiem, że w kinie wypada być cicho i w ogóle no ale musiałam jakoś ją podrywać. W końcu to randka. Przynajmniej z mojej strony. Mam nadzieję, że ona też to tak odbiera. No w końcu to kino tak? Najbardziej oczywiste miejsce na randkę. Jeżeli zostanę dziś nazwana koleżanką to chyba się załamię. Nie ma opcji, że ona niczego nie czuje. Nie zachowywałaby się wtedy w ten sposób. Nie wiem jak to wyjaśnić, ale...uśmiechałaby się inaczej, patrzyłaby inaczej, śmiałaby się inaczej. To się po prostu czuje.

Idąc przez parking do samochodu, kusiło mnie chwycić rękę Melanie, jednak się przed tym powstrzymałam. Jeszcze nie czas. Powoli.

- Może coś zjemy? - pytam

Zawahała się i podrapała po karku. Nie wiem co innego zaproponować. Nie mam ochoty na spacer, ani na siedzenie na ławce w jakimś parku.

- Co na przykład?

- Niedaleko jest fajna restauracja. Mają dobry makaron.

Tam Isaac zabierał mnie na randki, więc pokochałam to miejsce. Ostatnio jednak nie mamy na to czasu. Odczuwam jego brak. Bardzo. Może za bardzo wczułam się w ten zakład?

- Brzmi dobrze. Jedźmy.

Otworzyłam Melanie kulturalnie drzwi od samochodu a ona znowu wywróciła oczami i wsiadła. Myślę, że tylko się zgrywa, że tego nie lubi. Przecież otwieranie drzwi, przepuszczanie przodem i inne tego typu gesty są kochane przez kobiety. To słodkie.

Zasiadłam za kierownicą i szybko zerknęłam na telefon. Muszę sprawdzać czy mama coś pisała, no...i czy Isaac się odezwał. Oboje milczą. W tym Joe. Odłożyłam telefon i odpaliłam samochód.

Droga nie trwała długo, jak wspominałam, restauracja jest niedaleko kina. W drzwiach przepuściłam Melanie przodem i zajęłyśmy dwuosobowy stolik. Od razu poczułam się jakbym była tu z Isaac'iem. Obym tylko nie popełniła gafy i nie wspomniała jego imienia. Chyba bym się załamała. A co dopiero moja "randka". Od razu podszedł do nas kelner z kartami, za co mu podziękowałam i obdarzyłam uśmiechem, bo po prostu dobrze go już znam. Melanie chyba jednak odebrała to inaczej, bo na jej twarzy pojawił się grymas i nawet mu nie podziękowała. 

- Znacie się? - zapytała gdy tylko odszedł 

- Mówiłam ci, że tu bywam. 

- Wyszczerzyłaś zęby jakby był twoim przyjacielem od lat. 

- To tylko kelner. 

- Przystojny kelner. 

To byłoby irytujące gdyby to wszystko odbywało się na poważnie. A skoro to wszystko to jeden wielki plan, cieszę się z tej sceny zazdrości. To tylko pokazuje mi, że to  wszystko ruszyło w końcu do przodu i nie stoję w miejscu. Nie wiem czy tę zmianę spowodowało przywalenie Missy tabliczką czekolady, ale odpowiada mi to. Mogę robić to częściej. 

- Jesteś dzisiaj bardzo o mnie zazdrosna, Melanie. - wspomniałam

Spojrzała na mnie i poprawiła włosy. Myślała, że tego nie ogarniam? Nie odpowiedziała, co było dla mnie potwierdzeniem. Wzięłam kartę i otworzyłam ją by zdecydować co zamówić. Kocham praktycznie wszystko stąd. Wezmę to co najczęściej. A do picia pewnie po prostu wodę. 

Patrzę na Melanie, która dalej wygląda na oburzoną moimi słowami. To sprawia, że uśmiech pojawia się na mojej twarzy. Jestem też tym wszystkim zaskoczona, idzie świetnie. Spodziewałam się przynajmniej dwóch kłótni. Albo pretensjonalnego tonu, a tu co? Całkiem miłe spotkanie. 

- Co zamawiasz? - zapytała

- Makaron z krewetkami, a ty? 

- Chyba to samo. Nigdy nie jadłam krewetek - wzruszyła ramionami 

- Na sto procent ci posmakują. Serio, genialne. 

- Załóżmy, że ci wierzę. Ale na smaczne nie wyglądają. 

- Liczy się wnętrze. - powiedziałam i puściłam jej oczko 

Przewróciła oczami. Zaczynam lubić u niej ten ruch. Już miałam coś powiedzieć, ale przy stoliku zjawił się kelner. Inny, też go kojarzę. Trochę rozumiem Melanie. Ten pierwszy kelner jest naprawdę cholernie przystojny. Gdybym nie była z Isaac'iem pewnie bym do niego podbijała. Jest młody, na pewno nie ma więcej niż dziewiętnaście lat. Jego włosy są lekko zakręcone z przodu, a co najważniejsze, jest wysoki. Ten który obsługuje nas teraz, jest starszy od tamtego i dużo mniej atrakcyjny. 

- Co dla pań? - zapytał 

- Makaron z krewetkami dwa razy i dla mnie woda, pół litra. 

Zanotował to i przeniósł wzrok na Mel. 

- Cola Zero. 

Mężczyzna pokiwał głową i to też zapisał. 

- To wszystko? 

- Tak - powiedziałam

Kiedy odszedł zobaczyłam na sobie wzrok Melanie. 

- Do tego się tak nie cieszyłaś. 

- Cholera Higgins, ty naprawdę jesteś o mnie zazdrosna. 

- Wmawiaj sobie Mayfield. - odparła ale uśmiechnęła się mimo to - A może o nich jestem zazdrosna? Pomyślałaś o tym? 

Wiem, że ona teraz tak udaje by tylko nie przyznać mi racji. 

- Nawet ich nie znasz.

- A ciebie znam? 

- Ciągle gdzieś razem lądujemy, więc można tak uznać. Poza tym, pytaj o co tylko chcesz, a ja ci odpowiem. 

- No dobra. Pełne imię? 

- O Boże. Maya Penelope Mayfield. - powiedziałam, a ona się uśmiechnęła - Ale chwila, słyszałaś raz moje drugie imię. 

- Musiałam nie zwrócić uwagi. 

- A twoje? 

- Nie posiadam. Jak się nazywa twój najlepszy przyjaciel? 

- Jednego dziś poznałaś. Isaac Meyer i oczywiście Joseph Miller. Ale mów mu Joe, jeśli go spotkasz. I o tym już chyba rozmawiałyśmy. 

- Nie spodziewałam się, że tak zapamiętujesz to o czym gadamy - napomniała - Moi przyjaciele to Archibald Wasserman i Honora Pucket. Widziałaś ich już jak kłóciłyśmy się na chodniku. 

- Szczerze to nie wiem, które imię brzmi gorzej - zaśmiałam się Archibald? Honora? 

- Penelope? - przypomniała mi

- No dobra... 

Zaczęła się ze mnie śmiać, a ja chwyciłam się za czoło. W tym czasie, przybył kelner z naszymi napojami. Uśmiechnęłam się specjalnie, by Mel to zauważyła. Gdy odszedł i podziękowałyśmy, ona tylko pokręciła głową. 

- Nie myśl sobie, że to skomentuje. I tak uśmiech którym obdarzasz mnie wygląda o wiele lepiej. 

Zaskoczyło mnie to i poczułam ciepło na policzkach. Czy to się naprawdę dzieje? Wygrywam? Przez mój brzuch przeszło dziwne uczucie. Prawdopodobnie głód, bo ostatecznie nic u Blake'a nie zjadłam. 

...

Przyłożyłam kartę i zapłaciłam za wszystko. Melanie jest w toalecie, więc wykorzystałam te chwilę. Kłótnia, że ona sama za siebie zapłaci nie byłaby zbędna. Pewnie i tak będzie o tym gadać, ale przynajmniej po fakcie. Skoro to wszystko było moją propozycją, czułam się zobowiązana jej postawić. Tak chyba powinno być na randkach. Z Isaac'iem mamy ustalone, czasem płaci on, czasem ja, żeby było równo. Byłoby mi głupio gdyby wszystko mi stawiał. To beznadziejne przekonanie, że to chłopak musi płacić. 

Melanie w końcu wyszła i do mnie wróciła. 

- Chodźmy zapłacić. - powiedziała 

- Zajęłam się tym już. 

Delikatnie chwyciłam ją za plecy i zaczęłam prowadzić do wyjścia. 

- Dobra, w aucie ci oddam. Podliczę to wszystko na spokojnie. Łącznie z kinem. 

- Nie ma takiej potrzeby. - zaśmiałam się

Otworzyłam jej drzwi i wyszłyśmy na zewnątrz. 

- Przecież muszę ci oddać. Byłoby mi głupio. 

Idziemy dalej do samochodu, staram się ignorować to co mówi. I tak nie wezmę od niej żądnych pieniędzy. Sumienie mi nie pozwoli, zważając na całokształt. 

- Słuchaj, - zatrzymałam ją na moment, uśmiechnęłam się i chwyciłam jej rękę - potraktuj to jako randkę. To ja cię wyciągnęłam, ja stawiam. 

Jej oczy lekko się rozszerzyły i rozchyliła usta. Czy dobrze zrobiłam mówiąc to? Nie wiem? Czy pożałuję? To się okażę. 

- Randkę? - zapytała patrząc mi w oczy

- Oczywiście, że randkę Higgins. Kino, restauracja, jak inaczej chcesz to nazwać? 

Uśmiecham się z nadzieją, że poprze moje zdanie. Wiem, że jest nieśmiała, ale potrzebuję jej przytaknięcia. 

- Żaden synonim nie przychodzi mi teraz na myśl. - powiedziała a ja rozpromieniałam - Czyli nieświadomie, przeżyłam pierwszą randkę w życiu. 

- Jeszcze się nie skończyła. - przypomniałam i podeszłam nieco bliżej 

Melanie spuściła wzrok z uśmiechem. Jest zawstydzona. Już miałam wystawić rękę by chwycić jej, gdy zadzwonił mój telefon. Odsunęłam się trochę i wyjęłam go z kieszeni. To mama. 

- Przepraszam, ale muszę to odebrać. Mama dzwoni, żeby ją zgarnąć. 

- Rozumiem. 

Odebrałam telefon i powiedziałam mamie, żeby dała mi od trzydziestu do czterdziestu minut. 

- Chodźmy do auta. - powiedziałam dziewczynie i schowałam telefon 

Szybko znalazłyśmy się w środku i zaczęłam wpisywać lokalizację w telefonie. Nie znam zbyt dobrze drogi do Blake'a, wiem tylko, że to nie tak daleko od miejsca w którym wysiada Mel. Ale te wszystkie zakręty mogą zgubić. 

- Randka czy nie, głupio mi nie oddać ci pieniędzy. 

- Mel, przestań już - powiedziałam - I tak ich nie przyjmę. A jeśli je tu zostawisz bez mojej wiedzy, to coś ci za nie kupię i na jedno wyjdzie. Serio, odpuść. 

- To jak mam się odwdzięczyć? 

Odłożyłam telefon i na nią spojrzałam. Odwdzięczyć. Uśmiechnęłam się pod nosem i odwróciłam bardziej w jej stronę. 

- No, słucham.

- Buziak w policzek mi wystarczy. 

- Buziak? Naprawdę? - zaśmiała się 

Wzruszyłam ramionami. Nie zna mojego niecnego planu. 

- No skoro tak, okej. 

Pochyliła się do mnie i gdy chciała cmoknąć mnie w policzek, obróciłam się i ją pocałowałam. Nie odsunęła się, ode mnie. Złapała ze mną wspólny rytm, pomimo tego, że ją zaskoczyłam. Uniosłam rękę by objąć jej kark, przyciągając ją jeszcze bliżej. Ten pocałunek nie jest taki delikatny jak poprzedni. Jest niechlujny i łapczywy, ale właśnie taki powinien być. Powoli w nim odpływam. 

- Chodź tu - powiedziałam w jej usta i wciągnęłam ją do siebie na kolana

Usadowiła się na mnie i ponownie złączyłyśmy nasze usta. Nie poznaje jej, siebie też nie, ale podoba mi się to. Cholernie mi się to podoba aż czuję jak...
O kurwa. Ciepło momentalnie zalało mnie od środka. Melanie wplotła dłonie w moje włosy, a ja położyłam ręce na jej biodrach. To nie wydaje się niewłaściwe. Czuję jak co raz bardziej potrzebuję jej ust i jak powoli zaczyna mi brakować tchu. Moje palce powędrowały pod jej bluzkę, zetknęły się w jej ciepłym ciałem. Jej skóra jest taka delikatna. Czuję się tak niesamowicie, kiedy mój język ociera się o jej zęby. Kiedy jej zimne dłonie stykają się z moją szyją. To jak nasz oddech pracuje nierównomiernie. Całowanie Melanie jest podniecające. Co. Nie powinnam tak mówić.

Zjechałam dłońmi w dół, aż dotarłam do jej  pośladków. Bardziej na nią naparłam, przez co odchyliła plecy, trafiając w klakson. Na jego dźwięk szybko się od siebie oderwałyśmy i spojrzałyśmy na siebie w lekkim szoku. Nawet nie lekkim. Potężnym.

Na moich ustach ewidentnie nie ma już szminki. Nie chcę chyba nawet sprawdzać jak rozmazana jestem.

— Jedziemy? — zapytała

— Ta...tak. No. Tak.

Melanie pokiwała głową i bez słowa, zaczęła próbować wrócić na swój fotel. Musiałam jej trochę pomóc, ale poszło sprawnie.

Droga przeminęła nam w ciszy. Zaraz gdy Melanie wysiadła, żegnając się najzwyklejszym "do zobaczenia" zaczęłam poprawiać swoje usta i włosy. Mama nie może mnie takiej zobaczyć. Jeszcze zacznie snuć niewiadomo jakie teorie. Albo co gorsza, zapyta o wyjaśnienie. Sama do końca nie rozumiem co właśnie zaszło.

...

Jest godzina trzecia dwadzieścia osiem. Leżę w łóżku i dalej to wszystko analizuję. Położyłam się odkąd wróciłam i wciąż nie wstałam. Z mamą zamieniłam raptem kilka zdań. Po prostu nie mogę pogodzić się z faktem, że całowałam się z Melanie po raz drugi. Nie dociera to do mnie. I to nie był tylko zwykły pocałunek. To było jak jakieś odpalenie seksualne. Zupełnie nowe doznanie.

Może po prostu za bardzo wczułam się w swoją rolę? Mogło tak być. Albo chciałam poczuć coś nowego. Poczułam. Napaliło mnie to. Dobrze, że ten cholerny klakson nam przerwał.

Nie umiem nawet odpisać nikomu na wiadomość. Szczególnie Duran pytającej "jak idzie z tą lalą". Nie zadzwoniłam też do Isaac'a choć miałam to zrobić. Nie mogę zasnąć z myślą o tym co zrobiłyśmy. Czuję się teraz tragicznie dlatego, że wtedy czułam się dobrze. Czy każda laska tak ma kiedy przeliże się z inną? A może to ze mną jest coś nie tak.

Powinnam do niej napisać? A może czekać aż ona to zrobi? Albo najlepiej przestać o tym myśleć!

Wyszłam z łóżka i zaczęłam chodzić po pokoju. Uchyliłam okno by naleciało trochę świeżego powietrza. Usiadłam pod nim i chwyciłam się za głowę. Mam dość. To za dużo jak na jeden dzień. Hormony mi buzują bo jestem dzieciakiem. Nie widzę innej opcji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro