XVIII. Mój tatuś jest supel!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Victoria, co się dzieje? - Richie staje przede mną i kładzie mi dłonie na ramionach. Muszę wziąć głęboki oddech, zanim mu odpowiadam. 

- Muszę z kimś porozmawiać... 

- Mogę iść z tobą?

- Tak - ponownie łapie go za rękę, mając w głowie to że nie jestem sama. Jestem z Richiem, który uchroni mnie od ewentualnych wybuchów płaczów czy złości. A szczerze mówiąc, widząc Dominique jestem na to gotowa. 

- Cześć Domi - zaskoczona odwraca się w moją stronę. Mocniej ściskam Richa za rękę, drugą zaciskam w pięści. Czuję jak Richie się spina, ale nie odzywa się ani słowem, za co jestem mu dozgonnie wdzięczna. Spoglądam w dół i widzę czteroletniego Felixa oraz jego ciemne, duże oczy które świdrują mnie na wylot.

- Victoria? Co za niespodzianka! - chichoczę, jednakże w jej gestach wyczuwam nerwowość, a może i nawet fałszywość. Nic dziwnego, widzę dalej że między nami nie jest tak, jak sobie obiecałyśmy - czyli spokój i wspólny szacunek. Marzenia ściętej głowy. 

- Niespodzianka? - paznokcie za mocno wbijają mi się w skórę, bo po chwili czuję mocny ból. Richie puszcza mnie za rękę i obejmuje mnie pasie, co Domi szokuje, a mnie uspokaja - Czy jesteś tu celowo?

- Celowo? - widzę jak łapie syna za rękę - Czemu? 

- Dziwnym trafem znajdujesz się w tym samym miejscu co ja i moje przyjaciółki. Nie wydaje ci się to dziwne?

- Świat jest mały - uśmiecha się, co jest dla mnie jak zapalnik. Mam ochotę rzucić się na nią i naprawdę coś jej zrobić. Stare uczucia budzą się do życia, w środku gotuje złość, gdyby nie to że Richie gładzi mnie po biodrze. Czuję na sobie jego wzrok, co momentalnie sprawia że porzucam swoje waleczne zapędy. 

Postanawiam skapitulować. Wiem jednak, że jednej rzeczy ominąć nie mogę. Jest to rzecz, którą planowałam od dawna. 

Momentami wiedziałam, jak to jest całe pięć dni czekać na ojca gdy wróci z pracy. Zawsze zanim tęskniłam, mimo telefonów i wspólnych weekendów, bądź wyjazdów. Nigdy nie dawał mi do zrozumienia ani mojej siostrze, że nie jesteśmy ważne - wręcz przeciwnie. Tęsknota była jednak zawsze. 

Zastanawiam się więc, jak reaguje Felix na to, że widzi ojca co kilka miesięcy. Niby czas szybko leci, jednak dla dziecka które jeszcze się rozwija, wygląda to inaczej. To nie jego wina, że jego życiodawca to wygłodniały seksoholik i głupiec. Tylko musi na tym cierpieć. 

Wyzwalam się z objęć Richa, posyłając mu uśmiech. Muszę go uświadomić, że nie mam złych zamiarów. Chcę po prostu porozmawiać z dzieckiem.

- Cześć Felix - uklękam przy nim, a on szeroko się do mnie uśmiecha. Musi mnie pamiętać.

- Dzień dobry Toli - gdy to mówi, moje serce mięknie. Pamięta mnie doskonale. Wiem jednak, że pytam o rzecz dość poważną i dla mnie trudną, dlatego przełykam gulę w gardle i zaczynam :

- Jak twój tata?

- Mój tatuś jest supel! - klaszcze w dłonie i się cieszy - Ostatnio nosił mnie na barana, a ja udawałem że jestem samolotem! Kupił mi nawet miniaturową perkusje, żebym był jak on!

Wymienia tak bez końca - o tym jak tata go łaskocze, jak kupuje słodycze. Czyli Roger wykorzystał moją historię o moim ojcu i samolocie, którą uskuteczniałam dziś z Richem. 

- No i ma twoje zdjęcia nad łószkiem - wskazuje na mnie, a ja otwieram usta. 

Nie wiem co myśleć, co robić. Moje uczucia są w jednej chwili delikatne, wrażliwe jak mały szczeniak, w drugiej tak wybuchowe że są niebezpieczniejsze od największego wulkanu w Indiach. Drżącymi ramionami, przyciągam malca do siebie i przytulam. Tak, to pierwsza rzecz o której myślę, dlatego ją robię. 

- Kiedy wrócisz do tatusia? - pyta mnie Felix. Ciężko wzdycham, czuję łzy cisnące mi się do oczu. 

- Wiesz Felix... Ludzie się zmieniają, ich miłość do innych ludzi również... I teraz kocham tego pana tutaj... - bez wahania wskazuje na Richiego. 

☆☆☆☆

Cztery godziny później...

- Nie wierzę że zrobiłaś tak duży tatuaż! - krzyczy Paula, siedząc na kolanach Aleca, z którym się przed chwilą całowała. Chyba wszyscy się tego spodziewali oraz tego, że przed nią stoi micha frytek.

Na razie w czwórkę, siedzimy w Barze Louie, czyli naszym wspólnym miejscu spotkań. Reszta nie daje oznak życia, co może oznaczać że albo dobrze się bawią, albo po prostu realizują swoje plany. Jestem ciekawa czy Gene i Maggie serio poszli skoczyć na boungee i czy zgodnie z obietnicą, przyjadą tutaj na walcu. Ponoć Gene jest z nimi bardzo związany, jakkolwiek to nie brzmi. 

Cieszę się że chociaż Meg, kuzynka tej okropnej ladacznicy Lisy, znalazła sobie kogoś prawdziwego. Widać że KISS, to mało problemowy zespół, a Maggie i Justine są dla nich odpowiednimi kobietami. 

Wiem co u nas poszło źle, ale nie chcę przyznawać tego nawet przed samą sobą. Przeraża mnie to, że po części to przeze mnie Queen już nie jest zespołem, relacje nie są takie jak dawniej. Nie chcę jednak o tym myśleć. Chcę się cieszyć również szczęściem innych oraz moim - bo tak, spotkanie Richa to szczęście. 

- Zajebisty jest - podsumowuje Alec. 

Spoglądam na świeże malowidło na moim ramieniu. Duża maszyna do pisania, z wystającą kartką na której pisze Victory - aluzja do mojego imienia - a wszystko to okalone jest różami. Również jest czarno-biały, ale to chwilowy stan. 

- I Richa też - Paula wrzuca frytkę do ust.

- Dla ciebie Richiego - poprawia ją Rich, ale po chwili sam wybucha śmiechem. Ponoć tylko ja i Jon, mówimy na niego Rich. Cała reszta mówi na niego normalnym imieniem - Co namalowaliście na muralu? - sięga po jedną frytkę od Pauline, na co ta się oburza. 

- Nasze karykatury, dopóki nie musieliśmy spieprzać przed policją - śmieje się tym razem Alec, a moja przyjaciółka idzie w jego ślady.

- Uciekaliście przed policją? - unoszę brwi - Czemu mnie to nie dziwi?

- Miało być coś szalonego, no co - Paula wzrusza ramionami. 

Podczas gdy sobie pitolimy o wszystkim i niczym, Richie z każdą chwilą mocniej obejmuje mnie w pasie. Nie wiem czemu robi to akurat teraz, aczkolwiek przyjmuje jego czułość i sama się do niego przybliżam. Nie mam pojęcia co myśli o dzisiejszych wydarzeniach, ale domyślam się że zmieszany jest na pewno. Spoglądam mu w oczy, ale nic nie mogę się z nich wykryć. 

Po jakiś dwudziestu minutach, towarzystwo zaczyna się zbierać. Najpierw przychodzi David i siada tuż obok Richa oraz mnie, przy czym z chęcią dołącza się do rozmowy. Potem pojawia się Paul z Peterem, Justine i Ace, ale moich przyjaciółek, Maggie z Gene i reszty Bon Joviego, nadal nie ma. Postanawiamy jednak poczekać.

Ktoś nagle szturcha mnie pod stołem. Doskonale zdaje sobie sprawę z tego kto to jest, dlatego gromię ją porządnie wzrokiem. Kiedy zauważam jednak wyraz jej twarzy, widzę że nie zrobiła tego specjalnie. Jej twarz wyraża teraz " Uważaj ". A to oznacza że szykuje się coś, na co gotowa jestem, bądź coś czego nie chcę. Przełykam gulę w gardle, serce w jednym momencie bije mi szybciej. Rich na całe szczęście jest zajęty chichraniem się z innymi. 

Mija pięć minut i ten moment w końcu nadchodzi. Grupa ludzi wchodzi do baru. A są nimi Susan, Brian, Jon, Tico, Juliet, John i... 

Tak panowie i panie, Roger Taylor we własnej osobie. 

- Hej, Maggie i Gene przyjechali na walcu! 

☆☆☆☆

Zmierzając z Richem do jego mieszkania, nie odzywamy się ani na moment. 

Nie byłam przygotowana na nic co się wydarzyło i szczerze mówiąc, nie wiem czy przygotowana być mogłam. Wiem jedno - chcę udusić moje przyjaciółki za to, że zrobiły to akurat teraz. Nie mogły poczekać na odpowiedni moment, nie mogły ze mną porozmawiać - gdzie tam, sprowadziły całe Queen do Jersey!

To znaczy prawie całe, nie mam pojęcia gdzie jest Freddie...

- Victoria - Richie nagle staje i obraca mnie ku sobie na ścieżce. Kładzie mi ręce na ramionach, a jego oczy w świetle ulicznych lamp, wydają się teraz gwiazdami - Wiem że to był Roger...

- Jakie to ma znaczenie? - nie wiem skąd u mnie taka opryskliwość. Może to przez emocje. 

- Takie że widzę twoje cierpienie i uwierz, nienawidzę tego...

- Ale co ja mogę zrobić? 

- Porozmawiaj z nim.

Spoglądam na niego wilkiem. 

- Żartujesz? To on powinien pogadać ze mną! - wyrywam się z pod jego dłoni. 

Obaj patrzymy na siebie, kierowani emocjami i po raz pierwszy, idzie wyczuć między nami prawdziwe napięcie. Nie chcę tego, szczególnie teraz ale moja duma nie pozwala mi również nic z tym zrobić. Rich sam wszystko naprawia, bo podchodzi, ujmuje moją twarz w swoje dłonie i całuje. 

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro