Rozdział 8

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


Tego poranka pamięć Gardy ponownie zawiodła, i choć nie było to tak straszne, jak nieumalowana Dagmara z samego rana, to jednak w niektórych sytuacjach mogło nieco przytłaczać. Mężczyzna nie dziwił się temu, że miał tak potężną dziurę w pamięci, skoro wlał w siebie taką ilość wódki i wypalił taką ilość jointów, że ledwo stał na nogach. Alkoholowy armagedon zniszczył mu głowę. Z jego i tak już słabych wspominek wymazany został konkretny fragment imprezy, aż do tego poranka, gdy otwierał zalepione oczy, zrzucając z siebie swój ukochany, szary koc. Nie przebrał się. Spał w brudnych, śmierdzących ubraniach. Jak to możliwe? W pękającej głowie pojawiło się jedno, jedyne pytanie:
W jaki sposób ja tutaj dotarłem?
Ostatni moment, który pamiętał to ten, gdy kończył, któregoś z kolei drinka. Potem już tylko ciemność, bo tu film się urwał. Nie wiedział o wszystkim, co wydarzyło się po imprezie, choć za chwilę mieli mu to przypomnieć.

Podniósł zapocone cielsko i przysiadł, analizując sytuację. Cholera, takie imprezy nie zdarzały się mu zbyt często. Zazwyczaj był w stanie jeszcze prowadzić, a i dojechać do domu bez obijania auta o krawężniki, a wtedy? Wtedy chyba coś mu dosypano.

Podszedł do blatu wysepki i otwierał wszystko po kolei, aby tylko znaleźć coś do picia.
Gdzieś tu była ostatnia woda.
Grzebał w rzędzie szuflad, wyrzucał z nich wszystkie pierdoły, łyżki i otwieracze, choć było to zupełnie bezcelowe, aż w końcu z ostatniej wyjął zaginioną butelkę. Kac przecież nie wybierał. Okropne pragnienie zasysało ślinę z jamy ustnej, a suchość zaczynała drapać w gardło. Woda była mu wtedy jak najcenniejszy skarb, który ratował życie. Łyk po łyku, aż zniknęła cała zawartość. Gdy próbował coś sobie przypomnieć, choć jeden, najmniej ważny fragment, po białych, marmurowych schodach ktoś zszedł. Kątem oka widząc ruch, Garda oderwał się od butelki i dostrzegł zaspanego Bączka, który tak, jak i kolega, poczuł potworną suchość w ustach:

- Siema - powiedział cicho, drapiąc się po głowie. Maszerował dumnie w świątecznych gaciach z Mikołajem i długiej, rockowej koszulce Gardy, która przy jego nieco mniejszej posturze, wyglądała jak dziewczęca sukienka:

- O, a co ty tu robisz? Co ja tu robię?

Bączek pokręcił głową, próbując się dobudzić:

- A ja? Co ja tutaj robię? - Zapytał łysego.

- Jak my wróciliśmy do domu? - Garda podał przyjacielowi szklankę, by ten poczęstował się pozostałą wodą, czyli kranówką.

Zadawanie pytań przerwała rudowłosa, szczupła Afrodyta, która powolnym krokiem schodziła z góry do salonu. Ubrana w czarną, cekinową mini i cielistą, jedwabną bluzeczkę na ramiączkach nieco marzła, gdy przez dziurawą szybę i przyłożoną do niej tekturę, wpływało do środka zimne, jesienne powietrze. Na bladej skórze pojawiła się gęsia skórka, a różowe, pełne usta momentalnie zmieniły kolor na jasno-różowy:

- Gdzieś około czwartej nad ranem zadzwoniła do mnie ta twoja laska. Powiedziała, żebym wziął kogoś trzeźwego i przyjechał do ciebie, bo musi wracać, a trzeba pilnować drzwi. Nawet całkiem ładna. Fajna taka... - Wzruszył głową zadowolony.

- Jakich drzwi, kurwa? Jaka laska? - Garda zmarszczył brwi, próbując skojarzyć fakty. Na nic mu było myślenie, jeśli nie otworzył jeszcze nawet oczu.

- No, ta Iga?

- Jaka kurwa Iga?

- No, ta twoja.

- Ida?! - Nagle Gardel rozchylił zalepione powieki. Był bliski zawału serca, gdy usłyszał, że w tym domu, w nocy mogła być ona.

- Ta, Ida.

- Ida?!

- Nosz kurwa. Ty głuchy jesteś? Mówię, że kurwa Ida! - Bączek tracił powoli cierpliwość, powtarzając głuchmanowi w kółko to samo.

- Nie, kurwa. Nie mów mi, że ona mnie widziała w takim stanie... - Złapał się za głowę, której pulsujący ból niemal doprowadzał do furii. Gdyby Ida faktycznie widziała go podczas takiego zgonu, chyba zapadłby się ze wstydu pod ziemię.

- Widziała, bo do niej pojechałeś. - Wychyliła się ruda. - Siedziałyśmy chwilę na kanapie, jak poszliście spać i powiedziała, że wparowałeś do niej najebany jak szmata. Musiała cię odwieźć, a na miejscu okazało się, że zapomniałeś kluczy do domu i wyjebałeś ręką szybę, żeby wejść do środka.

Garda spojrzał na Bączka i wśród całej sytuacji wynalazł największy problem:

- Chcecie mi powiedzieć, że Ida do ciebie zadzwoniła, a ty zamiast samemu, to pozwoliłeś, żeby dziwka pilnowała mi domu, jak spałem!? - Wskazał palcem na rudą piękność.

Wiadomym było to, że zostawienie czegokolwiek w rękach obcej prostytutki to jak wsadzenie ręki w krajzegę. Można było ją stracić nieodwracalnie, czego zresztą dowodem miała być sama Dagmara. Nie raz panowie byli okradani na drobne, niewielkie wręcz niezauważalne sumki i nikt się tym przejmował. Milionerzy nawet nie zauważali pięciuset czy sześciuset złotych mniej w portfelu, gdy wchodzili do klubu obładowani forsą niczym najwięksi miliarderzy. Garda starał się być ostrożniejszy niż inni, bo pieniądze trzymał przy tyłku, choć wiadomo, że u niego w ogóle się to nie sprawdzało. Zwłaszcza po dużej ilości alkoholu.

Afrodyta, a w rzeczywistości Magdalena Korczak, była koleżanka z klasy Idy i przyjaciółka Dagmary, bardzo dobrze poradziła sobie z powierzonym zadaniem. Od razu zmiotła szkła z podłogi i pomogła Idzie w prowizorycznej naprawie rozbitej szyby. Kobieta wyjęła zza ciasnej kiecy elektrycznego papierosa, którego dym wciągnęła prosto do zniszczonych od używek płuc i pokręciła głową. To uspokaja, a rozmowa z tymi dwoma pajacami nieco nią wstrząsnęła:

- Ja pierdole. Zamiast mi podziękować, masz jeszcze pretensje. Chłopy to jednak są chuje.

- Co jeszcze mówiła? - Dopytywał Garda. - Jest zła?

- Mówiła, że zachowałeś się niefajnie i była wkurwiona. Dodała, że chce jej się rzygać na samą myśl smrodu, jaki czeka w jej mieszkaniu po twojej wizycie i kazała ci przekazać, że zapłacisz za malowanie ścian.

- JA PIER-DO-LE. -Garda przetarł spocone czoło.

- Swoją drogą w chuj będziesz miał wydatków, bo była ekipa interwentaryzacyjna. - Wydmuchała ogromną chmurę dymu.

- Interwencyjna - poprawił Bączek. - Zapomniałeś wyłączyć alarmu i wyjebali drzwi. Są wgniecione. - Zarechotał. - Nie da się ich zamknąć, więc są zastawione krzesłem.

Skala zniszczeń przerosła pijaka. Szybkim krokiem poszedł do przedpokoju, gdzie przyjrzał się niemal wygiętym drzwiom i podumał, pogrzebał, popatrzył. Cud, że szyba była cała, choć co mu po szybie, jeśli drzwi do wyrzucenia? Biała rama prawie zgięta w pół, zamek i klamka w częściach, a drewniana framuga łącznie z białą ścianą do renowacji. Długo się przyglądał nim zrozumiał, co się stało. Później wrócił do salonu i nieszczęsnych drzwi tarasowych, wtedy dojrzał też porysowaną podłogę, której winna była akurat Ida. Przeklął kilkadziesiąt razy nim usiadł na kanapie, opierając głowę o ręce. To była dopiero cisza przed burzą. Nim zajrzał na konto bankowe, minęło kilka minut:

- Dobra. Wypierdalać. - Zarządził nagle.

Miał jakiś plan, tylko jeszcze nie wiedział jaki.

- Bączek daj jej jakiś hajs za fatygę, bo nie mam gotówki i siedź tu na dupie. Ja muszę się wykąpać, pojechać do Idy i do sklepu po nowe drzwi. Zrób se kawe, posiedź, nie wiem. Coś zrób.

- A ja skąd mam mieć, jak wszystko przejebałem? - Bączek rozłożył ręce. Poprzedniego wieczora nie tylko Garda przepierniczył majątek.

Zatrzymał się w miejscu, choć przez cały czas chodził nerwowo po salonie, wyjął telefon i zalogował się do mobilnej aplikacji bankowej, by zobaczyć, ile pieniędzy mu jeszcze zostało. Nie mógł trzymać na koncie milionów, bo zaraz miałby z tego powodu niemałe problemy. Co miesiąc przelewał sobie po sześć tysięcy z konta bankowego firmy dobrego znajomego, który oficjalnie go tam zatrudniał, choć prywatnie absolutnie żadnej firmy nie miał. Tak to czasem działało. Garda miał w ten sposób częściowo legalną wypłatę i bank nie mógł przyczepić się o życie w luksusie, gdy na koncie ciągle widniało zero. Większość schowanego szmalu, zdobytego nielegalnie ze sprzedaży narkotyków miał w domu, więc w razie nagłej potrzeby po prostu schodził do skrytki i po nie sięgał. Sęk w tym, że gotówki przez jego pobyt w więzieniu nie przybywało, a nawet ubywało. Garda został wtedy bez grosza przy duszy:

- Kurwa! - Krzyknął nagle, strasząc swoich gości - Na co ja wydałem wczoraj te dwanaście kafli?

- Na driny. Jakiemuś typowi przelałeś nawet pięć stów natychmiastowym. Mówił, że odda, ale teraz, to kto go tam wie. - Bączek głośno się zaśmiał. Poprzedniego wieczora też go to rozbawiło.

Łysy pobiegł pędem do tajnej skrytki w piwnicy i podniósł czarny dywan. Sejf umieszczony w podłodze był najmniej bezpiecznym miejscem na ukrywanie gotówki. Każdy szanujący się gangster wiedział, że jak w domu nie ma sejfu, to jest dziura zakryta dywanikiem. Garda nie odczuwał potrzeby specjalnego ukrywania szyfrowanych pudeł za obrazami, bo szereg zabezpieczeń domu miał uchronić bogactwa przed kradzieżami. Kuloodporne szyby, które można było wybić łokciem, drzwi, które można było wyważyć. Czy to nie wystarczające zabezpieczenia? Bączek widząc zniszczenia upominał Gardę, by darował sobie zakup kolejnych z tej samej firmy, bo kto to widział, żeby antywłamaniowe drzwi dwóch chuderlaków niemal zgięło w pół? Ta sytuacja miała też plusy. Dzięki temu wiedział, że musi lepiej zabezpieczyć cały dobytek.

Po niedługiej chwili gapienia się w puste pudło, a potem jasne ściany, wrócił stamtąd jeszcze bardziej zły, wręcz kipiący ze złości. Trzasnął drzwiami znajdującymi się w bocznym korytarzu przy schodach i szybkim krokiem wszedł do salonu. Sejf ukryty pod podłogą został już opróżniony:

- Ta dziwka zajebała całą kasę! - Oznajmił.

- Ida? - zapytał, zaskoczony Bączek, drapiąc się po jajach.

- Pojebało cię?! Dagmara. Sto kafli, a nie zostało nic.

- Nie pierdol, że tego wcześniej nie zauważyłeś...

- Jak miałem zauważyć, jak nie otwierałem? Wszystko miałem na koncie jako dwie zaległe wypłaty.

Bączek pomyślał chwilę i obiecał pożyczyć koledze potrzebną sumę, nim wpadną na pomysł zorganizowania szybkiej gotówki. Ciężko było ukryć pieniądze. Garda mógł uczyć się tego od kolegi, bo ten miał jednak łeb do chowania czegokolwiek. Jak był mały, o kilka lat starszy Boldi ciągle kradł jego rzeczy, więc był zmuszony kitrać wszystko jak leci. Swoją część kasy ukrył w starym mieszkaniu nieżyjących już rodziców, dokładnie tam, gdzie mieszkała ukochana Kasia. Bączek zaproponował, żeby tam pojechali. No i tak zrobili. Przymknęli drzwi, włączyli alarm i wsiedli do drugiego auta Gardela, by ruszyć w końcu po ostatnie pieniądze Bączka. Ta wycieczka była bardzo emocjonująca, bo Garda unikał wyjazdów w tamte miejsce. Jednoosobowe łóżko zakryte błękitnym kocem w kratę, jak i rzeczy Kaśki pozostawały nienaruszone. Na biurku leżała książka do biologii i ukochany długopis, na krześle w rogu jej koszulka i spodenki piżamowe, a obok czarne adidasy, w których często z nim wychodziła. Kiedyś pobyt Gardela w tamtym miejscu kończył się ogromnym smutkiem, który trwał przez kilka kolejnych dni. To był ten rodzaj bólu, którego nie dało się uleczyć. Tym razem jednak miał na uwadze Idę i to, że jego życie się jeszcze nie skończyło. Chociaż bardzo tęsknił, a czas wcale nie uleczył tej głębokiej rany, wiedział, że musi zacząć żyć dalej.

(***)

- Ida? Co ty tu masz? - Zapytała zdziwiona Kaśka, przyglądając się z bliska odciskowi dłoni Gardy. Na ścianie w salonie jakimś cudem odbiła się też jego twarz, zupełnie tak, jakby się do tej ściany przytulał.

- To? To moja ręka! - Odparła spanikowana. - Wracałam z zakupów i się przypadkiem oparłam.

Udawanie nie wychodziło jej zbyt dobrze, a Kaśka przecież nie była głupia. Niby nie zorientowała się, czyj to odcisk, ale chyba wyczuła, że coś jest nie tak, a przynajmniej dopiero wyczuć miała:

- Garda mi nie odpisuje. - Weszła głębiej do mieszkania, zrzucając kurtkę. - Zapytałam go tylko, co lubi robić w wolnym czasie, a on odczytał wiadomość i już od wczoraj się nie odzywa.

Ida oderwała wzrok od ciasta na pierogi, które gniotła i spojrzała na nieco przytłoczoną przyjaciółkę. Ona akurat tej nocy dowiedziała się, co Gardel lubił robić w wolnym czasie, ale nie chciała mówić o niczym przyjaciółce. Zaraz by się obraziła, że Ida ma do niej ma pretensję o spotkania z tym mężczyzną, a sama nocą piją kawę w jego domu. Nie zrozumiałaby tego tłumaczenia:

- Nie obraź się, ale nie szkoda ci Marcina? Zakochałaś się przecież w Gardzie.

- Ida, Marcina całymi dniami nie ma w domu, a jak jest, to gra albo śpi. Ja mam już tego dosyć, rozumiesz? - Zwierzyła się. - Ciągle pracuje i pracuje, a ja siedzę jak dewota. Nie mam z kim porozmawiać, nie mam się z kim pokochać.

- Rozumiem cię, ale to rani was oboje. Może lepiej się rozstać? - zaproponowała zatroskana. - Nawet nie ze względu na Gardę, ale może ze względu na ciebie. Znajdziesz sobie kogoś. Nie musisz się męczyć.

- A co jeśli z Gardą mi nie wyjdzie?

- A musi? - Zmarszczyła brwi. - Garda nie jest jedynym facetem na ziemi. Znajdź sobie kogoś uczciwego, porządnego i miłego. Kogoś, kto będzie cię szanował i odpisywał na twoje wiadomości.

Kaśka westchnęła:

- Nie mogę przestać o nim myśleć. Siedzi mi w głowie odkąd pierwszy raz go zobaczyłam i daje mi niejasne znaki. Sam mnie zaprosił i sam do mnie napisał, a teraz nawet nie odpisuje. Jak myślisz? Wpadłam mu w oko?

Idzie ciężko było cokolwiek odpowiedzieć, gdy wiedziała, że łysy dryblas jest w niej zakochany na zabój i wcale się z tym nie kryje. Naprawdę nie chciała ranić przyjaciółki, a nawet wręcz przeciwnie, chciała oszczędzić jej bólu i zawodu, dlatego ukrywała przed nią fakt o ich spotkaniu, załatwieniu pracy i nocy w jego mieszkaniu. Sama nie miała pojęcia po co Gardel zaprosił Kasię do znajomych i z nią pisał, ale wiedziała, że musi ukrócić z nim wszystkie kontakty:

- Cholera! - Krzyknęła brunetka, zdzierając lepkie ciasto z palców. - Zapomniałam kupić śmietany. Proszę cię, skoczysz?

- No, skoczę, ale jak dasz na wynos.

- Pewnie, że dam. Po to je robię.

Ida wdzięcznie się uśmiechnęła i ruszyła za przyjaciółką w stronę drzwi. Kaśka założyła powoli swoją granatową, puchową kurtkę, czarne, jesienne buty i już miała pociągnąć za klamkę, gdy do drzwi zadzwonił dzwonek. Zlękniona Ida nie zdążyła powiedzieć nawet słowa, domyślając się, kto ją odwiedził, gdy Kaśka pociągnęła za klamkę i dostrzegła coś, co zcięło ją z nóg. Za brązowymi drzwiami stał trzeźwy, choć trochę niewyraźny Gardel. W jego dłoni spoczywał duży bukiet żółtych tulipanów i bombonierka, którą zakupił w ramach przeprosin za nocną wizytę w jej domu:

- A co ty tu robisz? - zapytała, Kaśka, mając nadzieję, że to dla niej.

W zasadzie ciężko powiedzieć, o czym wtedy myślała. Sądziła, że przyjechał za nią, by przeprosić za nieodpisywanie jej, lecz trochę się pomyliła:

- Przyjechałem do Idy.

Nie chciał się tłumaczyć natrętnej blondynce, która miała posłużyć za łącznik między nim, a jego ukochaną. Wszedł do przedpokoju, zamknął za sobą drzwi i dał prezent Idzie. Ubrany w czarną, skórzaną kurtkę, która wizualnie powiększała jego ciało i czarne joggery w ciemnościach był niemal niewidoczny.

Ida nie odzywała się ani słowem. Było jej głupio, trochę nawet wstyd, że nieudolnie zataiła przez przyjaciółką tyle spraw. Wiedziała, że za chwilę czeka ją awantura i nieprzyjemności związane z jego wizytą:

- Jak to do Idy? - Zdziwiła się, przeczuwając, że coś jest nie tak.

Garda ją zlekceważył. Pisał z nią, zaczynał nawiązywać kontakt, a nagle przyjechał tylko do Idy. W głowie Kaśki pojawił się już możliwy scenariusz. Uważała, że Ida jej go po prostu odbiła:

- Ja wiem, że kwiaty i czekolada to przeruchany prezent na przeprosiny, ale w tej chwili nie mogę zaproponować niczego innego, bo Dagmara zajebała mi prawie sto tysięcy, a do naprawy mam kawałek podłogi, drzwi balkonowe, wejściowe i swoją godność. - Oznajmił pewnie, czekając na reakcję.

Ida spojrzała prosto w jego zakochane oczy, a potem na przyjaciółkę, która nie miała pojęcia, co się dzieje. Po chwili zadała już tylko jedno, proste pytanie:

- Co?

Gardel jeszcze raz powtórzył wszystko, co powiedział wcześniej i dodał:

- Obiecuję, że jak odzyskam swoją kasę, to kupię ci coś lepszego, a tę ścianę i tak ci pomaluję. Może nawet jutro. - Wskazał palcem na odcisk dłoni.

- Możecie mi wyjaśnić, o co chodzi?! Rozmawiacie między sobą, a co ze mną? O co chodzi, pytam!

- Kasiu, ja cię przepraszam... - Nie Dokończyła chwiejnym głosem, gdy Gardel wszedł jej w zdanie.

- O nic. Mieliśmy wczoraj małe zamieszanie. - Spojrzał na nią lekceważąco, a potem znów zatopił wzrok w ukochanej.

- Ja chyba nawet wiem, jakie zamieszanie.

Kaśka chwyciła swoją torebkę i oburzona wybiegła z mieszkania przyjaciółki. Tej było bardzo przykro, że tak się stało, chociaż czego innego mogła się spodziewać? Niczego jej nie powiedziała i całą sytuację przed nią zataiła. Miała nadzieję, że Kaśka jej wybaczy, a także wysłucha jej tłumaczenia:

- A tej co? - Wszedł powoli do salonu i rozejrzał się. Nie wytarł nawet butów, co nieco rozjuszyło Idę.

- Jest w tobie zakochana - oznajmiła pewnie, idąc zaraz za nim. - Odezwałeś się do niej, ale już nie odpisujesz. Mógłbyś to zrobić i wyjaśnić jej tę sytuację. Pewnie myśli, że się spotykamy.

Gardel głośno westchnął:

- Niech tak myśli. To już nie nasz problem, prawda? - Uśmiechnął się. - Ida... Ja mam nadzieję, że nie zrobiłem wczoraj niczego złego ani tym bardziej niczego złego ci nie powiedziałem?

- Strasznie mnie wczoraj zdenerwowałeś. Wpadłeś tutaj całkiem pijany, w dodatku sam, swoim autem i nie chciałeś wyjść. Nie lubię tego typu sytuacji. Nigdy nie miałam styczności z kimś pijanym i nie wiedziałam, jak mam się zachować. - Odparła nieco zmieszana.

- W chuj źle się stało, ale nie wiem, co mnie podkusiło, żeby tu wpaść. Byłem na imprezie w klubie, a potem urwał mi się film.

- Ciągle powtarzałeś, że chcesz mnie o coś zapytać. Pamiętasz o co? - Ida pomaszerowała do kuchni, by umyć dłonie i odłożyć tam kwiaty, a Garda usiadł wygodnie w jej fotelu.

- Coś ty... - Zaśmiał się. - Nie pamiętam nawet, że tu byłem.

- Było dosyć śmiesznie, chociaż wczoraj nie było mi do śmiechu. Uciekłeś mi, jak próbowałam otworzyć drzwi. Myślałam, że schowałeś się w tych drzewach na podwórku, a ty w tym czasie polazłeś za dom i wybiłeś szybę, żeby wejść do środka.

- Ida, nic z tej nocy nie pamiętam. - Nie zdejmował uśmiechu z twarzy. - Kompletnie nic. Bączek, mój kolega mówił, że zrobiłem jakiemuś kolesiowi przelew na pięć stów, więc to wystarczający dowód na to, że musiało być grubo.

- Ktoś się dzięki temu wzbogacił. Ja na pewno wzbogaciłam kubki smakowe o twoje karmelowe latte. Bardzo smaczne. - Oparła się rękoma o blat i patrzyła na niego z kuchni. Dzieliło ich od siebie zaledwie pięć kroków.

- Widzisz? A jak przyjechałaś pierwszy raz, to nie chciałaś pić. Wybaczysz mi to nocne zajście i fatygę? - Zapytał z nadzieją w głosie. Jak dotąd rzadko przepraszał, dlatego była to dla niego nowość. Nie wiedział, jak.to ubrać w słowa.

- Jeśli pomalujesz mi ściany w korytarzu i salonie, to nie będę miała do ciebie pretensji, ale musisz to zrobić sam. - Podkreśliła.

Kara to kara. Konsekwencji nie mógł za niego ponosić malarz. Garda to rozumiał i był gotów z miłą chęcią odmalować jej całe mieszkanie, byleby tylko móc pobyć z nią kolejną chwilę.

- Pomaluję, i to jeszcze w tym tygodniu, ale najpierw znajdę Dagmarę i moją kasę, bo mnie okradła. - Oznajmił.

- To znaczy? Kiedy cię okradła? Mówiłeś, że nie masz z nią kontaktu.

- Nie mam, mówiłem prawdę. Opróżniła mi skrytkę przed tym, jak wyszedłem z więzienia. Trochę tego wyniosła. Prawie sto tysięcy.

- Wow. Jak planujesz ją znaleźć skoro nie ma do niej kontaktu?

- Nie jest nieosiągalna. Wiem, gdzie często przebywa i gdzie się kurwi. Podjadę tam wieczorem z kolegami.

- Chodziłam z nią do szkoły - Ida zaśmiała się, patrząc w podłogę. - Była okropna. Szczególnie dla mnie. Nie lubiła mnie, bo wygrałam konkurs na skarbnika klasy. Uważała, że to przez moją dobrą sytuację materialną, ale prawda była taka, że zawsze miała nierówno pod kopułą, a ja zawsze jej współczułam. Była biedna i nielubiana. Chciała na siłę pokazać ludziom, że jest i będzie kimś więcej, że zasługuje na szacunek, ale sama nie potrafiła go nikomu okazać. Ja byłam słaba. Nie potrafiłam i nadal nie potrafię się bronić, a ona z tego korzystała i atakowała mnie z niemal każdej strony.

- Nie jesteś słaba. Kobiety z reguły są delikatne, i ty właśnie taka jesteś. Bardzo delikatna.

Garda nie umiał już udawać, że nic się nie dzieje. Patrząc na uśmiechniętą Idę, miał ochotę ją wyściskać, wycałować i wytulić. Każdy facet poznaje w końcu kobietę dla której traci głowę, nie ważne kim jest, ile waży i czym się zajmuje. Z początku stara się ją chronić i przy sobie utrzymać, a potem się o nią troszczy i kocha najmocniej na świecie. Tak było przecież w każdym związku:

- Ja... - Ida nie dokończyła. - Nie chcę mieć już z nią nic wspólnego. W ogóle...

Nie miała pojęcia jak zacząć, jak mu powiedzieć i nie wyjść na złą babę, aż w końcu powoli zebrała się na odwagę:

- Jesteś bardzo miły, nawet jak jesteś pijany i gadasz głupoty, ale proszę... Nie przychodź do mnie i nie szukaj ze mną kontaktu. Muszę się pozbierać psychicznie i wyleczyć z tego, co działo się w moim życiu od dawna, a do tego potrzebuję spokoju.

Garda nie liczył na to, że wyzna mu miłość, ale też nie spodziewał się takich słów. Był bardzo zawiedziony. Ciężko opisać co wtedy czuł. Złość? Smutek? Wszystkiego po trochu.
Podniósł się z fotela, spojrzał prosto w jej oczy i odparł:

- Zrobię wszystko, co trzeba i można, dam wsparcie, lekarzy... - zatrzymał się - Ale nie to.

- Dlaczego? - zapytała. - Dlaczego tu przychodzisz i ciągle próbujesz złapać ze mną kontakt? Nie znasz mnie, a ja nie znam ciebie.

- Przypomniałem o sobie, o co chciałem cię wczoraj zapytać.

- No, o co? - Ida uniosła wzrok z podłogi.

- Czy nie chciałabyś się ze mną spotykać. Wiem, że wychodzę na błazna, ale błaznem nie jestem. Jeśli nie jesteś gotowa na związek to nie będę cię do niego zmuszał, ale daj mi szansę i nie skreślaj mnie za to, że siedziałem, bo nie znasz mojej historii tak samo, jak ja nie znam twojej. - Gdy tylko wypowiedział te słowa, od razu się zmył za drzwi.

Zszokowana Ida stała tak przy blacie gapiąc się na stolnicę pełną mąki i nie mogła uwierzyć w to, co słyszy. Z jednej strony czuła niechęć, bo zraził ją do siebie pijaństwem i odsiadką, ale z drugiej jeszcze nikt tak otwarcie się o nią nie starał i nikomu na niej tak nie zależało. Mama i tata nie mówili, że ją kochają, że jest piękna i kochana, że jest dla nich wszystkim, a chłopak owszem, powtarzał to, ale nie jej tylko swojej kochance, do której odszedł. Garda był szczery i mówił to tak stanowczo, że zaczynał rozgrzewać jej serce. Nie chciała związku, bo bała się kolejnej zdrady i przyzwyczajenia, ale postanowiła przemyśleć wszystko jeszcze raz i zastanowić się nad wyjściem z tej sytuacji.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro