XXIV. Ryzyko to moje drugie imię

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Kiedy rano się budzę, zauważam że przez całą noc nie puścił mojej ręki. Leżę do niego tyłem, nasze ciała kleją się do siebie, tak blisko że czuję jak mocno bije jego serce.

Nie, nie zrobiliśmy tego. Ale całowaliśmy się, przeplatując to rozmowami oraz dotykiem do chyba czwartej nad ranem. Tak dobrze czuję się w jego towarzystwie, że jestem wręcz zmuszona rozpleść nasze dłonie, przepleść jego ciało nogą i przytulić się do jego ciała, czując jak jego oddech łaskocze mnie w szyję. Na szczęście się nie budzi, no chyba że tylko wtedy kiedy kładzie mi dłonie na plecach i mocniej przyciąga. Nawet jeśli, to momentalnie zasypia, co sprawia uśmiech na mojej twarzy.

Gładzę jego włosy i patrzę się na panoramę miasta, myśląc o tym jak kochany i czuły jest Richie. Nawet nie próbował robić czegoś więcej, o nic nie pytał. Ktoś mógłby powiedzieć, że tylko się zgrywa, ale gdy patrzę w jego oczy, widzę autentyczną szczerość.

W tej właśnie chwili, przychodzi do mnie myśl że Richie mógłby być czystą kartą, nowym startem. Czuję się okropnie rozmyślając nad taką rzeczą, wiedząc że mam narzeczonego. To słowo krąży mi po głowie, jak upierdliwe dziecko które zrobi wszystko aby dostać cukierka. " Narzeczony David. David. David w szpitalu". Martwię się o niego i na samą myśl, że go zdradziłam, łzy prawie napływają mi do oczu. Cholera jasna, co ja najlepszego narobiłam? 

Ale co mam poradzić na to, że Richie jest tak cholernie wyrozumiały, kochany do bólu i sprawia uśmiech na mojej twarzy? Ktoś mógłby powiedzieć, że to chwilowa miłość, a ja inicjuje przelotny romans. Problem w tym, że gdybym robiła to świadomie, nie leżelibyśmy teraz przytuleni do siebie. To emocje wzięły górę, dały mi nie myśleć o konsekwencjach.

- Victoria? - majaczy nagle, a ja jestem zaskoczona że tak szybko się przebudził.

- Tak? - ponownie gładzę jego włosy, zauważając że ten gest mnie uspokaja. 

- Podobasz mi się...

Zatyka mnie na ekstremalnym poziomie. Nie sądziłam że wyskoczy z taką deklaracją jak gdyby nigdy nic. Nie byłam na to przygotowana, sama nie umiem okiełznać mych emocji, a odpowiedź wychodzi ze mnie automatycznie, jak z karabinu maszynowego:

- Ty mi też.

Mam kłamać? Richie serio mi się podoba. Być może nie ma między nami miłosnego uczucia, ale nikt nie wie, jak potoczą się nasze losy. Wiem również, że powinnam żyć w zgodzie ze samą sobą. Więc robię to.

Z resztą ryzyko to moje drugie imię. Czemu miałabym się go nie podejmować? 

- A mogę mieć prośbę? - odchrząkuje i lekko odsuwa głowę. Kładę więc moją z powrotem na poduszce i momentalnie się uśmiecham, widząc twarz Richa rojarzoną w radości. 

- Oczywiście - ukazuje zęby.

- Pocałuj mnie.

W pierwszej chwili, jestem lekko mówiąc oszołomiona ale uświadamiam sobie że to jedna z tych próśb, które wypełniasz z przyjemnością. Dźwigam się więc, po czym kładę na jego ciepłe ciało i ujmując jego twarz, wciąż mocno zaspaną, w moje dłonie, mocno całuje. 

Robię to powoli, bez pośpiechu i rozkoszując się tym doznaniem, a on równie leniwie to odwzajemnia. Czuję jak się uśmiecha, a kiedy przekręca mnie na drugą stronę łóżka, zawisając nade mną, nagle wybucham śmiechem. 

Takim oto sposobem, spędzamy w łóżku kolejne dwie godziny. 

☆☆☆☆

- Idziemy razem na śniadanie? - pyta Rich, ubierając koszulkę, na co ja momentalnie się uśmiecham. Kiedy chcę odpowiedzieć że tak i zdziwić się że jeszcze o to pyta, rozlega się donośne, ale to wręcz bardzo donośne walenie w drzwi, zupełnie jakby ktoś był na ekstremalnym szale. 

Serce mi zamiera. Obsługa raczej nie używałaby takiej formy jako próby wejścia do środka, no chyba, że się pali. Nie rozmyślając dłużej, otwieram drzwi.

Nie, to nie żadna obsługa, ani się nie pali. Palić to się mogą, ale tylko ze złości, moje przyjaciółki które stoją na korytarzu.

- Cześć Cross, miło cię widzieć - Paula mówi to sarkastycznie, ale i tak zamyka mnie w uścisku. Przez chwilę nie mogę go nawet odwzajemnić, bo szczęka opada mi do samej podłogi. Co one tutaj robią? Skąd wiedziały w jakim hotelu jestem? Czemu musiały przyjść akurat teraz? 

- Nie chciałaś przylecieć do Londynu, więc Londyn przyleciał po ciebie - mówi Susan, witając się ze mną. 

- Cieszymy się, że świetnie się bawisz - stwierdza Juliet, przytulając mnie jako ostatnia - Nie sądzisz jednak, że pora wracać do domu?

I wtedy Susan, zauważa Richiego. Spoglądam na nią tylko kątem oka, a i tak widzę zdziwienie bądź szok na jej twarzy. Dziwnie marszczy brwi, więc tym razem do ja przychodzę z odsieczą do mojego kochanego wybawcy. Staję przed nim i marnie uśmiecham się do dziewczyn.

- Dziewczyny, chcę wam kogoś przedstawić... - przełykam ślinę - To... Mój przyjaciel Richie - te słowa ledwo przechodzą mi przez gardło - Gitarzysta zespołu Bon Jovi, tego o którym wam mówiłam...

Znów robię krok w bok i spuszczając głowę, czekam na ich reakcje. Totalnie nie wiem czego się spodziewać i czuję się przy tym co najmniej niekomfortowo, zważając na fakt że nie całe pół godziny temu, obściskiwałam się z facetem obok. Moje przyjaciółki mają wyczucie, świetne wyczucie...

To znaczy wiecie, coś tam im opowiadałam przez telefon, aczkolwiek były to jedynie informacje po łebkach, takie z których nie wyciągniesz głębszego sensu. Wiedziały jednak jak świetnie się bawię, musiały więc zdawać sobie sprawę z tego że to jakaś poważna relacja, że coś jest na rzeczy.

- Cześć, jestem Susan. W teorii jesteśmy najlepszymi przyjaciółkami Tori, a nie w teorii jej niebiologicznymi siostrami - uśmiecha się do Richiego, wyciągając rękę w jego stronę i całe szczęście gesty te, są szczere, a nie wymuszone bądź podejrzliwe. 

- Miło was w końcu poznać, Victoria o was wspominała. Richie jestem.

Paula wygląda na co najmniej zdumioną, witając się z nim - chodzi tu pewnie o używanie przez Richiego, mojego pełnego imienia. Wszyscy wiedzą, jak ta sytuacja wygląda, na szczęście przywitanie z Juliet, przebiega normalnie.

- Wybieraliśmy się na śniadanie - informuje je i zanim powiem cokolwiek więcej, Paula wtrąca :

- Umieram z głodu. Idziemy z wami.

Po raz pierwszy od wieków, jej uzależnienie od jedzenia, naprawdę się przydaje. 

☆☆☆☆

Dzieje się coś niesamowitego, bo moje przyjaciółki akceptują Richiego, ba gadają z nim i śmieją się z nim w niebo głosy. Nie zadają zbędnych czy wkurzających pytań, wiem jednak i przygotowuje się na wieczorny wywiad, innymi słowy wyspowiadanie się z tego wszystkiego. Nie wiem na co być gotowa, ale wiem jedno - przeraża mnie wizja wyjawienia im prawdy. 

Każdy już wie, gdzie się udajemy, prawda? 

Zajmując boks, siadam obok Richa a z tyłkiem obok mnie gramoli się Paula, która już zaciera ręce. Dowiedziała się że są tu tosty, trzeba było ją więc powstrzymywać od dzikiego biegu. Mimo swojego wzrostu oraz postury, ta mała szuja jest szybsza od nas wszystkich, a złapanie jej graniczy z cudem. 

- Nię będziecie mieli nic przeciwko, jeśli zaproszę tu kumpli, prawda? 

Zdjęcie było, ale to m00d

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro