ROZDZIAŁ 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział dedykuję: mojej przyjaciółce, która dopiero dzisiaj przeczytala to opowiadanie ^^

Przyzwyczajona do normalnej rutyny Rezydencji Riddle'ów czy Malfoy Monrou wstałam o siódmej rano, czyli równo z otworzeniem Wielkiej Sali. Każde śniadanie miało trwać od siódmej do dziewiątej w tej sali - jak każdy inny posiłek. Inne dziewczyny jeszcze spały i zastanawiałam się, czy by ich tu nie obudzić, ale doszłam do wniosku, że to przecież nie moja działka. Szybko ogarnęłam się i przebrałam schodząc na śniadanie. Szłam sama, bo Prefekci zadeklarowali, że zaprowadzą nas tam, ale dopiero o 8:00 rano. Nie chciało mi się po prostu czekać. Z natury jestem cierpliwą osobą, ale czasem odchodzę od codziennej rutyny i wyrywam się - tak jak dziś. Szybko doszłam do wniosku, że sama nie znajdę, ani drogi do Wielkiej Sali, ani drogi powrotnej do Pokoju Wspólnego. Z mojej małej opresji uratował mnie ten sam chłopak, który wczoraj siedział przy samym kominku jako najważniejszy Ślizgon.
- Zgubiłaś się ? - chłopiec był całkowicie uprzejmy i w ogóle nie pasował do obrazka typowego czystokrwistego dziecka, ale może to tylko maska.
- Można to tak nazwać. - przyznałam równie uprzejmie. Zasada numer jeden: Nie rób sobie niepotrzebnie wrogów.
- Amadeus Burke. - przedstawił się, chłopiec wyciągając do mnie swoją dłoń.
- Delphi Riddle. - odparłam, a Ślizgon ucałował mi dłoń w iście szarmancki sposób.
Ruszyliśmy w stronę Wielkiej Sali. Chwilową ciszę przerwał Amadeus:
- Mogę się ciebie o coś zapytać ?
- Oczywiście.
- Czemu McGonagall tak dziwnie zareagowała na twoje nazwisko?
- Ze względu na mojego ojca.
- A kim jest twój ojciec ? - zapytał chłopiec z uprzejmą ciekawością w głosie. Teraz rozumiem czemu jest „królem'' Slytherin'u - świetnie potrafi zmieniać swoje maski i zdobywać poparcie.
- Czarnym Panem. - stwierdziłam tak, jakby to było coś oczywistego i kompletnie normalnego.
- To nie jest zabawne. - Ślizgon wydawał się nieco zirytowany.
- Znasz może Toma Riddle'a ? - zapytała zrezygnowana, było zbyt wcześnie, żeby rozegrać to inaczej.
- Tak. To legenda Slytherin'u: Pierwszy półkrwi, który trafił do naszego domu. Zniknął na parę lat po ukończeniu Hogwartu i podjął prace w sklepie ,, Borgin & Burkes '', a następnie słuch o nim zaginął ... jednak niektórzy twierdzą, że stał się Czarnym Panem, Sama-wiesz-kim, ponieważ Riddle zniknął w tym samym roku co ... - chłopiec momentalnie urwał swoją wypowiedź przypatrując mi się otwarcie. - Ale to tylko plotki. - stwierdził twardo. - Ja w to nie wierzę.
- Nie musisz. - odparłam spokojnie. - Nie mam zamiaru zbierać sobie poparcia i lojalności powołując się na ojca. Sama dam radę. - chłopiec po krótkiej pauzie roześmiał się arogancko, co mnie zirytowało. Wszelka uprzejmość zniknęła zastąpiona nieuzasadnionym poczuciem wyższości. Jeszcze się przekona kto tu jest lepszy. Doszliśmy przed drzwi Wielkiej Sali.
- Więc powodzenia, córko Czarnego Pana. - zakpił chłopiec. - Przyda ci się.
Nie raczyłam mu na to odpowiedzieć czując, że to mógłby być wstęp do otwartej wojny ze starszym Ślizgonem.
Rozeszliśmy się, każdy poszedł w swoją stronę. Sala była jeszcze prawie pusta; zaledwie parę starszych Puchonów, zaczytanych Krukonów, podekscytowanych Gryfonów i Draco ze swoimi towarzyszami - moja mała świta. Opadłam po między Draco, a tym ... noo ... Nott'em ... ? Ugh. Muszę poćwiczyć pamięć. Zerknęłam kątem oka na tego ... Burke'a - chłopiec witał się właśnie z jakimiś dwoma innymi Ślizgonami. Muszę jeszcze coś wymyślić, żeby udowodnić w subtelny sposób temu ''królowi'', że nie powinien mnie lekceważyć. Podsunęłam do siebie miskę z owsianką witając się z obecnymi Ślizgonami ( Nott'em, Draco i jego dwoma osiłkami ). Rozpoczęliśmy miłą rozmowę: wymienialiśmy się ciekawostkami o Hogwarcie, chwaliliśmy się umiejętnościami teoretycznymi i ''obgadywaliśmy'' profesorów. Ok. 8:10 Prefekci rozdali nam nasze plany zajęć. Pierwsze dwie lekcje to zajęcia z eliksirów, a następnie transmutacja i zaklęcia, a następnego dnia, w sobotę, tylko zajęcia z latania.
- Kto jest głową naszego domu ? - zapytała zaciekawiona Daphne dosiadając się razem z Pansy. - Za czasów rodziców był Slughorn - nauczyciel eliksirów.
- W tym roku też jest nauczyciel eliksirów. - mruknął Draco, a następnie dodał już normalnym, aroganckim tonem. - Severus Snape. Mój ojciec chrzestny.
Severus Snape ... skądś go kojarzę ... on jest, chyba jakimś szpiegiem ojca ... nie wiem - nigdy nie interesowały mnie takie sprawy.
- Podobno strasznie faworyzuje nasz dom ... - dodał Nott - ... i nienawidzi Gryfonów.
- A jak już o Gryfonach mowa ... - zaczął Draco - patrzcie kto idzie.
Mocno spóźniony Potter wkroczył do Wielkiej Sali razem ze swoim towarzyszem broni, którego imienia już zapomniałam.
- Już się nie mogę doczekać zajęć. - stwierdził Draco.
- Czemu ? - zapytałam zaciekawiona przyłączając się do rozmowy. Jak jeden mąż wszyscy zwrócili na mnie uwagę. To nie wróżyło nic dobrego - stają się lizusami !
- Moje pierwsze spotkanie z magią i twoja pierwsza rywalizacja z Potter'em. - odparł Szczurek.
- A skąd pomysł, że ja chcę z nim rywalizować ? - zapytałam przybierając maskę niewinności. - Stoimy przecież po tej samej stronie.
Draco zachichotał, a inni wpatrywali się we mnie zdezorientowani - nie załapali kawału, dzieci ...
- Oczywiście, nic innego nie podejrzewałem. - odparł Draco.
- Oczywiście. - przyznałam wstając. Zaraz miały rozpocząć się zajęcia, a tu trzeba jeszcze wrócić po książki do lochów.
Reszta też wstała i jakoś razem udało nam się przejść przez labirynt w lochach i nie spóźnić się na zajęcia.

Zajęłam miejsce na samym środku ''ślizgońskiej'' połowy klasy otoczona przez resztę. Nagle drzwi otworzyły się z hukiem, a większość uczniów podskoczyła ze strachu, żałosne. Przerośnięty Nietoperz zaczął od standardowego odczytania listy obecności zatrzymując się jedynie przy nazwisku Potter'a.
- Ach, tak. - powiedział cicho. - Harry Potter. Nasza nowa znakomitość. - Draco uśmiechnął się głupkowato wpatrzony w Złotego Chłopca.
Jestem pewna, że gdybym nie uczyła się w Hogwarcie to młody Malfoy bardzo chętnie przejąłby moje stanowisko wroga Harry'ego.
- Jesteście tutaj, żeby się nauczyć subtelnej, a jednocześnie ścisłej sztuki przyrządzania eliksirów. - zaczął rozglądając się po klasie. - Nie ma tutaj głupiego wymachiwania różdżkami, więc być może wielu z was uważa, że to w ogóle nie jest magia. Nie oczekuję od was, że naprawdę docenicie piękno kipiącego kotła i unoszącej się z niego roziskrzonej pary, delikatną moc płynów, które pełzną po przez żyły człowieka, aby oczarować umysł i usidlić zmysły ... - bla, bla, bla ... widzę, że mamy nauczyciela melodramatycznego, ale siedziałam spokojnie udając małą, słodką i naiwną dziewczynkę. - Mogę was nauczyć, jak uwięzić w butelce sławę, uwarzyć chwałę, a nawet powstrzymać śmierć, jeśli tylko nie jesteście bandą bałwanów, - spojrzałam niepewnie na osiłki Draco - jakich zwykle muszę nauczać.
No, jak ci się nie podoba nauczanie, to czemu wybrałeś sobie taki zawód ? Uśmiechnęłam się pod nosem, może być ciekawie. Snape wpatrywał się pogardliwym wzrokiem w Złotego Chłopca.
- Potter ! - powiedział znienacka Snape, ale nie tak do końca nieprzewidywalnie. Chłopiec podskoczył i rozszerzył oczy w panice. Wymieniłam rozbawione spojrzenia z Draco. - Co mi wyjdzie, jeśli dodam sproszkowanego korzenia asfodelusa do nalewki z piołunu ?
Prawie roześmiałam się na widok bladej twarzy Potter'a. Chłopiec wymienił spanikowane spojrzenie z kompletnie ogłupiałym rudzielcem, a dziewczynka obok nich wystrzeliła ręką w górę.
- Nie wiem, panie profesorze. - przyznał po chwili Harry. Snape wykrzywił wargi w drwiącym uśmiechu.
- Aha ! Najwyraźniej sława to nie wszystko. - dumał Nietoperz - Spróbujmy jeszcze raz: Potter, gdzie będziesz szukał, jeśli ci powiem, żebyś znalazł mi bezoar ?
Draco, Nott i cała reszta trzęśli się ze śmiechu, a ja siedziałam tam tylko z szyderczym uśmiechem. Podoba mi się ta lekcja.
- Nie wiem, panie profesorze. - padła zakłopotana odpowiedź.
- Wydaje mi się, że nie zaglądałeś do żadnej książki, zanim tu przyjechałeś, co Potter ? - spojrzenia Snape'a i Harry'ego skrzyżowały się i choć od chłopca biła wściekłość na nauczyciela uparcie się nie odzywał. - Potter, jaka jest różnica między mordownikiem, a tojadem żółtym.
Dziewczyna wstała celując palcami w sufit, ale nikt nie zwracał na nią zbytniej uwagi, którą poświęcał Złotemu Chłopcu. I nagle złość chłopca znalazła lekkie ujście w cichym warknięciu:
- Nie wiem. Myślę jednak, że Hermiona wie, więc dlaczego pan jej nie zapyta ?
- Siadaj. - rozkazał Snape stojącej dziewczynce, Hermionie. - A czy ktoś inny wie, czy również nic nie przeczytał, jak pan Potter ? - zapytał drwiąco Snape.
Śmiechy momentalnie ucichły i nawet zaczerwieniona, już teraz Hermiona nic nie mówiła. A, co mi szkodzi? Podniosłam rękę.
- Tak, panno ... ? - warknął profesor z nutką zadowolenia w głosie, że to jakiś Ślizgon się zgłasza.
- Riddle. - odpowiedziałam, a następnie przeszukując swoją pamięć zaczęłam tłumaczyć. - Asfodelus i piołun dają napój usypiający o takiej mocy, że znany jest również jako Wywar Żywej Śmierci. Bezoar to kamień tworzący się w żołądku kozy, który chroni przed wieloma truciznami. Jeśli chodzi o mordownik i tojad żółty to jest to jedna i ta sama roślina, nazywana również akonitem.
- Czemu w tego nie zapisujecie ? - zapytał groźnie Snape wpatrzony nieczytelnym wzrokiem we mnie. - A jeśli chodzi o ciebie, panie Potter, to twoja ignorancja pozbawiła Gryffindor pięciu punktów.
Do dźwięku skrzypiących piór doszły niezadowolone pomruki Gryfonów, który ucichły w raz z ostrym spojrzeniem Nietoperza.

- A pani, panno ... Riddle, zdobyłaś dziesięć punktów dla swojego domu.

Ha, ha ...
Riddle : 1
Potter : 0
Lekcja była, moim zdaniem, całkiem udana.

***
W mediach jest zdjęcie młodego Burke'a. I wiem, że to Biber, ale on mi po prostu bardzo do Amadeusa pasuje (z wyglądu).

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro