XXVIII. Podróż życia - część druga

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Victoria

Christmas day...

Tradycyjnie w święta, wszyscy wstajemy rano, aby zobaczyć prezenty i przygotować się na uroczystą kolację w gronie rodzinnym - wyjmujemy ze strychu Christmas Pudding* oraz świąteczne ciasta, które tylko czekają aby je schrupać.

Co do prezentów - moja siostra, dostaje ode mnie cztery winyle Queen, oczywście z podpisami i dedykacjami. Ja dostaje od niej i od reszty rodziny, najnowszy model aparatu oraz pałeczki perkusyjne z grawerem mojego imienia - to ostatnia rzecz, jakiej mogłabym się spodziewać!

Rodzice również cieszą się z prezentu od nas, ponieważ jest to ekspres do kawy oraz nowe narzuty do salonu.

Potem zabieramy się za zdobienie stołu, sprzątanie i gotowanie przeróżnych potraw, między innymi nadziewanego kurczaka.

W całym domu pachnie cynamonem i przyprawami różnego rodzaju, panuje radosna atmosfera, dom emanuje miłością.

Dzwonię jeszcze do dziewczyn i innych członków rodziny, których dziś nie zobaczę, że życzę im wesołych świąt i że ich kocham. Chłopaki nie odbierają, co conajmniej mnie smuci, ale staram się to zrozumieć.

Pod wieczór zbiera się reszta rodziny- dziadkowie, ciocia z wujem, kuzynka z moim szwagrem.

Przez godzinę zajadamy się potrawami, śmiejemy się i gadamy o starych czasach. Wymieniamy się również prezentami, a ja muszę opowiadać wszystkim o moim związku - gdy tylko moja rodzina dowiedziała się że jestem ze sławnym perkusistą, wylała się fala pytań.

Kiedy robimy pamiątkowe zdjęcia, ktoś nagle dzwoni do drzwi.

- Ja otworzę! - krzyczę równo z moją siostrą i zaczyna się bieg do drzwi. Ta mała szuja oczywiście wygrywa.

Ale i tak ją kocham.

Naciska na klamkę, a do korytarza wpada mroźny podmuch zimowego wiatru i natychmiast dostaje gęsiej skórki.

Kiedy jednak widzę kto stoi za drzwiami, od razu robi mi się cieplej.

- Roger! - krzyczę, widząc mojego mężczyznę. Natychmiast rzucam się w jego stronę i wieszam na szyii. Nie obchodzi mnie to, że pada śnieg, że on jest cały mokry a ja jestem w kapciach.

Z początku sama nie mogę uwierzyć że tu jest, więc odlepiam się od niego i dokładnie lustruje osobę przede mną.

Długie, aksamitne, złote włosy, check. Dziecięca twarz, check. Długie, czarne jak węgiel rzęsy, check. Najpiękniejsze, niebieskie oczy jakie widziałam w swoim życiu, check.

On naprawdę tu jest.

- Mogę wejść? - pyta drżącym głosem.

- Jeju, oczywście! - mówię nazbyt głośno i udostępniam mu drogę. Wchodzi z jakąś torbą i kiedy odkłada ją na podłogę, znowu się na niego rzucam. Łapie mnie w pasie i szepcze :

- Podoba ci się niespodzianka?

- Bardzo - mówię cicho, a do moich oczu mimowolnie napływają mi łzy. - Jak ty się tu znalazłeś?

- Wróciliśmy już tydzień temu - śmieje się.

- Co?! - odrywam się od niego zaskoczona.

Na korytarzu pojawiają się moi rodzice.

- Oh Roger! - wykrzykuje moja mama i odbiera mi możliwość tulenia się z nim.

Przytula go jak własnego syna, którego swoją drogą zawsze chciała mieć.

- Rozbieraj się, wszyscy koniecznie chcą się poznać - śmieje się tata, a ja przewracam oczami.

Roger wita się także z nim oraz Roni, po czym odkłada kurtkę i inne zimowe fatałaszki.

- Trochę się stresuje - mówi mi cicho, w drodze do salonu.

- Nie masz czego - posyłam mu pokrzepiający uśmiech i wprowadzam do salonu.

- Cześć Roger! - wykrzykuje moja ciocia chrzestna Isabell. Należy do szalonych ciociuniek, które umieją rozkręcić imprezę i rozgościć nawet obce osoby.

- Witam - Rogerowi trzęsie się ręka- Miło państwa poznać, jestem Roger Taylor, chłopak Victorii.

- Nie stresuj się. Siadaj i zjedz z nami - zachęca go mój dziadek Andrew.

Roger sadowi się obok mnie, zostawiając torebkę tuż obok swoich nóg. Ciekawe co w niej trzyma...

- Roger, spróbuj puddingu. Robiłam go z mamą. Ciasta lepiej nie, Tori omal go nie spaliła. Ona i tata to niezbyt dobzi kucharze- chichocze Roni i w normalnej sytuacji kopnęłabym ją pod stołem. Ale w ten świąteczny czas, powstrzymuje się od tego czynu.

Roger trochę się rozluźnia.

Nie sądziłam że taka osoba jak on, będzie się stresować w takiej sytuacji. W końcu to dusza towarzyska, skora do rozmów i zabawy.

Ale szczerze mówiąc, trochę mnie to wzrusza - widać że chce dobrze wypaść w moim rodzinnym gronie i nie popełnić jakiejś gafy.

- Przepraszam- mówi w pewnym momencie i wstaje od stołu. Bierzę torbę do ręki- Przeniosłem kilka upominków.

Moi rodzice dostają tradycyjną szkocką - no tak, występy w Szkocji. Aż dosięgają mnie wspomienia z wycieczki do Edynburga, w której byłam w drugiej klasie gimnazjum.

Ponadto moja mama dostaje obiecany krążek A Night At The Opera, standardowo z podpisami. Moja siostra dostaje szkockie ciuchy, a reszta rodziny kilka małych buteleczek szkockiej z przyczepionymi flagami Szkocji**.

- Jeju nie musiałeś! My nic dla ciebie nie mamy! - moja babcia jest w szoku.

- Właściwie... - moja mama podchodzi do komody i otwiera szufladę. Wyjmuje z niej średniej wielkości pudełko.

- Od naszej czwórki - mama podaje mu prezent.

Teraz przypomina mi się że mam dla niego jeszcze jeden osobisty prezent. Tylko nie miałam pojęcia że dam go dziś.

- Chwileczka - mówię i rzucam się w bieg na schody. Wyciągam z biurka małe pudełeczko i wracam na dół, gdzie Roger już ekscytuje się swoim prezntem- jest to koszulka Celvina Kleina*** i pałeczki perkusyjne, również z grawerem.

- To wiele dla mnie znaczy - uśmiecha się do moich rodziców i szczerzy się jak głupi do sera - Dziękuje bardzo, zapewniam że się przydadzą - starnnie odkłada upominki.

- Dla ciebie również mam prezent - szczepce do mnie, pewny że nikt na nas nie patrzy.

- Ja też - mówię niemal bezgłośnie.

Mijają kolejne dwie godziny, a mój Roger jest już oficjalnie zaproszony do rodziny.

W pewnym momencie łapie mnie pod stołem za rękę i głową wskazuje wyjście na schody. Odchodzimy bez słowa od stołu i nie wiem czy ktokolwiek to zauważa - wszyscy zanoszą się śmiechem lub jedzą resztki. Cicho idziemy do mojego pokoju, ponieważ za ścianą śpi moja siostra.

Siadamy na łóżku.

- Ja pierwsza - podaje mu pudełko, które otwiera z wielkim uśmiechem na twarzy.

Kompletnie nie miałam pomysłu na prezent dla niego, choć nigdy takowych problemów nie mam. Postanowiłam dać mu coś od serca i zarazem zanaczyć troszkę moje teretorium.

Uważnie obserwuje jego reakcje, kiedy wyciaga z pudełeczka naszyjnik z blaszką, na której wygrawerowane jest moje imię. Nie wiem czy każdemu facetowi, spodobałby się taki prezent i zaczynam żałować że nie wymyśliłam czegoś lepszego niż takie coś.

On jednak uśmiecha się do mnie i mówi:

- Jest cudowny - daje mi szybkiego buziaka, po czym zakłada łańcuszek - Nie rozstanę się z nim - i znowu ten zabójczy uśmiech.

- Na pewno ci się podoba? Bądź ze mną szczery, zawsze mogę...

- Victoria - przerywa mi nagle. Patrzę w jego oczy. - To najlepszy prezent jaki w życiu dostałem - łapię mnie za ręce, a z jego twarzy idzie wyczytać że jest szczery - Tak szczerze, to jedne z najlepszych świąt w moim życiu.

Uśmiecham się i kiedy chcę coś powiedzieć, on odwraca się do torby.

- Dobra, to ostatnia rzecz jaką tu mam. Zamknij oczy i nie próbuj podglądać - ostrzega mnie.

Zakrywam twarz dłońmi i czekam w nerwowym napięciu.

- Nie możesz się nie zgodzić - mruczy - Dziewczyny już to zrobiły.

Wzmianka o dziewczynach co najmniej mnie szokuje.

No dobra, otwieraj.

Nawet nie otworzyłam jeszcze oczu, a mam wrażenie że serce chce wyskoczyć mi z piersi i z donośnym dźwiekiem upaść na podłogę.

Powoli podnoszę powieki, a moim oczom ukazuje się bilet lotniczy który Roger trzyma w rękach.

- Kolejny punkt to Japonia. Wylatujemy tam za cztery dni i postanowiliśmy was zabrać.

Chyba brakuje mi tchu, kiedy biorę ten kawałek tektury do rąk i dokładnie go studiuje. Okazuje się prawdziwy. Najprawdziwszy bilet lotniczy do Azji.

- No wiesz, wspólne sushi, japońska wieża Eiffla, picie herbaty i oglądanie koncertów z backstag'u. Co ty na to?

Nagle ktoś z impetem otwiera drzwi i aż muszę położyć dłoń na sercu, żeby sprawdzić czy nie dostałam zawału.

- Przyjmuj to i nie pierdol że ci głupio - do pomieszczenia wpada Pauline i jest ożywiona jak nigdy wcześniej. Przez chwilę nawet nie zauważam że jest również reszta zespołu, oraz Susan i Juliet. Co oni tu robią, w tym dniu, o tej porze?

- Co wy tu robicie? - głośno wypowiadam swe myśli.

- Dbamy o to, żeby nie doszło do waszego chędożenia - śmieje się Freddie.

- Fred - rozpoznaje głos Mary która wchodzi do pokoju. Patrzę na jej ciało i widzę że od naszego ostatniego spotkania minęło już zbyt wiele. Nie minęły nawet cztery miesiące, a jej brzuch przypomina wielki globus.

Tylko nadal nie wiem, co tu właściwie się wyczynia.

Patrzę na Rogera, a on zaczyna się śmiać.

- Okej. Prawda jest taka że planowaliśmy to już od dawna. Wiedzieliśmy że wrócimy na święta. Po prostu postanowiliśmy zrobić wam niespodziankę, a kiedy dowiedzieliśmy się że w styczniu lecimy do Japonii, stwierdziliśmy że nie możemy was nie zabrać. Przecież wszyscy wiedzą jak ty i Juliet kochacie Azję.

- No i wasi rodzice wiedzieli bo woleliśmy się spytać o zgodę - przenoszę zdumiały wzrok na Briana - Teraz wszyscy siedzą na dole.

Tak bardzo nie ogarniam tej sytuacji, że zaczyna mi wirować w głowie. Próbuje dopasować elementy tego wszystkiego tak jak trzeba, ale zwyczajnie się gubię.

- Po prostu powiedz czy wybierasz się z nami - John posyła mi promienny uśmiech, pełen spokoju.

Otwieram usta i muszę z tego wszytstkiego zaczerpnąć świeżego powietrza.

Jak mogłabym odmówić? Okropnie mi głupio, przecież taki prezent to fortuna, a mój nie kosztował nawet pięćdziesięciu funtów.

Ale już go zakupili, a perspektywa jedzenia z nimi azjatyckiego jedzenia w tej pięknej stolicy jaką jest Tokyo i oglądanie chłopaków na żywo, jest prawie tak samo kuszące co całowanie Rogera w nieskończoność lub góra czekoladowych ciastek. Dlatego mówię:

- Tak - i uśmiecham się jak głupia.

Następny dzień...

Impreza trwała w najlepsze jeszcze przez kilka godzin, a nasz dom ledwo wszystkich pomieścił. Veronica specjalnie wstała i zauważyłam że złapała świetny kontakt z Mayą, co tylko podwoiło moją radość - moja siostra i siostra mojej najlepszej przyjaciółki przyjaciółkami? Hell yes!

Co prawda róznica wieku nimi jest kolosalna, ale jak widać, im to nie przeszkadza.

Poszłam spać gdzieś tak o trzeciej, bo o drugiej skończyło się przyjęcie. Przed zaśnięciem wyobrażałam sobie naszą ekipę w Tokyo i nie mogłam opanować radości, jakie budziły we mnie te wyobrażenia. I ile bedę miała potem zdjęć.

Głęboko zastanawiłam się również czy to nie czas, aby z Rogerem posunąć się o krok dalej. Ja cały czas czułam, że on tego chcę, a najlepsze było to że ja chyba też.

Nie mogłam jednak długo rozmyślać i musiałam natychmiast iść spać. Musiałam wstać przed pierwszą, aby na szesnastą być zrobiona na bóstwo.

Obiad u rodziców Rogera spędzał mi sen z powiek. Myśl że mogłabym coś porządnie spieprzyć, była co najmniej przerażająca, a stres nie był korzystny dla tej sytuacji.

- CHOLERA! - już od drugiej latam pod domu jakbym się szaleju najadła, a to wszystko przez ten stres. Aż zaczynam żałować, że to ja doprowadziłam do tego wszystkiego.

Veronica i mama jak zwykle doradzają mi w kwestii ciuchów. Przystaje na ich wspólną propozycję, czyli czarną skórzaną spódnicę, gładkie, czarne rajstopy i moja ulubioną koszulę z wycięciami na rękawach które na końcach są buffiaste. Do tego płaszcz mojej mamy i lekki makijaż w wykonaniu mojej siostry, na który dałam się namówić.

Po wylaniu na siebie tony perfumów i pięciokrotnym umyciu zębów, nagle słyszę z dołu :

- Roger przyjechał!

Mamuśku, co ja narobiłam.

- Weź się w garść Victoria - mówię do siebie. Zamykam oczy i głęboko nabieram powietrza.

- Co ty wyprawiasz? - pyta nagle moja siostra, a ja zaczynam kaszleć.

- Veronica! Wystraszyłaś mnie!

- Dobra, dobra. Ty lepiej schodź, zanim mama zaciągnie Rogera jeszcze na herbatkę.

To mnie przekonuje. Biorę torebkę, sprawdzam ostatni raz w lustrze swój stan i biegnę na dół, gdzie zakładam jeszcze szal, ostrożnie i powoli, aby nie zepsuć moich loków.

- Dasz radę. W końcu jesteś moją córką - mama całuje mnie w policzek. Dają mi ostatnie rady, po czym wychodzę na dwór gdzie pani zima pozwala sobie za dużo. Jest okropny wiatr i ciągle pruszy to białe gówno.

Kocham śnieg, ale nie teraz gdy skutecznie może popsuć mi fryzurę.

Podbiegam i wręcz wskakuje do samochodu Rogera, uważając oczywiście na włosy.

- Cześć - mówi i przybliża się do mnie. Oddaje mu szybki pocałunek- Twoje gorące dotąd usta, są lodowate.

- Roger- patrzę na niego z wyrzutem - Jest na minusie.

- Dobrze, już dobrze- podnosi dłonie w obronnym geście - Tylko mówię.

Chcę mu powiedzieć że to głównie przez stres jestem taka nerwowa, ale się powstrzymuje. Moja duma mi na to nie pozwala.

Droga w odziwo bardzo ciepłym samochodzie, ciągnie się dla mnie w nieskończoność. Raz muszę pocałować Roga, aby trochę się uspokoić i kiedy nasz pocałunek się przedłuża, zostajemy o tym poinformowani klaksonem z samochodu z tyłu.

- No jesteśmy- mówi Roger ze stoickim spokojem, pakując pod pięknym wiktoriańskim domem.

Ogarnij się. Nie może być aż tak źle.

Obaj rzucamy się w bieg do domu i na szczęście nie musimy długo czekać. Drzwi otwiera nam szczupła kobieta z kokiem na głowie.

- Roger mój skarbie! - porywa swojego syna w objęcia i natychmiast wręcz wpycha go do środka. Ja stoję na ganku, bo teoretycznie rzecz biorąc nie dostałam pozwolenia aby wejść.

Przełykam ciężką gule w gardle. Jeśli nie upadnę to będzie dobrze.

- Mamo! - karci ją Roger i uwalnia się z jej uścisku - Wchodź Victoria - łapie mnie za rękę i powoli wchodzę do środka. Zamykam za sobą drzwi.

Roger obejmuje mnie ramieniem i zaczyna :

- Mamo, poznaj Victorię. Moją dziewczynę - całuje mnie w policzek, a ja natychmiast strzelam buraka.

- Witam. Miło panią poznać, jestem Victoria - nieśmiało wyciągam rękę do przodu. Kuźwa, ja całą się trzęse i to wcale nie jest zimno.

Jej krytyczny wzrok i zjechanie mnie nim, od góry do dołu chyba mówi że mnie nie polubi.

- Dzień dobry Victoria. Jestem Winifred - jej mina jest jak wykuta z kamienia. Nazbyt mocno ściska moją dłoń.

Wtedy słyszę jak ktoś schodzi po schodach i jest to na tyle energiczne, że wiem że to siostra Rogera. Jeju, chociaż ty okaż się normalna....

- Ojejciu! To już? - mówi widząc mnie.

Również jest blondynką, o nieskazitelnej skórze i pięknej figurze.

- Clare zachowuj się - syczy Winifred.

Teraz rozumiem o czym mówił Roger- oni naprawdę mają kija w tyłku. Najmniejszy błąd w zachowaniu jest dla nich niedopuszczalny i jeśli ktoś go popełni, jego zachowanie zalicza się do karygodnych. To naprawdę osoby uważajace się za pieprzoną szlachtę!

- Cześć, jestem Clare- dziewczyna zdaje się nie zważać na słowa matki i podchodzi do mnie z uśmiechem, jako jedyna osoba w tym domu.

- Fajnie cię w końcu poznać- również się uśmiecham - Jestem Victoria - kiedy uściskamy sobie dłonie, kątem oka widzę jak jej matka taksuje mnie wzrokiem. No tak, słowo fajnie nie istnieje w jej języku.

Po kim w takim razie Roger i Clare są tacy radośni i szaleni ?

- Hejka braciszku - doskakuje do Rogera i tarmosi jego policzki - Nie mówiłeś że masz tak ładną dziewczynę!

Ojej, aż muszę się uśmiechnąć.

- Bez przesady - bąka Winifred, kiedy na dół schodzi mężczyzna z ostrymi rysami twarzy i w dostojnym garniturze.

Gdy mnie widzi wybałusza oczy i mam wrażenie że zaraz wypadną mu z oribit.

- Victoria Cross? - pyta, a ja staje jak wryta.

☆☆☆☆☆☆☆☆

Z dedykacją dla OlgaTaylor49 Mikajuella i FankaChinskichBajek ❤ Dla reszty rzecz jasna też 😂❤

* - słynny, świąteczny przysmak w WB
** - wiem że to śmiesznie brzmi, ale widziałam takie kiedyś w Edynburgu i były urocze
*** - czy tylko ja nie wiedziałam że ta firma powstała w 1968 roku?
****- dzielę to jednak na cztery części

                 Wasza WigaCroftTaylor 🧜🏼‍♀️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro