LIII. Cholera jasna, kocham komplikować sobie życie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Victoria, nie rób tego.

Spoglądam w stronę mojej przyjaciółki i napotykam jej litościwy wzrok, który mówi mi jednoznacznie że nie jest przekonana co do tego pomysłu. Zagryzam wargę, wiedząc że jeśli się stąd nie ruszę, Susan może w każdej chwili odjechać. Dlatego otwieram drzwi i z moją skręconą kostką, ostrożnie wychodzę z samochodu. Prześwietlili mi stopę i okazało się że mam lekki uraz. Wciąż mogę jednak chodzić, co jest dla mnie podstawowym elementem, który pozwala mi się dotachać do bramy Rogera.

- Kto tam? - z głośnika rozlega się jego głęboki głos. Przełykam ślinę.

- Otwieraj, albo podwójnie skopię ci dupsko, a to trudne ze zwichniętą kostką.

Wtedy rozlega się dźwięk otwieranej bramy, dlatego bez większego zastanowienia, czekam na jej otwarcie i utykając, zmierzam do ogromnej posiadłości Rogera. Powiększył ją dodatkowy garaż i w ogródku zaszło więcej zmian, ale ogólnie jest tak, jak dawniej. Roger przyzwyczaił się do tego miejsca i myślę że obecnie jest jego miejscem na ziemi. Zupełnie jak dwa auta - czerwone i czarne - które błyszczą na widoku, w ostatnich promieniach, wrześniowego słońca.

- Cześć - Roger otwiera mi drzwi, a ja nie czekając na zaproszenie, wymijam go z lekką trudnością i wchodzę do środka. Tam od razu spotykam swoją twarz na dużym zdjęciu w przedpokoju.

- Mówiłam ci, żebyś je zdjął - przewracam oczami i odwracam się w jego stronę. Jest ubrany w zmiętą koszulę, oczy ma podkrążone - Wiesz czemu tu jestem? - biorę się pod boki. Wygląda na skonsternowanego i zdenerwowanego, co tylko potwierdza jego drapanie się po karku.

- Myślałem że wpadłaś z miłą, niespodziewaną wizytą, ale chyba się mylę - spogląda na mnie niebieskimi oczami i przygryza wargę, co nie pomaga mu w zaistniałej sytuacji.

- Nie chyba, tylko na pewno. Co się wydarzyło?

- Może usiądziemy...

- Nie mogę - ucinam i macham szybko ręką, po czym wzdycham - Susan czeka na mnie na zewnątrz. Wyjaśnienia - nie chcę zabrzmieć, jakbym czegoś żądała, ale tak właśnie jest. Nie umiem określić, co dokładnie czuję, ale jest to na pewno pewien rodzaj wściekłości i dezorientowanie.

- Pamiętasz swój upadek na schodach? - pyta.

- Niestety nie.

- Byłaś chyba wstawiona, kiedy potknęłaś się na schodach. Szliśmy do sypialni, bo zrobiło się zimno i tam usiedliśmy na podłodze, po czym wypiliśmy prawie dwie butelki wina.... A potem - kręci głową.

- A potem co? - podchodzę bliżej i spoglądam na niego niespokojnie. Widzę jak z trudnością oddycha.

- Tori, nie pamiętam. Wiem że gdy się przebudziłem, byliśmy w łóżku. Dominique była na dole i poprosiłem ją żeby odwiozła cię do domu.

- Jasna cholera - kładę rękę na czole i czuję jak mój oddech, płata mi figle. Patrzę wszędzie, byle nie na Rogera i zastanawiam się, co ja tu jeszcze robię. Nie wiem co właściwie myśleć, a na myśl że mogliśmy coś zrobić, bez zupełnej świadomości, robi mi się niedobrze. Czuję jak tracę czucie w nogach.

- Victoria! - Roger łapie mnie w ostatniej chwili, kiedy uginają się pode mną kolana. Leżę na jego ramionach, cała zgrzana i niespokojna. Kręci mi się w głowie i nie umiem wytłumaczyć czemu tak jest, ale czuję się bardzo słabo- Trzeba jechać do szpitala - stwierdza stanowczo, na co ja się ostudzam.

- Nie - wstaje o własnych siłach i chwilę łapie równowagę. Spoglądam na Rogera. Jego bruzdy na twarzy, kurczą się, gdy wygląda na zmartwionego, a jego oczy świdrują mnie na wylot. Muszę wziąć kilka głębokich wdechów, zanim kompletnie dochodzę do siebie - Pojawię się tam za tydzień na kontroli. Zdąży mi się znudzić - znów wzdycham, czując jak kręcenie z lekka ustaje - Daj znać, jakbyś coś sobie przypomniał.

Bez zastanowienia podchodzę do drzwi, naciskam klamkę i wychodzę.

☆☆☆☆

10.09.1985, Londyn

- Cześć. Kocham cię.

Kończę rozmowę z moją siostrą, ciężko wzdychając i upycham komórkę do kieszeni. Ja jestem w szpitalu na badaniach, na które czekam, a moja siostra, u psychologa. Niestety zbyt przygniotło ją wszystko, co wydarzyło się w ostatnim czasie i zupełnie jak ja, musiała zasięgnąć pomocy specjalisty. Chowam twarz w dłoniach, uświadamiając sobie, jak znów wszystko się popieprzyło. To ten czas, kiedy walnęłabym się do łóżka i poczekała aż problemy rozwiążą się same. Szkoda, że tak być nie może.

W pewnym momencie totalnie odpływam. Twarz wciąż chowam w dłoniach, ale oddech mam płytki, zaczyna piszczeć mi w uszach. Podnoszę głowę, ale jest jeszcze gorzej. Od tamtego dnia w szpitalu, mam tak codziennie, nawet po kilka razy i zastanawiam się co jest ze mną nie tak. Ostatnio mało jadłam, ale to chyba nie znaczy żebym prawie mdlała. 

- Wszystko w porządku? - z trudnością otwieram oczy, kiedy lekarz przechodzący obok, przystaje obok mojego siedzenia. Widzę go jak przez mgłę. 

- Nie do końca - przyznaje, kiedy ktoś wychodzi z sali obok - Pomoże mi pan wstać?

Trochę mi głupio że proszę zajętego lekarza o pomoc, ale mam wrażenie jakby opuściły mnie wszystkie życiowe siły, a to nic dobrego. Lekarz bierze mnie pod ramie i wprowadza do gabinetu, od razu sadzając na leżance. Tłumaczy mojemu doktorowi co i jak, po czym opuszcza pomieszczenie. 

- Mogę się położyć? - pytam. 

- Jejku, oczywiście. Co się stało? 

Opisuje mu z grubsza sytuację, powoli dochodząc do siebie, kiedy on słucha z uwagą i patrzy na mnie z nad oprawek okularów. Potem zaczyna zadawać pytania, a kwestia mojej kostki ( która przestała mnie już boleć ) schodzi na drugi plan. Doktor zadaje ostatnie pytanie, które wprowadza mnie w duże zmieszanie. 

- Czy odbywała pani ostatnio stosunek płciowy? - pyta, a ja spuszczam wzrok. To pytanie jest przecież proste jak but, problem w tym, że stosunek który pamiętam to ten sierpniowy z Richiem ( na którego wspomnienie, boli mnie serce ), a ten który być może nie pamiętam to ten z Rogerem. Cholera jasna, kocham komplikować sobie życie. 

- Tak... - dukam słabo, czując się jak pięciolatka dla której tematem tabu jest seks. Sęk w tym, że po prostu mi głupio, że możliwe że robiłam to z dwoma facetami w tak krótkim czasie i możliwe że mogło mieć to wpływ na moje zdrowie. Chociaż, niektórzy robią tak przecież codziennie, problem w tym że nie jestem panną do towarzystwa, a zdesperowaną kobietą z trzydziestką na karku.

- Zrobimy pani badania, ale jeśli tu nic nie wykryjemy, konieczne będzie zrobienie USG.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro