0.2 Visit

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

°

°

Niebiesko-czarny jeep zatrzymał się na podjeździe domu MacCal'ów, jego kierowcą był nastolatek o brązowych włosach oraz miodowych oczach, twarz pokrytą miał była kilkoma piegami a nos lekko zadarty w górę, był on dość kościstej budowy czym znacznie różnił się od swojego przyjaciela siedzącego na miejscu obok, który był bardzo dobrze zbudowany a mięśnie uwydatniała przylegająca do ciała koszulka, na lewym bicepsie widniał tatuaż przedstawiający dwa poziome pasy, miał trochę ciemniejsze włosy od swojego kolegi oraz prawie czarne oczy, oraz krzywą szczękę a jego kolor skóry był ciemniejszy co było sprawą latynoskich korzeni.

Ale była pomiędzy nimi jedna zasadnicza różnica Scott mógł usłyszeć rozmowy ze swojego domu natomiast Stiles nie, dlatego też kierowca samochodu zdziwił się kiedy jego przyjaciel bardzo szybko wyszedł z pojazdu od razu kierując się w stronę domu.

- Masz pięć minut stary, nie zamierzam czekać ani minuty dużej, nie będę narażać się na gniew pana wielkiego złego wilka! - krzyknął za nim człowiek.

Czarnooki jednak nie słuchał już swojego przyjaciela, bardziej interesowało go z kim jego mama urządza sobie pogawędki o tej godzinie co prawda nie było jeszcze aż tak późno ponieważ słońce dopiero powoli zachodziło, jednak zazwyczaj już wtedy odsypiał dyżur, albo czytała jakąś książkę przy lampce wina, właściwie to rzadko kto do niej przychodził.

Kiedy już wszedł po schodkach na werandę i zatrzymał się przed drzwiami frontowymi mógł dokładniej usłyszeć głos gościa, nie potrafił jednak dopasować go do nikogo kogo znał chociaż miał przeczucie że kiedyś go już słyszał. Co do zapachu wydawało mu się że to człowiek lecz było w nim coś niepokojącego, Scott mógł stwierdzić że był zarazem bardzo przyjemny i delikatny, ale miał też w sobie nutkę goryczy i czegoś specyficznego jakiś odmienny zapach który bardzo się wyróżniał.

°°°

W salonie MacCal'ów już od ponad dwóch godzin dało się słyszeć wesołe rozmowy i śmiechy rozmowy, na kanapie siedziały dwie kobiety niemal na pierwszy rzut dało się dostrzec że są one ze sobą spokrewnione, miały podobnie łagodne rysy twarzy oraz kształt nosa, ale największe podobieństwo dało się dojrzeć po oczach, były one ciemno brązowe ale nie czarne, zdawało się w nich zobaczyć że są niebywale mądre oraz przepełnione ciepłem osoba która w nie patrzyła była w stanie bardzo szybko się uspokoić oraz zaufać niemal od pierwszego wejrzenia, to właśnie było niezwykłego w kobietach z rodziny Morten i o ile w przypadku Melissy sprawdzało się to w stu procentach to u jej córki było nieco inaczej.

Ciemnowłose siedziały na jednej z dwóch niebiesko bladych kanap naprzeciwko rozpalonego kominka, u ich stóp stał nieduży prostokątny stoliczek kawowy, po którym porozrzucane były albumy ze zdjęciami oraz kilka pustych już kubków po herbacie. Były one tak pochłonięte rozmową że nie usłyszały jak ktoś otwiera drzwi wejściowe i kieruje swoje kroki w stronę salonu.

- Mamo - odezwał się głos z drugiego końca pomieszczenia.

Kobiety odwróciły się przodem do wejścia, Brienne wstrzymała oddech tak samo jak brunet stojący w drzwiach pokoju. Bardzo zmienił się od ich ostatniego spotkania nie był już tym małym chuderlawym chłopczykiem z astmą który ledwo co dawał rade przebiec pięć metrów, teraz był bardzo dobrze zbudowany, twarz też wyglądała doroślej no i miał krótsze włosy ale krzywa szczęka i oczy pozostały niezmienne.

Chłopak zacisnął usta w cienką kreskę i nie bacząc na nic odwrócił się i szybko wbiegł po schodach na górę.

- Scott! - krzyknęła jeszcze za nim matka ale nie odezwał się już i po chwili było słychać donośne trzaśnięcie drzwiami.

Melissa wstała z kanapy chcąc iść za synem i spróbować jakoś załagodzić napiętą atmosfer jednak przeszkodziła jej w tym córka która chwyciła jej przedramię.

- Mamo spokojne ja spróbuję z nim porozmawiać - Brienne wstała z kanapy i skierowała się w stronę schodów, spojrzała jeszcze raz na matkę która tylko posłał jej pokrzepiający uśmiech.

Spodziewała się że jej brat tak zareaguję, jednak miała nadzieje że da jej się wytłumaczyć ba miała nadzieje że uda im się chociaż porozmawiać lecz po takiej reakcji nie spodziewała się nie wiadomo czego. Rozumiała dlaczego Scott zachował się tak a nie inaczej miał do tego pełne prawo w końcu to ona go zostawiła z dnia na dzień bez wytłumaczenia,nie mówiąc nawet cześć na do widzenia. Kiedy wyjechała Scott miał zaledwie dziesięć lat i z dnia na dzień stracił swój dotychczasowy wzorzec, starszą siostrę którą była dla niego wszystkim, co prawda widywali się w święta ale kiedy Brienne ukończyła osiemnaście lat przestała przyjeżdżać nawet wtedy a ich kontakt ograniczał się do rozmowy przez telefon która i tak odbywała się raz na miesiąc jak nie zadziej, ale przecież miała ważniejsze sprawy, prawda?

Brunetka weszła po schodach a następnie przeszła na sam koniec korytarza, stanęła naprzeciw drzwi od pokoju swojego brata, zapukała raz ale jej nie odpowiedział a z pokoju dało słyszeć tylko głośne kroki.

- Scott proszę porozmawiajmy - zapukała jeszcze raz ale i tym razem niedostała odpowiedzi.

Po krótkiej chwili zastanawiania się postanowiła wejść do pokoju, no bo jednak jakoś porozmawiać musieli a wiedziała że Scott pierwszego kroku nie zrobi nie liczyła na to, dlatego też wzięła sprawę swoje ręce.

Nacisnęła klamkę i powoli uchyliła drzwi, tak jak się spodziewała nie zwrócił na nią uwagi tylko kontynuował pakowanie plecaka. Brązowooka zmarszczyła brwi ale wątpiła że z jej powodu postanowił się wyprowadzić, nie zostawił by Melissy samej.

- Scott wytłumaczę ci wszystko tylko porozmawiajmy - poprosiła jak najbardziej łagodnym głosem co nie było dla niej łatwe, jednak chłopak nie zwrócił na nią najmniejszej uwagi.

- Scott - wyszeptała błagalnie.

Brunet w końcu spojrzał na siostrę z zaciętą miną, a kiedy zobaczył jej twarz zrobiło mu się naprawdę przykro i pomyślał przez ułamek sekundy że traktuję ją za ostro, ale szybko pozbył się tej myśli przecież to ona go zostawiła i widział ją tylko raz do roku ha ostatni raz widział ją jakieś cztery jak nie pięć lat temu, miał pełne prawo być zły.

Zacisnął tylko usta w cienką kreskę i chwycił plecak leżący na jego łóżku a następnie podszedł w stronę drewnianej płyty, zatrzymał się przy brązowookiej.

- Nie mam teraz czasu, ktoś na mnie czeka - powiedział chłodno a następnie wyminął ją w drzwiach.

Westchnęła cicho, usłyszała już tyko z dołu trzask drzwi i swoją mamę która wołała chłopaka. Nie chciała teraz schodzić na dół, zapewne Melissa zaczęła by ją pocieszać i mówić że wszystko będzie dobrze a nie potrzebowała tego w tej chwili ani w żadnej innej.

Wyszła z pokoju brata zamykając za sobą drzwi odwróciła się natomiast do innych znajdujących się naprzeciwko, otworzyła je a kolejne wspomnienia w nią uderzyły. Jej pokój taki jak pamiętała, naprzeciw drzwi pod ścianą stało dwu osobowe łóżko z białą ramą na którym leżało pełno poduszek, obok znajdowała się nieduża szafka nocna z białego drewna, po drugiej stronię pokoju miejsce miała śnieżno biała szafa zajmująca całą jej powierzchnie, obok stał ciemno szary fotel na którym niegdyś uwielbiała czytać książki, za nim znajdowało się okno przy którym od dziecka razem ze Scottem oglądała gwiazdy, po przeciwnej stronie stało białe biurko z czarnym okrągłym krzesłem nad nim natomiast wisiały dwie białe półki, a na ciemno szarych panelach leżał okrągły puszysty dywan.

Uśmiechnęła się do siebie a następnie podeszła do okna, zauważyła wyjeżdżającego z podjazdu niebieskiego Jeppa zapewne Stillsa, kiedy zniknął z zasięgu jej wzroku podeszła do łóżka na którym usiadła, chwyciła jedno z zdjęć stojących na stoliczku nocnym a kiedy na nie spojrzała wiedziała że musi jeszcze coś dzisiaj zrobić.

°°°

Na dworze panował zmrok kiedy postać postać w czarnym płaszczu przekroczyła bramę cmentarza, klimat tam panujący był mroczny i niemal że mroził krew w żyłach, niewielu w końcu decyduję się odwiedzić zmarłych o godzinie pierwszej w nocy. Lecz mimo to ona się nie bała, była przyzwyczajona do takiej atmosfery no i miała świadomość że tutaj nikt nie wyjdzie zza grobu.

Przemierzała kolejne ścieżki pomiędzy nagrobkami czytając napisy na nich, w ręce trzymała dwie białe różę może komuś wydało by się to dziwne że białe a nie na przykład czerwone lecz dzisiejszej nocy miało to dla niej pewne znaczenie. Zatrzymała się przy jednym z nagrobków, był taki jak wszystkie inne, marmurowa lekko brudna powierzchnia była ledwo widoczna przez ciemność panującą dookoła, ale jednak różnił się jednym elementem bowiem leżała na nim róża z kamienia, zrobiona na specjalne zamówienie rodziny. Uklęknęła na zimnej trawie a jej spodnie niemal od razu zaczęły robić się wilgotne od rosy ale nie przejęła się tym.

Przez dłuższą chwilę patrzyła się na zapisane na płycie litery, myśląc co powinna powiedzieć. Westchnęła a następnie położyła na ziemi koło nagrobka dwie różę.

- Cześć, dawno mnie tu nie było.. - zaczęła cichym głosem - mam nadzieję że mi to wybaczycie - kontynuowała spuszczając głowę - przyszłam nie tylko żeby przeprosić ale też aby prosić cię o radę ... - na chwilę przerwała, wzięła jeszcze jeden głęboki wdech sklejają odpowiednie zdanie w swojej głowie - zrobiłam to co mówiłaś to chyba nie była dobra decyzja bo tylko niepotrzebnie oddaliłam się od rodziny.. - wypuściła drżący oddech i potarła zmarznięte dłonie - nie wiem co mam robić chyba stanie się coś złego a ja... ja nie mam pojęcia co dalej potrzebuję twojej p..pomocy - podniosła głowę i przypatrywała się w jeden z napisów na nagrobku.

Czekała tak przez kilka minut w bez ruch, ale nic się nie stało no tak na co liczyła, westchnęła i wstała z ziemi otrzepała spodnie na kolach chociaż nic to nie dało bo były już dawno przemoknięte i nadawały się do prania, schowała zmarznięte z zimna dłonie do kieszeni płaszcza i nic już nie mówiąc oddaliła się w stronę wyjścia.

Kiedy tylko Brienne przekroczyła bramę cmentarza płatki jednej z róż znajdującej się przy nagrobku z napisem Henriette i William Delgado zmieniły swój kolor na krwisto-czerwony.

°

Jest i kolejny rozdział jestem z niego niezwykle dumna i mam nadzieje że i wam się podoba.

Do następnego

°°°

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro