[3,5] Harry & Hermiona - Spotkanie:

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dzień w którym znów ich spotkałem... tym razem jednak ich nie opuszczę, już nigdy.

Harry obudził się, czuł to, jednak gdy otworzył oczy w mniej niż sekundę zaczął je mrużyć, wszakże wszędzie było biało. Znał to miejsce, odwiedził je już rok temu, pamiętnego dnia kiedy po raz drugi w swoim życiu został ugodzony morderczym zaklęciem. I drugi raz przeżył. Dziś jednak sytuacja wygląda inaczej. A więc umarłem... to były pierwsze myśli Harry'ego, otworzył ponownie swoje oczy, tym razem ich nie zamykając. Leżał na czymś w rodzaju łóżka, ale bez pościeli, wokół nie było nic, miejsce to ponownie przypominało King Cross, młody mężczyzna rozejrzał się, w oddali widział kształt ludzki, postanowił iść w tym kierunku, intuicja podpowiadała mu kto na niego czeka. Gdy był już w zasięgu wzroku ujrzał tak dobrze znaną mu twarz byłego dyrektora Hogwartu, starzec uśmiechnął się i rzekł:
- Harry, mój drogi... Dobrze cię znów widzieć
Młody mężczyzna odwzajemnił uśmiech i odpowiedział:
- Pana również dobrze widzieć, profesorze! Mam do Pana tyle pytań...
Dumbledore wskazał gestem, żeby przeszli się, i łagodnym tonem zapytał:
- Pytaj o co chcesz Harry, zważywszy na przykre okoliczności jakie cię spotkały, niestety tym razem nie masz możliwości powrotu, to miejsce... Będzie twoim nowym domem... Więc dobrze... Na jakie pytania mogę ci odpowiedzieć?
Harry idąc spokojnie obok Dumbledore'a wskazał ręką na otaczającą ich białą przestrzeń i powiedział:
- Czy to miejsce zawsze tak wygląda?
Starszy pstryknął palcami, w tym momencie jakby miejsce zaczęło nabierać innych kształtów, momentalnie pojawiły się cztery długie stoły, świece, wszystko to oczywiście w białej tonacji tego miejsca, gdy tylko czynność dobiegła końca patrząc na Harry'ego odpowiedział:
- Oh nie, to od nas zależy jak w danym momencie wygląda to miejsce, pewnie domyślasz się gdzie teraz jesteśmy teraz prawda Harry?
- Wielka Sala, i od nas Panie Profesorze? Jest tutaj ktoś inny?
Dumbledore uśmiechał się, swoim melodyjnym tonem powiedział wskazując na sylwetki innych ludzi którzy stali w oddali, co Harry dopiero zauważył:
- Są tutaj wszyscy którzy nie żyją, oczywiście mówię tutaj o dobrych ludziach Harry, nie obawiaj się, że spotkasz tutaj na przykład Lorda Voldemorta.
Harry i Dumbledore zaczęli iść w kierunku sylwetek, po około dwudziestu sekundach Harry zauważył jak szybkim tonem podbiega do niego mężczyzna w długich czarnych włosach, gdy tylko byli wystarczająco blisko siebie dosłownie rzucili się w sobie w ramiona, gdy tylko skończyli swój uścisk Harry mający na twarzy pełny uśmiech powiedział bodaj swoim najszczęśliwszym tonem:
- Syriuszu! Nawet nie wiesz jak tęskniłem!
Jego ojciec chrzestny również uśmiechnięty odpowiedział:
- Ciebie również Harry! Jednak sądziłem, że spotkamy się dopiero za jakiś czas... Co się stało?
Harry odrobinę posmutniał, spojrzał w oczy Syriusza i odpowiedział:
- Rak, śmierć po prostu postanowiła, że zabawne będzie, że jeżeli nie potrafił mnie zabić Voldemort, to po prostu wykończy mnie w ten sposób... Ale miałeś rację.
Black spojrzał pytająco na swojego chrzestnego i spytał:
- Ah Harry... Współczuję, zważywszy na resztę... I przepraszam, ale nie rozumiem, w czym miałem rację?
Młody mężczyzna odpowiedział:
- Wtedy w zakazanym lesie, powiedziałeś, że umieranie w ogóle nie boli. To coś takiego jak zaśnięcie, tylko jest szybsze i łatwiejsze. Miałeś rację.
Syriusz już miał odpowiedzieć, ale obok nich pojawił się Lupin, energicznym ruchem również przytulił Harry'ego, i swoim dziarskim tonem powiedział:
- Harry... Pewnie Syriusz już wie dlaczego tak szybko tutaj trafiłeś, nie będę więc już ciebie pytać, ale Witaj z powrotem.
- Dziękuję Remusie, i tak... Też nie sądziłem, że tak szybko tu trafię, ale teraz wreszcie możemy nadrobić stracony czas.
Następne półgodziny Harry poświęcił na witanie się z każdym, zamienieniem parę słów, co go najbardziej zdziwiło to fakt, że Moody gdy dowiedział się o tym, że zabrał jego magiczne oko z gabinetu Umbridge, i je pochował, ten poklepał go po plecach i wzruszony podziękował za prowizoryczny pochówek. Nie spodziewał się po Moody'm takich emocji. Gdy już stał tak ze wszystkimi patrząc na wszystkich zapytał:
- Mam... Mam jedno pytanie... Czy są tutaj moi rodzice?
Wszyscy spojrzeli również na Harry'ego, pierwszy odezwał się Remus:
- Tak Harry, są, ale taka rada od nas, daj im czas na pogodzenie się, że ich syn nie żyje dobrze? Ciężko to mogą znieść, więc poczekaj proszę.
Harry zbity z tropu odpowiedział:
- No dobrze... Zrobię tak. A teraz pozwólcie, że przejdę się, sam.
Kończąc te słowa wyszedł z Wielkiej Sali, pstryknął palcami, szedł wzdłuż pół które oplatały długimi kilometrami okolicę Nory, rozmyślał, myślał o tym co będzie robić ze wszystkimi osobami, czy nie będzie miał ich z czasem dość? Wokół panowała błoga cisza. Z obu tych rzeczy wyrwały go słowa:
- Harry?
Znał ten głos, ale nie, to nie mogła być ona... Przecież ona... Nie...
Jednak Harry odwrócił się, oczywiście miał rację, przed nim stała Hermiona, spojrzał na nią, patrzyła na niego mając tą samą minę co pamiętnego dnia kiedy tańczyli ze sobą w namiocie po tym jak opuścił ich Ron. Nie wiedział co powiedzieć, zdołał jedynie wyrzucić z siebie:
- Hermiona...? Co ty tutaj...? Jak...?
Po chwili ona zamiast po prostu odpowiedzieć rzuciła mu się w ramiona, mogło mu się wydawać, ale poczuł spływające jej łzy z oczu, stali wtuleni razem w kompletnej ciszy, jednak po chwili usłyszał cichy głos dziewczyny:
- Tęskniłam... Nie mogłam żyć wiedząc, że Ciebie już nie ma...
Puściła go, stanęła nadal mając szklane oczy, Harry już zaczął odwiedzać usta, żeby odpowiedzieć, ale jego przyjaciółka nie dała mu zacząć bo sama zaczęła dalej mówić:
- Dobra, powiem to już teraz, kocham cię Harry, odkąd przestałam być małą dziewczynką i zaczęłam rozumieć czym jest miłość, jestem w tobie szaleńczo zakochana...
Harry spojrzał na nią zbity z tropu, to było... To było niespodziewane, ale jeszcze bardziej było niespodziewane to co on ukrywał w sobie też od lat, wziął głęboki oddech, i odpowiedział:
- Ale Krum... Potem Ron...?
Twarz Hermiony od razu nabrała kamienny wyraz, jednak od razu odpowiedziała:
- Oni byli tylko i wyłącznie po to, żebym mogła o tobie zapomnieć... Z resztą taka prawda, Ty najpierw byłeś zapatrzony w Cho, potem Ginny, ja byłam twoją przyjaciółką... I tylko tyle.
Harry spojrzał na nią, ona jeszcze nie wie, ja pierdole dlaczego tego jej nie powiedziałem tego od razu, spojrzał w jej piękne oczy i powiedział:
- Hermiono ja... Ja też cię kochałem, odkąd pamiętam... Cho była zwykłym zauroczeniem, Ginny... Ginny weszła w moje życie w momencie kiedy widziałem, że Ty jesteś zainteresowana Ronem, skorzystałem z tego...
Hermiona w tym momencie znów uroniła parę łez, zarówno tych smutku, ale i radości, że osoba którą skrycie kochała, też skrycie ją kochała, nie minęła sekunda, a znów wylądowała w jego ramionach, będąc już w nich powiedziała do jego ucha:
- Czy w tej chwili... Gdy dane nam jest tutaj żyć... Czy chcesz spędzić ten czas ze mną...? Jestem suką pytając cię o to w momencie kiedy zostawiłeś tam Ginny... Ale to dwa światy moim zdaniem... Tamten przeminął dla naszej dwójki, ten dopiero się zaczął...
Harry uśmiechnął się, to było brutalne, ale miała rację. Nachylił swoje usta do jej ucha i szepnął:
- Tak, chcę je z tobą spełnić Hermiono.
Poczuł jak młoda kobieta wtula się w niego mocniej, stali tak zapewne parę minut. Potem Hermiona wzięła Harry'ego za rękę i gestem poprosiła o przejdzie się, gdy już tak chodzili zapytała go:
- Czy to jest to miejsce do którego trafiłeś po wydarzeniach w Zakazanym Lesie?
Harry odpowiedział:
- Tak, dokładnie tak. Są tutaj też inni... Wszyscy dobrzy ludzie, nawet moi rodzice, ale nie, uprzedzając twoje pytanie, jeszcze ich nie widziałem, na prośbę innych.
Chwila ciszy, chłopak zatrzymał się, spojrzał w oczy Hermiony, ona zatrzymując się zauważyła to, i również spojrzała pytająco na jego zielone oczy, Harry, więc dokończył:
- Mam pytanie Hermiono.
Dziewczyna odpowiedziała:
- Pytaj o co chcesz Harry.
- Jak... Jak zginęłaś? Również na coś chorowałaś...?
Hermiona wyciągnęła ręce, z rąk zrobiła imitacje różdżki, po czym przykładając sobie je do podbródka odpowiedziała dość przerażonym tonem:
- Nieee Harry... Ja popełniłam samobójstwo, Różdżka, Avada Kedavra. W domu moich rodziców. Bez żadnych świadków. Ja... Ja po prostu byłam zdruzgotana twoją śmiercią, jeszcze testament... Nie byłam po prostu na to gotowa Harry.
Chłopak przytulił ją, odpowiedział:
- Ah... Rozumiem. Nie mi oceniać twój czyn, zdaję sobie sprawę ile ta strata dla was będzie znaczyć. Przepraszam, że wam nie powiedziałem, po prostu chciałem, żebyśmy po tych ciężkich czasach mogli odetchnąć, bez kolejnych zmartwień.
Hermiona pocałowała go w policzek i czule odpowiedziała:
- Dziękuję Harry... Właśnie dlatego się zakochałam w tobie, za twoją czułość, inteligencję, i wiele innych cech.
Harry uśmiechnął się i powiedział z przekąsem:
- Chcesz powiedzieć, że Ron taki nie był dla ciebie?
Hermiona spojrzała na niego z udawaną złą miną i powiedziała radośnie:
- Nie mieszkamy w to Rona dobra...? Mogłabym to samo zapytać Ginny!
Oboje się zaśmiali, jednak w porę się opamiętali, przypomnieli sobie, że pewnie oboje w tej chwili cierpią ze względu na stratę osób które kochają. Harry powiedział pierwszy poważnym już tonem:
- Ron, Ginny... Oby sobie poradzili z tymi stratami...
Hermiona również odpowiedziała poważnym tonem:
- Mam nadzieję... Ginny będzie silna, z resztą... Jest z tobą w ciąży Harry...
Harry był w szoku, odpowiedział szybko:
- O boże... Ja... Nie wiedziałem...
Młoda kobieta odpowiedziała:
- Miała ci powiedzieć jak wrócisz, nie zdążyła... Przepraszam za to co ci powiedziałam na początku... Jeżeli chcesz możemy zakończyć ten... Jakby związek.
Harry złapał ją za rękę, i odpowiedział cicho:
- Nie Hermiono... Prosiłem ją, żeby zaczęła żyć na nowo, to już przeszłość, teraz... Teraz i tak nie zmienię tego co się stało, Ty też. Teraz jesteśmy Ty i Ja.
Dziewczyna ścisnęła jego dłoń mocniej i równie cicho powiedziała:
- Dziękuję Harry. Dziękuję. A teraz... Może znajdziemy resztę? Chciałbym się przywitać.
Harry uśmiechnął się i powiedział już radośniejszym tonem:
- Tak, to dobry pomysł. Potem pozwól przestałbym się, tak tutaj też śpimy, dziś dość wrażeń...
Hermiona odpowiedziała również już łagodnym tonem:
- Ah, oczywiście, i... Mogłabym z tobą pójść spać?
Harry spojrzał na nią swoim szarmanckim uśmieszkiem i odpowiedział:
- No dobrzeee, ale tylkooo raz.
Hermiona roześmiała się:
- Noo wieem, będziemy mieli jeszcze wiele okazji do przekonania się do kolejnych razy, z resztą też potem musimy coś sprawdzić.
Harry dał jej kuksańca i ze śmiechem odpowiedział:
- Tylko tu trafiła i już takie myśli... Kto by pomyślał, że grzeczna Hermiona Granger ma takie rzeczy w głowie!
Dziewczyna uśmiechnęła się i zaczęła biec w kierunku cieni postaci w oddali:
- Ha! Masz wiele czasu, żeby mnie lepiej poznać! A teraz kto ostatni ten szuka Snape'a!
I w tej chwili oboje zaczęli biec, śmiejąc się, oboje czuli się szczęśliwi - ze sobą.

__________________________________________________________________
Koniec! O to pierwsza oficjalna wstawka, nie-listowa w tej książce. Przy okazji najbardziej obszerna ze wszystkich rozdziałów jak na razie. Postanowiłem tutaj mocno pójść w wątek z sceny filmowej Insygniów Śmierci części II, i ogólnie dać upust ewentualnemu związkowi Harry'ego i Hermiony, który ubolewam nie stał się kanonem. Następne rozdziały jednak to już powrót do starego stylu, a więc normalnych listów różnych postaci. Jednak po pierwsze ważne pytania - jak podoba wam się forma tych rozdziałów? Czy byście chcieli ewentualnie co jakiś czas takie wstawki? Z góry dziękuję za każdą odpowiedź. A teraz życzę! Miłego Czytania i oznajmiam, że następny rozdział będzie maksymalnie do czwartku.
Rozdział klasycznie dedykuję frodoandvito

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro