Rozdział 26

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Jak leci, pani Basiu? - Zapytała Ida, schodząc powoli z piętra na parter. Obie panie kończyły swoje zmiany i uciekały do domów, by trochę odpocząć od szpitalnego zgiełku i nawału pacjentów.

- O, Ida! - Podeszła bliżej blondynki. - Ty już skończyłaś?

- W zasadzie to skończyłam już godzinę temu, ale musiałam wypełnić trochę papierów. Jestem głodna jak diabli.

Baśka zaśmiała się w głos, dotrzymując zgrabnego kroku na schodach:

- Dlatego trzeba brać ze sobą śniadanie albo po prostu pójść do kuchni i zjeść szpitalny obiad. - Oznajmiła. - Zagłodzisz się dziewczyno. I tak już jesteś bardzo chuda.

- Nie chcę wybrzydzać, ale wolę być głodna niż zjeść to, co salowe serwują z kateringu. - Skrzywiła twarz, mając przed oczami obiad złożony z wodnistej zupy ziemniaczanej, starego schabu na parze i jakieś marchewki.

- Dzisiaj to akurat nie podawałam jedzenia, więc nie widziałam, ale wczoraj był całkiem smaczny żurek. Sama próbowałam.

- Nie widziałam. Miałam wywiad, potem operację...

I nastał ten moment, gdy Gardelowa stwierdziła, że spróbuje podsycić atmosferę, wzbudzając w Terleckiej zazdrość o jej syna. Nie była na nią zła. Bardzo lubiła tę młodą dziewczynę, tylko chciała zrobić coś, żeby ta pożałowała podjętej przez siebie decyzji o rozstaniu. Może faktycznie nie potrafiła zaakceptować faktu porażki swojego syna w tej dziedzinie, a powierzchownie wtłukiwała sobie do głowy, że tak wyszło i już. Ta kobieta chciała, żeby byli razem i poniekąd ich rozstanie oznaczało też jej porażkę:

- Kuba przyjechał z Niemiec, chwaliłam ci się? - Spytała podstępnie.

- Wczoraj, tak.

- Dobrze mu tam było. Interes się kręcił, dużo pieniędzy zarobił, a nie to, co tu, w Polsce.

Ida uśmiechnęła się, słysząc jej dziwny ton. Domyśliła się, o co chodzi przyszłej teściowej:

- Naprawdę? No, to bardzo dobrze, że mu się powodzi.

Obie kobiety wyszły ze szpitala na zewnętrzne schody i dostrzegły aż nadto poważnego Gardela z bukietem żółtych tulipanów w dłoni. Wyglądał całkiem fajnie, choć chyba miał gorszy dzień. Ubrany w spodnie dżinsowe, czerwone adidasy i czarną, modną skórę patrzył w stronę obu pań, które zupełnie się go tam nie spodziewały. Skwaszona twarz wydawała się wyrażać więcej niż tysiąc słów. Wypachniony drogimi perfumami elegant był przepełniony strachem i niepewnością. Obawiał się reakcji Terleckiej na wieść ciąży Katariny, no i rychłego rozstania:

- Cześć Kuba, a co ty tutaj robisz, synu? - Zapytała Gardelowa z uśmiechem, podchodząc do łysego.

Kobieta nie miała jeszcze pojęcia, co działo się wokół niej. W zasadzie ona nadal myślała, że on i Ida nie mają ze sobą kontaktu, widząc się pierwszy raz, dlatego z uśmiechem na twarzy wyczekiwała ich reakcji na widok siebie wzajemnie:

- Cześć mamo, a ty już skończyłaś pracę? - Zdziwił się. Pech chciał, że kobieta wyszła razem z jego ukochaną, jak więc miał jej wytłumaczyć całą sytuację?

- No, skończyłam. Przyjechałeś po mnie? - Spytała niepewnie.

- W zasadzie to po Idę, ale wsiadaj na tył to i ciebie podwiozę do domu.

Ida uśmiechnęła się, widząc jej zaskoczoną minę, ale nie odezwała się ani słowem:

- Jak to po Idę? - Zmarszczyła brwi. - Jakubie? Czy ty mógłbyś wyjaśnić mamusi, co jest grane?

Gardel wywrócił oczami, przeczuwając umoralniającą gadkę o uczciwości i miłości:

- Wsiadaj na tył i nie gęgaj, mamo. Później do ciebie przyjadę, to wszystko ci opowiem, tylko już nic nie mów. Nic nie mów. - Otworzył jej tylne drzwi i zaczekał, aż wsiądzie, po czym wyjął z bukietu jednego tulipana i podał prosto do jej rąk. - Masz kwiatka, żebyś nie marudziła.

Gdy trzasnął drzwiami, spojrzał na uśmiechniętą Terlecką i podał jej bukiet do rąk. Zupełnie nie wiedział, jak dalej będzie wyglądała ich relacja. Ida nie wyglądała na specjalnie złą albo przejętą. Stała tak eksponując biały uśmiech i czekała na jakiś ruch ukochanego:

- Szkoda, że nie napisałeś, że po mnie przyjedziesz, to wyszłabym trochę później. - Wskazała podstępnie wzrokiem na zaglądającą w szybę Gardelową.

- Chciałem ci zrobić niespodziankę, ale nie wiedziałam, że matka też skończy dziś zmianę o tej porze.

Gardel z uśmiechem spojrzał na swoją kochankę i nie mogąc się powstrzymać, oznajmił:

- Chciałbym cię teraz wycałować, ale... - Spojrzał przez ramię na ciekawską matkę i uniósł brwi.

- Odwieź ją do domu i wtedy będziemy się witać. Lepiej, żeby nie doznała szoku. - Wyszeptała Terlecka.

- Jedziesz ze mną? Chciałem zabrać cię na obiad.

Ida spojrzała na Gardę, którego rozpierało widoczne szczęście, po czym pokiwała głową przecząco:

- Niestety, nie będę mogła teraz z wami jechać. Dostałam dziś mnóstwo kwiatów, spakowałam je wszystkie do auta i muszę zawieźć do domu, bo mi poschnął w tym upale. Możemy zrobić tak, że ty odwieziesz swoją mamę, a potem spotkamy się w konkretnym miejscu albo po prostu po mnie przyjedziesz, o ile masz po drodze. Nie chcę, żebyś krążył po mieście milion razy.

- Dobra, to jedź to wszystko odwieźć do domu, a ja odwiozę Baśkę na kwadrat i po ciebie przyjadę.

Dogadani rozeszli się w swoje strony. Nieco zawiedziony Gardel wsiadł do swojego auta, po czym ruszył z matką w stronę jej mieszkania. Nie miał pojęcia, jak zacząć rozmowę. Od sedna, a może pokrętną drogą? Gardelowa ciągle dopytywała, o co chodzi i dlaczego mimo posiadania narzeczonej syn spotka się z Terlecką. W jej głowie kwitła myśl, że syn znów lata na dwa fronty, a obie panie o sobie nie wiedzą, ale zaraz dostała odpowiedzi na wszystkie swoje pytania, które tak bardzo drażniły jej syna:

- Słuchaj, Kuba, czy ty jesteś pierdolnięty? No przepraszam, że tak zapytam, ale innych słów na ciebie nie znajdę. - Uniosła się zawiedziona. - Przyjeżdżasz z narzeczoną z Niemiec, wpadasz do mnie i mi ją przedstawiasz, a na koniec mi mówisz, że ty jednak jej nie chcesz, bo chcesz Idę. Jak wrócisz do Niemiec, to znów będziesz z Katariną czy jak to w twojej główce się poukładało?

- Skąd ja wiedziałem, że tak będzie wyglądała twoja reakcja? - Wywrócił oczami. U matki znów włączył się ten cholerny umoralniasz.

- Bo tak by zareagował każdy normalny człowiek. Weź ty pomyśl trochę tym łysym łbem i zdecyduj się na jedną kobietę zamiast pięciu na raz, bo wszystkie je ranisz swoim zachowaniem.

- Jestem zdecydowany na panią Terlecką, ile razy mam ci tłumaczyć? Myślałem, że Katarina mi ją zastąpi i byłem tego pewien, ale jak wróciłem do Polski i porozmawiałem z Idą, wszystko sobie wyjaśniliśmy i obgadaliśmy, zdałem sobie sprawę, że w zasadzie nic nie jest w stanie jej zastąpić.

Tok rozumowania Kuby był dla Baśki Gardel jak labirynt pełen pułapek. Gdziekolwiek nie stanie, tam może doznać uszczerbku. Faktem było to, że Baśka wolała za swoją synową Terlecką, chociażby dlatego, że świetnie się z nią dogadywała. Ida pasowała do jej syna i mogła wyprowadzić go na dobrą drogę, ale Katarina była z nim zaręczona, mieli za sobą jakiś staż i wydawali się szczęśliwi. Szkoda jej było ranić dziewczyny, która dopiero co ją poznała. Baśce czasem było wstyd za swojego syna:

- Kuba, ja bardzo się cieszę, że spotykasz się z Idą, ale... O Boże, Jezusie Chrystusie wybacz mi moje grzechy i to, że go zaraz zabiję gołymi rękoma, bo nie ręczę. Nie ręczę za siebie i swoje czyny! - Spojrzała na podświetlaną podsufitkę i złożyła dłonie do modlitwy. Powinna była się cieszyć, że nie wiedziała o ciąży, bo by chyba zeszła na zawał.

- Mamo, błagam. Stań jak raz po mojej stronie, zamiast ciągle mnie krytykować. Widziałaś, jak kochałem Idę wcześniej, potem nam nie wyszło, ona poznała prawdę o mnie i mojej robocie, ale teraz wszystko sobie wyjaśniliśmy. Przez te dwa lata bardzo się zmieniła, zaakceptowała pewne fakty, ja też trochę spokorniałem. Nie wiedziałem, że wrócę i się z nią spotkam. Sądziłem, że będę z Katariną, ułożę sobie życie i po prostu zapomnę, ale nie potrafię zapomnieć o Idzie. Mam żyć dla szczęścia Katariny wbrew sobie? Myślisz, że ona byłaby szczęśliwa, gdyby wiedziała, że nasz związek to bańka?

Wtedy Gardelowa co nieco zrozumiała, choć niekoniecznie to zaakceptowała. Uświadomiła synowi, że zbyt pochopnie podejmuje niektóre decyzje i często idzie za głosem serca zamiast za głosem rozumu. Tak było. Gdyby Gardel posłuchał mózgu, który jasno dawał sygnał, by porozmawiać z Idą, by do niej zadzwonić, to nie miałby teraz problemu z narzeczoną, bo zwyczajnie by jej nie było. On zrobił tak, jak kazało mu serce. Znalazł sobie zastępstwo, które nie spełniło swojej funkcji.

Po odwiezieniu matki do domu i wytłumaczeniu jej ciężkich kwestii swojego życia miłosnego, których ta w ogóle nie rozumiała, Gardel dostrzegł, że niebo nad zachodnią częścią słonecznego Poznania zaczyna się ściemniać. Wędrujące w oddali chmury o fioletowych odcieniach szarości do złudzenia przypominały wieczorne, bezgwiezdne niebo. Problem w tym, że była piętnasta, a noc miała nadejść znacznie później. W dali rysowały się ogromne wyładowania, które przyozdabiały niebo wieloma kolorami i wzorami, wyglądało więc na to, że powtórka armagedonu z poprzedniej, jakże namiętnej nocy może nadejść jeszcze szybciej, niż prognozowano w pogodzie. Internet kipiał od artykułów na temat nagłych zjawisk atmosferycznych, jakie będą występować w przyszłym czasie, ale nic w nich o tym, kiedy będzie można się ich spodziewać.

Wizja przejazdu Audi przez zalane ulice wcale nie podobała się Gardzie. Choćby i był mistrzem kierownicy, to nie przedarłby się takim autem przez rwący, uliczny potok, stąd też pomysł o powrocie do domu po wytrzymałego, poczciwego Jeepa, którego tak lubiła Terlecka. Już po chwili był w drodze. Mknął pełnymi ulicami i co chwilę spoglądał na telefon czy aby nie dzwoni do niego kochanka. W tym samym czasie na łamach radia podano prognozę pogody oraz poważne ostrzeżenia, które zaniepokoiły Gardela. Przeżywszy ogromne tornado, które przeszło przez miasto, w którym mieszkał, jeszcze w Niemczech, nie bagatelizował tak prognoz, które nadawano.

Wjechał na podjazd swojego domu, potem do dużego garażu i tamtędy prędko przeszedł do wnętrza posiadłości, gdzie zastał pakującą się Katarinę. Dźwięk kółek walizki uderzających o podłogę roznosił się z piętra aż na dół, poszedł więc do sypialni, by sprawdzić, co się dzieje, i co dokładnie wydaje tak dziwny dźwięk. Wszedł prędko po schodach i zauważył otwarte drzwi swojej sypialni. Podszedł bliżej, gdzie dostrzegł Katarinę. Brunetka siedziała na podłodze, przepakowując swoją część ubrań do drugiej, większej walizki, nawet nie zwracając uwagi na łysego, który wszedł do środka. Ten mógł śmiało przyznać, że widok uciekającej narzeczonej bardzo go ucieszył, bo to oznaczało koniec jego zmartwień, choć nie wszystkich. Pozostała jeszcze sprawa niechcianej ciąży, którą trzeba było zakończyć:

- Podjęłaś już decyzję? - Zapytał, opierając się plecami o śnieżno-białą ścianę. Tuż obok stała biała, elegancka komoda, na której stało mnóstwo osobistych zdjęć Gardy. Zaparł się o nią ręką i czekał na odpowiedź.

- Tak, podjęłam decyzję. - Oznajmiła bez krzty emocji. - Pakuję się i wracam do domu.

Katarina nie pogodziła się z jego odejściem i jego decyzją, ale tego dnia zdała sobie sprawę, że związała się z najgorszym mężczyzną, z jakim tylko mogła się związać. Bańka idealności pękła, a to wybudziło ją z transu. Zapatrzona w swojego przyszłego męża, nie dostrzegała większości jego wad, które przeszkadzały w codziennym życiu. Gardel był zazdrosny, ograniczał swoje partnerki, udomawiał je, nie akceptował wielu zmian i starał się być perfekcjonistą przez co gdy coś mu nie wychodziło, wpadał w furię, psując przy tym dzień nawet najbardziej cierpliwej osobie. Jego namowy na aborcję upewniły ją tylko w przekonaniu, że Kuba jest toksyczny i myśli jedynie o swoim szczęściu. Łysy nie zasługiwał na to, by mieć u swego boku kochającą partnerkę:

- Mhm. - Pokiwał głową nieprzejęty. - A co z ciążą?

- A co ma być?

Wtem Garda zauważył, że Katarina jakoś niespecjalnie paliła się do jego postanowienia. Jej mina i próba zbycia mocno go zaniepokoiła, a przynajmniej na tyle, by zaczynał się o to martwić:

- Nie zrobię aborcji. Wychowam je sama. - Dodała pewnie. - Ciesz się, że masz mnie z głowy, bo mogłabym teraz zrobić raban w mediach. Życia byś nie miał. Zresztą ta twoja dziwka też nie.

Gardel odepchnął się od ściany i wyczuł, co sugerowała. Media mogłyby skutecznie zakończyć jego karierę, wpędzić go w kłopoty i strach o swoje życie, przede wszystkim życie Idy:

- Próbujesz mnie przestraszyć?

Ciśnienie rosło w nim już od dłuższego czasu. Ostatnie dni pokazały, że w razie jakiegokolwiek kryzysu Garda był zupełnie bezradny. Nie miał pojęcia czy to wina jego wieku, czy może rozleniwienia, pofolgowania sobie i odpuszczenia udziału w jakichkolwiek akcjach ze względu na Terlecką. Pewne było to, że miał dosyć manipulacji, kłamstw i wzbudzania sympatii zamiast strachu. Jeśli ludzie mieli go szanować, musiał sprawić, żeby się go bali.

Po wyjściu Katariny, łysy od razu wykonał jeden, jedyny telefon, który miał zmienić bieg wydarzeń. Zadzwonił do swojego kolegi, Niemieckiego gangstera, który pomagał mu w organizowaniu spraw związanych z biznesem. Jego prośba była krótka, aczkolwiek bardzo wymagająca. Miał pozbyć się Katariny, ale tak, żeby nikt niczego nie podejrzewał. Bruno o nic nie pytał, a od razu przedyskutował najmniej inwazyjny sposób wykonania zlecenia. W planach obaj mieli jakiś pozorowany wypadek samochodowy. To byłaby najmniej szkodliwa opcja, w dodatku Gardel nie byłby o nic podejrzany, bo wszystko wyglądałoby na zwyczajny, drogowy wypadek, tylko z przykrym skutkiem. Niemiec się zgodził, o nic nie pytał, ale uprzedził, że nie za darmo, bo przecież wszystko teraz kosztuje. W zamian za zorganizowanie tak skomplikowanej akcji prosił o pomoc w poszukiwaniu dziewcząt do jego burdelu. Miał odwiedzić Gardę jeszcze w tym miesiącu i spędzić w Polsce trzy dni, po czym busem wywieźć aż kilkanaście młodych kobiet, chętnych na współpracę. Garda się zgodził. Nie miał niczego do stracenia, a bardzo dużo mógł zyskać.

Gdy na zewnątrz znów pogorszyła się pogoda, a z zachodu nadciągnęła spodziewana burza, Gardel był już pod blokiem Idy, która wystrojona w elegancką, białą sukienkę i beżowy płaszczyk szybko kroczyła w stronę jego auta. Wiatr zawiewał jej blond włosy, a deszcz spadał kroplami na torebkę, którą osłoniła głowę. Gardel wysiadł, chciał otworzyć jej drzwi, lecz ta krzyknęła do niego, żeby tego nie robił, że sobie poradzi. Wdrapała się na przednie siedzenie, rozsiadła wygodnie z pogodną miną i powiedziała:

- Cześć, Garda. - Zamknęła drzwi i spojrzała na zadowolonego kochanka. - Nikt nas nie obserwuje? Możemy się przywitać?

Gardel uśmiechnął się szeroko, przymknął oczy i zatopił swoje usta w jej błyszczących wargach, które chwilę wcześniej pomalowała owocowym błyszczykiem. Jak cudownie było siedzieć w aucie z myślą, że to już prawie koniec tych największych problemów, a w ramionach mieć swoją ukochaną, najpiękniejszą i najmądrzejszą kobietę, o której marzył kilka dobrych lat. Gardel miał pewność, że to już koniec walki i pecha, który go prześladował.

Jedna noc, tydzień, miesiąc i rok. Każdy dzień spędzili razem, bo on nie dawał jej od siebie odpocząć. Terlecka bardzo szybko, bo zaledwie po pół roku zgodnego związku stała się kolejną w rodzinie Gardeli. Szybki ślub, na który nalegał Garda, stał się wydarzeniem na skalę światową, chociażby dlatego, że ożenił się zaledwie dziewięć miesięcy po tragicznej śmierci swojej sławnej narzeczonej. Niemieckie portale plotkarskie trochę o tym huczały, zarzucając mu, że jest w jej śmierć zamieszany. Ten moment strachu o swoją wolność, jak i moment strachu Idy o jej karierę wprawił parę w zakłopotanie i niemal doprowadził do szybkiego rozwodu. Z czasem, gdy wszystko ucichło, sytuacja między nimi się poprawiła. Ida bardziej skupiła się na małżeństwie niż pracy, a Garda na swoich wadach, które cały czas próbował naprawić. Obojgu na sobie zależało, a najbardziej Gardzie, który robił wszystko, co mógł, żeby się poprawić. Jeszcze nikogo nie kochał tak bardzo, jak tę mściwą bestię, która na dobre zadomowiła się na jego posesji. Tam w końcu zaczęło pachnieć dobrym jedzeniem, no i Ida wyczyściła ten pechowy piekarnik, który śmierdział palonymi zwłokami indyka. Jakże klęła, gdy otworzyła czarne drzwiczki śmierdzącej jamy, nieotwieranej od momentu jej wizyty w szpitalu. Jak można było nie wyczyścić piekarnika przez ponad dwa lata?!

W święta dokładnie dwa lata po ich szybkim ślubie, okazało się, że Terlecka zaszła w ciążę. Ucieszony Gardel napił się wtedy z kolegami i z radości zdemolował połowę klubu, w którym intensywnie balował. Prócz kolosalnego rachunku za zniszczone sprzęty, dostał też chwilowy zakaz wstępu. Chwilowy, bo właściciel zarabiał na nim najwięcej pieniędzy i niedługo po zdarzeniu wybaczył mu połamane krzesła i potłuczone kieliszki, których pozostałości walały się po parkiecie, mocno go rysując.

I tak mijały kolejne lata, a czas płynął nieubłaganie szybko. Gardelowi w końcu udało się odnieść wielki sukces, stając się założycielem jednej z największych, Polskich firm przewozowych w całej Europie. Ostatecznie zrezygnował z nielegalnych działalności, głównie z powodu próśb Idy, która powoływała się na dobro ich czteroletniego syna – Mikołaja. Jako oczko w głowie ojca był najważniejszym mieszkańcem domu. Jego zdanie było bardzo ważne, a zdanie Idy zawsze było jego zdaniem.

Bączek i Iga wzięli ślub i tak, jak Gardelowie dorobili się sporego majątku, a także uroczego synka, który był w wieku Mikołaja. Sąsiedztwo z najlepszym przyjacielem nie bardzo sprzyjało Gardzie, który pochłonięty nowymi obowiązkami i pomocą w domu nie miał czasu co chwilę latać na jego zawołanie. Bączek stronił od pracy. Wszystkim w domu zajmowała się tylko i wyłącznie wykończona Iga. Nic więc dziwnego, że ich małżeństwo z czasem się rozpadło.

To by było na tyle z życia przystojnego Gardy i młodej chirurg, dla której celowo dawał się ciąć. Na jego rękach nadal widnieją blade blizny, które za każdym razem przypominają mu o tym, jak starał się o jej względy. Baśka Gardel również mu o tym przypomina, i to codziennie. Z uśmiechem patrzy na to, jak jej wnuk wychowuje się w kochanej, dostatniej rodzinie pełnej tego, czego ona sama nie potrafiła zapewnić swojej.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro