2/3

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Wrogie wojska separatystów zajmują Geonosis, Republikanie odpierają ataki - oznajmiał dziennikarz w telewizorze, przed którym siedziała Ahsoka. Większość ludzi odbierała takie wiadomości ze strachem, ale Tano nie bała się, ona była wściekła. Wściekła na swojego wuja i Rex'a, za to, że nie mogli jej powiedzieć o tym wszystkim. Reporter mówił coś o wielu śmiertelnych ofiarach zarówno po stronie Republiki jak i Separatystów - Jeżeli separatyści zdobędą Geonosis może dojść do długotrwałej wojny - rozwichrzona dziewczyna wygasiła telewizor, a pilota rzuciła na sofę. Zaczęła chodzić po mieszkaniu oczekując powrotu wujka. Licealistka miała poczucie czasu, bo po chwili usłyszała dźwięk otwieranych drzwi. Popatrzyła ze nieukrywaną złością na Plo Koon'a.

- Dzień dobry Ahsoko - przywiał się ze swoją podopieczną.

- Już wszystko wiem! - krzyknęła - Na nic się na zdało to wasze ukrywanie

- Co? Jakie... - wujek Tano wyglądał na zdezorientowanego

- Będzie wojna - dziewczyna prześwidrowała mężczyznę spojrzeniem.

- Ahsoko - próbował ją uspokoić - nic jeszcze nie wiadomo

- A właśnie, że wiadomo. W telewizji już o tym mówią. Ukrywaliście to przede mną przez prawie trzy miesiące! - wykrzyknęła zbulwersowana.

- To nie to i nie tak... nie tak jak myślisz - lecz dziewczyna już nie miała ochoty słuchać dalszego wywodu Plo Koon'a. Zatrzasnęła drzwi do swojego pokoju. Wzięła telefon i wykręciła numer Rex'a. Odbyła z nim podobną rozmowę jak ze swoim wujem. Potem usiadła na łóżku i poddała się rozmyślaniom. Był marzec w najbliższym czasie ma być wojna i będzie, Ahsoka o tym wiedziała. Dopiero co zaczęło się drugi semestr nauki. Mieszkała w stolicy, czy to nie to miasto wrogowie Republiki zaatakują jako pierwsze. A może przyjaciele Ahsoki będą wyjeżdżać, by ukryć się przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Takie właśnie myśli kłębiły się w głowie Tano.

Nadchodził kwiecień, w normalnych czasach Tano wychodziłaby z znajomymi na podwórka szkolne, graliby w piłkę, albo choćby wychodziłaby na lody. Teraz wszystko było inaczej. Szkoły, choć były otwarte i w mieście wszystko funkcjonowało normalnie, to uczniowie zazwyczaj byli podwożeni i odbierani ze szkoły przez swoich rodziców, ze strachu. Ludzie bali się, że nastąpi jakiś nagły atak. Ashoka też starała się chodzić w towarzystwie przyjaciół w szczególnie Rex'a. Póki jeszcze nie wyjechał, ten moment zbliżał się wielkimi krokami. Separatyści bezlitośnie przedzierali się przez oddziały Republiki i nie trudno było wyczuć duże napięcie wśród mieszkańców Coruscant. Plo Koon wyruszył na front, przez co bardzo rzadko pojawiał się w domu. Ahsoka wiedziała, że jest on dobrym wojownikiem i strategiem na polu bitwy, ale mimo to bezustannie się o niego martwiła. Jeszcze kilka miesięcy temu przecież leżał w szpitalu. Potem wyjedzie jeszcze Rex, a kto wie czy nie będą werbować do wojska zwykłych mieszkańców. Młodych chłopaków, którzy mieliby przed sobą całe życie? Codziennie wieczorem, gdy dziewczyna pakowała torbę na kolejny dzień zastanawiała się, czy aby na pewno jutro pójdzie do szkoły. Jej wszystkie przypuszczenia okazały się być trafne.

Zbliżała się godzina dwudziesta trzecia. Licealistka ułożyła się wygodnie pod pościelą, by zamknąć oczy i zasnąć po wyczerpującym dniu. Zasnęła co prawda szybko, ale co z tego, skoro obudziła się po niecałych dwóch godzinach snu. Pomimo, iż wcale nie było zimno to nastolatka naciągnęła kołdrę pod sam nos. Znów przez głowę przelatywały jej myśli o tym wszystkim, o tej całej wojnie. Zastanawiała się, czy gdyby jej wujek powiedział jej to prędzej to czy potrafiła by jej zapobiec. Jakby dała radę, teraz wszystko mogło by być normalnie. Przypomniała sobie o swojej rozmowie z wujkiem. Wtedy gdy dowiedziała się, że zbliża się wojna. Nadal nie przeprosiła go za ten wybuch. Ale właściwie to on przed nią utajnił tak ważne rzeczy, miała prawo być wściekła. "Będzie wojna", powiedziała wtedy do niego. Starał się zaprzeczać. Ahsoka zarzuciła mu, że ukrywał to przed nią stanowczo za długo, przecież ona nie miała pięciu lat, żeby musieli to przed nią zatajać. Plo Koon odparł, że to nie to i... Ahsoka, aż usiadła na łóżku. Serce biło jej zdecydowanie za szybko. To mógł być zwykły przypadek, nic nie znaczący, ale Tano wiedziała, iż w życiu jej wujka nie ma czasu na pomyłki. On nie wiedział o wojnie! Nie wiedział, a przed swoją podopieczną starał się ukryć coś zupełnie innego. Tano miała ochotę zerwać się z łóżka, zadzwonić do Plo Koon'a i zażądać wyjaśnień. Ale kto normalny odbierze telefon o pierwszej w nocy?

###

Szczegóły tajemnic, dziewczyna poznała dopiero pod koniec miesiąca. Były one dość przerażające. Choć pytała o to Rex'a i to z jakieś milion razy, i tak nie odpowiedział. Dzwoniła do wujka i dostawała taka samą odpowiedź jak w poprzednim przypadku. Odważyła nawet spytać się generała Windu, czy wie coś o dziwnym zachowaniu Plo Koon'a i jej przyjaciela, odpowiedź była taka:"To nie są sprawy, którymi powinien się interesować cywil", czy jakoś podobnie. Teraz Tano w towarzystwie kapitana szybkim krokiem szła do aktualnego miejsca pobytu opiekuna dziewczyny. Była to baza wojska, Plo niedawno, bo dosłownie kilka chwil temu wróciła z frontu do stolicy. Ahsoka musiała się z nim natychmiast zobaczyć. Nie minęło dziesięć minut, a dziewczyna wpadła do kwatery wujka. Była tu już kilkakrotnie. Małe przyciemniane okno, pod nim biurko, na którym walała się masa papierów. Obok stała prycza. I w zasadzie to tyle. Rex wszedł za nią. Podał rękę Plo Koon'owi. To samo zrobiła Tano. Potem odsunęła się na dwa kroki od mężczyzn.

- Powiedzcie mi wreszcie co się dzieje?! - krzyknęła stając naprzeciwko nich założywszy ręce na piersi.

- Ile razy mamy ci powtarzać... - zaczął Plo, Rex popatrzył sceptycznie na starszego przyjaciela.

- Powinna wiedzieć - ten jakby trochę zdziwiony, ale kiwnął głową. Tano z miną zwycięzcy powiedziała, krótkie dziękuję. Objęła na pożegnanie wuja pociągnęła Rexa za rękę. Po chwili byli na zewnątrz. Ahsoka usiadła na pobliskiej ławce.

- No? - spytała ponosząc brew. - O co chodzi? Od początku roku coś przede mną ukrywacie - Rex westchnął.

- Od początku roku nasz szpieg... - oczy Ashoki rozszerzyły się ze zdumienia

- Macie szpiega?! - wykrzyknęła patrząc na niego z niedowierzaniem.

- Ciszej - zrobił gest ręką nakazujący cisze - I tak mamy szpiega. Nawet kilku - dziewczyna ze zdumieniem pokręciła głową - To działa w obie strony, wiemy o tym, ale nie wiemy kto

- Dobra mów dalej - powiedziała, gdy już choć trochę ochłonęła.

- Więc jak mówiłem, szpieg doniósł nam, że Separatyści chcą zaatakować naszą bazę - przerwał, wskazując głową na budynek, który widniał kilkadziesiąt metrów za nimi. - Pierw powiedział, że zamierzają ją otoczyć w lutym. Nie wiedzieliśmy dokładnie kiedy, potem szpieg stwierdził, że nastąpiła zmiana planów i wyślą wojska dopiero w marcu, albo kwietniu - wziął oddech, a między czasie dziewczyna zaczęła zadawać kolejne pytania.

- Ale nic się nie stało? Prawda? - upewniła się

- Cisza przed burzą - odparł

- Chyba nie chcesz powiedzieć, że...

- Wczoraj zawaliły się piwnice - przerwał. - Nie tak po prostu. Ktoś podłożył tak ładunek wybuchowy - wziął oddech i kontynuował - dzisiaj skanery wykryły kolejne bomby.

- I...i, i co zawierzacie zrobić? - spytała, w jej głosie dało się wyczuć determinację.

- Zamierzamy te bomby wywieść, gdzieś, gdzie nikomu nie zaszkodzą.- nastała cisza. Rex skończył mówić, a Ahsoka nie miała pojęcia co powiedzieć. Zacisnęła powieki oczy i starała się spokojnie oddychać.

- Kiedy? - spytała otwierając oczy - Kiedy chcecie to zrobić? - mężczyzna podniósł wzrok.

- Jak najszybciej się da - odparł - Jutro, albo pojutrze - Ahsoka, popatrzyła przed siebie. Zacisnęła pięści.

- Chcę wam pomóc - odparła z determinacją.

- Co?! Nie - pokręcił głową - nie ma takiej opcji - Rex stanowczo zaprzeczał - Zrobią to nasi żołnierze, nie ma po co się narażać

- A ty będziesz wśród żołnierzy którzy będą się narażać - przypomniała mu.

- Nie będziesz miała tam wstępu to teren zagrożony - powiedział nie zwracając uwagi na poprzednie słowa dziewczyny.

- I tak tam przyjdę! - wykrzyknęła i wstała. Rex pokręcił, ze zrezygnowaniem głową przetarł twarz dłońmi. Ahsoka była impulsywna. Czasami zbyt impulsywna. Mężczyzna spojrzał na oddalającą się sylwetkę młodej kobiety. Powoli wstał i wrócił do generała. Naraz zaczął się zastanawiać czy dobrze zrobił mówiąc jej o tym wszystkim. Wiedział, że nie powie o tym swoim znajomym, ale jej pochopne działania mogły doprowadzić do nieprzewidzianych wydarzeń. Ale na razie starał się o tym nie myśleć. Drzwi do pokoju generała były nadal otwarte. Wszedł do środka, Plo Koon siedział na pryczy, jego stopy dotykały ziemi. Na jego kolanach leżało kilka zapisanych papierów, które mężczyzna przeglądał. Gdy Rex wszedł do pokoju, generał podniósł głowę patrząc na niego pytającym wzrokiem.

- Jak zareagowała?

- Tak jak przypuszczaliśmy - odparł.

###

- Ahsoko otwóż drzwi - opiekun dziewczyny po raz setny powtóżył tą samą formułkę, ale Tano nie miała zamiaru otwierać. Siedziała tu godzinę wciąż zastanawiając się czemu to wszystko nie jest parszywym snem. Wpierw myślała, że wojna przeciw Separatystom, którzy opanowywali kolejne miasta była straszna. A ładunki wybuchowe, w praktycznie, drugim domu jej wuja, który, mówiąc na marginesie teraz dobija się do jej drzwi.

- Czego chcesz? - spytała, a bardziej warknęła do niego.

- Chcę porozmawiać - odpowiedział

- Nie - odparła stanowczo - przez tyle czasu nie chciałeś nic powiedzieć!

- Wiem, że nie jesteś zadowolona, że ci nie powiedzieliśmy, ale zrozum, że to dla twojego bezpieczeństwa - Soka prychnęła. Nie zadowolona to za mało powiedziane. Bo jak niby miała się czuć? Rzuciła się na łóżko, nie uleżała nawet minuty, bo wstała i zaczęła krążyć po pokoju. Uchyliła lekko drzwi, by sprawdzić czy Plo Koon nadal pod nimi sterczy. Stał tam i parzył na nią. Zatrzasnęła mu pod nosem drzwi. - Jutro popołudniu wychodzę, Rex ci mówił... - nie dokończył, przerwała mu dziewczyna.

- O, a może chcesz się ze mną pożegnać gdybyś tam umarł - wykrzyknęła.

- Ahsoko, mówię na poważnie. Otwórz drzwi, żebyśmy mogli normalnie porozmawiać - mężczyzna nie dostał odpowiedzi. - Ahsoko, proszę - Drzwi otwarły się na oścież. Tano patrzyła na wujka spode łba. Śledziła go wzrokiem, kiedy wszedł do pokoju i usiadł na fotelu wskazując miejsce na przeciw siebie. - Jutro, popołudniu zajmiemy się detonacją i rozbrojeniem tych ładunków wybuchowych, potrwa to na tyle długo, że mogę wrócić dopiero nad późno w nocy - dziewczyna kiwnęła głową.

- To tyle? - spytała.

- W zasadzie to nie, pod moją nieobecność mogłabyś zaprosić jakąś koleżankę, nawet na noc - uśmiechnął się słabo. Do nastolatki te słowa dotarły dopiero po kilku chwilach.

- Czyli ty i Rex będziecie detocośtam robić z bombami, a jam mam zaprosić znajomą i się bawić?! - no tego już było za wiele.

- Tak - bez mrugnięcia okiem odparł mężczyzna, jakaś przyjaciółka w mieszkaniu była jedynym sposobem, by zatrzymać Ahsokę w domu. - Padme, albo Barris? - spytał

- Padme nie może - Plo nie wiedział skąd jego podopieczna ma te informacje, ale nie kwestionował ich. Zamiast tego spytał.

- A Barris? Spytaj się jej - polecił

- Nie - Tano brzmiała jak mała dziewczynka, której rodzice nie chcą kupić lalki, brakowało jeszcze żeby zaczęła tupać nogą.

- Ahsoko - zaczął - rzadko spotykasz się ze znajomymi. Zaproś ją, obejrzycie jaki film, zjecie po dziesięć paczek popcornu i, no nie wiem co jeszcze robią nastolatki w twoim wieku...

- Plotkują.

- No, to poplotkujecie przy filmie. Chyba z Barris dobrze się dogadujesz? - licealistka popatrzyła uważnie na wuja, ale po chwili skinęła głową. Opiekun podał Ahsoce telefon, po czym wyszedł z pokoju, lecz nadal stał przed drzwiami, przynajmniej tak wydawało się dziewczynie. Pełna obaw dziewczyna, wybrała numer do koleżanki. Po przywitaniu zaproponowała, by ta przyszła do niej na noc. Barris się zgodziła, a Ahsoka w głębi serca starała się ukryć zawód. Miała nikłą nadzieję, że Offe, jednak się nie zgodzi.

Barris rozłączyła się. Jej usta wykrzywiły się w przebiegłym, a zarazem ponurym uśmiechu. Była zadowolona, wszystko przebiegało zgodnie z planem, a nawet lepiej niż przewidywał plan.

###

Barris siedziała przed klasą i oczekiwała przyjścia zarówno nauczyciela jak i koleżanki. Było już kilka minut po dzwonku, a Ahsoki nadal nie było. Jeżeli nie przyszłaby, no to nie byłoby najciekawiej. Że nie było nauczyciela to normalka, na pana Jabbę było trzeba czekać co najmniej dziesięć minut.

- No wreszcie - ucieszyła się na widok przyjaciółki. Ahsoka uśmiechnęła się lekko.

- Masz wszystko? - spytała mając na myśli ubrania na dzień jutrzejszy, szczoteczkę do zębów i inne przedmioty potrzebne na noc po za domem. Offe skinęła głową. Na dalszą rozmowę nie miały czasu bo zjawił się Hutt. Lekcje, lekcję i ciągnące się w nieskończoność lekcje. Dopiero na przerwie obiadowej dziewczyny mogły skupić się na rozmowie. Zaczęło się od wymiany zdań na temat jaki film będą oglądać, padło na maraton Piratów z Karaibów, choć nastolatki widziały te filmy przeszło dziesięć razy to wiedziały, że nigdy im się nie znudzi. Potem stwierdziły, iż zaraz po lekcjach pójdą do sklepu, by.

- Kupimy popcorn, jakieś ciastka, chipsy, sok, albo jakiś gazowane piciu - Ahsoka posłała jej wymuszony uśmiech, myślami wcale nie była przy soku, albo napoju gazowanym, zastanawiała się, czy Rex i Plo Koon już są u siebie w bazie, czy jeszcze w domu. Wprawdzie rano zdążyła jeszcze pożegnać się z wujkiem, jednak do przyjaciela nie odzywała się już od dawna. Powinna do niego choćby zadzwonić.

- To jak, może być? - z zamyśleń wyrwał ją głos Offe.

- Um, tak, tak oczywiście - odparła nie mając pojęcia o co chodzi. Dwie ostatnie lekcje, minęły stosunkowo szybko. Dziewczyny po drodze do mieszkania Ahsoki wstąpiły do małego sklepu, z którego wyszły obładowane paczkami z cukierkami, chipsami, trzema litrami coli i tym podobnych. Weszły na piętro i Tano otworzyła drzwi, wpuściła koleżankę, a po chwili obydwie siedziały na sofie i załączały film.

- Nikogo nie ma - zauważyła Barris - to miło ze strony twojego wujka, że zostawił nam wolne mieszkanie.

- Właściwie to... zresztą tak masz rację.

- Jest w pracy? - spytała Offe. Ahsoka kiwnęła głową. - Co on tam właściwie robi? - dopytywała.

- No zazwyczaj, to podpisuje jakieś świstki, myśli nad strategią na polu bitwy - mruknęła.

- Aha. To, to chyba nic ciekawego - odparła, zwracając wzrok na telewizor. Nie minęła nawet dziesiąta minuta filmu, a na ekranie już pojawił się zabójczo przystojny Jack Sparrow, którego postać grał nie mniej cudowny Johny Deep.

- Raczej nie, chyba, że robi robi rzeczy totalnie niebezpieczne - i się wygadała - znaczy no wiesz jest takim...

- Co niebezpiecznego robi? - zapytała Barris odrywając wzrok od krzyżujących się na ekranie szabli.

- No można powiedzieć, zresztą wiesz on jest takim no, żołnierzem, więc, no rozumiesz? - Ahsoka starała się złagodzić sytuację.

- Jasne - przytaknęła, nie wyglądała na urażoną faktem, że Tano nie chce jej zdradzić szczegółów tych niebezpiecznych sytuacji. Resztę filmu przemilczały, jedynie czasami zaczynały śmiać się przy jego najzabawniejszych momentach. Niekiedy wymieniały się zdaniami na temat najlepszych aktorek i aktorów grających w Piratach. I właściwie to tak zleciała większość wieczoru. Około jedenastej gdzieś w połowie czwartego epizodu dziewczyny stwierdziły, że najwyższy czas wykąpać się i zjeść kolacje. Przygotowały kilka kanapek i ponownie, tym razem w pidżamach usiadły na sofie. Kolejne godziny zleciały na plotkowaniu o ostatnich szkolnych newsach, które mówiąc szczerze nie były wesołe, jak chyba wszystko w ostatnich czasach. Zaczęły nawet dyskusję o tym na jakie studia zależy im się dostać. Podczas tych rozmów Ahsoka starała się zapomnieć, przynajmniej tymczasowo o misji Rex'a i Plo Koon'a. W pewnych chwilach udawało jej się to.

A potem, około wpół do drugiej, jednogłośnie stwierdziły, że czas by położyć się do łóżka.

- Gdzie śpimy? - spytała Barris ziewając.

- No tutaj - Tano wskazała głową na sofę. Wzięła jeden z materacy, na niej leżących i podała go przyjaciółce. Wyjęła skąć dodatkowe deski. Offe nie mogło stwierdzić skąd gdyż, widok zasłaniał jej materac, który starała odsunąć sobie od twarzy. - Połóż go tu - zażądała niebieskowłosa. Po wykonaniu polecenia kanapa była znacznie większa. Dziewczyny przyniosły sobie pościel, każda zawinęła się w swój koc.
Przed oczami Ahsoki pojawiały się setki scenariuszy co może stać się z jej wujem. Starała się zasnąć, co pomimo zmęczenia nie wychodziło. Przewracała się z boku na bok starając się przy tym nie obudzić przyjaciółki leżącej obok. Offe wyglądała jak coś pomiędzy mumią a kokonem, całą zawinięta w koc - razem z głową. Zestresowana dziewczyna siadła na łóżku, sięgnęła po telefon, by sprawdzić godzinę. Dochodziła trzecia. Wprawdzie Plo Koon mówił, że wróci dopiero późno w nocy, ale nigdy, prze nigdy nie wracał po pierwszej. Zeszła z łóżka najciszej jak potrafiła. Podeszła do okna uchyliła je i zaczęła wdychać świeże powietrze. Trochę się uspokoiła. Popatrzyła na księżyc. W połowie był zasłonięty chmurami, a druga połowa lśniła na srebrno. Może tak właśnie jest z ludźmi, pomyślała. W połowie są jaśni - radość, szczęście, wdzięczność, ekscytacja, miłość, a ta druga strona to złość, nienawiść, zazdrość, lęk, żal. Każdy ma w sobie tyle samo jasności i ciemności, która przysłania jasność. Tylko która strona to ta dobra, ta odsłonięta?

Za Ahsoką zaskrzypiało łóżko. Odwróciła się. Barris siedziała, a jej stopy dotykały podłogi. Ziewnęła przeciągle i przetarła twarz dłonią.

- Och, przepraszam obudziłam cię - stwierdziła Ahsoka.

- Nie spałam - znów ziewnęła, pokazując koleżance ekran swojego telefonu ka którym były jakieś napisy. Prawdopodobnie fanfik, Offe czytała ich mnóstwo - Znalazłam bardzo ciekawą książkę o Jacku Sparrow i Angelice. Ahsoka kiwnęła głową. - A czemu ty nie spałaś? - spytała.

- Martwię się o nich - odparła patrząc w podłogę - O wuja i Rex'a - dodała, Barris znała obu, spotkała ich kiedyś blondyna, gdy wychodził z bloku, a ona i Ahsoką szły do jej mieszkania. A wuja swojej przyjaciółki miała przyjemność poznać, gdy ten odwoził dziewczynę do szkoły.

- Nie wiem co robią, ale... - zaczęła Offe.

- Wiesz, odkąd zaczęła się to wojna, to wszystko jest inaczej. Separatyści posunęli się stanowczo za daleko, mój wujek jest u siebie, tam w bazie, ciągle robi jakieś niebezpieczne rzeczy, ale, ale to no już przerosło wszystko - powiedziałam na jednym tchu, wyrzucając ręce w górę.

- Możemy do nich iść - zaproponowała Barris - Jeśli chcesz - dodała.

- Och, naprawdę?! Dziękuję, dziękuję. Ratujesz mnie - powiedziała przytulając przyjaciółkę.

- No bez przesady - Offe posłała Ahsoce miły uśmiech. Niebieskowłosa już ubierała miała na sobie szare leginsy i po ubraniu t-shirta wciągnęła przez głowę czarną bluzę, dostała ją od Barris na urodziny. Nie czesząc włosów zrobiła z nich kucyk i spojrzała na przyjaciółkę, która dopiero zbierała ubrania z fotela.

- Och, ty już gotowa? - dziewczyna spytała ze zdziwieniem. Tano kiwnęła głową, zacisnęła usta i popatrzyła na koleżankę ze zniecierpliwieniem. Offe miała brązową tunikę oraz czarne leginsy legginsy - No, możemy iść - oznajmiła. Gdy były już przy drzwiach. - Ahsoko poczekaj, muszę jeszcze wsiąść telefon - zaczęła zdejmować buty.

- Właź w nich, tylko się pośpiesz - Tano przerwała jej tę czynność. Zacisnęła ręce. - Nooo - szepnęła, wiedziała, że nie powinna pośpieszyć Barris, ale ile można szukać telefonu.

- Nie wiem, gdzie go zostawiłam - dobiegł ja głos przyjaciółki. Ahsoka, aż tupnęła nogą.

- Chyba zostawaiłaś go na...

- Mam! - rozległ się radosny okrzyk.

- Świetnie, choć już - pośpieszyła koleżankę Ahsoka. Dziewczyny zamknęły drzwi, zbiegły po schodach i wyszły na dwór. Tano wręcz biegła, a Barris starała jej wytłumaczyć, że to nic nie da. Było za wcześnie, stanowczo za wcześnie. Jeszcze nie wszystko było gotowe.

- Poczekaj Soka, nie nadążam - powiedziała, choć pewne było, że gdyby chciała nadążyłaby, ale nie chciała.

- Jasne, jasne - odparła zwalniając, lecz jej krok nadal był szybszy niż zwykle. Była strasznie nerwowa, miała nadzieję, że spotka ich po drodze. Jednak nic takiego się nie stało. Doszły do szarego budynku. Wiele ludzi kłębiło się przed głównym wejściem.

- Umm. To tu się dzieje? - spytała szeptem Barris.

- Nie mam pojęcia - wymamrotała. Na razie nikt nie zwrócił na nie uwagi. Obeszły tłum wykrzykujących coś ludzi. Drzwi były rozsunięte. Ktoś wybiegał z budynku, inny wbiegał. Ahsoka rozpoznała kilka twarzy.

- Barris, zostań tutaj, ja pójdę do środka, byłam już tam - dziewczyna przytaknęła.

- Może są wśród tych ludzi, spróbuję ich znaleźć. I zadzwonię - dodała. Ahsoka wbiegła do środka. Swe kroki skierowała do kwatery Plo Koon'a. Na korytarzach nie było nikogo, nikła była nadzieją, że akurat wujek dziewczyny będzie spokojnie siedzieć u siebie w biurze. Choć baza była rozległa Tano pokonała odległość od wejścia do pokoi w zaledwie kilka chwil. Drzwi były zamknięte.

- Wujku! - zawołała w ich stronę - jesteś tam?! - odpowiedzi nie dostała - Karabast - przeklęła cicho. Nie miała pojęcia dokąd teraz mogłaby się udać. Zaczęła biegać po korytarzu. Nie miało to sensu, co dziewczyna po chwili zrozumiała. Zatrzymała się i przymknęła oczy starając się uspokoić oddech. Gdzie Plo spędzał najwięcej czasu? Odpowiedź była prosta: oczywiście, w swoich kwaterach. A dalej? Po swoim biurze? Ahsoka wysilała każdą szarą komórkę w swoim mózgu. Czuła wzrastającą panikę. Gdy rozległ się piszczący dźwięk - alarm, że strachu serce omal nie podskoczyło jej do gardła. Zaczęła biec w stronę wyjścia. Nic innego nie przyszło jej do głowy. Gdy mijał rozsuwane drzwi, do których zaprowadził ją gdy odwiedzała to miejsce po raz pierwszy. Zatrzymała się. Jak mogła prędzej o tym nie pomyśleć? Sala obrad tu Plo Koon przebywał co najmniej tyle ile w swoich kwaterach. Podeszła do wejścia. Hasło! Na śmierć o nim zapomniała. Nie miała pojęcia jakie może być. Liczba kombinacji, które mogły być poprawne była wielka. Wiedziała jedynie, że pierwszą cyfrą było osiem. Wpisała to na miniaturową klawiaturę z cyframi od zero do dziewięć.

Alarm nadal wył. Jednak Ahsoka go nie słyszała, a jak słyszała to nie zwracała na niego najmniejszej uwagi. Wpadła w trans. Starała się w klikać wszystko od początku. Osiem, przycisnęła guzik z liczbą zero. Potem jeden i dwa. Pudło. Ekranik zaświecił się na czerwono. Próbowała wszystko zerem jako druga cyfrą. Kolejna kombinacja - osiem jeden, dwa, trzy. Pech chciał, że znów nic nie wyszło. Nie miała pojęcia ile miała szans by wpisać odpowiednie hasło, ale na razie wszystko działało. Właśnie po raz kolejny miała klikać osiem, ale usłyszała, że ktoś krzyczy jej imię:

- Ahsoka! - to był Rex, miał na sobie cały swój ekwipunek. Biała zbroja z granatowymi wzorami, dwa pistolety, albo coś w ten deseń. - Dzieciaku, co tu robisz?! - spytał starając się przekrzyczeć alarm.

- Jakiej jest hasło? - spytała zdesperowana dziewczyna, nie zwarzając na poprzednie słowa przyjaciela.

- Chodź! - krzyknął - tu jest strasznie niebezpiecznie

- Podaj mi to hasło! - zażądała.

- Osiemdziesiąt-jeden zero osiem! - wykrzyczał. - To ci nic nie da tam nikogo nie ma! - Jednak niebieskowłosa już wpisała kod. Drzwi się otwarły. Stół na środku pokoju był przewrócony. Krzesła też, niektórym nawet brakowało oparć, albo nóg, których odłamki leżały na drugim końcu sali. W koncie leżały jakieś niezidentyfikowane przedmioty. Ahsoce przyszło do głowy, że właśnie to mogą być te ładunki wybuchowe. Dziewczyna chciała wejść do środka, ale Rex chwycił ją za nadgarstek i pociągnął na sobą.

- Gdzie jest wujek?! - krzyczała potykając się o własne nogi, ale nie przerywając biegu.

- Na dworze, przed budynkiem - wziął oddech - Twoja koleżanka powiedziała, że tu weszłaś więc stwierdziłem, że...

- Dziękuję Rex - dziewczyna zatrzymała się. Serce biło jej jak oszalałe. Oparła ręce na kolanach i pochyliła się do przodu.

- Soka! - blondyn dopiero teraz zauważył, iż dziewczyna przestała biec. Był kilka metrów przed nią. Chciał zrobić krok w stronę nastolatki, ale coś się zatrząsło. Ahsoka powoli się uniosła. Była wykończona szaleńczym biegiem, napływem strachu i adrenaliny. Podniosła głowę. Sufit pękał. - Cho... - krzyk Rex'a przerwał głośny łomot. Ściany się zatrzęsły. Dziewczyna postawiła kilka szybkich kroków, ale za późno. Kolejny huk, tym razem głośniejszy. Odłamek sufitu uderzył licealistkę w ramię. Kolejny, większy w kolano, upadła. Wrzasnęła, gdy dostała w głowę. Czuła jakby ktoś rozwalał jej czaszkę od środka. Widziała jedynie kontury przedmiotów rozstawionych na korytarzu i posturę Rex'a. Jak przez mgłę usłyszała jego głos. Krzyczał coś. A potem była ciemność.

###

Wszędzie panował hałas. Ładunki okazały się być uzbrojone. W każdej chwili mogły wybuchnąć. W zasadzie było trzeba odpalić zapalnik, ale mógł to zrobić każdy, a eksplozja mogła nastąpić w każdej chwili. Zarządzono natychmiastową ewakuację. Ludzie zaczęli gromadzić się przed wejściem. Tu powinni być bezpiecznie. Lecz gdy Plo Koon wraz z kilkoma żołnierzami pięćsetpierwszego legionu zauważył w tłumie koleżankę Ahsoki, wszystko zaczęło się komplikować. Barris powiedziała, że Tano udała się do środka, by ich znaleźć. Wuj dziewczyny, był wściekły. Wściekły na siebie i poniekąd na nią. Był nieodpowiedzialny zostawiając ją samą, ale ona nie powinna przychodzić tu.

- Ja po nią pójdę. A Echo i Fives pójdą że mną - zaproponował Rex. Dwóch wspomnianych byli to kuzyni kapitana. Tak jak on byli w wojsku i należeli do tego samego batalion. Znali i lubili Ahsokę. Generał starał się powstrzymać przedsięwzięcie kapitana, nie chciał stracić trzech najlepszych żołnierzy. Gdy powiedział to kapitanowi ten stwierdził, że pójdzie sam. I poszedł. W zasadzie to biegł. I nie wracał od przeszło dziesięciu minut. Plo Koon ogłosił alarm. Ale nie minęło pięć minut, a dało się usłyszeć huk. Ludzie w panice zaczęli odsuwać się do drzwi. Gdzieś około pięciu metrów od wejścia dało się zauważyć, że ściany zaczęły się walić.

- Nie - pojedynczy jęk wyrwał się z ust Plo Koon'a. Ahsoka była w środku, razem z nią był Rex. Zrobił kilka kroków do przodu, ale ziemia znów się zatrzęsła. Kolejny jak gdyby grzmot wysadzał budynek od środka. Kontem oka spostrzegł Offe, która patrzyła przerażeniem, przynajmniej tak wydawało się Plo Koon'owi, w oczach walącemu się budynkowi.

Naraz, ze środka wydobył się krzyk. Pewne było, że należał do mężczyzny.

- To Rex - zapewnił Echo. Kiwnął głową na Fives'a. Żołnierze ostrożnie weszli do środka. Kilka metrów od nich walącym się korytarzem szedł, choć bardziej trafnym stwierdzeniem byłoby kulał, Rex. Jego lewa noga była nienaturalnie stawiana. Na rękach niósł Ahsokę. Jej ręce i głową zwisały bezwładnie. Nogę w okolicach kolana miała zakrwawioną. Rozcięta była także skóra nad uchem. Czerwona, gęsta substancja spływała na policzek.

- Żyje prawda? - spytał ze strachem Echo. Rex kiwnął głową. Nie był w stanie mówić. Przez pył i kurz, które dostały mu się do dróg oddechowych z trudem łapał powietrze. Fives pomógł mężczyźnie iść, a Echo wziął Ahsokę. Żołnierze wyszli z walącego się budynku. Podbiegł do nich generał, który rozkazał by, Kix - żołnierz medyk, zajął się dwójką rannych.

Wraz ze wschodem słońca nadjechało pogotowie. Nagrywani przez dziennikarzy i reporterów, którzy nadjechali kilka minut przed przybyciem medyków, lekarze na noszach zanieśli wciąż nieprzytomną Ahsokę do karetki. Wraz z nią pojechał Plo Koon, nie chciał po raz kolejny zostawiać swojej podopiecznej. Rex został opatrzony przez Kix'a. Zabandażowaną nogę miał w szynie. Lekarze zaproponowali mu pomoc, ale zrezygnował.
Po kilku chwilach od czasu wyjechania pogotowia na miejsce przybyła policja i śledczy. Zaczęli wypytywać wszystkich o szczegóły wydarzeń. Dokładnie przeczesywali każdy zakamarek, już teraz byłej, bazy. Odtwarzali nagrania kamer, przynajmniej tych które nie uległy zniszczeniu. Gdy generałowie Yoda i Mace Windu spytali czy mają jakieś podejrzenia odpowiedź brzmiała, że tak, ale niestety na razie nie mogą ich wyjawić.

###

- Co z nią? - wuj Ahsoki pytał pielęgniarkę, która zajmowała się ranną nastolatką. Była to młoda kobieta, nie mogła mieć więcej iż trzydzieścipięć lat. Miały jasnoblond włosy i bladą cerę. Ubrana była w zwykły lekarski biały fartuch. Uśmiechnęła się smutno do mężczyzny. Plo Koon czekał od jakiś dwóch godzin. Gdy przyjechał tu z nią od razu zarządzono wszelkiego rodzaju badania. Została przebrana w szpitalne ubrania. Wyczyszczona z zeschłej krwi i przetransportowana na salę operacyjną.

- Żyje, ma wstrząs mózgu, musiała być szyta przy lewym uchu. Złamała kość piszczelową i pękniętą jest w dwóch miejscach kość strzałkowa - zamilkła patrząc z wyczekiwaniem na mężczyznę. Gdy nic nie powiedział dodała - jej stan jest stabilny...

- Więc jest już przytomna? - dopytywał. Kobieta głośno przełknęła ślinę. Spodziewała się tego pytania, ale najwyraźniej trudno jej mówić o takich sprawach. Wzięła oddech - Niestety nie, najprawdopodobniej zapadła w śpiączkę - spuściła wzrok. Plo Koon ze świstem wypuścił powietrze. - Oczywiście jest szansa, że się wybudzi - powiedziąła jeszcze. Mężczyzna nie zwróciła uwagi na jej słowa. Wszedł na salę. Ahsoka leżał na szpitalnym łóżku. Wyglądała jakby spała. Choć była prawie tak blada jak pościel wokół niej. Jedynie jej niebieskie włosy kontrastowały z całą resztą. Podpięta do kilku kroplówek z których powoli kapały jakieś substancje prosto do żył dziewczyny. Podszedł do niej. Kroki stawiał cicho jakby bał się, że ją obudzi. Usiadł na taborecie, który stał obok posłania jego podopiecznej. Zaczął się jej przyglądać. Rzadko miał do tego okazje, w ostatnim czasie w ogóle mało widywał się z Ahsoką. Teraz nie miał pojęcia co robić, nigdy nie przypuszczał, że znajdzie się w takiej sytuacji. Stracił rachubę czasu patrząc na Tano i myśląc co będzie teraz. Czy dziewczyna się kiedyś obudzi? Czy będzie w pełni sprawna? Oczy zaszły mu mgłą, gdy uświadomił sobie, że już być może nigdy nie powymienia się z nią sceptycznymi przemyśleniami na temat jej kolorowych włosów. Zacisnął powieki. Zastanawiał się, czy może coś do niej powiedzieć? Czy ona cokolwiek słyszy, albo choćby czy cokolwiek czuje?

- Proszę pana - obok mężczyzny pojawiła się pielęgniarka, ta sama która informowała go o stanie Ahsoki. - Chcemy zrobić dziewczynie jeszcze jeden niezbędny zabieg - Plo Koon kiwnął głowa i wstał. Odszedł kila kroków, ale patrzyła jak lekarze prowadzą łóżko z Ahsoką do innych sal. Wolnym krokiem wyszedł ze szpitala. Zadzwonił po taksówkę. Nie miał siły dojść na piechotę do mieszkania, nie po tym co się stało. Samochód po chwili przyjechał. Mężczyzna do niego wszedł. Nie rozmawiał z kierowcą. Nie miał ochoty z nikim rozmawiać, choć w zasadzie to był jeden wyjątek, bez zastrzeżeń odezwałby się do Ahsoki Tano.

Minął tydzień. Dokładnie tydzień. Plo Koon zamknął pokój swojej podopiecznej. Nikt nie miał tam wstępu. Nawet on sam. Klucz schował w na dnie szafy. Był w szkole swojej Tano, by wyjaśnić jej nieobecność na lekcjach. Ale tak na prawdę było to bezsensowne posunięcie. O wydarzeniach sprzed siedmiu dni w gazetach, w telewizji, w radiu i w ogóle wszędzie było głośno. Praktycznie każdy mówił o Ahsoce, która była jedyną ranną i jedną z dwóch głównych podejrzanych o aktywowanie ładunków wybuchowych. Drugim był Rex. Policja znalazła dowody i nikt nie mógł zaprzeczyć temu, że na nagraniach kamer doskonale widać jak dziewczyna odpala zapalnik. Kapitan był podejrzany o pomoc jej. Zauważyć go było można jedynie na fragmentach filmów. Rex nie miał pojęcia co ma o tym myśleć. Bo Ahsoka? Ta niebieskowłosa dziewczyna, którą poznał rok temu, z którą się zaprzyjaźnił, z którą spędziła czas na wspólnych treningach Judo, z którą spalił ciasto? To po prostu nie mogła być prawda. Ale co on miał do gadania, jako jeden z podejrzanych, mógł zacząć bronić Tano, ale wtedy mogliby to wykorzystać jako dowód o współpracę z nią. Znajomi Ahsoki ze szkoły, Anakin i Padme także nie mogli uwierzyć, że to ona. Chłopak starał się na własną rękę znaleźć prawdziwego sprawcę. Ale nie było to proste. Nauka nadal trwała, a on nie nie wiedział od czego zacząć. Najgorsze było jednak, to że Ahsoka nadal leżała w szpitalu i nie było żadnych oznak, że mogła się wybudzić. Informował ich o tym Plo Koon, który odwiedzał swoją podopieczną codziennie. Przyjaciele nie mogli tam wejść. Nie mieli wstępu na salę. Pielęgniarki i lekarze tłumaczyli to mówiąc że to może źle wpłynąć na pacjentkę. Prawda to nie była, ale na razie nikt nie wiedział co jest prawdą.

Kolejne dni mijały. Większość mediów już zapomniała o wypadku który miał miejsce prawie dwa tygodnie temu. Czasami można było natrafić na artykuł, mówiący jak postępuje odbudowa bazy. Szła całkiem nieźle. Wojsko miało już tyle miejsca by móc, spokojnie odbywać narady. Na jednej z takich narad postanowiono, że Plo Koon, wraz z Kit'em Fisto został wysłany na misję do Felucii. Kit był trzydziestoczteroletnim nowo mianowanym generałem. Był dość specyficzny. Miał mnóstwo jaskrawozielonych dredów i duże czarne oczy. Ogólnie wcale nie wyglądał jak na swój wiek.

Felucia była miastem oddalonym od stolicy o kilkaset kilometrów. Teraz oblegane przez armię Separatystów. Generał wraz z batalionem żołnierzy je miał odbić. Zadanie było trudne. Śmierć mogli ponieść wszyscy. Zarówno cywile, jak i wojskowi po obu stronach.

- Masz się nią zaopiekować jeśli zginę - powiedział przed wyjazdem Plo do Rex'a. Młodszy mężczyzna nie mógł pojechać na front. Przede wszystkim jego pęknięta kostka nadal nie była w pełni sprawna. A po za tym był zatrzymany w Corusant do czasu, aż policja nie będzie mieć wystarczających dowodów, że nie jest on winny wybuchowi bazy, albo, że jest winny. - I zakomunikuj mi, jak Ahsoka się obudzi - blondyn kiwnął głową. Znał ryzyko jakie czyhało na jego generała i przyjaciół, którzy walczyli. Westchnął i spojrzał na ludzi wsiadających do wielkiego autokaru koloru moro. W sumie, bo były ich trzy, zajmowały prawie cały parking. Echo i Fives próbowali się śmiać z jakiś żartów, co wychodziło im dosyć słabo. Wiedzieli, że jadą do miejsca z którego mogą już nie wrócić. Potem jego wzrok padł na drugiego dowódcę misji. Kit Fisto, starł przy trzecim pojeździe. Obiema rękami trzymał dłonie swojej narzeczonej. Nazywał się Aayla, przynajmniej tak wydawało się Rex'owi. Miała dość dziwny odcień włosów. Pod pewnym kontem wydawały się być ciemnofioletowe, a gdy patrzyło się pod słońce można stwierdzić, że są granatowe. Po jej policzkach spływały łzy. Po chwili rzuciła się Kit'owi na szyję. Ten objął ją i przyciągnął do siebie. Blondyn stwierdził, że nie będzie dalej przyglądał się parze zakochanych. Odszedł parę kroków dalej. Popatrzył na generała, który podnosił na duchu swoich żołnierzy. Kilka kroków od niego stał Kix. Żegnał się ze swoją matką. Była to starsza pomarszczona siwowłosa kobieta. Lecz zanim zdążył choćby wyrzec słowo do swojej rodzicielki przybiegła jakaś dziewczyna. Oddychała ciężko. Jej jasnobrązowe włosy były rozwiane przez wiatr. (KingaKenobi to ty)

- Myślałam, że już wyjechaliście! - wykrzyknęła. Kilka ludzi odwróciło się w jej stronę i posłało karcące spojrzenia. Spuściła wzrok. Mama Kix'a nie zwróciła uwagi na jej przybycie. Wymachiwała zawzięcie rękami, jakby starała się wytłumaczyć coś swojemu synowi. Szatynka starała się ją uspokoić i położyła starszej kobiecie rękę na ramieniu, jednak ta ją zbyła i rzuciła dłoń. Mężczyzna pokiwał głową, przyznając rację swojej mamie. Później zaczął rozmawiać z dziewczyną. Wprawdzie czujny wzrok starszej pani śledził każdy jego ruch, ale chyba na razie ich to nie obchodziło. Kix powiedział coś najprawdopodobniej zabawnego, bo dziewczyna lekko się uśmiechnęła. Potem poniosła jedną brew. Popatrzyła na niego ze złością i uderzyła pięścią w ramię. Stanęła obok matki mężczyzna. Tą przyjaźnie poklepała ją po ramieniu, jakby jej nastawianie do owej dziewczyny nagle się zmieniła. Obie odeszły szepcąc coś do siebie. Kix pokręcił z rozbawieniem, przynajmniej tak to wyglądało, głową. Rex podszedł do swojego kolegi. Ten nadal szczerzył się sam do siebie. Zauważył blondyna i uśmiechnął się do niego.

- Nie martw się, wrócimy cali i zdrowi - zapewnił.

- Jasne - Rex przytaknął - A kim była ta dziewczyna? - spytał nie mogąc powstrzymać cierpliwości.

- Kinga, nazywa się Kinga - odparł po czym wskoczył na pierwszy schodek prowadzący do autokaru. - No, trzymaj się - dodał po czym zniknął wewnątrz pojazdu.

###

Anakin, Padme i Rex stali przed rozsuwanymi drzwiami do szpitala. Przybyli spytać się o Ahsokę. Robili to codziennie od ponad tygodnia. Odkąd Plo Koon wyjechał nikt nie mógł wchodzić do osobnej sali w, której leżała dziewczyna. Lecz na szczęście mogli o stanie nastolatki dowiedzieć się od pielęgniarek i lekarzy. Dziś przyszli z tego samego powodu. Lecz zanim przeszli przez biały korytarz prowadzący do pokoju do którego zmierzali usłyszeli hałas. Jakby coś dużego i metalowego się przewróciło. Przyjaciele popatrzyli po sobie pytającym wzrokiem, Skywalker wzruszył ramionami. Jednak mina Padme na pewno nie wyrażała obojętności. Mimo wszystko przyśpieszyli kroku. Stanęli przed drzwiami do sali w której leżała Ahsoka. Ze środka dobiegały przygłuszone głosy. Młodszy chłopak nacisnął na klamkę, ta ku jego zdumieniu ustąpiła. Uchylił lekko drzwi i spojrzał do środka. Koło niego stanął Rex Łóżko Tano leżało przewrócone na posadzce. Dziewczyna prawdopodobnie leżała koło niego, ale tego Skywalker nie mógł zauważyć. Obok przewróconego mebla kucała ubrana na biało, która opiekował się nastolatką przez ostatnie tygodnie. Prawdopodobnie próbowała podnieść łóżko.

- Och, Anakinie - odezwała się Amidala. Najwyraźniej dopiero teraz dostrzegła poczynania swojego chłopaka - zamknij te drzwi - szeptała - poczekamy i...

- Ciii - przerwał jej, kładąc palec na ustach. - Posłuchaj i popatrz

- Co tu się stało? - dobiegło z wnętra pomieszczenia. Nie był to jednak głos pielęgniarki. Prawdopodobnie w środku był jeszcze jeden człowiek. Mężczyzna z pewnością lekarz.

- Panie doktorze - kobieta chyba stała się wytłumaczyć przed swoim przełożonym - transportowali chłopca na noszach - kobieta spuściła głowę, podczas gdy mężczyzna podniósł łóżko - musieli zahaczyć, a ktoś nie zabezpieczył łóżka pacjentki, koła były nie zabezpieczone - mówiła bardzo chaotycznie. - I łóżko się przewróciła, a, a panienka spadła.

- Dobrze, rozumiem, ale - chciał coś jeszcze dodać, lecz przerwał mu słaby, ale bardzo dobrze znany podsłuchującym głos.

- Gdzie...gdzie ja jestem? - Rex, z nieobecnym uśmiechem siadł na jedno z wielu krzesło. Anakin patrząc ciągle w jeden punkt cicho zamknął drzwi i klapnął na krzesło naprzeciw przyjaciela. Padme zakryła dłonią buzię.

Trójka przyjaciół czekała już od pół godziny. Choć każdy z nich miał ochotę z buta wjechać do sali to jednak starali się usiedzieć spokojnie na miejscu. Strasznie się cieszyli, że ich koleżanka odzyskała przytomność, ale żadne z nich nie miało pojęcia jak ją powiadomić o tym, że została posądzona o aktywowanie ładunków wybuchowych. Gdy każdy rozmyślał w jak sposób jej to oznajmi, drzwi otwarły się. Pielęgniarka, która właśnie się w nich pojawiła, wydawała się być zdziwiona ich widokiem. Choć przychodzili tu codziennie teraz nie spodziewała się ich spotkać. Cała trója zerwała się z miejsc. Patrzyli z wyczekiwaniem na kobietę. Pierwsza opanowała się Padme, przecież pielęgniarka nie wiedziała o tym, że oni maja pojęcie o tym, że Ahsoka się ocknęła, i wiedzieć nie powinna.

- Chcieliśmy się dowiedzieć o stanie Ahsoki - powiedział drącym z nerwów głosem ściskając dłoń Anakina. Rex kiwnął głową.

- Mam bardzo dobre wieści - rozpromieniała się. - Wasza przyjaciółka obudziła się ze śpiączki - zaczęła tłumaczyć, że jej stan jest w miarę dobry, ale nadal jest osłabiona i zdezorientowana. - Bardzo się przestraszyła, gdy powiedziałam jej, że była nieprzytomna ponad trzy tygodnie - tymi słowami zakończyła swoją wypowiedź. Ponownie uśmiechnęła się do nich. Po czym odwróciła się jakby oznajmując im, że mają już iść. Jednak nikt się ne poruszył ani o milimetr.

- Czy możemy się nią zobaczyć? - spytał Rex. Kobieta przekrzywiła głowę w jego stronę.

- Obawiam się, że nie - odparła smutno.

- Ale skoro się obudziła...- Anakin poparł starszego przyjaciela.

- Takie jest zalecenie lekarza

- Och... Prosimy, nie widzieliśmy jej przez trzy tygodnie - nawet Padme stwierdziła, że czas zacząć "agresywne negocjacje". Po wielu namowach pielęgniarka stwierdziła, że pójdzie się spytać doktora. Rex niespokojnie krążył po korytarzu. Amidala i Skywalker stali w koncie i rozprawiali się o czym półszeptem. Pielęgniarka przyszła i oświadczyła, że wpuści ich do Tano, ale tylko, tylko - podkreślała - tylko na chwilę.

Wkrótce znaleźli się w niewielkiej całkiem białej sali. Przy ścianie na prawo do drzwi, którymi weszli stało łóżko. Na łóżku leżała Ahsoka Tano. Podbiegli do niej. Patrzyła w sufit. Jej oczy choć otwarte wydawał się nieprzytomne.

- Soka - zawołali prawie jednocześnie. Jej twarz wykrzywiła się w grymasie, który chyba miał być uśmiechem. Padme usiadła na brzegu łóżka, Anakin zajął taboret, a Rex stał. Patrzyła na dziewczynę. Jej policzki były zapadłe. Cera prawie tak blada jak pościel i ściany. Zazwyczaj zaróżowione usta były suche i jasno pomarańczowe. Miała na sobie szpitalne ubrania, które w ogóle do niej nie pasowały. Pod żadnym względem nie przypominała Ahsoki sprzed wypadku. Nikt nie wiedział co powiedzieć. Ona patrzyła na nich a oni na nią.

- Cieszę się, że cię widzę - zaczął nieśmiało Anakin. Padme i Rex powiedzieli coś podobnego. Potem Ahsoka zaczęła się pytać co ją ominęło, odpowiadali na jej pytania, ale żadne z nich nie odważyło się wspomnieć o tym, że jest oskarżona.Dopiero,gdy przyszedł lekarz, który kazał im wracać do domów. Wstali i dopiero dotarłszy do drzwi Rex powiedział.

- Ahsoka zostałaś oskarżona...

- Wiem - przerwała mu i wszyscy zostali wygonieni za drzwi.

###

Ahsoka zdrowiała. Plo Koon wrócił i odwiedzał swoją podopieczną. Trudno było im rozmawiać. Generał nie wiedział co mówić do niej, by nie wspominać o parszywym wypadku i jej osądzeniu. Dziewczyny to nie dziwiło. Przyszła ją odwiedzić klasa, ale było to wymuszone spotkanie. Każdy odzywał się do niej z pogardą, jeśli już musiał coś powiedzieć. Co jak co, ale to spotkanie za grosz się jej nie podobało.

Zdziwiło ja przyjście Asajj Ventress. Szkolny wróg Tano numer jeden. Ale właściwie po jej wizycie była zadowolona z wymiany zdań pomiędzy nimi. Białowłosa stwierdziła, że pomoże jej wydostać się z tego bagna. Bez ogródek powiedziała, że nagrania został zmodyfikowane przez policjantów, by ją oskarżyć i mieć spokój. Gdy Ahsoka spytała skąd ta informacja, Asajj a żadne skarby nie chciała odpowiedzieć. Więcej dziewczyna się nie dowiedziała, ale te dane, które uzyskała i tak zmieniły jej humor jak i światopogląd.

Kilka dni przed końcem roku ostała wypisana ze szpitala. Ale nie była to pocieszająca wiadomość, bo jak się okazało ma zostać przetransportowana do więzienia. Przebywała na areszcie. Czuła się podle jak nie gorzej. Zdradzona i oszuka na przez ludi których uważała za przyjaciół. Wiedział, że Rex jej wierzy. Anakin i Padme także uznawali ją za niewinną, ale ile to było w porównaniu do wszystkich ludzi których znała.

Siedziała teraz pomiędzy stróżami prawa. Wokół niej byli wszyscy świadkowie zwalenia się budynku który według niech wysadziła. Nie było nikogo kto uważałby, że nie jest winna. Jej przyjaciół tu nie było. A Ahsoka z tego powodu bardzo cierpiała. Wielu sprzeczało się jaki los ma ją spotkać. Napotykała nieprzychylne, wręcz złośliwe spojrzenia zebranych. W końcu jeden z starszych członków zebrania podniósł się i przemówił. Miał starannie ułożone siwe włosy, kościstą twarz, ubrany był w szary, elegancki garnitur.

- Panna Ahsoka Tano zostaje skazana na piętnaście lat więzienia pod zarzutem aktywowania ładunków wybuchowych w głównej siedzibie wojsk - rozległy się szmery. Po policzku oskarżonej spłynęła pojedyncza łza.

- Stop! - rozległ się naraz donośny głos. Ludzie spojrzeli na wysokiego niebieskookiego chłopaka w towarzystwie miodookiego blondyna i dwóch dziewczyn. Jedna z nich miała rozpuszczone białe włosy, a druga.

- To Barris Offe - rzekła Asajj

- Prawdziwa sprawczyni zamachu - dokończył Rex. W środ zebranych dało się usłyszeć pomruki niezadowolenia i niedowierzania. Ahsoka popatrzyła mokrymi oczami na byłą przyjaciółkę.

- Czy masz dowody? - spytał ten sam człowiek, który ogłosił wyrok.

- Mamy, ale Barris Sama przyznała się do winy. To była prawda, dziewczyna zaczęła krzyczeć, ze to Republika przyczyniła się do wojny, że winą Republik jest śmierć tysiąca ludzi która na niej ginie.

- I tak żądamy dowodów - odezwał się ponownie.

- I je dostaniecie - Ventress wyciągnęła z kieszeni czarnych Jeansów mały dysk USB.

###

Ahsoka stała na peronie. Obok niej leżało kilka walizek. Dziewczyna wyjeżdżała. Postanowiła to zrobić zaraz po tym, jak wypuścili ją z aresztu. Wiedział, że nie będzie w stanie żyć w towarzystwie ludzi, którzy jej nie ufali. Byli wprawdzie tacy jacy wierzyli w jej niewinność. Stali przed nią. Jej przyjaciele i jej wujek. Patrzyła na ich smutnym wzrokiem. Ale odwróciła się wzięła w dłonie swoje bagaże i weszła do pociągu. Z przedziału w którym była dobrze było widać żegnających ją ludzi. Spojrzała na nich ponownie. Rex pokazał je ręką, że ma wyjść z pociągu. Ten sam gest uczynił Anakin. Zrobiła to o co prosili.

- Chcemy porozmawiać - powiedział Anakin.

- Dlaczego to robisz? Dlaczego odchodzisz? - spytał Rex. Jego głos był przepełniony bólem.

- Ci, których uważałam za przyjaciół mi nie ufali - zrobiła pauzę i wzięła oddech - jak mam teraz zaufać sobie? - spytała odwracając się.

- A co z nami?! - spytała Padme podniesionym głosem - Wierzyliśmy w ciebie...

- Robiliśmy wszystko by ci pomóc - żal z jakim mówił Rex łamał Ahsoce serce, ale nie mogła zmienić decyzji.

- Wiem, wiem, że we mnie wierzyliście, jestem wam za to wdzięczna - spuściła głowę, a gdy ją podniosła jej oczy były przepełnione łzami - Ale tu nie chodzi o was. Nie mogę tu dłużej zostać. Nie w tej chwili, nie teraz

- Popełniasz błąd! - krzyknął Anakin - będziesz go żałować, nie możesz tak po prostu...

- Tu nie chodzi o was, ja muszę to przemyśleć - bez tego wszystkiego - dodała. Odwróciła się i zniknęła w pociągu. A pociąg odjechał, a wraz z nim ona.

Uff... Skończyłam! Żebyście wiedzieli ile mnie kosztowało napisanie tego(xD)

Przeprasza Was, że musieliście tyle na ten rozdział czekać. Mam nadzieję, że się podobały Wam te moje wypociny.

Jak pewnie zauważyliście, nie jest to ostatnia część jak pierwotnie planowłam. Kiedy pojawi się trzecia? Nie mam pojęcia. Za kilka dni zaczyna się rok szkolny plus mnustwo zajęć dodatkowych. Więc mój czas na pisanie będzie ograniczony. Mam jednak nadzieję, że jeszcze napiszę ta trzecią część, a Wy będziecie mogli ją przeczytać.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro