🔆𝑼𝒛𝒂𝒍𝒆𝒛̇𝒏𝒊𝒆𝒏𝒊 🔆

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Głośne stuknięcie w okno sprawiło, że jedno z największych polskich miast, druga co do kolejności stolica już nieistniejącego państwa podskoczyła. Zamknął z hukiem jakiś nielegalny tomik wierszy polskiego poety (swoją drogą całkiem niezły) i wstał podchodząc do szyby, po której właśnie spływał lekko roztopiony śnieg. Pozostałość po śnieżce. Wykrzywił wargi w jakiś ohydnym grymasie, lecz jedyne co otrzymał w zamian to wyciągnięty język jakiegoś dobrze ubranego chłopca, który zaraz jednak znikł w jednej z bocznych uliczek.

Kraków z westchnieniem przysiadł na parapecie, wpatrując się w rozmazane przez wodę ostatnie promienie słońca. Miał wrażenie jakby dopiero wstał z łoża wraz z słońcem, a już miał powitać księżyc. Nogą odsunął jakieś leżące obok kobiece fidrygałki i wyciągnął wygodnie kończyny. Teraz mógł nawet bez koca, leżeć przy oknie bez obawy, że przymarznie tyłkiem do marmuru, gdy w końcu udało mu się wysupłać parę groszy na coś lepszego niż buduarek bez porządnego kominka. Jeszcze nawet się nie rozpakował, wokoło leżały zdradliwe pudła i kufry czekające tylko na chwilę jego nieuwagi.

Jego wzrok przyciągnął nagle jakiś błysk. Odwrócił głowę i jęknął głośno.
Eleganckie lakierki i czerwona, aksamitna kamizelka prosto spod wybitnej igły Knize, najlepszego wiedeńskiego krawca, dodawały szyku i pewnej pychy mężczyźnie, który szybkim krokiem przemierzał tłumy ludzi.
Promienie światła odbijały się w jego kosztownym, złotym zegarku kieszonkowym, którego miarowy krok właściciela wprawiał w idealny ruch wahadłowy.
Prawo i lewo.
Prawo i lewo.
Kraków skrzywił się i szybko zasunął turecką zasłonkę, mając nadzieję, marną bo marną ale jednak że mężczyzna tylko tamtędy przechodził.
Marzenie ściętej głowy.

Już po chwili usłyszał głośne pukanie w drzwi.
Co tu robić, co tu robić?

-Kraków wiem, że tam jesteś, więc nie udawaj, że dom stoi pusty. Widziałem cię w oknie! Czemu nie ma tu konsjerża?

Kraków z westchnieniem przeciągnął dłonią po swej zmęczonej twarzy, zastanawiając się czy jest sens ciągnięcia dalej tej farsy.
Niechciany gość i tak i tak wejdzie do środka, chociażby miał użyć siły.
I tak nie pierwszy raz.
Mógłby się ukryć...ale ten austriacki pies pewnie i tak by zaraz go wyniuchał.

Powoli zwlókł się na dół, wręcz cierpiętniczo opierając się o barierkę, która zaskrzypiała ostrzegawczo i otworzył drzwi.
-No Krakaus, co tak długo? Doprawdy powinieneś sobie przynajmniej promeneusę zatrudnić, jak ty wegetujesz w tej samotni?
- Wiedeń ja rozumiem, że ograniczona liczba ludzi będąca w stanie z tobą wytrzymać jest uciążliwa, ale do diaska przestań mnie nachodzić. - Kraków odrzucił srebrne włosy za ramię, wywołując uśmiech na twarzy Austriaka.

-Ach ostro - Wiedeń teatralnie złapał się za lewą pierś. Jakby miał tam prawdziwe serce. - Przybyłem do ciebie z życzliwą propozycją, a ty tak traktujesz swego gościa. Herrschaften haben Zeit.

-Idź kogoś innego męczyć, nie jestem zainteresowany twoją ofertą. Żegnam. - Zamknę drzwi i będę miał wieczór całkowicie dla siebie. Tylko ja i książki, tylko ja i-
Austriak w ostatniej chwili wsunął czubek buta w szparę.
Kurwa.
Stolica położyła dłoń na framudze otwierając drzwi na oścież i wciskając się w przestrzeń pod ramieniem polskiego miasta, który zacisnął zęby z frustracji.
-Jeju, jeju mój drogi twe maniery potrzebują pilnego naprostowania. - Kraków bezsilnie patrzył jak dawny kochanek grzebie w jego szafie, wyciągając w końcu z niego brązowy, zimowy płaszcz. Przymknął oczy, posłusznie podnosząc ręce i pozwalając wsunąć na siebie odzienie. Zaraz potem o mało nie opadł na posadzkę, gdy Wiedeń pociągnął go w stronę drzwi.
- Gdzie się udajemy? - Mężczyzna wyszarpnął dłoń z uścisku tego drugiego, zapinając płaszcz.
Był środek zimy, a z każdym tyknięciem zegarka Wiednia ludzie powoli zamykali się w domach przed nocnym ziąbem.
-Pomyślałem, że moglibyśmy iść do Spitterbelg. Napilibyśmy się Kaisermelange, zjedli Streuselkuchen. A potem kto wie... Durchhäuser?

Kraków w myślach właśnie wepchnął natręta do brudnego rynsztoku. Cholerny mężczyzna zamiast siedzieć w pałacu Schönbrunn, tej cholernej żółci Matki Teresy truje mu dupę. Czemu zawsze on?

Minęli Justizpalast, którego herrschaftsportier spojrzał na nich podejrzliwie. Przyspieszył kroku, a Wiedeń z radośnie przygłupią miną podążył za nim. Musiał skrócić ich wędrówkę po mieście do minimum.
-A może byśmy usiedli w ciszy, gdzieś niedaleko? - Zacisnął zziębnięte dłonie na materiale wewnętrznej kieszeni. Powiedz nie, a rozwalę ci łeb o te brudne, kocie łby.
- Masz na myśli Volksgarden? - Radość w głosie drugiego mężczyzny ścisnęła jego serce. Wziął wewnętrzny oddech, głęboko nabierając do płuc cierpliwości. Częstochowo bądź ze mnie dumna.
-Tak, właśnie Volksgarden. Ostatnio się w nim świetnie bawiliśmy, prawda? - Ostrożnie zszedł z oblodzonego krawężnika, wkraczając na Franzenring. Zza metalowego ogrodzenia już było widać zamgloną postać świętej pamięci cesarzowej Elżbiety.
"Nareszcie".

Wkroczyli przez bramę na żwirowy chodnik z którego już dawno został usunięty śnieg. Biały puch padał teraz bardzo drobno, od razu roztapiając się po dotknięciu minerału.
W ciszy przysiedli na zimnej ławce. Po upłynięciu chwil Kraków zaryzykował spojrzenie na stolicę.
Wiedeń z zimną, wręcz okrutną obojętnością wpatrywał się w szare niebo. Chmury zakryły cały błękit, zatrzymując dym z kominów fabryk w atmosferze, przez co wszędzie czuć było uciążliwe swędzenie w gardle.
Park był już zupełnie pusty, tylko na ulicy jeździły jeszcze nieliczne dorożki i biegały bezpańskie psy, czy brudne sieroty.
Miasto zaborcy zapaliło wyciągniętego z kieszeni Regalitasa, mocno wydmuchując siwy dym, jakby rozkoszując się tą chwilą.

-Czego ode mnie chcesz? - Polskie miasto miało dość tej farsy, jedyne co chciał to świętego spokoju, więc czemu Wiedeń ciągle go męczył. - Znasz me wszystkie obyczaje, dziwactwa, wgryzłeś się w każdy kawałek ciała, więc czym cię jeszcze interesuję? Czemu tak się mnie uczepiłeś jak rzep psiego ogona, odpowiedz mi.


Słysząc jego słowa Austriak powoli odwrócił twarz w jego stronę, uśmiechając się niepokojąco.
-To wszystko twoja wina demonie. Kto się raz zadał z diabłem, musi się go trzymać. 



Volksgarden - Park położony niedaleko Spittelbergu, osławione okolice Wiednia, gdzie liczne Beiseln oferują wino, kobiety i śpiew.  Promeneuse -sprzątaczka, pokojówka.    Durthauser - dom publiczny.             Regalitas - droga marka cygara.           Justizpalast - Pałac Sprawiedliwości.   Kaisermelange - czarna kawa z żółtkiem i kropelką brandy.     Herrschaften haben Zeit - Ludzie z towarzystwa zawsze mają czas.                     Żółć Marii Teresy - Domy pomalowane na żółto oznaczały, że należały do kogoś z rodziny cesarskiej.   Knize - najlepszy wiedeński krawiec.





Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro