23. Plażowe przepychanki i niebieskie bransoletki

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Realizowane dla : MalaLadyPank ♥️

Plaża w Malibu, 04.05.2012

Biorę Bubble Tea, obejmując lodowaty kubek obiema dłońmi. Próbuje napoju, a zielona herbata nasączona smakiem winogron i brzoskwini przyjemnie chłodzi mój przełyk. Próbuje kulek poziomkowych, kiedy ktoś z hukiem wpada do baru.

- Oho, idzie banda fanów Thora - podsumowuje Logan, kiedy widzimy jak Chris z trzema kumplami wchodzi do środka. Wszyscy są przemoczeni do suchej nitki, domyślam się więc że co dopiero wyszli z wody. Ludzi nie jest dużo, ale samym kątem oka widzę że wszystkie laski kierują wzrok na Chrisa. Przewracam oczami i wracam do picia Bubble Tea. 

- Idiota - rzucam ciętym językiem, nie mając z tego powodu krzty wyrzutów sumienia. Narasta we mnie napięcie, ilekroć pojawi się w pobliżu. Czemu muszę go widzieć praktycznie codziennie? 

- Spokojnie - Logan ściska mnie za ramię. Ten gest zawsze działa na mnie pokrzepiająco. Uśmiecham się - W końcu skopię mu tyłek. 

Parskam śmiechem. Logan być może jest bohaterski, ale nie na tyle wysportowany, aby chociażby przysłowiowo skopać Chrisowi tyłek. A Chris kojarzy mi się tylko i wyłącznie z takimi rzeczami. 

Czemuż tak bardzo nie lubię Chrisa Hemswortha, znanego wszystkim filmowego Thora? 

Ta historia jest dość interesująca i pogmatwana.


Okolice Malibu, 05.05.1997

Większość ludzi uwielbia odwiedziny u dziadków. 

Być może zabrzmię chamsko, ale w moim przypadku napawają mnie one pewnego rodzaju załamaniem.

Owszem, uwielbiam brzoskwiniowe tarty babci z owoców z jej własnych plonów, ogródek z dużą, starą huśtawką, ale nie lubię tego że dziadkowie próbują we mnie wcisnąć dodatkową wiedzę podczas wakacyjnego czasu. Rozumiem, że robią to dla mojej "dobrej przyszłości", lecz dwie godziny lekcji odbywających się od poniedziałku do soboty i to z różnych zakresów, to naprawdę nic przyjemnego, szczególnie kiedy masz wolne.

Wolałabym spędzać czas lekcji na deskę. Czuć w poskręcanych włosach morską sól, czuć pod stopami ciepły piasek. Nawet jeśli słońce ponownie miałoby poparzyć mi skórę, po prostu wiem, że warto. I nie obchodzi mnie to, jak bardzo nie podoba mi się to dziadkom oraz to jak głośno postanawiają to wyrażać. Dzisiaj ich nastawienie miało się zmienić. 

- Isabella! Isabella! 

Wzdycham i ciężko wstaje z krzesła. Podnoszę igłę z winyla Queen. Zawsze gdy chcę się zrelaksować, ktoś woła mnie z dołu. Podenerwowana schodzę do salonu, a tam zastaje widok dość niespodziewany. 

- Cześć Isabella - mówi mój tata, trzymając moją matkę za rękę. Naprzeciwko stoi mężczyzna i kobieta, a obok nich trzej chłopców. Wyglądają podobnie, więc domyślam się że to bracia. 

- To państwo Hemsworth - tłumaczy moja babcia, przychodząc do pokoju z czekoladowymi ciastkami. Patrzę rozmarzonym wzrokiem w ich stronę, chcę zachować jednak względną kulturę więc spoglądam na braci - To Luke, Chris i Liam. 

Wskazuje po kolei, a ja dochodzę do jednoznacznej konkluzji że są ustawieni wiekowo. Widać że Liam wciąż chodzi do przedszkola, Luke za to jest trochę starszy ode mnie i swojego brata obok. Wszystko fajnie, zastanawiam się tylko co robią w chacie moich dziadków i w jakim celu tu przyjechali. 

- Fajnie - silę się na entuzjazm, a mama puszcza do mnie oczko. Nagle kobieta z naprzeciwka podchodzi do mnie i kładzie dłonie na ramionach. 

- Matko, jak ty wyrosłaś! - krzyczy nagle, po czym zupełnie niespodziewanie przyciąga do piersi. Jestem zbyt przerażona jej nagłą wylewnością, aby tak po prostu odwzajemnić uścisk, więc stoję jak słup soli. Coraz bardziej gubię się w sytuacji w której się znalazłam. 

- Znamy się z rodzicami chłopaków od lat - tłumaczy mi ojciec, kiedy uradowana kobieta puszcza mnie z objęć. Ponownie słabo się uśmiecham, spoglądam na rodzicieli - Postanowiliśmy że w końcu poznamy nasze dzieci, a dom twoich dziadków w Malibu, wydał się do tego perfekcyjnym miejscem. 

- Żebyś wiedział, Thomas, żebyś wiedział! - dziadek gestykuluje żywo. Widzę jak środkowy z braci spuszcza wściekle niebieskie oczy, wyraźnie zakłopotany jak ja. Wzdycham sfrustrowana, nie wiedząc czy kolejne wakacje w Malibu zapowiadają się na porażkę, czy może być zabawnie. Wolałabym to drugie. 

- Isabella - zagaja nagle moja babcia - Wiesz że Chris też jeździ na desce? 

☆☆☆☆

- Zawsze ubierasz się tak na surfing?

Skonsternowany Chris spogląda na mnie z dozą niepewności. Cóż, wcale mu się nie dziwię. Poznaliśmy się zaledwie dzisiaj, a nasi życiodawcy stwierdzili że to świetny pomysł abyśmy razem udali się na plażę już, teraz, w tym momencie. Nie miałam nic przeciwko, nie ukrywam jednak że jest dość niezręcznie. 

- W piankę? - spogląda na strój, a potem ponownie na mnie - Jasne.

- Chyba bym nie wtrzymała. 

- Jest praktyczna - puszcza do mnie oczko, biorąc deskę w ręce. Parskam śmiechem - Idziemy czy będziemy tak biadolić? 

Bez zbędnego jak to określił Chris "biadolenia", idziemy do wody. Ludzi jest mało, a wiatry jak i fale nam sprzyjają, a więc to nie mała gratka do surfowania. Jestem również ciekawa z jaką konkurencją przyjdzie mi się zmierzyć. Wiem jednak że obaj musimy być bardzo wytrwali. Surfing wygląda na łatwy, ale jest cholernie ciężkim sportem praktykowanym przez miesiące i lata. Nie zamieniłabym go jednak na na nic innego. 

Kładziemy się na deskach w tym samym momencie i drałujemy ramionami ile sił. Mam nadzieję że nie zaliczę wielokrotnego spotkania z taflą wody, co na moich samotnych sesjach zdarza się dosyć często. Wiem, że to nieodłączny element surfingu, ale chcę się pokazać z jak najlepszej strony. 

A kiedy fala przychodzi, robimy to jakbyśmy mieli zapisane to w genach. Łapiemy równowagę i stajemy na deskach. 

Wpadamy do wody w tym samym momencie, równocześnie wybuchając śmiechem.

☆☆☆☆

Reszta wakacji upłynęła naprzemiennie pod znakiem błogiego lenistwa, ale również ciężkich treningów. Nikt nie mógł w to uwierzyć, ale z Chrisem staliśmy się nierozłączni. Jedliśmy wspólnie tarty brzoskwiniowe pod cienią palmy, ścigaliśmy się na plażę z deskami oraz bywaliśmy u sąsiadki Wendy, która znała mnie od lat i traktowała jak własną wnuczkę. Chris od razu stał się jej drugim przyszywanym wnukiem, a moi prawdziwi dziadkowie widząc moje szczęście odpuścili sobie jakiekolwiek lekcje. Nie mogłam sobie wymarzyć lepszych wakacji! 

- Jakie macie plany po powrocie do domów? - zagadnęła nas pewnego razu. Akurat smażyła naleśniki, których aromat unosił się po całym domu. Spojrzeliśmy z Chrisem na siebie i doszła do nas smutna prawda. 

Naszą przyjaźń mogły rozdzielić kilometry. Australię i Stany, dzieli ogromny kawał oceanu spokojnego, a my byliśmy dziećmi. Co z tego że nasi rodzice się znali. Nie miało to znaczenia, bo przecież nikt nie będzie podejmował spontanicznych decyzji, aby nagle przelecieć ocean dla zwykłego spotkania. Zakuło mnie w sercu tak, iż odniosłam wrażenie że ktoś wbił w nie ostrze. Chris był moim prawdziwym i chyba jedynym przyjacielem podczas wakacji w Malibu i pokochałam go jak brata. 

- Nauka, naprawienie roweru... Takie tam - rzucił Chris, a ja wyczułam smutek w jego głosie. Nawet nie odpowiedziałam, kiedy Wendy wyłączyła palnik i poszła do salonu. Spojrzeliśmy na siebie, ale żadne z nas nie miało pojęcia o co mogło chodzić. 

Wróciła z dwoma niebieskimi sznurkami i zbyt szerokim uśmiechem na twarzy.

- Kiedyś z moimi przyjaciółkami wiązałyśmy nitki wokół kostek, obiecując sobie w ten sposób wieczną przyjaźń - westchnęła, wracając najpewniej myślami do starych lat - Zadziałało. Może spróbujecie?

W ten sposób wróciliśmy do domu z niebieskimi bransoletkami na kostkach. Szliśmy w ciszy, pogrążeni w nienamacalnej jeszcze tęsknocie. Gest Wendy zadziałał na mnie jednak pokrzepiająco. Było coś co mieliśmy tylko my.

Nasza przyjaźń nie trwała jednak wiecznie, jak spekulowała o tym Wendy. 


Malibu, chwila obecna 

Odruchowo spoglądam na jego kostki. Skubaniec wciąż ma tą niebieską, tyle znaczącą dla nas nitkę. Problem w tym że ja też ją mam i mimo że to niby głupi kawałek sznurka, nie spełniliśmy obietnicy danej Wendy. To znaczy on nie spełnił, a mimo to wciąż ma bransoletkę. Wzdycham sfrustrowana. 

- Gotowa na dzisiejszą imprezę? - pyta Logan i wyrywa mnie z zamyślenia. Dokańczam moją Bubble Tea, po czym odwracam się ciskam kubkiem do kosza. Spoglądam na przyjaciela. Jego blond włosy żyją własnym życiem.

- Nie jestem w nastroju - rzucam. Mam nadzieję że naprawdę przyjmie moje tłumaczenie, które swoją drogą jest szczere. 

- Ale to impreza na plaży. Pamiętasz?

- Pamiętam - mówię i opieram brodę na dłoniach. Kumple Chrisa wybuchają śmiechem. Odwracam ponownie wzrok w tamtą stronę widząc jak Chris oblewa się napojem z puszki - Możemy się już zmywać?

- Jasne, skończę tylko babeczkę. 

Mój chudziutki przyjaciel lubujący się w słodkościach, dokańcza smakołyk. Żegnamy się z przemiłą kelnerką która dziś nas obsługiwała, bierzemy deski z pod ściany i wychodzimy na prażące słońce. Na dworze wypuszczam ciężko wstrzymywane do tej pory powietrze, ciężkość opada z moich płuc. 

Idziemy przez zatłoczone o tej porze Malibu, ale szczególnie mi to nie przeszkadza. Pogoda jest przednia, trening wykonany i dobre picie z przyjacielem wypite. A do tego uniknięcie spotkania z dupkiem. 

Logana poznałam w tamte pamiętne wakacje. Jego ojciec pracował w wypożyczalni desek i mimo że sam Logan jako tako wtedy nie uprawiał tego sportu, wyhaczył nas pewnego dnia na plaży. Zaprosił nas na lemoniadę, a my wycieńczeni po treningu, przystaliśmy na jego propozycję. Takim oto sposobem poznaliśmy naszego wspólnego przyjaciela, który jak się idzie domyślić, jest teraz tylko moim przyjacielem. To on pomógł mi uporać się z tym, jakie krzywdy pozostawił w moim życiu Chris. 


Los Angeles, 07.10.1995

Komunikatory internetowe okazały się pomocne w utrzymaniu kontaktów z Loganem i Chrisem. Co prawda do tego pierwszego miałam pół godziny drogi, ale taki kontakt musiał nas starczyć na co dzień. Nie przeszkadzało mi to.

Najbardziej i tak tęskniłam za Chrisem. Za jego nieśmiesznymi żartami, gadaniu o desce i wspólnym uciekaniem z kuchni po zwinięciu ciasteczek. Ilekroć spoglądałam na kostkę, tylekroć się uśmiechałam. Wendy byłaby z nas bardzo dumna. 

log79an : śpisz? 

Nie śpię, ale balansuje gdzieś na granicy świadomości, a odleceniem w kimę. Oczy mi się kleją, odpisuje więc tak zwinnie, na tyle ile mnie stać. 

issy : Nie, ale szybko bo zaraz idę

log79an : tylko spokojnie, ok? 

Zanim zdążam napisać potwierdzającą odpowiedź, ten wysyła mi linka. Chwilowo ożywam, kierowana ciekawością co mi wysłał. Okazuje się że to jakiś grupowy czat. Jest na nim Logan, jakiś jego kumpel i Chris. Przeczesuje wzrokiem wiadomości, aż trafiam na jedną konkretną. To wtedy wyostrzam wzrok. 

hemsworth2 : Issy? Zachowuje się jakby była we mnie zabujana, ale spoko, nie ma u mnie szans. To walnięta szajbuska. Mam nadzieję że zostawi mnie w spokoju.


Malibu, 06.06.2012

Wymachuje rękami jak bokser na ringu, robiąc rozgrzewkę przed zawodami. To mały lokalny konkurs, ale nawet takie przyczyniają się do karier sportowców, a poza tym przynoszą jakieś wyniki i frajdę. Dlatego korzystam z nich zawsze. 

Konkurencja jest dziś całkiem inna niż zazwyczaj. Żadna ze znanych mi osób nie bierze udziału w zawodach, więc będę walczyć o zwycięstwo z grupą z Los Angeles, mojego rodzinnego miasta. Ale to nawet lepiej. 

- Masz - kończę, kiedy Logan przynosi mi wodę. Rzucam mu krótkie "Dzięki", po czym pochłaniam połowę butelki. Rzucam ją z powrotem przyjacielowi - Stresik jest? 

Parskam śmiechem. Doprawdy urocze że pyta o takie właśnie rzeczy. 

- Znasz odpowiedź na pytanie - rzucam. Uśmiecha się tylko, kiedy sprawdzam czy na pewno wszystko jest na swoim miejscu. Deska gotowa, moja fryzura powinna mi nie przeszkadzać, pragnienie ukojone, rozgrzewka wykonana. Kiedy odhaczam wszystkie punkty w mojej głowie, ni stąd, ni zowąd pochodzi do nas Chris. 

- Cześć - zagaja. Odwracam się zaskoczona w jego stronę - Chciałem ci tylko życzyć powodzenia.

Szybko przeczesuje wzrokiem jego odkrytą klatkę piersiową pokrytą w kropelkach potu, po czym spoglądam w niebieskie oczy. Chris z trójki rodzeństwa jest tym najprzystojniejszym, co nie umkło mojej uwadze na przestrzeni lat. 

Odwzajemniam jego słaby uśmiech z bólem w oczach. Musi to widzieć, ale nie odzywa się na ten temat. Nie cofnie czasu, a ja nie mam zamiaru tego rozdrapywać. Wie, jak wielką darzę go niechęcią i że wciąż boli mnie sytuacja sprzed lat, a to ważne. Trzymamy się od siebie z daleka. Tak jest lepiej. 

- Dziękuje - odpowiadam cicho. Przez krótką chwilę stoimy naprzeciw siebie, a ja odnoszę wrażenie że Chris chcę coś jeszcze powiedzieć. Rezygnuje w ostatniej chwili, odwraca się i wraca do grupki znajomych. Spoglądam jeszcze na jego kostkę i coś boli mnie w środku. 

- Co on sobie myślał? - zaczyna Logan, uciszam go jednak machnięciem ręki. 

- Daj spokój, okej?

- Okej. 

Piętnaście minut później wszystko ma się zacząć. Czekam jak na szpilkach, aby wskoczyć do orzeźwiającej wody i pokazać co potrafię. Logan znika w barze, czekam więc sama siedząc na ręczniku, kiedy podchodzi do mnie asystentka organizatora. 

- Przepraszam pani... 

- Po prostu Isabella - mówię dziewczynie, na co ona wypuszcza gładko powietrze. Wstaje i patrzę na wyraz jej twarzy, który nie mówi nic dobrego - Co się stało? 

- Jest pani jedyną dziewczyną w konkursie, więc postanowiliśmy zrobić męskie zawody. Przepraszam.

Mrugam oczami. Mam ochotę zaśmiać jej się prosto w twarz, jakby powiedziała najlepszy kawał świata. 

- Co to za dyskryminacja? - pytam niby ironicznie, ale musi wyczuć pretensje w moim głosie bo marszczy czoło. Prawda jest taka, że jestem teraz w stanie emocjonalnym, którego można porównać do stanu emocjonalnego Lando, który dowiaduje się o zniszczeniu Sokoła Millenium. Emocje wzbierały się zbyt długo, aby teraz jeszcze je podsycać. 

- To jury ustala zasady, ja tylko...

- Daj se siana, laska.

Wyrzucam to wściekle i odwracam się na pięcie, zostawiając moje rzeczy. Mam ochotę się do kogoś przytulić, choć to dość żałosne z mojej strony. Nie wydarzyło się coś aż tak tragicznego, abym miała wylewać łzy.

Czemu więc mam na to ochotę?

- Co? Nie żartuj nawet. 

Kiedy wchodzę do baru, słyszę podniesiony głos Chrisa. Wszyscy są nad wodą, pomieszczenie zieje więc pustkami, a z męskiej łazienki dochodzą mnie słuchy jakiejś rozmowy, której być może nie powinnam podsłuchiwać, ale rozsądek każę mi sądzić że robię prawidłowo jednak ją podsłuchując. 

- Byliście jak papużki nierozłączki! - rechoczę Logan, a ja staram się opanować szybsze bicie serca - Ale wszyscy wiemy, że to musiało skończyć się wcześniej czy później. 

- Nie wierzę że to zrobiłeś!- ryczy Chris, podsycając tylko śmiech Logana - Wiedziałeś jak Issy jest dla mnie ważna i postanowiłeś włamać mi się na konto, aby napisać jej tą wiadomość i zniszczyć naszą przyjaźń? Przez lata nie wiedziałem czemu nie chcę się ze mną przyjaźnić, nie pojmowałem tego. Wszystko przez ciebie! Traktowałem cię jak kumpla!

- Nie drzyj się, nie wiedziałem że weźmie to na serio. 

- A ja na serio mam ochotę obić ci ten pysk. 

Powodowana łzami i wielkimi emocjami, wpadam do łazienki. Odskakują zaskoczeni. 

- Issy, co ty tu robisz? - pyta Logan, z udawaną troską. Spoglądam na niego ze wściekłością - Nie powinnaś być na zawodach? 

Ocieram łzy, widząc że udaje balansowanie na desce. Oddycham niespokojnie, czując jakby ten człowiek zatruwał powietrze i zabierał mi ostatnie cząstki tlenu. Chris stoi z tyłu, a ja wręcz czuję jak spina wszystkie mięśnie. 

- Zostaw mnie - wyrzucam - Zostaw mnie i Chrisa, rozumiesz? 

- Issy...

- Nie nazywaj mnie tak - warczę. Nie mam zamiaru krzyczeć, nie mam zamiaru się z nim przekomarzać, po prostu chcę aby stąd wyszedł. I to w podskokach. Na jednej nodze - Wyjazd. 

To natychmiast zamyka mu usta. O nic nie pytając i nic więcej nie mówiąc, wychodzi z łazienki. 

Czuję jak cała dygoczę. Odwracam się w stronę Chrisa, łzy ciekną mi po policzku. 

- Przepraszam... - wyduszam tak żałośnie i cicho, iż w pierwszej chwili mam wrażenie że mnie nie słyszy. Ten jednak podchodzi krok bliżej i bierze mnie w objęcia, nie zadając żadnych zbędnych pytań. A ja zarzucam mu ramiona na szyję i ściskam z całej siły.

Jak mogłam być tak zapatrzona w Logana, który przekreślił moją przyjaźń z Chrisem w tak perfidny i ohydny sposób? Jak mogłam zostawić mojego najlepszego przyjaciela bez wyjaśnień, kiedy ten zachodził w głowę czemu ta Issy z którą jadł brzoskwiniowe tarty i z którą biegał, aby złapać najlepsze falę? 

- Issy, wszystko w porządku.

Odrywam się od niego gwałtownie.

- Nic nie jest w porządku. On rozwalił naszą przyjaźń, naszą przyszłość i wspólne plany, a ja nawet tego nie zauważyłam! - łapie się za głowę, mocno szarpiąc za włosy. Chris stanowczo kładzie mi dłonie na ramionach. Opuszczam dłonie. Spoglądam w jego oczy widząc masę wspomnień.

- Issy, oboje zostaliśmy wkręceni - mówi to tak spokojnym, aksamitnym głosem że aż mnie zatyka. Dzięki temu jestem w stanie złapać porządny haust powietrza, spróbować uspokoić myśli - To nie jest nasza wina.

Ponownie patrzę w jego oczy, uświadamiając sobie jak bardzo mnie to koi. Spoglądam na zarysowaną szczękę i kilkudniowy zarost, skórę w kolorze mlecznej kawy i ciemne rzęsy, na których zazwyczaj widziałam krople morskiej wody. Kiedyś mówiłam że wygląda jak Eryk, odwiedzający swą ukochaną Ariel, ale tylko zbył mnie śmiechem. Dalej tak uważam. 

- Kiedy tak wydoroślałeś, co? 

To pytanie, jak i nagła zmiana tematu chyba go zaskakują. Uśmiecha się lekko, wciąż nie spuszczając rąk z moich zwiotczałych ramion. Nie opuszczam ich. Chcę czuć jego dotyk na mojej odkrytej skórze, bo tak bardzo za nim tęskniłam. 

- Mógłbym zadać ci to samo pytanie, ale właśnie zauważyłem że masz pryszcza na czole i chyba dochodzę do wniosku, że wciąż jesteś w okresie nastoletnich hormonów. 

Odwracam głowę w stronę lustra upewniając się że żartuje, a on wybucha śmiechem. 

- No dzięki, skóro bez skazy - parskam i teatralnie przewracam oczami. Muszę mieć rumieniec na policzkach, co dziwne, bo kiedyś żartowaliśmy na takie tematy w kółko. I to nie kwestia oddalenia się od siebie, zmiany w nas samych, tylko innej wibracji w naszej relacji. 

- Fanki Thora tylko potwierdzą twą tezę. 

- Tęskniłam za twoją skromnością - odgryzam się, a ten znów się śmieje, na co moje serce wykonuje dzikie salto w żebrach. 

Ponownie stoimy w ciszy. Dochodzą nas jakieś pojedyncze dźwięki z plaży, ale nawet nie zwracamy na nie uwagi. Bicie naszych serc zagłusza nagle wszystkie nasze problemy, obawy, troski, głupotę ludzką. A jak kładę dłonie na jego piersi, po czym całuje. 

W tym pocałunku jest ogrom czułości, ale nawet nie ma co mówić o subtelności. Chris przyciąga mnie do siebie, mocniej napierając na mnie swoim odkrytym ciałem. Całuje go żarliwie, a on oddaje mi pocałunek z równie silną zapalczywością i oddaniem, kiedy nasze spocone ciała ocierają się o siebie. 

Wytaczamy się z łazienki i kierujemy swoje kroki do kantorka barmana. Tam zasuwamy plastikowe, tanie drzwi, po czym zaczynamy badać siebie wzajemnie. Rysuje okręgi na jego mocnych, umięśnionych ramionach, kiedy ten przesuwa palcem od moich łopatek aż do krzyża, sprawiając że drżę, sprawiając że mam nierówny oddech. 

Odrywam się od jego ust, aby skierować moje wargi na jego obojczyk, pierś, brzuch. Z każdym mokrym pocałunkiem, wyszeptuje jego imię. Chcę zostawić ślad moich ust na jego ciele, zostawiając dowód swojej wielkiej tęsknoty, a on oddaje mi się. Ponownie całuje jego twardy brzuch, pierś, ramiona. Mam wrażenie że wnętrzności mi się palą. 

Chris również obdarowuje mnie pocałunkami, czuję ich ślad i ledwo oddycham. Pożądanie jednoczy się z uczuciem do niego, wiem że go pragnę. 

Kiedy ponownie patrzymy sobie w oczy, ciężko dysząc, szepcze :

- To się porobiło...

- Wendy na pewno byłaby zadowolona - chichoczę, a on całuje mnie w nos. W jednej chwili przepełnia mnie bezbrzeżne szczęście. 

- Zapewne planowałby już jak ozdobić kobierzec ślubny... A ja teraz chcę ciebie. Tylko ciebie. 

Ujmuje moją twarz w swoje dłonie, a ja odpływam kiedy znów mnie całuje. 

☆☆☆☆

Dziesięć miesięcy później...

- Jestem aktorem w uniwersum Marvela, a nie Star Warsów! 

- Ciii! Daj mi wpiąć ostatnią spinkę!

Przyglądam się prowizorycznemu lusterku, stwierdzając iż efekt fryzury jest zadowalający. Obracam lusterko tak, aby spojrzeć na mojego mężczyznę, który jeszcze szoruje deskę. Perfekcjonista, jak zawsze. 

W końcu wstaje, gotowa do surfingu. Nie mogę uwierzyć, iż z okazji naszych zaręczyn przebraliśmy się za Qi'rę i Hana Solo w wersji bardziej okrojonej i mamy zamiar tak wskoczyć na deski. W głowie mi się to nie mieści, a geniusz mojego umysłu zaskakuje samą mnie. 

- Tylko nie odleć za daleko - Chris puszcza mi oczko, po czym podchodzi do mnie. Oddaje mi długi, namiętny pocałunek. 

Po naszym gorącym akcie w barze, chyba sami nie mogliśmy połapać co się wydarzyło i aby przetrawiać tą informację, zostaliśmy ponownie przyjaciółmi. Po tylu latach tych całych nieporozumień, z powrotem miałam najlepszego przyjaciela, z którym relacja nie zmieniła się w żaden sposób. Próbowaliśmy ostatnio nawet upiec tartę, ale skończyło się na tym że w obawie przed pożarem, wzięłam gaśnicę i zamiast wycelować w kuchenkę, wycelowałam w siebie. 

Myśleliście że takie rzeczy dzieją się tylko w filmach? Otóż zdarzają się również w życiu, przy akompaniamencie śmiechu twojego chłopaka, który uznawszy całą sytuację za przezabawną, strzela ci mnóstwo fotek. Nigdy tego nie zapomnę i to nie tylko ze względu zdjęć, z których jedno widnieje na tapecie Chrisa.

Nigdy nie zapomnę też tych letnich dni spędzonych z nim, kiedy byliśmy tacy beztroscy, z mnóstwem planów na przyszłość. Nasza przyjaźń została jednak potraktowana jak niechciany kwiat, zniszczona i zdeptana. Porzucona na kilkanaście zbyt długich lat. 

Ale karma wraca, a dobro zawsze podwaja swą siłę. Teraz nasza przyjaźń i miłość są o wiele silniejsze, nie perfekcyjne, ale prawdziwe. Gotowe na kolejne wyzwania, chociażby miałby być one siły tarczy Kapitana Ameryki. 

- To co Qi'ra? Gotowa? 

Głos Chrisa wyrywa mnie z nostalgii. Spoglądam na niego, jego twarz rozjarzoną w uśmiechu. W kącikach oczu pojawiają mu się urocze zmarszczki, błękit tęczówek błyska. Pianka tym razem w beżowych kolorach, aby pasowała do stroju, przypomina mi stare czasy. Patrzę jeszcze na niebieskie nitki na naszych kostkach, nie rozerwalne od lat i w duchu dziękuje wszystkim ludziom którzy przyczynili się do tej relacji. Dziękuje naszej dwójce. 

- Chyba jeszcze nigdy nie byłam aż tak gotowa, Hanie Solo, posiadaczu nieskazitelnej skóry. 

Chris wybucha śmiechem, który w jednej chwili wypełnia całe moje wnętrzności. Wchodzimy za ręce z deskami do wody. Kładziemy się, machamy ramionami w wodzie. Czekamy na odpowiedni moment, w którym uśmiechamy się do siebie. 

A kiedy fala przychodzi, robimy to jakbyśmy mieli zapisane to w genach. Łapiemy równowagę i stajemy na deskach, śmigając po wzburzonych smugach oceanu. 


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro

#oneshoots