XX. Czas się pożegnać- część druga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Victoria

Być może to że ktoś wbił ci nóż w plecy jest metaforyczne, ja jednak czułam się jakbym dostała od Pauline pięścią w twarz. 

Cholernie bolało mnie to że to zrobiła - że tak perfidnie wykorzystała sytuację. Doskonale zdawała sobie sprawę jaki Roger jest, kiedy dopadnie go moc alkoholu. Sama pijana nie była, wiedziała co robi i nawet nie pomyślała przez chwilę o mnie, o tym że Roger jest moim chłopakiem. Prawda może byc taka, że wcale nie chciała o tym mysleć.

Wkrótce potem, poczułam ból ze zdwojoną siła. Doszło do mnie to że nic mi nie powiedziała. Nie pisnęła nawet słówkiem o tym że Roger jej się podoba. Zamiast tego stała się dla mnie wredną suką, bo nie umiała poradzić sobie z emocjami . Zaczęłam się nawet obwiniać o to że jej nie przycisnęłam, że nie zauważyłam znaków jakie wysyłała, ale potem błysł mi przed oczami jej pocałunek z Rogem. 

Nie wiem czy to wybaczalne.

- Chcesz się iść położyć? - pyta Roni, kiedy obaj z Johnem majstrują przy dźwięku. Skinam tylko głową.

Od godziny nadal siedzimy w studiu i nie wiemy co właściwie dzieje się za jego drzwiami. Szczerze mówiąc wolałabym się nie dowiadywać. Ale chcę też iść w końcu spać, więc dźwigam się na rękach i drżącymi nogami zmierzam do wyjścia.

Po kilku minutach całą  trójką wychodzimy na dwór. Zimny podmuch nocy okala mi twarz, a wokół nie słychać żywej duszy. Muzyka przestała grać i widać że po znajomych nie zostało śladu. Ale gdzie reszta? 

Wlokę się za Johnem i  Veronicą, do naszego domku gdzie pali się tylko jedno światło na dole, kiedy ktoś nagle łapie mnie za rękę.

- Victoria... - szlocha Roger. Odwracam się w jeego stronę i widzę obraz nędzy i rozpaczy - ma rozczochrane włosy, czerwoną, zapłakaną twarz i zmęczone cierpieniem oczy. Ten widok mną wstrząsa.

- Zostawimy was - mówi John i obaj z Roni, patrzą na nas z troską. Po chwili zmierzają do budynku.

- Jestem idiotą! Pieprzonym idiotą! - krzyczy przez szloch.

- Roger wstań - proszę spokojnie.

Robi to o co go proszę i kiedy światło pobliskiej lampy, pada na jego twarz widzę go dokładniej - jest jeszcze gorzej. Wygląda jakby przez kilka dni, tylko i wyłacznie płakał. Gdy na niego patrzę, kawałki mojego i tak już rozsypanego serca, cierpią.

Bez słowa przytulam się do niego.

- Jesteś idiotą - mówię cicho, zaciągając się jego słodkim zapachem. Jest teraz wymieszany z alkoholem, ale mam to gdzieś - Ale moim idiotą - uśmiecham się.

- Tak bardzo cię przepraszam, myślałem że to ty - szlocha mi w ramię.

- Wiem Roger, wiem - głaszcze go po plecach i zamykam oczy.

Nie ma tak simnnych ust...
Ani tak ciepłych rąk...

Roger ściska mnie jeszcze bardziej i czuję jak wszystkie moje wnętrzności się zaciskają, ale wcale mi to nie przeszkadza. Czuje bezpieczeństwo w jego objęciach.

Nie mam na nic siły, najchętniej poszłabym spać a mimo to pytam:

- Pooglądamy gwiazdy? 

Przystaje na moją propozycję z uśmiechem. Bierzemy koc z domku chłopaków i nie zwracając na nikogo uwagi, idziemy na polanę za studio.

Biorę również wodę którą podaje Rogerowi. Mimo że widzę że wytrzeźwiał, wole złagodzić ostatnie podrygi alkoholowe oraz ewentualnego kaca.

Kładziemy się na kocu i łapiemy za ręce.

- Kocham ten chłód - mówi, a ja z początku myślę że chodzi mu o pogodę- Twoich rąk- tłumaczy, widząc moje zdezorientowanie.

Uśmiecham się, bo jest jedyną osobą której nie przeszkadzają moje lodowate dłonie.

Patrzę się na spowite granatem niebo i świecące w ciemności punkciki. W dzieciństwie sądziłam że można je jakoś dosiegnąć, więc chciałam wziąść drabinę i wyciągnąć rękę, aby je złapać. I choć było to tak głupie, to również na swój sposób piękne.

- Widzisz najaśniejszą gwiazdę? - pyta Roger.

- Tak - odpowiadam - Ta na środku - wskazuje ją palcem.

- Mylisz się- śmieje się.

- To która w takim razie?

- Właśnie na nią patrzę - odwracam głowę. Jego oczy są wpatrzone we mnie.

Nie wiem co powiedzieć, więc po prostu szeroko się uśmiecham i jeszcze mocniej ściskam jego rękę.

- Kocham cię- szepcze.

Nadal jestem przybita i smutna, nadal myślę o tym że jego usta dotykały dziś ust mojej przyjaciółki- choć teraz to raczej eks przyjaciółka- ale nie chcę myśleć o tym teraz. Teraz jestem ja, Roger i głębia naszych spojrzeń.

- Też cię kocham - po chwili przyciąga mnie do siebie i przytula, a ja kulę się jak mały szczeniak.

Nie dowierzam w tą sytuację. Rok temu miałam ochotę sprzedać mu porządnego liścia, chciałam nawet o nim zapomnieć i o tym co mi powiedział.

A teraz tule się do niego, leżąc wśród kwiatów i czując jego intensywny zapach, zapach truskawek i jego wody kolońskiej. W powietrzu czuć letnią bryzę, a światło księżyca pada w prost na nas.

To chyba jeszcze lepsze przeżycia niż te z Ericem. O wiele lepsze i intesywniejsze.

- Dlaczego ty zawsze tak pięknie pachniesz - wzdycham teatralnie - Mam ochotę cię schrupać - mówiąc to, trącam nosem jego szyję.

- Doprawdy? - podnosi głowę i ukazuje zawiadacki uśmiech - Miałaś na myśli to że ja schrupie ciebie?

Nie oriemtuje się nawet, kiedy on zaczyna mnie łaskotać i całować moją szyję.

- Roger przestań! - głośno się śmieje i trzepie na wszystkie strony.

Łaskotki szybko ustają i po chwili Roger gładzi moje biodro, nie przestając pocałunków na mojej szyii, które z każdą chwilą są coraz bardziej zapalczywe. Wiem że przestał się bawić.

Wplatam dłoń w jego włosy, a drugą masuje jego kark. Zamykam oczy i oddaje się tej chwili przyjemności.

Po dłuższej chwili podnosi głowę i patrzy mi w oczy. Nic nie mówi, po prostu patrzy na mnie.

Uśmiecham się do niego, ciągne lekko za włosy i całuje. Zrywa się wiatr, ale kiedy nasze ciała są tak blisko, kiedy nasze usta stykają się ze sobą, wcale nie czuje chłodu. Roger bierzę mnie w objęcia i przewraca na się na plecy, tak że na nim leżę.

Mogłabym go całować bez końca...

- VICTORIA! - słyszę bardzo donośny, wręcz przerażony krzyk mojej siostry i natychmiast odrywam się od Rogera. Obaj wstajemy jak poparzeni, zbieramy wszystkie rzeczy i biegniemy na podwórko.

- Veronica! - krzyczę, widząc jak stoi razem z Juliet na ganku. Natychmiast do nich podbiegam - Co się stało?

- Dzwoniła mama - mówi drżącym głosem- Mówią że Eric popełnił samobójstwo...

Pauline

Jadąc w pociągu, patrzę się w okno i czuję wszechogarniającą pustkę. Myślę przez chwilę że jestem wyprana z emocji, z jakichkolwiek uczuć, ale potem przypominam sobie słowa Juliet i Susan:

- To koniec Pauline, możesz tu nie wracać - powiedziała Juliet.
- Do naszej przyjaźni również- dodała Susan.

Mocno zaciskam dłonie na drewnianych oparciach i łzy mimowolnie napływają mi do oczu.

Pustkę zastępuje napływająca złość. Złość i wściekłość na samą siebie, nie mam żalu już do nikogo- tylko i wyłącznie do siebie.

Zastanawiam się co będzie dalej - czy dziewczyny kiedykolwiek mi wybaczą? Miałyśmy iść razem na studia, wynajęłyśmy już nawet dwa pokoje akademickie, a ja potrafiłam to tak skutecznie spieprzyć - zaledwie w dziesięć sekund.

Najgorsze jest to że nie chce ich żałować. W tamtym momencie czułam się tak cudownie, jakbym unosiła się nad ziemią a jego zapach i smak czuję do teraz.

Ale czy było to warte mojej przyjaźni z Victorią? Z Susan i Juliet? Tyle wspaniałych wspomnień zostało przepaszczonych.  Tylko i wyłącznie przeze mnie.

Mówi się że zaufanie jest jak domek z kart, który ja właśnie zburzyłam. Aby je odbudować, muszę zbudować pałac. Ale czy to coś da...

                               🖤🖤🖤🖤

Okej, nie spodziewałam się że ten rozdział będzie tak krótki, ale postanowiłam że zakończenie go teraz będzie świetnym pomysłem - następny przewiduje na 2000 słów, co najmniej.

Pamiętajcie aby nosić żele antybakteryjne i myć ręce podczas koranoferii, bo u mnie w Poznaniu jest masakra, ale nie siejmy paniki. Trzymajcie również kciuki, bo w tym roku rodzina chciała mnie zabrać na otwarcie sezonu do Emilianów, a imprezy masowe odwołane :((((

Przesyłam Wam dużo miłości, Roguś z tego fanfika również i uważajcie na Siebie.

            Wasza WigaCroftTaylor 🖤

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro