ʙᴇɢɪɴ ᴏᴜʀ ʙᴀᴛᴛʟᴇ

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng




Rex nie spał. Nie byłoby w tym nic dziwnego gdyby nie fakt, że było grubo po drugiej w nocy. Leżał niespokojnie na materacu. Przewracał się z prawego boku na lewy i na odwrót. Metr on niego na wąskiej pryczy na baczność spał Wolf. Za nim, także na materacu leżał i chrapał Gregor.

Przez te cztery lata przyzwyczaił się do towarzystwa tych dwóch specyficznych braci. Jak bardzo się ucieszył, gdy zrozumiał, że nie jest jedynym klonem dezerterem. Najpierw spotkał Gregora. Potem obje znaleźli chorego brata.

Mężczyzna wstał, ręką przeczesał dłuższe czarne włosy. Wyszedł na świeże powietrze. Na dworze było całkowicie ciemno. Mrok rozświetlała jedynie mała lampka przywieszona do sufitu, starej, nieco zmodyfikowanej maszyny AT-TE. Oparł się przedramionami o barierkę. Oczy zamknął.

Minęło pięć lat. Pięć lat, podczas których codziennie o niej myślał. Pięć lat, podczas których bezskutecznie próbował znaleźć sposób by się z nią skomunikować. Pięć lat, długie pięć lat. A będą mijać kolejne dni, miesiące.

Rex odetchnął. Pokręcił głową chcąc odgonić te myśli. Wszedł z powrotem do środka. Wiedział, że już dziś nie zaśnie. Usiadł na taborecie, wziął do ręki datapada. Szukał jakiegokolwiek sygnału, wiadomości o tym co się dzieje. Minęła jedna godzina, druga. Nic jednak nie znalazł.

Wyłączył datapada. I powoli podszedł do materaca. Gdy miał się położyć ekran urządzenia lekko się rozświetlił. Zaciekawiony ponownie do niego podszedł. Nie dostał żadnej wiadomości od bardzo dawna.

Oddech uwiązł mu w gardle. Jakby z ociąganiem chwycił datapad'a. Przetarł oczy nie wierząc w to co widzi. Czuł jak mu się żołądek skręcał. Dlaczego napisała właśnie dzisiaj. Czemu prędzej nic nie wysłała. Wtem do głowy przyszła mu dość niepozytywna myśl. Wiadomość została napisana przez kogoś zupełnie innego.

Drżącym palcem kliknął na wiadomość od komandor Ahsoki Tano.

Rex,

wiesz, że kilka dni temu minęło równo pięć lat od naszego ostatniego spotkania. Szmat czasu. Czasami zastanawiam się, jakim cudem nadal nie umarłam. Stwierdziłam, że to nadzieja utrzymuje mnie przy życiu. Nadzieja, że jeszcze kiedyś Cię zobaczę. Bardzo, bardzo mi Cię brakuje. Tęsknię za tymi dniami, gdy walczyliśmy ramię w ramię. Gdy razem opatrywaliśmy Twoim braciom rany. Gdy wykonywaliśmy z nasze samobójcze misje pod dowództwem mistrza Skywalkera, z których zawsze wychodziliśmy cało. Tęsknię za wieczorami spędzanymi w barakach razem z Echo, Fives'em, czasami Kix'em, niekiedy nawet Cody zechciał się nawet pofatygować. Wspominaliśmy wygrane bitwy, tak jak ja robię teraz. Wspominam nasze bitwy. Bitwy z losem. Bezsensowne, bo los i tak nas rozdzielił.

Rex zacisnął oczy. Wiedział, że miała rację, los ich rozdzielił.

Próbowaliśmy go oszukać. Coś poszło nie tak. Ale dlaczego by nie spróbować jeszcze raz. Czemu nie odpisujesz na moje wiadomości, czyżbyś pogodził się ze naszym fatum?

Wiadomości, czyli były jeszcze inne. Mężczyzna schował twarz w dłonie. Czemu ich nie dostał. Skoro wysyłała je tutaj musiały gdzieś być. Ponownie zamknął oczy. Te informacje zaczęły go przytłaczać.

Pierw dowiedział się, że Ahsoka żyje. Że wysłała mu już kilka, jak nie kilkanaście listów. Nie doszły do niego. Zostały przechwycone. Albo skasowane. Jego serce zaczęło bić szybciej. Natłok myśli spowodował nagły ból głowy. Powoli otwarł oczy. Czytał dalej.

Nie umiem w to uwierzyć. Nie umiem uwierzyć w to, że nie żyjesz. Nie potrafiłabym się z tym pogodzić. Nie masz pojęcia jak bardzo żałuję, że Cię tu nie ma. Czujesz to samo? Odpowiedz mi. Daj jakikolwiek znak.

Ahsoka

Rex przeczytał ten list jeszcze kilka razy. Za każdym docierała do niego jego inna część. Potem szukał starszych wiadomości. Skoro je wysłała musiały tu być. Jednak ta była jedyną wiadomością jaką znalazł. Wiedział, że tym razem nie może się poddać. Wyjął z szuflady cienki śrubokręt. Zaczął rozkładać datapada. Krok po kroku dostał się do dysku głównego. Ostrożnie wyciągnął płytkę i wsunął ją do dużego komputera.

Przebywając trzy lata w towarzystwie Anakina Skywalker'a nauczył się jak zdobywać już dawno usunięte pliki.

Odczekał, aż maszyna przejmie dane. Kliknął kilka razy chcąc przyśpieszyć ten proces. Załadowało się to dopiero po kilku minutach. W folderach znalazł ten z usuniętymi plikami. Nie znalazł jednak nic.

Z frustracji chciał uderzyć pięścią w stół, jednak powstrzymał się nie chcąc obudzić śpiących braci.

Zresetował system. Wszedł w plik z wiadomością od komandor Tano. Podobne. Usunięte. Przeklną cicho pod nosem, nie będąc zadowolonym z wolnego systemu.

Patrzył w lekko migoczący ekran z wyczekiwaniem. Minuta, dwie, trzy, czy ładowało się to tak długo, ponieważ był to obszerny plik, czy to system całkowicie zaczął nawalać.

Chwycił włosy na skroniach. Począł za nie ciągnąć. Nie wiedział czego się spodziewać. Nie chciał robić sobie złudnych nadziei. Gdy plik jednak pojawił się, pokój wypełnił jego zduszony krzyk.

Dwadzieścia cztery wiadomości. Wszystkie od Ahsoki. Przesunął palcem do pierwszej. Tej którą wysłał na początku. Cztery lata, osiem miesięcy, trzy tygodnie i trzy dni temu. Nie zastanawiając się klikną na nią.

Rex,

Wiele czasu minęło od naszego ostatniego spotkania. Mam nadzieję, że żyjesz i masz się w miarę dobrze. Dużo się u mnie działo przez te trzy miesiące. Jest mnóstwo informacji, o których chciałabym Ci opowiedzieć. Chyba się nie zanudzisz.
Pamiętasz jak wylądowaliśmy wtedy na Tatooine? Ewidentnie był to zły wybór. W zasadzie mój wybór. Nigdy sobie tego nie wybaczę. Może gdyby nie to teraz moglibyśmy farbować Ci włosy. Bo wiesz, kupiłam Ci farbę, ale nie zdążyłam Ci jej dać. Ale wyobraź sobie, że wróciłam na tę kupę piachu. Może nie zrozumiesz, ale mi Moc podpowiada, bym tu została. Nie wiem jak to opisać, po prostu to czuję. W każdym razie żyję, a właściwie mam zamiar zacząć żyć jak zwykła mieszkanka Mos Espy. Znalazłam kilka opuszczonych domów. Prawdopodobnie jeszcze parę lat temu mieszkali tu niewolnicy. Jeden z nich(domów) jest zadbany bardziej niż inne, pomimo, że pałęta się tu masa kurzu, bo jeszcze nie zdążyłam posprzątać. Wszystkie meble są ułożone w bardzo przemyślany sposób. Jest tu mała kuchnia połączona z jadalnią. W jadalni znajduje się rozkładana ława do spania. Oprócz tych pokoi, a właściwie jednego pokoju, to jest tu jeszcze jednak kwatera. Przypuszczam, że mieszkało tu jakieś dziecko. Małe łóżko, mała komoda. Mnóstwo w niej narzędzi. Znalazłam tu także pluszowego myśliwca.
Przebywam w tym mieszkaniu zaledwie od kilku godzin, a doskonale wyczuwam emocje ludzi którzy tu mieszkali. Trochę to dziwne, bo nigdy się z czymś takim nie spotkałam. Może po prostu żył tu ktoś, kogo przynajmniej trochę znałam. Ciągle przychodzi mi do głowy Anakin, ale wątpię czy to możliwe bym odkryła właśnie jego mieszkanie.
Rozpisałam się.

Kąciki ust Rex'a odniosły się nieznacznie.

Uśmiechnąłeś się teraz, prawda? Sądzę, że tak byś zrobił gdybym Ci teraz to wszystko opowiadała. Może niepotrzebnie pisałam o tym wszystkim. Po prostu czułam potrzebę, by Cię o tym powiadomić. Znów się uśmiechasz i mówisz, że nie muszę się tłumaczyć. Wyobraziłam sobie Twoją twarz. Jeszcze raz uświadomiłam sobie jak bardzo jestem samotna. Brakuje mi kogoś. Tęsknię za kimś. Wiesz za kim. Rex, jak dobrze byłoby gdybyś mógł być tu teraz ze mną. Gdybyś mnie przytulił.

Kocham Cię, wiesz?

Przeczytał te słowa jeszcze raz. Starając się ułożyć w głowie ich sens.

Jak te słowa dziwnie wyglądają na datapadzie.

Ewidentnie dziwnie, wolałby usłyszeć je prosto z jej ust.

Wolałabym powiedzieć je na głos. Do Ciebie. Patrząc Ci w oczy.

Też chciałby jej spojrzeć w oczy. Duże i błękitne.

Odpisz na ten list. Kończę, bo czym prędzej chcę go wysłać.

Twoja Ahsoka - Dzieciak

Jego Ahsoka. Wziął głęboki oddech starając się uspokoić szalone bicie serca. Położył głowę na stole. Poczuł na czole chłód. Jakby dostał wiązką laserową podniósł się nagle i drżącym palcem dotknął drugiej wiadomości. Wysłanej dwa miesiące po tej.

Rex,

To znowu ja. Dlaczego nie odpisałeś. Czy w ogóle przeczytałeś list? Czy go dostałeś? A może już Cię nie ma, dlatego nie dostałam odpowiedzi? Oby to była nieprawda.
Ja nadal jestem na Tatooine. Mieszkanie zostało uprzątnięte. Jakoś się żyje. Lepiej byłoby gdybyś był teraz przy mnie. Wczoraj wplątałam się w bójkę uliczną i mam siniaka na ręce. Martwisz się?

Martwił się. Martwił się o nią odkąd stała się przyjaciółką. Zawsze gdy któremuś z braci się coś stało martwił się, o nią martwił się tak samo, bo była jak siostra. Była jego bratnią duszą, była cząstką jego samego.

Czułabym się choć trochę kochana, wiedząc, że jest ktoś komu na mnie zależy.
Stęskniłam się za tobą. Mam nadzieję, że wkrótce się zobaczymy.

Ahsoka
Ps. Kocham Cię

Ten list był krótszy od poprzedniego. Streściła się, ale ostatnie słowa mówiły dużo. Była samotna. Porzucona. Załamana. Rozdzierający ból wstrząsnął jego ciałem. Przeklinał sam siebie, że nie było go tak gdzie powinien być. Powinien być, by jej pomóc. Chciał tam być. Powiedzieć jej jak bardzo jest mu droga. Sam przed sobą nie chciał się przyznać do bólu. Kolejna wiadomość rozświetliła ekran.

Kapitanie - czy jak tak zacznę to doczekam się odpowiedzi?

Minął kolejny miesiąc. Wyniosłam się z Tatooine. Garnki odkryły moje miejsce zamieszkania. Uciekłam na całkiem inną planetę. Nie piszę na jaką, bo jeszcze Imperialni przechwycą wiadomość. Nie mam się dobrze. Tęsknię za całym Pięćset pierwszym Batalionem. Tęsknię za Anakinem i Padmé, którzy bezskutecznie próbowali ukryć swoją miłość. Pamiętasz, zdarzało się, że musieliśmy kryć Anakina rozmawiającego z nią. Nie był nawet świadomy niebezpieczeństwo - Mace Windu się zbliża. Właściwie to tęsknię nawet za nim. Ile bym dała, żeby znów móc przefarbować w praniu jego płaszcz tak, aby kolorystycznie pasował do miecza.

Och, tak. Doskonale pamiętał ten dzień. Zły humor mistrza Jedi odbijał się na wszystkich, których spotkał.

A przede wszystkim Rex, brakuje mi Ciebie. Miło byłoby znów Cię zobaczyć. O ile żyjesz, bo na ostatnie listy nie odpisałeś. Na ten odpisz.

Zdegradowany komandor Tano

Tylko ona mogła się tak podpisać. Już układał w głowie słowa którymi mógłby odpisać na tą wiadomość. Zdał sobie jednak sprawę, że to całkowicie bez sensu. Nie przeczytał reszty listów. Wiedział, że żyje, ale nie wiedział gdzie jest. Nie miał pojęcia w jakim jest stanie. Przerażały go te myśli.

Czwarta wiadomość była krótka.

Odpisz mi! Daj jakikolwiek znak, że żyjesz!
Proszę Cię.

Ahsoka

Była zdesperowana. Chciała dostać od niego odpowiedź. Chciała wiedzieć, że żyje. Nie potrafiła się pogodzić z tym że nie dostała odpowiedzi.

Rex,

mam wrażenie, że każdego dnia po trochu umieram.

On wiedział co czuje. Wiedział, bo czuł to samo. Oboje umierali.

Nie umiem żyć w tym świecie. Nie umiem się odnaleźć.

Też nie potrafił. Może łatwiej by było gdyby byli razem.

Brakuje mi kogoś, kto poda mi pomocną dłoń. Rex, brakuje mi Ciebie.

Ahsoka

Mu też jej brakowało. Starał się jednak ukrywać emocje. Ale teraz, gdy znalazł te wiadomości przyznał sam przed sobą, że tęskni bardziej niż kiedykolwiek. Mokrymi oczami spojrzał na kolejny list.

Rex,

Mam dość! Nie chcesz nie odpisuj. Cieszę się, że Cię poznałam. Długo walczyliśmy razem ramie w ramie. Ale teraz chyba już o tym zapomniałeś. Nie będę już pisać. To straciło sens.

Tano

Zacisnął powieki. Spodziewał się takiego listu. Wiedział, wiedział, że miała dość. Też miałby. Ale nie zapomniał. Nie chciał zapominać. Nie mógł. Pamiętał.

Napisała, że nie wyśle więcej wiadomości. Coś jednak musiało się zmienić, bo były kolejne. Kolejne, które chciał przeczytać. Nie wiedział jednak czy da radę. Jej ból, powodował jego. Jej cierpienie powodowało jego rozpacz. Ten kolejny list przyszedł prawie sześć miesięcy po tym.

Rex,

Powoli tracę siły. Dopadł mnie jakiś paskudny wirus. Prawdopodobnie zaraziłam się będąc w hotelu, o ile to można tym nazwać. Chciałabym Cię zobaczyć. Przynajmniej ten ostatni raz. Przepraszam za tamten poprzedni list. Nie bierz go na poważnie. Targały mną emocje. Teraz mam wyrzuty sumienia. Wiedz, że nie przestałam Cię kochać. Nadal darzę cię równie mocnym uczuciem. Boję się, że umrę zanim Cię zobaczę i nie powiem Ci tych słów prosto w twarz.

Zawsze Twoja Ahsoka

Rex wpatrywał się w ekran przez łzy. Ahsoka umierała. Nie bała się śmierci. Zawsze była odważna. Ona bała się, że go nie zobaczy. Przeczytał te słowa jeszcze raz. Potem musiał jednak zamknąć oczy. Ogarnęła go miłość, która można porównać do rozdzierającego bólu, panicznego strachu. Serce zaczęło mu skowyczeć, gdy ją sobie wyobraził. Chorą, osłabnioną. Otrząsnął się jakby z letargu usłyszawszy skrzypienie pryczy na której leżał Wolf. Obrócił się w jego stronę. Spojrzał na brata. Uświadomił sobie, że nie miną dwie godziny a obydwoje się obudzą.

Rex,

żyję! nawet ten paskudny wirus mnie nie zabił. Bez pomocy gościa który mi pomógł byłabym teraz jedynie tkanek.

Nie, dla niego nigdy. Zawsze będzie Ahsoką.

Nie zgadniesz kto to był, więc napiszę. Qualian Vos. Kojarzysz jegomościa?

Och, kojarzył. Dziwne by było gdyby nie kojarzył. A teraz poczuł wdzięczność do tego człowieka.

Szalony mistrz Jedi. Żebyś tylko wiedział jak się cieszę, że on żyje. Może nie jesteśmy jedynymi, którzy przeżyli.

Właściwie to nie wiem skąd się wziął. Byłam nieprzytomna gdy zabrał mnie na swój statek. Obudziłam się dopiero po tygodniu, przynajmniej tak mi powiedział. Kolejne kilka dni leżałam przygwożdżona do łóżka. Teraz już czuję się dobrze. Nie mogłam zostać w towarzystwie Vosa dłużej. On kogoś szuka.

Skoro teraz nie umarłam, to może będzie mi dane Cię jeszcze zobaczyć? Gdy tak leżałam, to rozmyślałam jakimi słowami mogę sformułować ten list. Potem stwierdziłam, że żaden wyraz nie opisze mojej tęsknoty do starego życia, tęsknoty do Ciebie. Wiesz, jeszcze kilka lat temu nie potrafiłabym wyobrazić sobie tego co dzieje się teraz. Tego, że zostaliśmy odłączeni. Że nie możemy spojrzeć na siebie. Dotknąć. Niekiedy ogarnia mnie niepohamowany strach przed przyszłością. Czy dane nam będzie wygrać drugą wojnę? Może uważasz, że już jest przegrana? Choć chyba zawsze jest o co walczyć, prawda?

Twoja Ahsoka

Jest. Zawsze było. W końcu był żołnierzem stworzonym do wojny. Za nią mógł walczyć, umierać. Może gdyby zginął... Nie, to był zły tok myślenia. Teraz musiał ją znaleźć i już nie się nie rozdzielać. Zaczął czytać kolejny list.

Rex,

tak strasznie mi Cię brakuje. Naszych wspólnych rozmów. Misji. Oglądania holofilmów z Twoimi braćmi i Anakinem. Boję się o tym myśleć. Koszmarnie boli. Ciebie też?

A.T

Och, tak bolało. Bardzo. Przez te wszystkie lata. A teraz jeszcze bardziej. Gdy w głowie pojawiły się wspomnienia. Z przed kilku lat, gdy razem walczyli. Świętowali zwycięstwa. Razem. Zawsze razem.

Rex,
uśmiechnij się podczas czytania tego listu.
Bardzo lubię Twój uśmiech.
Na każdej z bitew, gdy zdjąłeś hełm i podniosłeś kącik ust podnosiłem mnie na duchu.
Pamiętam każdy taki moment. Pamiętam każda walkę. Każdą ranę, każda śmierć.
W głowie potrafię odtworzyć każdą bitwę. Nienawidzę tego. Nienawidzę, że przypominam sobie te wydarzenia. To wszystko wywiera na mnie dużą presję.
Może gdybyś był obok... Wysłuchał byś moich wszystkich problemów, choć gdybyś był obok to większości problemów by nie było.
Strasznie tęsknię. Potwornie mnie boli, że nie mogę spojrzeć Ci w oczy, że nie mogę Cię zobaczyć, nie mogę powiedzieć Ci, jak bardzo Cię kocham

Przymknął oczy. Wyobraził sobie Ahsokę pochylającą się nad datapadem. Piszącą tą wiadomość. Miała nadzieję, że się uśmiechnie. Pomimo wszystkich trudności, trosk. Ale on nie potrafił. Jego twarz wykrzywiła się w grymasie wewnętrznego bólu.

Rex,

nadal walczę. Walczę walka z samą sobą jest najgorsza. Przypominam sobie swoje błędy. Jest ich tak dużo. Zaczęło się od zaufania Barris. Byłam w stanie powierzyć jej każdy sekret. Wszystko leżało mi na sercu wiedziała tylko ona. I wykorzystała te wiadomości przeciwko mnie. Przez strach, w którym nie ogarnął popełniłam jeszcze więcej błędów. Strach o to, że już nikomu nie będę mogła zaufać, że ci, którym ufałam nie byli godni tego zaufania. Bałam się i odeszłam. Opuściłam osoby, na których mi zależało, które były mi bliskie, w tym Ciebie.

Nie zaufam Maulowi, a może byłby w stanie nam pomóc. Może sprawy potoczyłyby się inaczej. Może...

Widzisz, problem polega na zaufaniu. Teraz nie mogę ufać nawet sobie. Ty jesteś jedyną osobą, która mogłaby mi pomóc. Nie chcesz?

Soka

Chciał. Bardzo. Oparł łokcie na stole. Twarz schował w dłonie. Nie mógł powstrzymać słonych łez spływających po policzkach. Ona nigdy nie prosiła o pomoc. Była silna. A teraz... To co działo się teraz niszczyło wszystkich. Przecierając wilgotne oczy zaczął czytać kolejną wiadomość.

Rex,

dlaczego mnie odepchnąłeś? Dlaczego uratowałeś mnie, decydując o swojej prawie pewnej śmierci. Czemu to zrobiłeś? Wiesz, że wskazałeś mnie na cierpienie? Smutek i tęsknię. Niemal codziennie budzę się z myślą, że to dziś cię zobaczę, a zasypiam proszą żebyś przybył jutro. Ciebie nadal nie ma.

Kiedy przyjdziesz?

Kiedy będę mogła się zobaczyć?

"Już niedługo Ahsoko, już niedługo"

Rex nie tego żałował. Nie był w stanie nawet wyobrazić sobie jej przeżywającej tego co on. Tych tortur nie życzył nawet największemu wrogowi. Nie miał nawet pojęcia ile trwały. Znęcali się nad nim, a następnie zażądali by przystał do Imperium. Został zmuszony do służby w ich szeregach. Ucieczka była zbawieniem, ale trauma zastała.

Pokręcił głową chcąc odgonić te myśli. Blizny zaczynały boleć gdy przypominał sobie sposób w jaki je "zdobył".

Gdy kliknął w kolejną wiadomość przed oczami mignęły mu wspomnienia tamtych dni.

Rex,

niedawno widziałam droida B1. Został zniszczony przez jakiegoś cywila na rynku. Ile bym dała by teraz móc razem z tobą niszczyć blaszaki. Stojąc koło siebie. Opierając się o twoje barki. Chroniąc twoich tyłów. Oddałabym wszystko by w ogóle móc Cię spotkać. Wariuje bez Ciebie Rex. Samotność mnie przytłacza. Nie mam do kogo otworzyć ust. Nie ufam nikomu. Boję się. Boję się, że stracę życie zanim Cię zobaczę. Boję się, że Ty umrzesz. Boję się przyjąć do wiadomość, że nie żyjesz. Bo gdybyś żył odpisałbyś na moje listy, prawda?

Ahsoka

Droid B1, ile takich droidów zniszczyli podczas wojny. Ile razy żartowali z głupoty blaszanych mózgów. Ile razy oszukali te kupy złomu. Poczuł smutek. Żal, nostalgię. Czy Ahsoka czuła to samo pisząc ten list? Sądził, że tak. Wiele razu zdarzało się, że ich umysły są na swój sposób połączone. Tak często rozumieli się bez słów. Czuli to samo.

Rex wpatrywał się w jej imię zapisane na ekranie urządzenia. Serce się mu ściskało gdy myślał o niej. Z miłości i rozpaczy. Kochał ją. Całym sercem i był tego pewien. Ale nie potrafił jej pomóc. Przez pięć lat oczekiwała odpowiedzi. Nadal oczekuje. Do mężczyzny dotarło to dopiero teraz. Uderzyło go to tak silnie, że omal nie krzyknął. Mogła właśnie wpatrywać się w ekran swojego datapada spodziewając się, że jego wiadomość nadejdzie. On w tym czasie czytał poprzednie listy. Nie mógł powstrzymać jęku boleści, który wyrwał się z jego ust. Spazmy wewnętrznego bólu wstrząsały jego ciałem. Czuł dreszcze na plecach. Łzy spływały mu po pliczkach. Dłonie zacisnął w pięści. Drżał. Drżały mu palce, gdy na powrót przesyłał wiadomości na swojego datapada.

Ten proces przebiegł szybciej niż ostatni. Po kilku chwilach pliki mógł znaleźć na swoim, mniejszym urządzeniu. Wstał. Po chwil upadł jednak na materac.

Lecz, kiedy już utworzył wiadomość z informacją dla Tano nie miał pojęcia co napisać.

Ahsoko...

Czy zwykłe "przepraszam" wystarczyłoby? Po tylu listach. Złudnych nadziejach. Po wszystkich trudnościach, problemach, z którymi ją zostawił.

- Och, Ahsoko - szepnął. - Moja najdroższa Ahsoko, gdzie jesteś? - spytał bezgłośnie.

Gregor otworzył oczy. Chciał się przeciągnąć, ale jego uwagę zwrócił Rex. Brat klęczał na swoim posłaniu. Obok niego na kocu leżał datapad, nad którym ten był pochylony. Niecodzienny widok. Wprawdzie Rex wstawał zawsze wcześniej, ale nigdy nie wyglądał tak... Jego koszula była wygnieciona. Włosy w całkowitym nieładzie. Oczy miał mokre i czerwone. Płakał.

Gregor wstał i podszedł do brata. Starał się stawiać kroki cicho. Położył dłoń na jego ramieniu. Mógł mu spojrzeć przez głowę i zobaczyć ekran datapad'a. Jedno imię, a mówiło tak wiele.

- Vod? - spytał cicho. Mężczyzna drgnął. To był jedyna reakcja z jego strony. Gregor usiadł obok niego. - Bracie, co się stało? - były kapitan odpowiedział dopiero po chwili. Zachrypniętym głosem odparł, że znalazł listy, które wysyłała mu Ahsoka.

Wolf zamrugał kilkakrotnie. Pierwszą rzeczą jaką usłyszał był zduszony i zachrypnięty szept Rexa. Zszedł z pryczy. Pręty zaskrzypiały. Obaj bracia odwróci się w jego stronę. Twarz Rexa była wykrzywiona w dziwnym grymasie. Gregor w skrócie wyjaśnił to co powiedział mu kapitan. Po każdym słowie twarz Wolfa bladła. Ręce zaczęły mu się trząść i pocić.

- Nie. Nie możliwe - wyszeptał. Usiadł na pryczy. Gregor spojrzał na Wolfa, potem na Rexa. Przestał cokolwiek rozumieć. Wiedział, że Rex przez prawie całe Wojny Klonów walczył u boku komandor Tano. Zapewne była mu bliska. Ale czy dla Wolfa była równie ważna? Zmarszczył brwi. Starał się przeanalizować całą sytuację. Nie mógł jednak zrozumieć dlaczego jego brat nie potrafił uwierzyć, że Ahsoka wysyłała wiadomości. Starając się wyrzucić z głowy te myśli stwierdził:

- Trzeba ją znaleźć - Rex nieprzytomnie kiwnął głową.

Gregor przeskoczył przez materac. Szybkim i zdecydowanym krokiem ruszył do sterów. Miał zamiar wrócić do miejsca, w którym żołnierze zostawili statek, jakim przylecieli na Silos. Rex wsunął oba materace pod pryczę.

- Nie możemy jej szukać - głos Wolfa był twardy, bez cienia emocji. Patrzył hardo na kapitana. Wstał z pryczy i mrużąc oczy ponownie na niego spojrzał. Rex zmarszczył brwi.

- Co ty mówisz? - spytał po chwili.

- Czy ty nie rozumiesz? - Wolf podszedł do niego i położywszy ręce na ramiona potrząsnął nim mocno. - Ona będzie chciała pomścić wszystkich Jedi, których zabiliśmy! - krzyknął. Rex wyrwał się z jego uścisku. Uderzyły go wspomnienia. Celował ze swoich broni w Ahsokę. Jego bracia robili to samo. Gdyby nie jej refleks, zwinność i umiejętność odbijania strzałów nie żyłaby. A on byłby winny jej śmierci. Pokręcił głową. Tano nigdy nie żądała zemsty. Na nikim.

- Mylisz się - odrzekł starając się utrzymać spokój. - Nie widziałeś, nie wiesz jak to było.

- Chcę chronić batalion, braci! - wykrzyknął.

- Batalion? - Batalion klonów. Klonów, które teraz walczyły po stronie Imperium. Niszczyły to o co przez trzy lata walczyły. - Wolf... Wojna się skończyła, nie ma jej już.

- Nic nie rozumiesz! - głośno warknął. - Nic! Myślisz, że przez te wszystkie lata... - i wtedy do Rexa dotarła ta przytłaczająca prawda.

- Usuwałeś listy! - krzyknął - Usunąłeś wszystkie wiadomości - wycharczał. Jego głos się załamał. Głowa mu opadła. - Jak mogłeś? - wyszeptał. - Jak mogłeś? - powtórzył. Wolf nie odpowiedział.

Gregor wziąwszy datapada szybkim krokiem udał się w stronę sterów. Słyszał głosy braci, ale mało go to obchodziło. Musiał znaleźć współrzędne statku, który niegdyś ukryli na tej planecie. Musiał tam dotrzeć. I musiał napisać do komandor Tano.
Wiedział, że Rex nie będzie w stanie tego zrobić. Jego brat wręcz się załamał po odczytaniu tych wiadomości. Ukrywał to. Bał się słabości. Jednak Gregor, który spędził z nim dużo czasu potrafił odgadywać jego emocje.
Usiadł przy sterach i po chwili przeglądania danych wpisał w komputer współrzędne. Odpalił datapada. Krótko i zwięźle opisał tą sytuację. Pominął kilka faktów, które mogły doprowadzić kobietę do takiego stanu do jakiego jej listy doprowadziły Rexa. Dość już przeżyła.

Po kilku chwilach dołączył do niego Wolf. Nie odezwał się jednak ani słowem. Siedział i patrzył piaski Silos. Gregor nie mącił ciszy. W spokoju sterował sterował starym czołgiem. Zastawiał się jaką odpowiedź dostanie do komandor Tano. I długo myśleć nie musiał. Wiadomość zwrotna dotarła po niecałej godzinie.

Gregor,

czy to nie jest snem? Żyjecie? Naprawdę dostałam ten list?

Jestem na Lothal. Oby Imperium nie dobrało się do wiadomości. Usunę ją, gdy tylko dostanę od Ciebie informację, że przeczytałeś.

Wysłała dokładne współrzędne jej miejsca zamieszkania. Skopiował je po czym wysłał krótką odpowiedź. Po chwili wiadomość zniknęła.

Mimo, że wedle obliczeń Gregora statek był wcale niedaleko to dotarli do niego dopiero o zachodzie słońca. Do tego momentu klon w ogóle nie widział Rexa, a Wolfa, znając jego temperament, wolał o nic nie pytać. Zarządził jedynie zabranie najważniejszych rzeczy na pokład. Gdy zapadł zmrok statek z czasów Republiki wzbił się w powietrze wzniecając do o koła kupę piachu.

Atmosfera na statku była napięta. Gregor siedział przy sterach i nie odzywał się do nikogo, ale na jego ustach błąkał się nikły uśmiech - stanowczo za długo siedział na piaskach Silos, w nadprzestrzeni czuł się znacznie lepiej. Wolf czyścił swoją broń, starając się nie patrzeć na Rexa. A kapitan był pochylony, trzymał twarz w dłoniach i drżał, wyglądał jakby dźwigał jakieś brzemię za ciężkie na jego barki.

Jego myśli były przy niej, przy Ahsoce Tano. I krążyły wokół jej osoby. Wokół ich wspomnień. Wspomnień, które odżyły, gdy przeczytał wiadomości od niej. Czy gdyby przeczytał te wiadomości prędzej to byłby teraz przy niej? Czy gdyby nie zostały usunięte... usunięte przez Wolfa, przez jego brata. Tyle zmieniło się przez te kilka godzin. Wstał podchodząc do sterów. Gregor usnął niedawno, jego głowa zwisała, a on sam chrapał. Rex spojrzał na gwiazdy rozmazujące się w przestrzeni. Już niedaleko. Lecz nie minęła chwila, a na pulpicie zaczęła migotać czerwona lampka.

- Gregor! Wstawaj - potrącił brata, a ten przetarł oczy - hipernapęd szwankuje, jeśli nie wyjdziemy z nadprzestrzeni to będzie...

- Źle - dokończył Wolf siadając przy sterach. Wcisnął kilka przycisków i pociągnął dźwignię. Statek wyszedł z nadprzestrzeni, ale za późno. Z zastraszającą prędkością zbliżali się do spowitej w ciemnościach planety.

- Jest źle - warknął Gregor przepychając się z Wolfem przy sterach. Koniec końców to jednak Rex poprowadził statek do bezpiecznego lądowania, bezpiecznego - jak na warunki w których się znaleźli. Z wraku wybiegli kilka sekund zanim rozsadził go potężny wybuch.

Rex rozejrzał się. Jego uwagę zwróciły rośliny. Rośliny powykręcane we wszystkich możliwych kierunkach, emitujące własne, migoczące światło. Atmosfera na planecie była gęsta, a na powierzchnię docierało niewiele światła. Prawie cały czas widać było wyładowania elektryczne.

- Umbara - wyszeptał i coś boleśnie ścisnęło go w piersi - jesteśmy na Umbarze - przed oczami jakby mignęły mu strzały kierowane w jego braci, otrząsnął się jednak- Trzeba znaleźć inny statek i się stąd wydostać - powiedział do towarzyszy. Skinęli mu i pokazali dłonią by prowadził.

Zagłębiali się w ciemności lasu. Szli długo. I szliby jeszcze dłużej, jednak w marszu przeszkodził im wyraźny szelest. Rozejrzeli się zaalarmowani. I ujrzeli światło. Nie było to ognisko, ani nic ogniskopodobnego. Daleko na południu świeciły reflektory. Takie, jakie oświetlały lądowiska.

- Idziemy - zarządził szeptem Rex, nadal mając w pamięci owy szelest, który zwrócił ich uwagę. Teraz mieli już oznaczony konkretny kierunek i cel, do którego zmierzali. Ich

kroki były szybkie i pewne, a mimo to ciche. Nie odezwali się do siebie ani jednym słowem, mimo że wędrówka była długa i męcząca. Po za tym zaczął doskwierać im brak wody. Szli długo, a żaden z nich nie miał przy sobie manierki.

Więc gdy ich wzrok napotkał port lotniczy towarzyszyły im raczej pozytywne uczucia. Do czasu. Było to w prawdzie lotnisko, lecz na flagach wiszących na wysokich słupach było doskonale widać symbol Imperium Galaktycznego. Wokół promu, który Rex wypatrzył i wskazał braciom kręciło się sporo żołnierzy. Wyglądali niemal identycznie. Każdy z nich był odziany w białą zbroję i hełm, który jak stwierdził Gregor, patrząc na nich całkowicie musi ograniczać widoczność.

Ponownie oddalili się o kilka kroków od portu, by szybko omówić plan porwania statku. Ustalili, dość szybko, że Gregor okrąży lotnisko i od drugiej strony spowoduje wybuch, by od promu, którym mieli zamiar odlecieć, odciągnąć strażników. W tym samym czasie Wolf z Rexem mieli przejąć statek.

Tak więc Gregor oddalił się, by niepostrzeżenie przedostać się na drugą stronę. Pozostała dwójka została, ukryta między krzewami, czekając na znak. Wybuch był zdecydowanie większy niż przypuszczali, wyszło to jednak na ich korzyść. Zerwali się z miejsca i wciąż pochylając się, aby mniej rzucać się w oczy, pobiegli w stronę wahadłowca. Ze zgrozą stwierdzili, że przy nim wciąż stoją żołnierze. Nie wszyscy podbiegli do miejsca wybuchu. Ci którzy zostali, a ku niezadowolenia Wolfa i Rexa było ich sporo, wydawali się być nieco zdenerwowani. Krążyli niespokojnie wokół statku z bronią gotową do strzału.

Rex wyjął z kabury swoje, niezastąpione blastery. Cztery wiązki powaliły czterech żołnierzy. Wykonał kilka przewrotów i ponownie wystrzelił. Poległo kilku kolejnych przeciwników. Nie wyszedł z wprawy. Broń nie ciążyła mu w rękach, a wręcz dopasowywała się do dłoni. Walka była jego żywiołem. Do walki został stworzony. Unikał strzałów "garnków" i sam strzelał.

Zostało już zaledwie kilku Imperialnych żołnierzy, gdy do jego uszy dobiegł zduszony krzyk Wolfa. Rex przeklnął, ta planeta była pechowa. Celnym uderzeniem ogłuszył ostatniego szturmowca, po czym odwrócił się w stronę brata. Ten zatoczył się kilka kroków do tyłu, trzymając dłonie na podbrzuszu. Został postrzelony przez szturmowca, który krył się za silnikami promu. Rex czując krew pulsującą w całym ciele, zarówno ze strachu o życie brata, jak i z adrenaliny, wycelował dwoma blasterami w tego żołnierza.

Słyszał szum krwi w uszach, gdy biegł do leżącego na ziemi klona. Ukląkł przy nim i spojrzał na ranę. Poluzował zbroję i rozerwał jego ubranie. I przez to co zobaczył stracił wszelkie nadzieje.

- Rex - słaby głos Wolfa odwrócił jego uwagę od postrzału. Spojrzał na jego twarz. Ranny oddychał z trudem. Twarz miał wykrzywioną w agonii. Mówienie sprawiało mu ból. Otworzył jednak usta, odkaszlnął krwią i niewyraźnym głosem poprosił - Rex, wybacz mi - kapitan chwycił dłoń brata w swoją rękę i uścisnął pokrzepiająco. - Źle zrobiłem - kontynuował, a jego oczy zaszły mgłą - Znajdź... - skrzywił się - Tano i... powiedz jej...

- Wybaczyłem vod, wybaczyłem - zapewnił łamiącym się głosem. Nikły bolesny uśmiech pojawił się na cierpiącej twarzy.

- Rex... - krztusił się krwią. Zamknął oczy i wydał ostatnie tchnienie szepcząc: "vode".  Jego dłoń w dłoni Rexa zwiotczała i opadła wzdłuż ciała. Wolf odszedł do swoich braci.

                                                                    *

Rex nie potrafił się odezwać. Pustym wzrokiem patrzył przed siebie, nie mogąc wyprzeć z umysłu obrazu martwego ciała Wolfa. Swojego brata. Brata, którego zawiódł. A przecież Wolf nie był jedynym. Fives umarł z jego winy, Echo przeżywał to czego nikt nie powinien, nie działał wystarczająco szybko, by uratować Hevy'ego. Tylu z nich poniosło śmierć, każdy z jego winy. Dreszcze wstrząsały jego ciałem, a w głowie przewijały się obrazy śmierci wszystkich braci, także tych, których zabił z własnej woli. Było ich wielu, zbyt wielu. Bo nie powinien uśmiercić żadnego z nich.

Chronił Ahsokę przed własnymi braćmi, strzelając do nich. Do swoich braci... Byli przecież identyczni, ta sama informacja genetyczna, ta sama krew, te same twarze. Prychnął zdegustowany. Co taka wyjątkowa kobieta jak ona widziała w kimś tak pospolitym jak on.

Podczas jego rozmyślań nadszedł sen. Sen niespokojny. Sen pełen koszmarów. Mary nocne wydawały się być zbyt realne, mimo że były mało wyraźne. Widział braci. Stali obok niego. Identyczne uśmiechy rozświetlały ich twarze. Dziękowali mu skinieniami głowy, a on nie wiedział za co. Potem zobaczył ją. Brudną, zaniedbaną, jej oczy płonęły niezdrowym czerwonym blaskiem. "Zostawiłeś" szeptała, a jej głos był bardzo wyraźny i obijał się o uszy Rexa. "Zostawiłeś mnie". A potem wrzasnęła, błękitna, jak jej tęczówkim, wiązka laserowa przeszyła jej klatkę piersiową. A on nie mógł jej uratować. Nie mógł, bo wybrał braci.

Obudził się oblany potem, oddychając nierówno. Gregor stał przed nim, patrząc na niego ze smutkiem. Podał mu wodę, którą ten z wdzięcznością przyjął i wypił całą zawartość kubka duszkiem. Zamrugał kilkakrotnie patrząc na Gregora.

- Dolatujemy - poinformował Rexa. W tym momencie serce zabiło mu mocniej, a oddech uwiązł w gardle. Dolatywali do Ahsoki. Do Ahsoki, którą wybrał zamiast braci. Zamiast swojego życia. Nieprzytomnie kiwnął głową. Nadal widział ją taką, jaka była w jego śnie. Zniszczoną. Czy właśnie tak teraz wyglądała? 

Statek wylądował niecałą milę od małej wioski, składającej się z kilku murowanych domów, większej ilości tych drewnianych i namiotów, na które ponarzucane były jeszcze inne materiały. Rex wstał z fotela i odwrócił się w stronę Gregora, który wciąż jakby szukał czegoś na datapadzie. Zwrócił na niego uwagę dopiero po dłuższej chwili.

- Zostanę na statku - powiedział odwracając się w fotelu - A ty idź do niej i... i pocałuj ją czy coś -uśmiechnął się dwuznacznie i ruchem ręki pogonił Rexa, który wpatrywał się w niego z dość dziwną miną.

Rex pokręcił głową, nie widział nawet czy ją tu znajdzie. Był wieczór, a ludzie widząc imperialny statek pochowali się w swoich domach. Nie był pewny czy ona też gdzieś nie uciekła. Choć Ahsoka zawsze wzbraniała się przed ucieczką... Ale teraz, nie wiedział jak zmienił ją czas. Teraz nic o niej nie wiedział. Przerażało go to, niegdyś była mu najbliższa, znali się niemal na wylot. Jęknął zrozpaczony. Miasteczko było większe niż wydawało się z początku. Puste, nikogo nie mógł się o nią spytać. Krążył wokół namiotów mając nadzieję, że gdzieś ją zobaczy. Nastawały coraz gęstsze ciemności i w mroku trudno było cokolwiek dostrzec. Cienie domów majaczyły się mu przed oczami, widział nikłe światła lamp i nic po za tym. Przetarł twarz dłońmi, wyczuwając szorstki zarost. W tym momencie zobaczył jakiś ruch kilka metrów przed sobą. Drżący oddech wydobył się z jego gardła.

- Czekaj - wyszeptał na tyle głośno, by owa osoba go dosłyszała. Odwróciła się wystraszona w jego stronę i cofnęła się kilka kroków do tyłu. - Nic ci nie zrobię - dodał spokojnie. Nieznajomy zbliżył się nieco i Rex zobaczył wyraźniej jego posturę. Był to starszy pochylony człowiek. - Czy mieszka tu... - komandor Tano, chciał spytać, Ahsoka, dzieciak - mieszka tu jakaś togrutanka? - nie potrafił powstrzymać wyraźnych drżenia w głosie, dygotał na całym ciele i oblał go zimny pot.

- Tak - jego głos był skrzekliwy, jakby owy mężczyzna miał suche gardło - mieszka. Na drugiej stronie Tarkintown, na samym jego końcu - powiedział oddalając się. Rex odetchnął czując jak serce obija się mu o piersi. W podziękowaniu skinął jedynie głową nieznajomemu, nie mogąc zdobyć się na jakiekolwiek słowa.

Ahsoka była tu, czy czekała na niego? Zacisnął mocno powieki, odwracając się w kierunku wskazanym przez starca. Teraz jego kroki były żwawe, lecz wcale nie pewne. Nie mógł wyzbyć się uczucia niepewności. Jeśli jej tu nie było, jeśli to o innej togrutance mówił mężczyzna... Przyśpieszał, nie zdając sobie z tego sprawy. „Na samym jego końcu" przywołał w myślach słowa swojego informatora. Doszedł na kraniec Tarkintown. Dwa domy stały oddalone od niebie o pare metrów. Ten, który stał bliżej reszty zabudowań, był zwykłą drewnianą budą. Ten dalszy wyglądał biedniej. Wprawdzie także był zbity z desek, lecz te w wielu miejscach były popękane. Był przykryty kilkoma skórami, które ochraniały go i zasłaniały niedoskonałości w drzewie.
Usłyszał cichy szelest, niemal niewykrywalny dla niewprawionego ucha.

Była tam. Kilkoma szybkimi krokami pokonał odległość dzielącą go od wejścia. Wejściem było kilka zszytych ze sobą koców. Podniósł rękę, by odsunąć kotarę, która dzieliła go od niej. Dotknął szorstkiego materiału i uniósł go. Lecz zanim ujrzał cokolwiek mrugnęło mu przed oczami jasne światło, a po chwili usłyszał charakterystyczny syk i poczuł przy szyi ciepło. Ciepło miecza świetlnego. Białe ostrze niemal stykało się z jego gardłem. W tym białym świetle mógł zobaczyć jej twarz. 

Była blada, jej cera straciła dawny połysk. Miała zapadłe policzki. Niezdrowo popękane usta. A jej oczy... jej oczy pozostały takie jak zapamiętał. Wyraźnie niebieskie, nieskazitelnie błękitne. Przeszywały go na wskroś, oczy, takie smutne, pełne goryczy i nadziei, mówiące tak dużo, a wewnątrz nich szalała burza emocji. Te oczy, które kochał. Kochał ją całą. 

Miecz zgasł i z łoskotem upadł na ziemię, jej ręka opadła.

Żadne z nich nie drgnęło. Dla obu to spotkanie wydawało się być jedynie wytworem ich wyobraźni. Oboje bali się oddychać, bali się odezwać, bali się, że nagle wszystko się rozpłynie. A wystarczył jedynie jeden ruch z jego strony, a mógłby tulić do siebie jej drobne ciało. Jej jeden ruch, by wpadła w jego ramiona. Ale nadal pozostawali w bezruchu. Patrząc na siebie, czy po to by zapamiętać tą chwilę, czy żeby po prostu móc na siebie spojrzeć. 

Zdołał jedynie wyszeptać jej imię. A potem poczuł jej chłodną dłoń na policzku, jakby sprawdzała czy był prawdziwy. Lustrował jej twarz wzrokiem, była najpiękniejszym skarbem. Podniósł rękę chwytając jej dłoń, tą która spoczywała na jego licu i ścisnął ją lekko. Czuł, że kobieta drży, zaczęła cicho szlochać. Trzymała drugą dłoń na ustach, by zgłuszyć łkania. Rex przestał panować nad emocjami, przyciągnął do siebie zamykając w szczelnym uścisku.

Teraz Ahsoka nie tłumiła płaczu. Łzy spływały po jej policzkach, gdy schowała twarz w zagłębieniu w jego szyi. Jego dłoń lekko gładziła jej plecy, ale to tylko powielało jej drgawki. Przylgnęła mocniej do jego torsu. 

Czuła się bezpiecznie. Czuła się chciana, nie odrzucona. Czuła się kochana. Czuła to czego brakowało jej przez ostatnie lata. Uniosła lekko głowę, by spojrzeć na jego twarz. Jedna rzecz była nie w porządku. Stanęła na palcach, by dosięgnąć jego ust i pocałowała go. 

A Rex zrobił jedyną rzecz jaka w tym momencie wydawała mu się słuszna - odwzajemnił ten czysty, pełen miłości pocałunek. Przymknął lekko oczy, jednak wciąż widział jej twarz, jej błyszczące od łez, od radości tęczówki. Gładził kciukiem jej policzek rozkoszując się jej pełnymi, ciepłymi wargami na swoich. Lekko haczykowaty nos Ahsoki dotykał jego własnego. Uśmiechnął się i ledwie widoczny błogi uśmiech plątał się na jego ustach, gdy odsunął się od niej. Wciąż patrzył na jej twarz zaróżowioną od pocałunku, na jej oczy lekko migoczące, jak dwie najjaśniejsze gwiazdy. 

- Kocham cię - jej cichy szept zupełnie wytrącił go z równowagi. Otworzył szerzej oczy. To nie mogło być prawdziwe. Nie po tym co zrobił. Nie po tym jak ją zawiódł. Ahsoka podniosła rękę dotykając jego policzek. - Rex - jego imię w jej ustach brzmiało jak melodia. - Proszę - prosiła, by ją przeprosił. Czekała na to, bo chciała mu już wybaczyć. I przeprosił, a ona mu wybaczyła. 

Zaczynała się wojna, gorsza od Wojen Klonów, brutalniejsza i straszniejsza. Oni wiedzieli co ich czeka, ale było prościej niż poprzednio. Mieli siebie. Zaczynała się ich bitwa. Bitwa, którą zamierzali wygrać. 

Ale był jeszcze czas, czas który mieli poświęcić na przygotowania. 

- Trzeba zafarbować ci włosy na blond - mruknęła Ahsoka wprost w jego usta - mam jeszcze tą farbę - dodała. Rex pokiwał głową. Trzeba było zafarbować włosy na blond.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro