13 ~ Chcę ci wierzyć!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

POV Maya ~~~

Minęły jakieś 3 dni i cała szkoła dowiedziała się że Riley i Lucas zostali parą. Wiele dziewczyn przeżywa, że ich "nie dobry" Lucas Friar, wybrał sobie tak grzeczną dziewczynę, co gorsza, córkę nauczyciela. Niektórzy ich popierają. Wręcz shipują. Inni natomiast najchętniej wydrapali by im oczy. Ja należę do grupy która wydrapała by je tylko Friar'owi... On napewno ją skrzywdzi. Ludzie się aż tak nie zmieniają. Czy gdyby zachowywał się w porządku, to nie znalazłby sobie wcześniej kogoś innego? Boli mnie to mówić, no ale jest cholernie przystojny. Dziewczyny się kleją, a on wszystkie odpychał. Nagle jednak Riley mu się upodobała? Coś mi tu po prostu nie gra.

Siedzę w klasie i czekam na dzwonek. Teraz będzie historia z Matthews'em. Dziękuję Bogu, że Lucas nie zdał więc nie ma go z nami w klasie. Nie zniosłabym tego gdyby się tutaj miziali.

Riley wchodzi przez drzwi i zajmuje miejsce. To jest niezmienne. Siedzimy obok siebie, bo na pierwszej lekcji się spóźniłam i tyły były zajęte. Teraz żałuję. Nie pomaga mi to, że się ciągle widzimy. Nie to, że nie chcę czy coś, po prostu nie chcę żeby widziała, że ciągle na nią patrzę. A nie jestem w stanie przestać.

Kiedy usiadła obok nawet na mnie nie spojrzała. W ten sposób Matthews, rozumiem.

Missy siedzi...a nie. Jednak nie siedzi. Nie wiem gdzie jest. Mniejsza o to. W chwili gdy zadzwonił dzwonek i do klasy wszedł Matthews. Wywróciłam oczami na jego widok. To on wszystko zepsuł.

Na tablicy zapisał dużymi literami słowo: ZMIANY

— Dziś porozmawiamy o zmianach. A dokładniej mówiąc, o poprawie na lepsze. Lub też na zmianie na gorsze.

Typowy Matthews. Krótko go znam i choć nie uważam, zauważyłam że nie uczy historii, tylko życia. Tego jeszcze da się w miarę posłuchać. Czasami.

— Czy ludzie mogą się zmienić? — zapytał

Nikt nic nie mówi.

— To może, ludzie mogą się zmienić pozytywnie czy negatywnie?

Dalej cisza.

— Maya? — zwrócił się do mnie.

— No...według mnie, negatywnie —  odpowiedziałam

— Dlaczego tak twierdzisz?

— Nie wiem. Myślę że...niektórzy po prostu nie potrafią stać się lepsi, nawet jeśli tego chcą — wzruszyłam ramionami — A bycie złym przychodzi o wiele łatwiej.

— Według mnie, ludzie mogą się zmienić pod wpływem miłości — wtrąciła Riley

— Ooo tak jak Lucas dla ciebie? — zapytała jakaś laska — To słodkie.

Co ona w ogóle w tym momencie wygaduje? Jakiej miłości, jaka przemiana? Ile oni się znają? Są razem jakieś trzy dni.

Z nerwów zgniotłam w ręce zeszyt który właśnie trzymałam. Oczywiście lewą ręką. Prawa wciąż jest po części kontuzjowana.

Riley to zauważyła.

Odwróciła się do dziewczyny i wiem, że to nie będzie dobre.

— Dokładnie. Jest cudowny — uśmiechnęła się na koniec

Teraz mój zeszyt już nie nadaje się do pisania.

— Chwila jaki Lucas? — powiedział Matthews

— Znasz go tato, mogę iść do toalety? — zapytała

— Jasne, proszę.

Wyszła z klasy i moja ręka wystrzeliła w górę.

— Mogę wyjść do toalety?

— Jak wróci Riley.

— Bardzo mi się chcę.

— Musisz wytrzymać.

Chcę z nią pogadać. Lepszej okazji niż bycie w toalecie we dwójkę nie ma. W sensie, w innej sytuacji nawet się do niej nie zbliżę. Cały czas wokół niej jest Matthews lub Lucas. Kowboj odprowadza ją pod drzwi domu. Próbowałam, czekałam na nią po lekcjach, no ale oni mnie do niej nie dopuszczą. Ja chcę tylko jednej rozmowy.

Rozmowy, nie kłótni i rzucania oskarżeń.

Boję się, że znów może się pociąć. Wtedy dałam jej kurtkę, by zakryła to przed rodzicami, ale to nie znaczy, że się z tym zgadzam. Po prostu wiem, że rodzice często potrafią pogorszyć sytuację niż ją naprawić.

Wyciągam pod ławką telefon i piszę do Farkla.

Ja: 
daj się pacnąć

Farkle:
Że co?

Ja:
tylko się tu przybliż

Jego ławka jest za ławką Riley. To nie powinno być trudne.

— Co chcesz? — wyszptał

— Muszę pogadać z Riley. Przepraszam ale inaczej Matthews mnie nie wypuści.

— No dobra ale o co...— uderzyłam go w policzek.

Nie tak mocno oczywiście.

Na szczęście Matthews to widział.

— Maya! Do dyrektora!

—Ależ z przyjemnością — wstałam z ławki, ukłoniłam się i wyszłam

Idąc do łazienki dostałam wiadomość od Farkla

Farkle:
Wybaczę ci tylko jeśli zabierzesz mnie na pizzę

Ja:
Oki 😘

Wchodzę do łazienki i sprawdzam po kolei kabiny. Z jednej, Riley krzyknęła że zajęte.

— Co robisz? — zapytałam

— Dasz mi spokój w końcu?

— Pytam co robisz.

— Sikam?

— Jakoś nie słyszę wodospadu.

— Maya idź stąd.

Na pewno nie sika, nie wierzę jej w to. Weszłam więc do kabiny obok i stanęłam na sedesie. Wyspinam się do niej. To nie takie łatwe z rozwaloną dłonią. Oby nie załatwiała potrzeb fizjologicznych bo wyjdę na zboczoną. Jeszcze pomyśli, że mam jakieś dziwne fetysze.

Prawie spadłam, bo zamarłam gdy zobaczyłam co robi.

— Riley!

Zerwała się i popatrzyła w górę. Przeszłam na drugą stronę i zeskoczyłam do niej.

— Co ty tu...

— Dlaczego to robisz? Nie widzisz jak krwawisz? — rozsunęłam swoją bluzę i zdjęłam ją.

Uklękłam przy niej i owinęłam jej nadgarstek bluzą. Praktycznie od razu przesiąkła krwią. Ciężko mi na to patrzeć więc wzdycham i patrzę na Riley.

Wpatrujemy się w siebie i nie bardzo wiemy co powiedzieć. Choć bardzo próbuje to powstrzymać, zaczynam czuć napływające do oczu łzy.

— Dlaczego? — zapytałam ponownie

— Jeszcze się pytasz? Mam zjebane życie.
Ojciec mnie nie akceptuje. Mam chłopaka którego nawet nie kocham. Ja nawet nie lubię chłopców — zaśmiała się choć jej to nie bawi — Chciałam ci dowalić i dlatego go pocałowałam. A teraz nie potrafię z nim zerwać! I jeszcze ty.

Rozpłakała się i zakryła twarz wolną reką. Zbliżyłam się do niej i objełam. Włożyła głowę w moją szyje i płacze mi w ramię.

— Riley... Ja wtedy kłamałam.

— O czym ty mówisz? — zapytała a ja zaczęłam gładzić jej włosy

— Ja wcale nie chciałam Cię w sobie rozkochać.

— Czemu mam ci wierzyć?

— Nie musisz, mówię tylko jak jest naprawdę. Nie kłamałam mówiąc że coś dla mnie znaczysz. Wtedy gdy cie pocałowałam, to było szczere. Wszystko na dachu było szczere — wyznałam, czując potrzebe wyrzucenia tego z siebie.

Odsunęła się trochę żeby na mnie spojrzeć.

— Skoro tak, to czemu potem skłamałaś?

Też uniosłam głowę by lepiej ją widzieć. Nasze ciała stykają się ze sobą, to mała kabina.

— Bo nie możemy być razem.

Kiedy to powiedziałam poczułam jak łza spływa mi po policzku. Nie odezwała się. Patrzy na mnie swoimi podczerwionymi od płaczu oczami. Wciąż lecą z nich łzy. Na pewno nie to chciała usłyszeć.

— Nie jestem dla ciebie dobra — dodałam

— A dla Missy jesteś?

— Ona nie jest tobą. Z nią to co innego. Niczego nie czuję gdy z nią jestem. Nie myślę o niej kiedy jej nie ma i nie kocham jej. Nie czuję tego co z tobą.

— Chwila, co czujesz?

Przeanalizowałam co powiedziałam i zdałam sobie sprawę, że wyznałam jej trochę za dużo. Powiedziałam jej to. Nie dopuszczałam tego do siebie, a teraz jej to powiedziałam...

— Ty naprawdę coś do mnie czujesz?

Nie wiem co powiedzieć ani jak, więc tylko kiwam głową. Cholera. Ja się naprawdę...coś do niej czuję. Nie sądziłam, że to w ogóle możliwe abym ja złapała uczucia.

— Udowodnij. Średnio w to wierzę.

— Udowodnić mogę, ale i tak razem nie będziemy.

— Więc jak chcesz to zrobić? — zapytała

— Zerwę z Missy — powiedziałam całkiem poważnie

— Nie zrobisz tego — pokręciła głową

— Zrobię, bo...ty siedzisz mi w głowie. I chyba...w sercu? Nie wiem nie znam się — zawahałam się bo to wciąż dla mnie nowość.

— Mówisz, że nie będziemy razem, więc zerwanie z nią nie ma sensu — powiedziała

Wzięłam ją za ręke. Oczywiście tą nie zranioną. Nie chcę sprawiać jej bólu.

— Dla mnie ma sens. Bo chcę żebyś mi uwierzyła. Zrozum, zależy mi — powiedziałam

Ona cały czas patrzy przed siebie ale ja patrzę tylko na nią.

— Chcę ci wierzyć! Odwzajemniam twoje uczucia, Maya. Nie rozumiem tylko dlaczego nie chcesz ze mną być?

— Ale ja chce! I to bardzo! Tyle że nie mogę.

— To chociaż mnie przytul — powiedziała i w końcu ponownie spojrzała mi w oczy

Puściłam jej rękę i przyciągnęłam ją do siebie. Wtuliła się w moją szyje. Cmoknęłam ją w skroń i przymknęłam oczy. Siedzimy tak wtulone w siebie. Już nawet nie płaczemy. Po prostu siedzimy.

— Riley — nie odpowiedziała więc kontynuuje — Nie tnij się więcej.

Odsunęła się i oparła głowę o kabinę. Patrzy na swój drugi nadgarstek. Na nim nie ma żadnych cięć. Są tylko blizny po dawnych.

— Nie powinnam ale...błagam.

Waha się co powiedzieć, aż w końcu nic nie mówi. Też oparłam głowę o kabinę i patrzę w przestrzeń.

— Proszę — wyszeptałam — Wiem że ciężko jest przestać. Rozumiem. Nawet jeśli to jestem dla ciebie, pamiętaj.

Nagle wstała i wyszła z kabiny, więc szybko wyszłam za nią. Stoi przy umywalce i patrzy w lustro. Chyba wciąż myśli co powiedzieć. Nie chcę na nią naciskać.

— Wiesz w jaki sposób próbowałam się zabić?

— Carla mówiła... — zadrżała więc się zatrzymałam — Przepraszam, jeśli nie chcesz żebym wymawiała jej imię...

— Nie, jest okej. No więc, nie wiem co ci powiedziała Carla ale prawda jest taka że połknęłam tabletki. Nie chciałam zadawać większego cierpienia rodzine. Nie chciałam żeby znaleźli mnie pociętą gdzieś w pokoju. Albo co gorsza wiszącą.

Podeszłam do niej i potarłam jej ramiona.

— Nie musimy być parą żebym mogła cię wspierać. Pamiętaj, że możesz do mnie ze wszystkim przyjść. Albo napisz i ja przyjdę. Wyspinam się do ciebie schodami pożarowymi.

Uśmiechnęła się i mnie przytuliła. Od razu odwzajemniłam ten uścisk. Pierwszy raz się tak czuję.

Poczułam wibrację w kieszeni, więc niechętnie się odsunęłam.

— Przepraszam, odrzucę — wyciągnęłam telefon z kieszeni — To Farkle.

— Odbierz.

— Na pewno? Jeśli wolisz żebym...

— To twój przyjaciel. Nie lekceważ go dla mnie

Odebrałam telefon i przyłożyłam do ucha.

— No co tam? — zapytałam

— Lepiej żebyście się ubrały bo Matthews zaraz do was idzie.

— Dobra dzięki. A tak w ogóle to my wcale nie....

— Uznajmy że ci wierzę.

— Kretyn.

Rozłączyłam się i spojrzałam na Riley.

— Twój tata tu idzie.

— No to po mnie — powiedziała i złapała się za rękę

— Ucieknijmy mu. Wkradnę się do higienistki i owinę ci rękę. Ukryjemy to.

— Będziesz mieć problemy jak Cię złapią.

— Trudno. Tę ranę trzeba przemyć.

Wzięłam ją za zdrową rękę i wyszłyśmy z toalety.

Idziemy cicho korytarzem. Widzę Matthews'a. Skręcamy żeby nas nie widział.

— Dobra, czysto — powiedziałam kiedy zniknął z pola widzenia

Podeszłyśmy do higienistki. Riley poczekała na korytarzu. Wrazie czego, nie chce żeby ona też miała problemy.

— Dzień dobry, pan Friar prosi żeby przyszła pani na boisko. Jakiś chłopak słabo się poczuł podczas gry.

— Dobrze, już idę — powiedziała i opuściła gabinet

Mamy trochę czasu zanim dojdzie na boisko i z powrotem. Weszłam do środka i wyciągnęłam potrzebne rzeczy. Bandaż i wodę utlenioną.

Zabrałam to i wyszłam. Zabrałam Riley w jakieś ustronne miejsce, gdzie nie znajdzie nas Matthews.

...

Trochę się natrudziłam, ale ręka Riley jest już owinięta. Idziemy w stronę klasy, gdzie będzie kolejna lekcja.

— Przeze mnie twoja bluza jest ubrudzona. — powiedziała

— Wyrzucę ją za szkołą i tak jej nie lubiłam.

To była jedna z moich ulubionych bluz, ale przecież nie powiem jej tego.

— Już nigdy tego nie zrobię. Postaram się.

Uśmiechnęłam się i wzięłam ją za rękę.

— Wierzę w ciebie.

Dzwoni dzwonek i korytarze natychmiast stały się pełne uczniów. Teraz musimy się rozdzielić, żeby nikt nas nie widział.
Uśmiechnęłam się do niej i puściłam jej dłoń. Odwzajemniła uśmiech i poszłyśmy w swoje strony.

Kiedy biorę książki, Missy do mnie podchodzi. Zerwę z nią jutro. Dziś nie mam już na to siły.

— Hej — chciała mnie pocałować ale się odsunęłam

— No cześć, nie było Cię na wcześniejszych lekcjach.

— Musiałam coś zrobić.

Powiedziała to takim tonem, jakby chciała żebym zapytałam co zrobiła. No więc postanowiłam nie pytać.

— Okej — powiedziałam tylko i zarzuciłam plecak na ramię

— Maya Penelope Hunter — proszona do gabinetu dyrektora — powiedział dyrektor przez głośnik

— To Hart-Hunter kretynie — powiedziałam choć wiem, że nie usłyszy

— Penelope — zaśmiała się Missy

— Nie dobijaj.

Szybcy są, widocznie higienistka już go odwiedziła. Trudno coś wymyślę.

...

— Dlaczego okłamałaś higienistkę? . zapytał dyrektor.

Nie odpowiedziałam, bo dopiero szukam wymówki.

— Po co były ci bandaże i woda utleniona? Zniknęły z szafki — dodał

— Musiałam sobie zmienić opatrunek — podniosłam rękę pokazując mi moją zawiniętą pięść

— Nie mogłaś poprosić o to higienistki?

— Jestem samodzielna — uśmiechnęłam się

— Dodatkowo, Pan Matthews pytał czy u mnie byłaś. Nie było Cię, więc gdzie byłaś?

— Masz to na kamerach typie, po co to przesłuchanie?

— Miej trochę szacunku

— Nie spinaj się tak

Westchnął.

— Poza tym siedziałam w toalecie i tyle. Nie dramatyzujmy.

— Masz szczęście, gdyby nie twoi rodzice, pewnie byłabyś w poprawczaku.

— Za siedzenie w toalecie przez całą lekcję? — zadrwiłam

— Po prostu już wyjdź — pokręcił głową

Wyszłam od dyrektora i spotkałam Matthews'a.

— Pozwól ze mną — powiedział

— Nie panie matthews nie pójdę z Tobą do pustej klasy —  powiedziałam głośno dla żartu i kilka osób na nas spojrzało

— Hart!

— Hart-Hunter — poprawiłam

— Po prostu chodź.

Ruszyłam za nim i poszliśmy do klasy. Kolejne kazanie o Riley? Dałby już spokój.

— Masz się trzymać z daleka od mojej córki — powiedział jak tylko weszliśmy

— Przecież to robię

— Spędziłaś z nią całą lekcje.

— Nie prawda. Byłam w innej toalecie. I u higienistki. Może pan spytać dyrektora, właśnie miałam o to ochrzan.

— Masz przestać się z nią widywać.

— Czemu nie mogę się z nią przyjaźnić? Przecież nic złego nie robię.

— Zranisz ją, poza tym moja córka nie będzie się umawiać z dziewczyną!

— No tak, jest pan homofobem. Myślisz że ja ją ranie? Ty ranisz ją poprzez trzymanie jej zdala ode mnie! Zresztą tu nawet nie chodzi o mnie. Zabraniasz jej być sobą!

— Nie widzisz jaka jesteś? Jesteś zniszczona, źle na nią wpłyniesz! Będę ją przed tobą chronić!

— Przed Carlą też ją chroniłeś?! Chyba nie!

Spojrzał na mnie jakbym uderzyła go w twarz. Chociaż tyle, że rozumie że zjebał.

— Nawet nie wyciągnął pan żadnych konsekwencji! Ja to zrobiłam!

— Przemocą!

— Ale jednak! Carla pożałowała.

— Trzymaj się zdala od Riley, Maya.

— I tak będę ją chronić. Czy będę obok czy nie.

— Nie rób tego.

— Będę.

— Przeginasz!

— Nie będę stać bezczynnie gdy ważne dla mnie osoby cierpią! — powiedziałam i wyszłam z kalsy trzaskając drzwiami

Może wypomnienie mu, że przez jego zaniedbanie jego córka prawie się zabiła było za mocne... Ale trudno.

Pierdol się Matthews.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro