𝒱ℐℐℐ. 𝒮𝒽ℯℯ𝓇 ℋℯ𝒶𝓇𝓉 𝒜𝓉𝓉𝒶𝒸𝓀 - 𝒸𝓏ℯ̨𝓈́𝒸́ 𝒹𝓇𝓊ℊ𝒶

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Chyba nie muszę mówić jak bardzo wielbię zdjęcia z planu "Sheer Heart Attack" 🤤 To moja druga ulubiona okładka Queen. Tak ciekawości - jaka jest wasza?
Ps. W tym rozdziale będzie dużo opisów pomieszczeń, bo chcę to trochę poćwiczyć.

Susan

Znów rozpierała nas duma, gdy nasi chłopcy wydali nową płytę i z tego jak dobrze się ona przyjęła. Z tej okazji zaprosiłam wszystkich do siebie - nie do wiary że wydałam całe kieszonkowe, aby wysłać rodziców na wekeend do Walli. Powiedzieli że połowę mi oddadzą, jednak od dawna planowałam ich tam wysłać, a akuart nadrzyła się okazja żeby świętować. Mayę wywiozłam do babci i wszystko było załatwione.

- Za Sheer Heart Attack! - krzyczy Roger i wszyscy stykamy się kieliszkami.

Wypijamy całą zawartość.

- Mam coś dla was - Brian wstaje od stołu i kieruje się do korytarza. Wraca z dużą siatą, a ja kiedy spotykam jego spojrzenie, kokieteryjnie się uśmiecham. Puszcza do mnie oczko.

Kiedy z powrotem siada, wyciąga coś z siatki - jest to winyl. Po chwili widzę że jest to opijany przez nas album.

- Jakie cudo! Daj zobaczyć! - Victoria wyciąga ręce w jego stronę, więc ten daje jej przedmiot.

- Starczy dla wszytkich - śmieję się i zaczyna rozdawać winyle.

Kiedy dostaje swój do rąk, nie mogę się na niego napatrzeć - mimo że to Brian jest dla mnie najprzystojniejszy z całej czwórki, wszyscy na tym zdjęciu wyglądają jak młodzi Bogowie.

Mówili że ma to przedstawiać ich obraz, gdy morze wyrzuciło ich na brzeg więc torsy Rogera i Johna, skropione są wodą. Ich fryzury są łobuzersko wręcz roczochrane, a miny poważne bądź - jak Braiana - lekko wystraszone. Do góry widnieje duży, czerwony napis Queen, a obok nazwa krążka.

Freddie jest cały w biżuterii, a Rogerowi nie podobała się dłuogość jego włosów, więc specjalnie musieli mu je doczepiać. Podśmiechuje na to wspomnienie.

Z sielanki, wyrywa nas donośny dzwonek do drzwi. Rodzice wracają jutro, poźnym wieczorem i nie mam pojęcia kto mógłby to być.

- Masz jeszcze jakiś gości Sus? - pyta Paula, zajdając się paczką żelków którą dostała od Freddiego - przegrał z nią, w jakimś zakładzie.

- Nie - wstaje i nie pewnym krokiem, wchodzę na korytarz. Brian widząc moje obawy, idzie za mną. Uwielbiam go.

Być może nie bałabym się, gdyby nie fakt że na dowrze powoli zmierzcha.

Spoglądam przez wizjer i nie mogę uwierzyć własnym oczom - na ganku stoi Eric. A za nim Johannes.

Johannes to mój chłopak. Nie powiedziałam o nim chłopakom - i poprosiłam również dziewczyny, aby trzymały język za zębami - bo nie układa nam się ostatnio najlepiej.

Czuję się jak egoistka, bo zrobiłam to również dla Briana. Czułego, kochanego i wyrazumiałego Briana, w przeciwieństwie do zaborczego Johannesa.

Na myśl że muszę powiedzieć mu prawdę, a Tori ma się zmierzyć z Ericem, który nie jest świadom naszych spotkań z chłopakami, zupełnie jak Johannes, robi mi się niedobrze i duszno zarazem.

Jesteśmy takie głupie.

- Cholera - mruczę.

- Kto to jest? - Brian jest wyraźnie przyjęty, ale nie potrafię spojrzeć mu w oczy, więc wracam do salonu jak burza, mówiąc - Dziewczyny, kod czerwony.

Kod czerwony- nie pamiętam kiedy to wymyśliłyśmy, ale był to przełom między gimnazjum, a liceum. Obowiązuje on w prawdziwie krytycznych sytuacjach.

A ta taka jest.

Victoria omal nie wywraca krzesła, gdy wstaje. Rozlega się drugi dzwonek.

Pauline bez namysłu bierze mnie za rękę i ciągnie do kuchni.

- Susan! - krzyczy Brian, a ja zapominam że zostawiłam go pod drzwiami. Przecież to wszystko słychać.

- Kurwa! - mam ochotę się popłakać. Chaotyczne sytuacje działają na moją psychikę, jak kot na psa.

- Ogarnij się! Słyszysz?! - krzyczy Paula, kiedy chowam twarz w dłoniach i zaczynam szlochać. - Kto tam jest?

- Eric i Johnaess - wyrzucam przez łzy.

- Nie rycz - rozkazuje mi - Idę to załatwić. - mówi i stanowczo zmierza na korytarz. A ja nie protestuje.

- Co się stało? - przybiega Victoria i Juliet, ale za nią cała reszta. Słyszę jak Pauline, kłóci się z Brianem w holu i najwyraźniej wygrywa w tej dyskusji, bo po chwili gitarzysta podchodzi do nas.

Słychać trzask drzwi.

- Kod czerwony - Juliet kładzie nacisk na to słowo i łapię mnie za rękę. Drugą ściska dłoń Tori i obwieszcza:

- Kobiece sprawy. Poczekajcie.

Ciągnie nas do drzwi prowadzących do garażu. Po chwili do niego wchodzimy i uświadamiam sobie jak dawno tu nie byłam.

Suche jedzenie i jego zapasy, przechowujemy właśnie tu. Ostatnimi czasy to Maya uwielbia robić z tym porządek i chyba nie muszę mówić jak to wspaniałe, bo mniej czasu zabierają mi obowiązki.

Od ostatniego czasu przybyło pełno paczek kolorowych płatków śniadaniowych, a ściany pokryły się małymi rysunkami mojej siostry.

Tak wszystko jest po staremu - ciemne ściany i zimne pomieszczenie, oświetlene przez jedną lampę.

- Eric i Johnaess są na zewnątrz- mówię, zanim zaczną zadawać kolejne pytania.

- To chyba jakiś żart - Victoria zakrywa usta ręką, a jej oddech staje się nierówny.

To tak głupie że ukrywamy się przed bliskimi nam osobami, osabami które teoretycznie kochamy.

Teoretycznie...

- I pozwoliłaś żeby to Paula rozwiązała ten problem? - Juliet chowa twarz w dłoniach, znacząco wzdychając.

- A co innego miałam zrobić? Ona się nie boi, w przeciwieństwie do nas - wzdycham i zamykam oczy. Kładę dłoń na czole - Nie mogłam pozwolić na kłótnię, nie dziś.

- Susan, ale nie mamy wyjścia - mówi Tori drżącym głosem - Musimy powiedzieć im prawdę i nie chodzi mi tylko o Johanessa i Erica, ale o wszystko. Rozumiesz?

Patrzę w jej oczy. Widzę w nich strach, ale również rodzaj bólu. Ona również nie chcę tego robić, ale zdaje sobie sprawę z tego, że musimy.

- Ale... ja nie chcę ich starcić - nie wytrzymuje i znowu płacze.

Znamy się stosunkowo krótko z chłopakami, ale przez ten czas bardzo się do nich przywiązałam i zrozumiałam że są dla mnie bardzo ważni.

Potrafią nas pocieszyć i sprawić że jesteśmy szczęśliwsze. Traktują nas jak księżniczki, choć sami nie mają za wiele.
Czuję że moje przyjaciółki mają tak samo.

- Relacji nie buduje się na kłamstwie- mówi cicho Victoria, ze spuszczonym wzrokiem - Więc Eric i Johnaess wejdą tu, i wszystkiego się dowiedzą- bez słowa wychodzi z garażu pewnym krokiem.

- Tori, czekaj - chce za nią pobiec, ale drzwi zamykają się z hukiem, tuż przed moim nosem. Dziwnie opadam z sił.

- Ona ma rację - Juliet łapie mnie za rękę - Chodź.

Ciągnie mnie za sobą i z jej pomocą wychodzę z pomieszczenia.

- Susan! - Brian od razu do mnie podbiega- O co chodzi?

Nie wiem jakim cudem, ale podnoszę na niego wzrok. Obraz nadal mam rozmazany, kiedy jednak wycieram oczy, trochę się wyostrza.

- Zaraz się dowiesz - wymijam go bez słowa, puszczając dłoń mojej przyjaciółki.

- Pauline! - słyszę donośny głos Victorii.

Wpadam na korytarz, widząc jak wybiega z domu. Sama do końca nie wiem, co tu się właściwie wyprawia i od natłoku wydarzeń, zaczyna mnie boleć głowa.

- Gdzie ona poszła? Co tu się dzieje?! - Roger żywo gestykuluje i obdarza mnie wyczekującym spojrzeniem. Ja jedyne na co mam ochotę, to uciec od jego wzroku.

- Nie zdążyłam- Tori wraca zmachana.

- Po jaką cholerę za nimi goniłaś?

- Mam dosyć, rozumiesz?

- Nie? Nie rozumiem- Paula ściąga brwi.

Obie stoją w progu otwartych drzwi i krzyczą na siebie. Wszyscy zbieramy się w korytarzu i wiem że zaraz padną słowa, których nie chce usłyszeć.

Tori w końcu wybuchnie szczerością i zrobi to pod wpływem emocji, co w tym momencie bardzo mi odpowiada.

Niech te wszystkie bezczelne kłamstwa ujrzą światło dzienne.

- Powinniśmy im powiedzieć! Powiedzieć że spotykamy się z chłopakami! - krzyczy Victoria- A im - wskazuje palcem w naszą stronę, a potem kieruje na nas wzrok. Jej oczy są szkliste i po chwili płacze ukrywając twarz w dłoniach.

- Victoria- Roger wychodzi na inicjatywę. Odsuwa Pauline, która wydaje pomruki niezadowolenia i przytula Tori. Patrzy na nią z czułością i oddaniem, a potem szepcze jej coś do ucha.

- Susan - czuje jego ciepło, Kiedy nasze dłonie się spotykają. Serce tłucze mi w piersi. - Porozmawiaj ze mną, proszę...

Odwracam się i widzę jego błagalne spojrzenie, pod którym wymiękam. Kiwam tylko twierdząco głową i ciągne go do garażu.

Gdy drzwi się za nami zamykają, czuje jak słowa więzną mi w gardle.

- Powiedz mi, co tu się dzieje ? - czuje jak przybliża się do mnie.

Wzdycham, wzrok mam cały czas spuszczony.

Brian wcale sprawy nie ułatwia, bo ujmuje mój podbródek, tak abym na niego spojrzała. Mam wrażenie że chce mnie pocałować, więc niespokojnie oddycham, ale to jak zwykle marzenia ściętej głowy- zamyka oczy i przykłada czubek swojego nosa do mojego. Również zamykam oczy i zaciskam je coraz bardziej, Z każdą upływającą sekundą.

Zaraz Brian dowie się czegoś, co sprawi że od razu go do siebie zniechecę.

- Też mam Ci coś do powiedzenia- szepcze - Na trzy...

Odliczamy nerwowo do trzech, a potem wyrzucam :

- Mam siedemnaście lat.

- Kocham Cię.

🎸❤🎸❤🎸❤🎸
Ten rozdział jest krótki i słaby ( choć przyznam że końcówka mi się podoba), ale chciałam go wstawić bo ostatnio nie mam jakoś weny i nie chce się zmuszać
Jednak obiecuje że to się zmieni 😘 Dziękuję za przeczytanie ❤

WigaCroftTaylor

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro