XLII. Someone still Loves You

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Ciocia Tori!

Nie ważne ile razy, usłyszałam to powitanie - zawsze sprawia ono mój uśmiech, a moje chęci życiowe się podwajają. Uklękam, kiedy Domen wpada w moje objęcia. Nie wiem kiedy i jak minął ten czas, ale z Emily skończyli niedawno osiem lat. Ciężej mi już unieść ich dwójkę, na moich ramionach i szczerze mówiąc, smuci mnie to. Mam wrażenie, że za mało spędzałam z nimi czasu wtedy, kiedy byli prawdziwimi malcami. Będę kochać ich tak samo, ale teraz dużo się zmieni, a ja muszę być na to gotowa.

- Cześć - unoszę go, czując ciężkość jego ciała. Całuje go w policzek, na co chichocę. Kiedy postawiam go na ziemi, witam się z całą resztą - Emily, William, Katniss oraz Nina, córeczka Pauli. Zostałam jej chrzestną, więc w tym gronie zbiera mi się niezła gromadka. 

- Dotrzymałaś obietnicy - Susan styka się ze mną polikiem i przytula mnie z całej siły. Odwzajemniam uścisk, idąc potem do Juliet, Johna, Leight, Jimmieg'o czy Briana. Chcę już zapytać gdzie Roger, kiedy sobie uświadamiam że musieli pojechać z Freddiem coś załatwić. Spikniemy się w hotelu, tymczasem witam się z Paulą i Jackie'm. Patrzę na niego i niedowierzam, że kiedyś to on był miłością życia mojej przyjaciółki, że kiedyś chodziliśmy razem na studia i byliśmy przyjaciółmi. Teraz czuję się w jego towarzystwie, lekko mówiąc, niezręcznie a wręcz nieswojo. 

Kierujemy się na parking, skąd od razu wsiadamy do busa. Jest dzień przed planowanym, pierwszym koncertem, a ja jestem tak wycieńczona jak pomarańcza wyciśnięta przez wyciskarkę. Jetlack dopadł mnie bardzo szybko, zważając na to że zdążyłam się już przestawić w Japonii. Gorzej tylko, że w mojej głowie toczy się walka. To ona męczy mnie najbardziej, co Juliet natychmiastowo zauważa.

- Wszystko w porządku? - pyta z troską w głosie, lulając małą jeszcze Katniss. Uśmiecham się na jej widok.

- Nie do końca - przyznaje i zaczynam bawić się nerwowo palcami. Wciąż obijają mi się o uszy słowa Richa i o tym jak ostrym tonem się do mnie zwracał, mówiąc te straszne rzeczy. Na samą myśl, że przewidział opcję naszego rozstania, łzy chcą stanąć mi w oczach. Zachowuje jednak zimną krew, coraz bardziej wykręcając palce. 

- Richie? - szepcze, a ja kiwam głową i zamykam powieki. Zaczynam cicho płakać.

Nie rozumiem czemu miłość niektórych, musi być taka skomplikowana. Mam już wystarczającego pecha w innych rzeczach, a kiedy natrafia się facet, którego naprawdę kocham w naszym związku, jedna ze stron musi rozpętywać Trzecią Wojnę światową. I ta cholerna niepewność, czy Richie mówił to serio, czy pod wpływem emocji. 

- Opowiesz mi, jak wrócimy do hotelu? - kiwam tylko głową, po czym kładę głowę na jej ramieniu. Pozwalam łzom płynąć, uwalniam emocje na zewnątrz. 




Idę na sam dół. Wszyscy są do góry, dziewczyny odpoczywają na werandzie i bawią się z dziećmi, chłopaki odpoczywają po próbie, a ja muszę zostać sama. To śmieszne, zważając na fakt że wylądowałam w Belgii kilka godzin temu. Odką wymknęłam się z pokoju hotelowego Richiego, nie poczułam samotności przez otaczające mnie tłumy. Czy to na lotnisku, czy w latającym transporcie. 

Dopiero teraz przyszłam do stołówki, gdzie jest stół zastawiony herbatami, kawami a nawet kakao. Można zrobić je według własnego uznania, bo jest tu wrzątek, świeże mleko czy nawet owoce. Nie ma nikogo, a ja robię sobie zieloną z cytryną i siadam przy najbliższym stole. Zaciągam się zapachem herbaty i próbuje się uspokoić. Zebrać myśli w całość. 

Postanawiam z moim napojem, pójść na taras. Zajmuje miejsce na wiklinowej kanapie i poduszkach, którą jest obita. Upijam łyk, kuląc się w sobie, bo jest dosyć chłodno. Jest co prawda sierpień, ale to Europa gdzie jest jak w kalejdoskopie. 

Najcudowniejsza zaleta tej nocy? Kiedy spoglądam w górę, widzę gwiazdy i księżyc w półkolu. To od zawsze mnie fascynuje, mimo że kompletnie się na tym nie znam - Brian miałby wiele do powiedzenia, w kwestii znania przeze mnie astronomii - ale ja kocham na nie patrzeć. Na to jak zmieniają położenie, na drogę mleczną - przy dobrych wiatrach - która je przecinają. Niby to tylko gwiazdy, ale tak piękne, że mogłabym zasnąć patrząc się na nie. 

Nagle słyszę, jak drzwi tarasowe się rozsuwają. Spoglądam w tamtą stronę, kiedy moje ciało przeszywa dreszcz. Na balkon wchodzi Roger. 

- Cześć - uśmiecha się, co ja odwzajemniam. Ostatnio wyprzystojniał, jego włosy są w bardzo dobrej kondycji, a oczy zachowują blask. Kiedy przysiada się przy mnie, w bluzie, czuję zapach truskawek - Nie jest ci zimno?

- Hejka - również go witam - Może trochę, ale zachowuje dobre pozory - parskam śmiechem.

- Masz - ściąga bluzę, ale zanim go powstrzymuje, on narzuca ją na mnie. Pokazuje mi gest zamkniętej buzi, więc już się nie odzywam. Przy okazji, naprawdę robi mi się cieplej - Co jest? - składa ręce, opiera je o kolana - Nie powinnaś być z dziewczynami? 

- Może i powinnam - dopijam herbatę i odstawiam ją na stolik. Krzyżuje ręce na piersi - Chciałam... - waham się tylko przez chwilę - Chciałam zostać sama. 

- Czy to oznacza że przeszkadzam? 

- Nie - wzruszam ramionami, mówiąc szczerze. Roger wciąż się do mnie uśmiecha, po chwili jednak odchyla się na kanapie. 

- Czyżby odpoczynek z twoją, zieloną herbatą niebios?

- Tak - śmieje się, patrząc na filiżankę, po czym wzdycham - Nie powinieneś spać? 

- Powinienem, ale nie chcę mi się. Wypiłem pod wieczór kawę. 

- Czubek z ciebie niezły - wskazuje na swoje czoło palcem, a on wybucha śmiechem. Po chwili zapanowuje między nami przyjacielska cisza, więc patrzę się w górę. Wypatruje wielkiego wozu, szukam gwiazdy polarnej. Kiedy w tym samym momencie widzimy spadającą gwiazdę.

- Wypowiedz życzenie! - krzyczę po czym składam ręce i zamykam oczy. 

Być z Richiem, choćby nie wiem co - wypowiadam w myślach, takie właśnie życzenie. 

- Być z Victorią - jest to bardzo słaby szept i gdyby nie to, że jest cicho jak cholera, pewnie bym go nie usłyszała. A jednak. Serce zaczyna mi bić szybciej, otwieram oczy i przełykam ślinę. 

- Oczywiście, nie będziemy mówić życzeń - wręcz czuję jak Roger się uśmiecha.

Oczywiście, myślę, oczywiście



- Mam wrażenie, że ta sala się skurczyła - mruczy Susan zza sceny. 

- Albo to widownia powiększyła - wzruszam ramionami. 

- Przecież to logiczne - Paula wymachuje frytkami, które je. Czuję się dziwnie, słysząc aż taki tłum. Przebywanie z innym, zespołem który jest tylko Supportem, robi swoje. Odzwyczaiłam się od pewnych rzeczy.

Nasza rozmowa jak szybko się zaczęła, tak szybko się kończy. Chłopaki wskakują na scenę, moment szybkiego przygotowania, po czym słyszymy Tear It Up. Wszystkie łapiemy się za ręce, a nasze serca równie szybko biją. Podziwiamy Freda w skórze z czerwonymi przebłyskami, Briana ubranego jak anioł na biało - zupełnie jak Deaky - oraz Rogera, w białej koszulce z czarnym napisem Chosose Life. Mega mi się ona podoba, zupełnie jak występ, gdzie chłopaki dają czadu - jak zawsze. 

Radio Ga Ga, czyli moja ukochana, nadchodzi jako osiemnasta. I to wtedy, wtedy mam wrażenie że odlatuje. 

Roger wjeżdża z perkusją jak na wyścigówce, słyszę mruk basu Johna, gitarę Briana, który perfekcyjnie się skupia, zachowując przy tym trochę zabawy. A potem Freddie zaczyna śpiewać piosenkę, napisaną przez Rogera. Wpadł na nią, kiedy Felix zaczął wydawać dźwięki jak w refrenie : Ga i Go. Nie sądziłam że jego inspiracją, może być dziecko, ale jeśli ma dzięki temu powstawać tyle wspaniałych piosenek, to niech będzie nią dalej. 

Dźwięki komponują się ze sobą, do moich uszu wpada muzyczna mieszanka która jest miodem na moje uszy. Freddie wyciąga jak najlepiej potrafi, wokalnie wspomaga go Roger, wciąż waląc w bębny z całych sił. Kiedy widownia zaczyna klaskać na refrenie, a tysiące dłoni wyklaskuje ten sam rytm, w moich oczach stają łzy. Jeszcze nigdy nie słyszałam czegoś tak cudownego, czegoś tak zgranego i to z taką ilością dźwięków, które są perfekcyjne jak układanka. Nie ma żadnego zagubionego elementu.

Zauważam również jedną rzecz. Refren zawiera w sobie pewne słowa. ....someone still loves you. Właśnie one skłaniają mnie do refleksji, których nie potrafię zrozumieć. Ktoś wciąż cię kocha. To fakt, ale czy taki oczywisty, jaki na pierwszy rzut oka nam się wydaje?

Po tym koncercie wiem jednak. 

Wszystko co słyszymy to Radio Ga Ga. 

Radio, ktoś nadal cię kocha!

A ja chyba wiem kto. Tylko czy tego chcę?























Troszkę naciągnęłam z Radiem, ale informacje, jak i nawet pierwsza piosenka są legitne.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro