𝙩𝙬𝙤.
⋅︓︒︑∘∗✧∘︑︒⚬∙︓⋅⠄✯∘⠄✧⠄
𝙘𝙝𝙖𝙥𝙩𝙚𝙧 𝙩𝙬𝙤
𝘕𝘰 𝘵𝘰 𝘻𝘢𝘱𝘰𝘸𝘪𝘢𝘥𝘢 𝘴𝘪𝘦̨ 𝘴́𝘸𝘪𝘦𝘵𝘯𝘺 𝘳𝘰𝘬.
⋅︓︒︑∘∗✧∘︑︒⚬∙︓⋅⠄✯∘⠄✧⠄
Podróż mijała dobrze. Co godzinę mieliśmy patrole po całym pociągu, a gdy ich nie mieliśmy, siedzieliśmy z Cedriciem w przedziale, raz po raz ze sobą rozmawiając.
Akurat skończyłam mój patrol i z jękiem opadłam na siedzenie na przeciwko Cedrica, który spojrzał na mnie znad swojej książki, którą czytał i zaśmiał się.
— Nie na to pisałam się, gdy przyszedł mi list oznajmiający, że zostałam Perfektem — Jęknęłam i rozmasowałam moje łydki, które zaczęły boleć przez ciągłe chodzenie.
— Bez przesady, nie jest tak źle — Zaśmiał się.
— Nie jest tak źle? Przecież niektórych uczniów nawet nie da się uspokoić! W szczególności Freda i Georga, nie dają mi spokoju, gdy przechodzę obok ich przedziału — Mruknęłam.
Cedric miał mi coś odpowiedzieć, gdy nagle pociąg gwałtownie się zatrzymał, przez co kilka naszych bagaży spadło z półek, a Moriarty, który leżał na jednym z siedzeń, zerwał się z sykiem. Sekundę później, wszędzie zgasły światła, przez co cały pociąg zalał się ciemnością.
Zmarszczyłam brwi i spojrzałam na Cedrica, który miał podobny wyraz twarzy co ja. Wstałam z mojego miejsca i podeszłam do okna, lecz mało zobaczyłam, nie tylko dlatego, że było już za nim dosyć ciemno, ale również dlatego, że w pociągu nagle zrobiło się zimno, a okna zamarzły.
Cedric wypowiedział ciche "Lumos", a z jego różdżki wydobyło się światło, które zdołało oświetlić wystarczająco pomieszczenie. Nawet nie zdążyłam nic powiedzieć, gdy razem z szatynem usłyszeliśmy zgrzyt otwieranych drzwi od przedziału i obydwoje obróciliśmy wzrok w ich stronę, by spotkać się z widokiem wysokiej postaci w ciemnej pelerynie, sięgającej prawie do sufitu. Twarz była całkowicie zakryta pod kapturem. Z peleryny wystawały tylko dłonie, szare, błyszczące, obślizgłe dłonie z mocno widocznymi żyłami, które wyglądały jak ręce topielca, jednakże gdy tylko postać poczuła mój wzrok na nich, szybko je schowała.
Rozszerzyłam szeroko oczy, gdy ciemna postać wzięła głęboki wdech, a mi zabrakło tchu, lodowate zimno przeniknęło przeze mnie całą, czułam się jakby zamroził mi wszystkie narządy. Nie mogłam się ruszyć, a mój wzrok stał się niedokładny, w uszach szumiało mi tak, jakbym była pod wodą, dopóki nie usłyszałam ryku, a bardziej pisku, który zabolał mnie w uszy. Nagle, jedyne co słyszałam to krzyki, straszne i bolesne krzyki. Nie widziałam nic poza gęstą, białą...
— Joslyn? Joslyn! — Usłyszałam znajomy głos i otworzyłam oczy, od razu zauważając, że leżę na podłodze.
— Usiądź powoli — powiedział nieznajomy mi głos i spojrzałam w drugi bok, by zobaczyć pochylającego się nade mną mężczyznę.
Cedric pomógł mi usiąść na siedzeniu i w tym czasie zdążyłam zauważyć, że wszystko było już w normie, pociąg ponownie jechał.
— Co się stało? Gdzie jest ta postać? Co to w ogóle było? — zapytałam, krzywiąc się, gdy poczułam ból w całym moim ciele.
— To był Dementor, jeden z tych z Azkabanu — powiedział mężczyzna, a ja w raz z Cedriciem wytrzeszczyłam na niego oczy. — Jedz — powiedział i podał mi kawałek czekolady. — Pomoże ci i za chwilę poczujesz się lepiej. Ja muszę już iść, jestem pewien, że sobie poradzicie.
Z tym zdaniem, wciąż nieznajomy mi mężczyzna, wyszedł z przedziału, a Cedric zajął miejsce obok mnie.
— Jesteś pewna, że wszystko jest w porządku? — zapytał Cedric, a ja pokiwałam głową.
— Kim był ten facet?
— To nasz nowy profesor od Obrony przed Czarną Magią, Remus Lupin — odpowiedział i podał mi wodę, którą z uśmiechem przyjęłam.
— Miejmy nadzieje, że nie będzie gorszy od Lockharta — powiedziałam, a Cedric zaśmiał się cicho.
— Wydaje się być spoko — Wzruszył ramionami. — Za chwilę będziemy w Hogwarcie, dasz radę wstać?
— Raczej tak — powiedziałam i z lekkim zachwianiem się, wstałam.
Cedric ściągnął nasze bagaże, a ja wsadziłam Moriartyego do jego transportera. Bez pośpiechu wyszliśmy z przedziału i chwilę później, pociąg w końcu zatrzymał się. Razem z Cedriciem wyszliśmy pierwsi i od razu skierowaliśmy się na błotnistą drogę, na której znajdowało się parędziesiąt dyliżansów, które miały zawieźć nas do zamku.
Rozdzieliłam się z Cedriciem, który poszedł do swoich przyjaciół, a ja poszłam do moich, którzy już czekali na mnie pod jednym z pojazdów.
— I jak minęła podróż z Diggorym? — To było pierwsze pytanie, które zadał mi Nico, gdy się przy nich zatrzymałam.
— Zawarliśmy pokój — powiedziałam i weszłam do dyliżansu.
— Ty i Diggory zawarliście pokój? — Zdziwiła się Amy.
— Mhm — Mruknęłam, gdy ruszyliśmy.
— W życiu nie sądziłem, że dożyję tego momentu — powiedział Nicolas, a ja wywróciłam oczami.
— Zmieńmy temat, ci Dementorzy, co oni robili w naszym pociągu? Chyba nie myśleli, że Syriusz chowa się gdzieś wśród uczniów? — zapytała Amy.
— Nie mam bladego pojęcia, ale wiem, że jeden z nich sprawił, że zemdlałam — Poinformowałam ich o moim incydencie.
— Zemdlałaś? — zapytała jeszcze raz Amy.
— Niestety, nie było to za miłe uczucie — Wzdrygnęłam się na to wspomnienie.
— To z przykrością informuję cię, że masz niesamowite nieszczęście — odezwał się Nico, który wyglądał przez okno.
— Co? — zapytałam i spojrzałam tam, gdzie on patrzył i przełknęłam głośno ślinę, gdy przejechaliśmy obok jednego z Dementorów, które stały obok bramy do Hogwartu.
— No to zapowiada się świetny rok — Mruknęłam i opadłam ciężko na siedzenie.
Gdy w końcu wysiedliśmy z pojazdów, od razu skierowaliśmy się do Wielkiej Sali, gdzie się rozdzieliliśmy i poszliśmy do swoich stołów. To był jeden z niewielu razy, kiedy to siedzę bez nich przy stole w Wielkiej Sali.
Podeszłam do dziewczyn, z którymi dzielę dormitorium i przywitałam się z nimi, od razu przyłączając się do rozmowy. Chwilę po tym, drzwi od Wielkiej Sali ponownie się otworzyły i weszli przez nie profesor McGonagall z pierwszoroczniakami, które wyglądały na niesamowicie zestresowane. Nie winiłam ich, pamiętam jak bardzo ja zestresowana byłam, gdy pierwszy raz stanęłam w Hogwarcie. Na łódce prawie zwymiotowałam, więc nie miałam zbyt dobrych przeżyć.
Ceremonia Przydziału minęła tak, jak zwykle. Tiara przydziału zaśpiewała piosenkę, którą wymyślała przez cały rok i po tym, uczniowie zaczęli pojedynczo do niej podchodzić po wyczytaniu ich nazwisk.
Pierwszy raz, Ceremonia jest niesamowicie ekscytująca i stresująca, ale gdy już jesteś po niej i widzisz ją ze stołu, jest to niesamowicie nudne i tylko czekasz aż się skończy. Więc, gdy tylko się ona skończyła i w końcu wszystkie osoby, które zostały przydzielone do Hufflepuffu usiadły na miejscach, pożegnałam się z dziewczynami i poszłam usiąść obok pierwszaków, aby lepiej ich poznać przed tym, jak razem z Cedriciem będziemy się nimi zajmować, który z resztą siedział już obok nich.
Machnęłam na przywitanie głową do Cedrica i usiadłam naprzeciwko niego, uśmiechając się do pierwszaków. Dumbledore wstał z miejsca i rozłożył ręce.
— Witajcie! — powiedział Dumbledore. — Witajcie u progu kolejnego roku nauki w Hogwarcie! Pragnę wam powiedzieć o kilku sprawach, a ponieważ jedna z nich jest bardzo poważna, sądzę, że najlepiej będzie, jeśli od razu przejdę do rzeczy, zanim ta wspaniała uczta zamroczy wam mózgi — Zatrzymał się na chwilę. — Zapewne wszyscy już wiecie, że nasza szkoła gości strażników z Azkabanu, którzy są tutaj z polecenia Ministerstwa Magii. To oni przeszukali wasz pociąg. Strażnicy pełnią wartę przy każdym wejściu na teren szkoły — Ciągnął Dumbledore — a póki są wśród nas, nikomu nie wolno opuścić szkoły bez pozwolenia. Nie łudźcie się: Dementorów nie da się oszukać żadnymi sztuczkami, przebierankami, czy nawet pelerynami-niewidkami — dodał ironicznym tonem, a ja spojrzałam na Harryego i mrugnęłam do niego okiem, gdy się na mnie spojrzał.
— Nie będą wysłuchiwać żadnych próśb ani wymówek. To nie leży w ich naturze. Dlatego ostrzegam was, żebyście nie dali im powodu do zrobienia wam krzywdy. Liczę na Prefektów domów i na naszą nową parę Prefektów Naczelnych, że zadbają, by nikt nie próbował wyprowadzić Dementorów w pole — Dumbledore znowu się zatrzymał. — A teraz coś weselszego — powiedział po chwili. — Mam przyjemność powitać w naszym gronie dwóch nowych nauczycieli. Najpierw profesora Lupina, który zgodził się łaskawie objąć stanowisko nauczyciela Obrony Przed Czarną Magią — W Wielkiej Sali rozległo się tylko kilka entuzjastycznych oklasków, w tym moje i Cedrica, lecz reszta była nijaka. — A teraz przedstawię wam drugiego nowego nauczyciela — powiedział Dumbledore, kiedy ucichły oklaski. — No cóż, muszę was z przykrością powiadomić, że profesor Kettleburn, nasz nauczyciel Opieki Nad Magicznymi Stworzeniami, przeszedł na zasłużoną emeryturę, żeby w spokoju pielęgnować to, co mu jeszcze z ciała pozostało. Mam jednak przyjemność oznajmienia wam, że jego miejsce zajmie w tym roku Rubeus Hagrid, który zgodził się objąć to stanowisko, nie rezygnując ze swoich obowiązków gajowego Hogwartu — Szeroko się uśmiechnęłam, klaszcząc jeszcze głośniej, razem z całą Wielką Salą. Gdy w końcu oklaski ucichły, Dumbledore znowu się odezwał. — No, myślę, że z ważnych spraw to już wszystko. Czas rozpocząć ucztę!
Uśmiechnęłam się jeszcze szerzej i szybko nałożyłam sobie na talerz pudding Yorkshire, pieczone ziemniaki i strudle i zaczęłam je jeść, aby jak najszybciej móc zabrać się za deser, na który wybrałam lody i czekoladowego przekładańca, które popijałam zwykłym kompotem malinowym.
Gdy z mojego talerza zniknęło wszystko, a Dumbledore odesłał nas do dormitoriów, razem z Cedriciem zebraliśmy wszystkich pierwszaków i zaczęliśmy prowadzić ich do Piwnic Hogwartu, gdzie znajdował się Pokój Wspólny Hufflepuffu. Przy okazji, opowiadaliśmy trochę o Hogwarcie w czasie naszego przejścia do Piwnic.
Gdy w końcu doszliśmy do beczek, które prowadziły do naszego Pokoju Wspólnego, Cedric uderzył palcami w beczkę w odpowiedni rytm i drzwi otworzyły się, ukazując niedługi tunel, przez który przeszliśmy i, gdy tylko stanęliśmy w pomieszczeniu, mogliśmy usłyszeć głośne sapnięcia pierwszaków na wygląd Pokoju Wspólnego. Uśmiechnęłam się delikatnie i obróciłam w ich stronę.
— Po lewej od kominka są dormitoria chłopaków, a po prawej - dziewczyn. Wasze rzeczy i mundurki już na was tam czekają. Jeśli czegoś potrzebujecie, ja jestem w dormitorium obok tych szach — Wskazałam na drzwi obok jednego z miejsc do grania w szachy — a Cedric tam — Tym razem wskazałam na drzwi obok jednego z obrazów. — Nie bójcie się pytać, po to tu jesteśmy, aby wam pomóc — Uśmiechnęłam się do nich ciepło. — Po dwudziestej pierwszej nie wychodzicie z Pokoju Wspólnego, inaczej będziemy zmuszeni odebrać nam punkty, a tego raczej nie chcemy. Gdyby ktoś z was dokładnie nie dowidział, do Pokoju Wspólnego wchodzicie stukając palcami w dolną beczkę w rytm "Helga Hufflepuff". Jakieś pytania?
Pozostałam chwilę cicho, dając im czas na zastanowienie się, a gdy po dłuższej chwili nikt się nie odezwał, uśmiechnęłam się szeroko.
— Joslyn wszystko wam wytłumaczyła i tak, jak powiedziała, gdybyście czegoś potrzebowali, wiecie gdzie nasz szukać — Uśmiechnął się do nich Cedric. — Jednak pamiętajcie, że do dwudziestej czwartej nie ma nas tutaj, bo jesteśmy na patrolu, ale będą tutaj inni Perfekci, których rozpoznacie po plakietce na ich szatach — Wskazał na swoją plakietkę na jego lewej piersi. — Czujcie się jak w domu!
Uczniowie rozeszli się w swoje strony, w większości do dormitoriów, a ja z Cedriciem wyszłam z Pokoju Wspólnego, by skierować się na schody i wejść na siódme piętro.
— Nie jest tak źle jak myślałem, że będzie — powiedział, gdy byliśmy prawie na miejscu.
— Nie jest źle? Mamy siedzieć na siódmym piętrze do dwunastej, chodząc w kółko, jak to nie jest źle? — Jęknęłam i potarłam oczy, które zaczęły już być zmęczone.
Usłyszałam jak Cedric zaśmiał się delikatnie.
— Nie przesadzaj.
— Nie przesadzam!
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro