🌟✚𝑾𝒊𝒏𝒅𝒂✚🌟

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Hello Polska! - Białowłosa kobieta niedbale odwróciła się, przyjmując powitanie machnięciem dłoni.

Aktualnie nie miała czasu wyciągnąć nawet tego cholernego kamyka z buta, czy poprawić za ciasny pasek czarnej torebki, który wpijał jej się w ramię, a co dopiero na poranne plotkowanie z recepcjonistką, co ostatnio stało się jej dziwną tradycją.

Zerknęła szybko na zegarek, zaciskając czerwone wargi w wąską linię. Pół godziny po czasie. Znowu będą się truli.

Lekko chwiejąc się podbiegła do windy i wręcz z agresją nacisnęła ten cholerny przycisk który od razu podświetlił się na żółto. Podbiegła lekko chwiejnie do windy, wręcz z agresją wciskając ten cholerny przycisk, który zapalił się na żółto. Przestąpiła z nogi na nogę, wymieniając niezręczne spojrzenie z Belgią, która popatrzyła na nią ze zgorszeniem, przechodząc obok. Ta kobieta chyba nie zna definicji dobrego snu. 

Polska jeszcze raz obejrzała się za nią, kalkulując jej sylwetkę w myślach. Chociaż kto ją by tam chciał, ubiera się tak, jakby ciuchy wygrzebywała z Armii Zbawienia.

Z rozbawieniem pokręciła głową, wzdychając. Ileż można czekać na tę windę-, myślała Polska, obserwując jak metalowe drzwi powoli się otwierają. Wstąpiła przez nie, z ulgą opierając się o lustro. Zaraz jednak się wyprostowała, widząc jak w ostatniej chwili, do windy wpadł zadyszany mężczyzna, rozsuwając drzwi dłonią.

Niemiec stanął tuż koło niej, wpatrując się z widoczną paniką w telefon. Jednak w końcu podniósł wzrok. Patrząc wprost na nią.

-No proszę, proszę - jego wargi wykrzywiły się lekko w jakimś pokracznym uśmiechu, nadając mu złowieszczego wyglądu. - Pomyślałby kto, że weźmiesz sobie w końcu do serca moje ostatnie słowa, chociaż wiem, że nie powinienem liczyć na cokolwiek dobrego od ciebie.

- Jakbyś nie zauważył, stoisz tu razem ze mną. - Podniosła wzrok poirytowana. Dobry Boże wiem, że zgrzeszyłam, ale nie karz mnie tak bardzo. - Święty Niemiec sam złamał swe zasady? A podobno wszyscy jesteśmy równi...ojoj... Jestem tak zasmucona... - Karykaturalnie położyła dłoń na sercu, wykonując nią taki zamach, że czarna owca Europy, aż zmrużyła oczy przez powiew powietrza.

Mężczyzna wyprostował się, jakby chcąc okazać swą wyższość nad nią. Podniosła ze złością jednak wzrok, nie poddając się. Czujnie patrzyła, jak w trzech krokach znajduje się już koło niej, kładąc dłoń koło jej głowy. Powstrzymała syknięcie, czując ciągnięcie kilku włosów. 

Znieruchomiała gdy mężczyzna pochylił się i spojrzał jej prosto w oczy.

-Słuchaj ty głupia dumkoff, nie jesteśmy równi i nigdy nie będziemy. Możesz sobie robić, co tylko chcesz, próbować pokazać tą swoją...niby władzę. Ale... -ściszył głos do ledwo szeptu, nadając mu uwodzicielskiego powabu, że Polsce zjeżyły się włoski na karku. - nikt się nie nabierze. Zawsze, zawsze będziesz tą przegraną. Panosz się, ile chcesz kocie, ale uważaj na tygrysa.

Odsunął się od niej, poprawiając jej klapy marynarki i stanął nieruchomo przodem do windy, przybierając kamienną postawę.

Kobieta powoli odsunęła się od lustra, gryząc wnętrze policzka. Przezwyciężając ciężar w podbrzuszu, stanęła obok Niemca.

-Ty w ogóle kliknąłeś ten przycisk? - Na chwilę zapadła cisza, aż w końcu stary SS-man wcisnął klawisz, jakby chciał go zgnieść. Wzdychnęła w duchu. Nic dziwnego, że tu wszystko się ciągle psuje.

Gdy winda ruszyła, wyciągnęła z torebki słuchawki, na oślep wkładając do uszu. Wolała udawać, że słucha czegoś. Wtedy przynajmniej Niemiec nie będzie gadał, bo ojoj jak Germańczyna się rozgada, to nie ma zmiłuj. A to niby jej jadaczka się nie zamyka.

Z widocznym zniecierpliwieniem zaczęła postukiwać obcasem o podłogę, aż drzwi się w końcu rozsunęły. Po tym co się wydarzyło miała ochotę sprintem wybiec z tej zamkniętej przestrzeni do łazienki, by zmyć z siebie ostry zapach wody kolońskiej Niemca. Zmusiła się jednak do dostojnego kroku, gdy Deutschland wyśmiewczo zachęcił ją do wyjścia. 

-Na biurku znajdziesz swe zaległe zlecenie z tamtego tygodnia, z łaski swojej postaraj się trzymać terminów

Głos mężczyzny był tak spokojny, że lekko zdziwiona odwróciła się do niego. A temu co? Najpierw zwierzę, teraz oaza spokoju? Ze skrajności w skrajność, naprawdę przydałby mu się jakiś specjalista. Od czubów rzecz jasna.

-Oj tam, mam jeszcze dwa tygodnie, a gdyby ci się paliło to sam byś to zrobił - Posłała mu słodki uśmiech; słodki niczym te sklejki Częstochowy od których sikasz cukrem. 

Tak jak przewidziała, jego twarz od razu spochmurniała, choć niewiele osób byłoby w stanie to stwierdzić.

- Może gdybyś nie słuchała tyle muzyki, zajęłabyś się czymś dla odmiany pożytecznym. - Ze zmarszczonymi brwiami kobieta patrzyła jak Niemiec oddala się niespiesznym krokiem, nie spoglądając za siebie. 

Co to miała być w ogóle za uwaga?

Chwyciła kabelek słuchawek, chińskiej tańszczyzny wyszarpując je z uszu.

Kurwa.

Wtyczka powoli, wręcz szyderczo obróciła się wokół własnej osi, wywołując wewnętrzny lament słowiańskiego kraju. Nie podłączyła słuchawek do telefonu. Kurwa. Przez cały czas beztrosko machała tym kablem na prawo i lewo. Już wiadomo czemu Niemiec taki rozbawiony.

Przetarła twarz dłonią. Świetnie. Teraz będzie miał z niej pożywkę na cały miesiąc.


1. Dzień Kalendarza Adwentowego!

W ciągu miesiąca będzie się pojawiał się jeden albo dwa takie one shociki tygodniowo.

Ten miał około 800 słów.









Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro