XXII. Koniec przyjaźni

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gotowi na maraton?
                           1/3, enjoy! <3333

Roger

Po jej zobaczeniu, natychmiast odciągnąłem od niej Mary.

- Co robisz? - pyta Freddie i wtedy właśnie uświadamiam sobie, że na imprezie był zalany w cztery trupy, a potem album stał się priorytetem i niczego się nie dowiedział.

- No dalej Pauline.. oświeć nas... - warczę.

Nie mogę patrzeć jak ona żałośnie wygląda - stoi jak ostatni kołek i patrzy na nas wszystkich, szukając przebaczenia maślanymi oczkami. Jeśli myśli że znajdzie je u mnie, to grubo się myli. Nie nawidzę tego krasnala.

- Ja... - wydusza żałośnie, a po jej policzkach toczą się łzy. Nawet to nie wzbudza we mnie żalu - Ja pocałowałam Rogera i widzieli to wszyscy. Wszyscy widzieli jak.. jak całuje chłoapaka swojej najlepszej przyjaciółki - wybucha płaczem.

- Byłej najlepszej przyjaciółki - odwracam się w stronę Victroii, która siedzi na kanapie z pustym wzrokiem. Podchodzę do niej, łapie za ramiona a ona wstaje i przytula się do mnie. Słyszę tylko jeszcze jak cicho płacze.

Teraz rozumiem - Victoria jest silna, ale nie jest odporna na psychiczny ból. Jest w kwestii bliskich cholernie wrażliwa i teraz wiem że na moich barkach spoczywa ogromna odpowiedzialność - muszę ją chronić od złych ludzi.

- Co? Co ci odwaliło Paula? - Freddie jest zaskoczony. 

- Bo kocham tego idiotę! Bo podoba mi się on, a wy nawet nie próbujecie zrozumieć jak bezsilna jestem! - Pauline wybucha.

- Bezsilna?! - Juliet wyskakuje do przodu i po jej głosie słychać że jest wściekła - Rozmawiałam z tobą! Próbowałam doprowadzić do szczerej rozmowy z Victorią, ale zwyczajnie miałaś to gdzieś! Wielce pani, ty mnie nawet nie słuchałaś! Zasypiałaś podczas naszych rozmów, a potem odwaliłaś takie coś! - kończy i ciężko dyszy.

- Wyjdź Pauline - mówi to Brian, na razie spokojnym głosem.

- Ale... - próbuje coś powiedzieć.

- Powiedziałem - wskazuje dzrwi - Wyjazd.

Wszyscy są tak w szoku reakcją Briana, że nikt się nie odzywa. Przez chwilę ściany studia wypełnia pustka. 

- Przkro mi Paula, ale znalazłyśmy kogoś na twoje miejsce - Susan wstaje i podchodzi do Mary - Tak się składa że Mary wie że nie zdradza się przyjaciół i jest jojalną przyjaciółką - podstępnie się uśmiecha, ale widzę w jej oczach ból. Ona wcale nie chcę tego robić.

- Dobrze, w takim razie chcę wam życzyć powodzenia i zostawić to - kładzie na stoliku szmacianą torbę i nie patrzy na nikogo z nas - Kocham was - mówi niemal szeptem i wybiega ze studia. Mocno trzaska drzwiami.

- Trzymajcie mnie! - Juliet ma widocznie dość. Zaradna i do tej pory opanowana, sama potrzebuje pomocy. 

- Kochanie - zagajado niej John. Podchodzi do niej i obejmuje ramieniem.

- Co tu się wyprawia?! Mieliśmy świętować, a tymczasem wybucha jakaś afera! Czemu nie przyszła z tym do mnie? Przecież sama się nam zwierzyła... - przetrząsa zawartością torby.

- Co? - głos Victorii przypomina raczej pisk.

Wszystkie wyczekujące spojrzenia kierują się na Freda i Mary.

Freddie wyciąga z torby cynamonową drodżówkę - czyli nasze ulubione. Próbuje udobruhać nas jedzeniem, hit... 

Jednak w tej chwili nie obchodzi mnie nic oprócz tego, że kolejna tak bliska osoba, ukrywała się z tym przed nami.

- Sama się wam zwierzyła?! - krzyczy Susan. - Czemu nic nie mówiliście?

- To nasza przyjaciółka! Jak moglibyśmy zdradzić jej sekeret i kto mógł przewidzieć że to zajdzie tak daleko? - Mary jest wyraźnie przejęta.

- Mogę coś powiedzieć? - Tori odchodzi ode mnie i staję przed nami. Wszyscy zamieniają się w słuch - Proszę zapomnijmy o Pauline. Wiem że to będzie dla nas trudne, ale proszę spróbujmy. Mary jest w ciąży, was czeka na pewno trasa a nas studia, czy to nie wystarczająco nas przytłacza? Nie kłóćmy się, błagam... - w jej głosie słychać rezygnację. 

- Masz rację, jest masa innych problemów - Juliet podchodzi do niej i się przytula. Nie długo potem, wszyscy idziemy w jej ślady.

Nie jest łatwo, będzie jeszcze ciężej, ale razem damy radę.

Victoria

Rodzice Erica zabrali go na jakąś terapię w górach - wydali kupę forsy, ale nie ma się co dziwić. To ich dziecko które uporozowało swoją śmierć.

Wielokrotnie do niego dzwoniłam, ale zawsze kończyło się tym samym: Eric ma teraz terapię grupową, Eric ma teraz zabieg relaksujący, Eric teraz ma posiłek. Miałam tego dosyć i życie w ciągłej niewiedzy mnie wkurzało. 

Mój pokój uległ zmianie - wymieniłam zdjęcia Pauline, na zdjęcia chłopaków, czy nasze grupowe fotki - rzecz jasna bez niej. Trochę mi to pomogło, ale fakt że muszę się z nią zmierzyć na studiach w październiku i użerać przez kolejne pięć lat, wcale mnie nie pociesza. Być może zmieni decyzję, ale szczerze w to wątpie. Już od pierwszej klasy liceum trąbiłyśmy : IDZIEMY RAZEM NA ASP! IDZIEMY RAZEM NA ASP!

Roger coraz częściej nas odwiedza - pokazywaliśmy naszym rodzicom zdjęcia, opowiadaliśmy co się działo i rzecz jasna gadaliśmy o albumie.

Ostatnie jest tak cudowne, że biorę je do ręki i całuje kilka razy.

- Victoria! - karci mnie Roger i gdy na niego spoglądam, widzę jak się rumieni. Wygląda tak uroczo, że mam ochotę wycałować go całego w realu.

- Kto robił ten wianek? - pyta mama kiedy daje jej zdjęcie.

- Ja i Roger, z małą pomocą Roni - uśmiecham się.

- Chciałaś powiedzieć ogromną - moja siostra marszczy brwi. Ledwo co wróciła do szkoły, a już jest rozdrażniona. Nie dziwię się jej i dziękuje Bogu za to że dał nam weekend.

Przez prawie dwie kolejne godziny ogladamy zdjęcia, jemy ciasto cytrynowe wykonane przez moją siostrę i słuchamy piosenek chłopaków. Mojej mamie tak się podobają że Roger obieca przynieść jej nowy krążek, świeżo po wydaniu ze wszytkimi podpisami. 

Gdy Roger wychodzi, pomagamy posprzątać rodzicom a potem oglądamy rodzinnie film. 

- Bardzo fajny i ułożony chłopak z tego Rogera - mówi mama w pewnym momencie, a tata jej przytakuje.

Mam ochotę wybuchnąć śmiechem - Roger jest kochany i najwspanialszy na świecie, ale ostatnie co można o nim powiedzieć to to że jest ułożony. Fajki, wulgaryzmy, rzucanie talerzami czy ekspresami do kawy, alkohol i jego seksoholiczna przeszłość. Mimo wszytstko mówię:

- Też tak uważam - uśmiecham się. To ostatnie wyzbyłam z niego ja.

Kiedy dochodzi północ, zamykam dzrwi od mojego pokoju i kładę się do łóżka. Dzisiejszej nocy, czytam książkę, aby mieć wenę na jutrzejsze pisanie i słucham piosenki "I'm In Love With My Victory" - na świecie jest jedyna kopia tej piosenki i jestem jej jedyną posiadaczką.

Gdzieś o pierwszej kiedy wracam z łazienki i chcę iść spać, słyszę pukanie w moje okno i dostaje nie małego zawału. Z wrażenia łapię się za serce i podchodzę do okna. Powoli podciągam rolety, a moim oczom ukazuje się Roger. Stoi na dachu garażowym.

Cholerny spryciarz...

Ale mój spryciarz.

- Czyś ty oszalał? - pytam go, otwierając okno. Jak najzgrabniej i jak najciszej wchodzi do mojego pokoju. Od razu zdejmuje buty, co akurat mnie cieszy. Mam po mamie to, że nie lubię jak ktoś łazi w buciorach po domu.

- Nie wytrzymałem - przygryza wargę i mierzy mnie wzrokiem. Zapominam że mam na sobie jeszcze letnią piżamę czyli krótkie spodenki i podkoszulek bez stanika, który dość pokaźnie eksponuje mój duży biust.

Bez żadnego uprzedzenia bezceromonalnie rzuca mnie na łóżko i przytrzymuje mi ręce. Coś dziwnego wyczuwam w jego zachowaniu, a jego spojrzenie jest zbyt figlarne.

Z początku się tym nie przejmuje bo po prostu się całujemy, a kiedy w końcu to ja lęże na nim zaczynam eksperymentować - robię te wszystkie ruchy, które on do tej pory próbował na mnie. Najbardziej podoba mu się gdy całuje go po szyi, bo zaczyna pomrukiwać.

Kiedy jednak zaczyna ściągać mój podkoszulek, przestaje robić się zabawnie, a ja w tej samej chwili wyczuwam jakąś nieznaną wcześniej substancję.

- Brałeś coś? - zrywam się jak szalona, a on jęczy.

- Choć tu i daj mi to czego pragnę - mruczy, wyciągając ręce do przodu.

- Zadałam pytanie - warczę.

- Oh, spaliłem może z jednego czy trzy skręty z haszysz, to dla roluźnienia.

- Rozluźnienia? - mam ochotę kryczeć, ale się powstrzymuje.

- No dziś twój pierwszy raz kochanie...

- Co moje pierwsze?! - tym razem krzyczę. Jestem czasami bezmyślna, ale nic poradzę na to że tak mnie zszokował.

- Nie udawaj cnotki i zrób to ze mną - głupkowato się śmieje.

- Nie. Wyjdź z mojego domu - patrzę przed siebie i nadal nie mogę uwierzyć w to co usłyszałam. 

- Buuu, nie podoba mi się to - mówi, ale po chwili naprawdę wychodzi. Nie czekam i od razu zamykam okno, a potem zaciągam roletę.

Zakopuje się w pościeli i mam ochotę zasnąć jak najszybciej.

Wiem że Roger jest pod lekkim wpływem, ale zachowuje się tak jak na początku naszej znajomości. Nie podoba mi się to. 



Na Rockfield BYŁ PIES i nawet o tym nie wiedziałam, dlatego też o tym nie napisałam - spodziewajcie się psów w następnych rodziałach.

               Wasza WigaCroftTaylor  ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro