ROZDZIAŁ 6

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Rozdział dedykuję: mojej becie - bez niej by nie wyszło <3 .


Nadeszła upragniona sobota, a dokładniej lekcja latania z profesor Rolandą Hooch. Ciekawe na jak długo zapamiętam jej nazwisko. Lekcje latania podobnie jak eliksiry i transmutacje mieliśmy z Gryffonami. Zostaliśmy ustawieni w dwa rzędy twarzą do siebie w pewnych odstępach. Obok każdego leżała szkolna miotła.
- A teraz wystawcie dłoń, w której macie magie i zawołajcie ,, Do mnie ! ''. - instruowała profesorka.
- Do mnie ! - zawołałam przebijając się przez głosy innych, skupiając się całkowicie na miotle.
Stary Zmiatacz 3 podskoczył do mojej ręki w tym samym czasie, co miotła Potter'a.
- Brawo, panno Riddle ! Brawo, panie Potter ! Po pięć punktów dla waszych domów ! - zawołała profesorka.
Następnie miotły innych też, w końcu podskoczyły do ich rąk i pani Hooch kontynuowała:
- A teraz tak: przekładamy nogę przez miotłę i odbijamy się od ziemi, ale! Na razie nie lecimy, tylko unosimy się w powietrzu.
Wszyscy ruszyli się, żeby wykonać polecenie, ale zatrzymali się, gdy jakiś pyzaty chłopiec uniósł się w górę kompletnie nie panując nas swoją miotłą.
- Brawo, Neville ! I teraz powoli, uważaj ! - zawołała nauczycielka.
Jednak to nic nie dawało, bo Gryfon poderwał się jeszcze wyżej, szarpiąc i wrzeszcząc wywołując chichot u większości Ślizgonów. Nagle chłopiec zrobił zniekształconą pętle i spadł razem z miotłą parę metrów dalej. Wszyscy uczniowie na czele z panią Hooch podbiegli do niego. Okazało się, że to tylko złamana ręka, a szkoda ... Nauczycielka zabrała go do Skrzydła Szpitalnego krzycząc na nas, żebyśmy pod karą wydalenia z Hogwartu, nie wsiadali sami na miotły. Kiedy tylko zniknęła w zamku Draco nie wytrzymał i roześmiał się.
- Zamknij się, Malfoy. - warknęła jakaś Gryfonka.
- Co, bronisz Longbotton'a ? - zapytała kpiącym tonem Mopsica, prawdopodobnie w obronie Szczurka. - Nigdy bym nie pomyślała, Parvati, że lubisz takie małe, tłuste, rozmazane maluchy.
- A co my tu mamy ? - zapytał po chwili rozbawiony Draco podnosząc coś z ziemi. - To ta jego głupia zabawka, którą przysłała mu babcia.
- Oddaj ją, Malfoy. - warknął , jak prawdziwy Gryfon, Harry.
- Taak ? Bo co mi zrobisz ? - zadrwił Ślizgon.
- Oddaj ją. - powtórzył Potter robiąc krok w stronę Malfoy'a.
- Myślę, że jednak ją sobie zachowam albo lepiej - położę ją na dachu niech ten idiota ją szuka.
Draco wskoczył na miotłę i płynnym ruchem poszybował w górę. Szczurek, mimo wszystko, umiał nieźle latać.
- Ale możesz ją sobie wziąć. - zawołał z góry. - No chyba, że tchórzysz ! Co, Potter ?
Gryfon zrobił ruch, by wskoczyć na Zmiatacza 3, ale ta cała ... no ... Hermiona go powstrzymała.
- Harry, nie wolno. Pani Hooch nam zabroniła, a po za tym nie umiesz latać.
Ku mojemu niezadowoleniu Potter posłuchał dziewczyny, a zapowiadała się taka dobra zabawa. Muszę coś zrobić.
- Ha ! I co, Potter ? Nie stajesz w obronie tego małego, pyzatego idioty ? Taki tchórz ! Jakim cudem trafiłeś do Gryffindor'u ? - zapytała szyderczo.
Nie musiałam czekać długo na efekty moich słów. Harry poderwał się niezgrabnie na miotle i poszybował w górę, ku Szczurkowi. Zawiśli na przeciw siebie w powietrzu i nagle Draco rzucił przypominajką prosto w okno zamku. Kulka jednak nie zdążyła stłuc szyby, bo w ostatniej chwili, prawie rozbijając się Potter ją złapał. Zadowolony Gryfon wylądował z uniesioną przypominajką. Reszta uczniów z domu lwa okrążyła go krzycząc z zachwytu. Oniemiały i jednocześnie wściekły Szczurek wylądował
obok mnie. Nagle podeszła do nas profesor McGonagall.
- Panie Potter - chłopiec ma przerąbane. - proszę za mną.
Na odchodne wysłałam mu zadowolony z siebie uśmieszek na co ten zmrużył oczy. Wskazałam na siebie dwa palce, a potem uformowałam z palców okrąg na znak zera. Chłopiec wysłał mi zdezorientowane spojrzenie, ale był za daleko, by mi coś powiedzieć.

Jednak już później tego dnia zniesmaczony Potter złapał mnie po kolacji i odciągnął na bok.
- Co to miało znaczyć ?
- Słucham ? - zapytałam, chociaż byłam pewna, że wiem o co mu chodzi.
- Po lekcji latania zrobiłaś jakieś dziwne ruchy ręką. Co to znaczy ? - wyjaśnił Gryfon, a na jego twarzy wkradły się pierwsze oznaki zawstydzenia. Ciekawe, czemu chłopiec do mnie przyszedł się o to zapytać ? No cóż, grzechem byłoby mu nie odpowiedzieć, czyż nie ?
- Punktacja w naszej grze.
- Co ?
- Słucham. - poprawiłam go automatycznie. Salazarze, czy w tej szkole na prawdę nikt nie umie się poprawnie wysławiać ?
- Co ? Nie rozumiem.
- Nie mówi się ,,co'' jak jakiś niedorozwinięty idiota, tylko ,,słucham''. - wyjaśniłam lekko rozbawiona tą rozmową.
- Err ... chodziło mi bardziej o tą ,,punktacje w naszej grze'' ...
- A to ... a co tu nie rozumieć ? - zanim mu powiem, chyba mogę się trochę pobawić, co nie ?
- Jakie ,,punkty'' w jakiej ,,grze'' ?
- Punkty w grze zwanej życiem ...
- A po ludzku ? - Potter zaczerwienił się zirytowany. Nie mogłam się powstrzymać i roześmiałam się melodyjnym śmiechem, który wywołał wzdrygnięcie u Potter'a.
- Taka rywalizacja po między Złotym Chłopcem, a córką Czarnego Pana. No wiesz: taka gra, zabawa.
- A co jeśli powiem, że nie chcę grać ? - stop, stop, stop ... nie chcę grać ? Jak to ? To byłaby dobra zabawa. Nie, to tak się nie skończy. Ja chcę grać, więc on też musi.
- Uznam to za tchórzostwo. - stwierdziłam z szyderczym wyrazem twarzy.
- No cóż ... - mruknął Potter odwracając się, by odejść.
- Musisz czuć się okropnie ... jedyna osoba, z której zażartowała Tiara Przydziału ...
Chłopiec odwrócił się łapiąc za haczyk.
- Nie pasujesz na Gryfona ... moim zdaniem nie pasujesz do Hogwartu w ogóle. - stwierdziłam okrutnie napotykając wyzywająco wzrok tych szmaragdowych oczu. Nie wiem czemu, ale dźwięki nagle ucichły, a ja przestałam być świadoma otoczenia. Przez jedną, napiętą chwilę czekałam na odpowiedź Potter'a. Nie lubiłam tego, że teraz wszystko zależało od niego. Cała nasza gra, nasza rywalizacja, wszystko co jest związane z nim i jego hipnotyzującymi oczami ... nie żebym nie znalazłam sobie innego zajęcia, gdyby chłopiec by się nie zgodził. Nie jestem i nigdy nie będę od niego czy kogokolwiek innego zależna. Harry miał coś w sobie ... ten jego charakter ... nie wiem czy dobrze robię, ale wiem, że teraz ta decyzja rozpocznie naszą otwartą wojnę lub stworzy zamkniętą, bardziej subtelną formę walki, która nie będzie, aż tak zabawna czy satysfakcjonująca.
- Jakie są zasady ? - zapytał w końcu chłopiec, a ja mentalnie odtańczyłam taniec zwycięstwa wiwatując wewnątrz siebie, lecz na zewnątrz zostałam opanowana, gdy odpowiadałam dość tajemniczo:
- Nasza gra nie ma zasad, a przynajmniej nie takich skomplikowanych ... liczą się punkty.
- Kto wygra i kiedy ?
- Zapewne wygram ja i to pod koniec tego roku szkolnego.
- To się okaże, Riddle. - warknął zdeterminowany chłopiec.
- Prędzej niż myślisz, Potter. - dodałam drwiąco odchodząc w stronę lochów. Zapowiadał się ciekawy rok...

Następnego dnia zeszłam na śniadanie trochę później. Kiedy wchodziłam do Wielkiej Sali sowy właśnie odlatywały, a większość uczniów przeglądała swoją pocztę. Normalnie skierowałabym się do stołu Ślizgonów, ale moją uwagę przykuł Draco, który razem ze swoimi gorylami stał przy stole Gryfonów bawiąc się moją zabawką. Potter był moją własnością. Jakim prawem Szczurek z nim zadzierał ? Czy to nie on z wszystkich innych powinien wiedzieć najlepiej, że nie rusza się moich własności ? To ja zadarłam z Potter'em jako pierwsza. To mój wróg. Mogę brzmieć trochę psychicznie, ale mam obsesje w genach. Trzeba chyba przypomnieć Szczurkowi pewne zasady.
Podeszłam do stołu Gryffonów kompletnie zignorowana przez wszystkich.
- Pewnie, że słyszał - powiedział rudzielec odwracając się do Draco - Ja jestem jego sekundantem, a kto jest twoim ?
Malfoy spojrzał niepewnie pomiędzy swoimi osiłkami.
- Crabbe. - oświadczył. - O północy, pasuje wam ? Spotkamy się w Izbie Pamięci, zawsze jest otwarta.
Usunęłam się za plecy jednego z pachołków Draco i zostałam nie zauważona przez zamyślonego i wściekłego Szczurka.
- Ron, co to jest pojedynek czarodziejów ? - zapytał zdezorientowany, ale równie wściekły Harry. - I o co chodzi z tym sekundantem ?
Prawie się roześmiałam. Potter był kompletnie zielony w tych sprawach. Co nie usprawiedliwia, rzecz jasna, Szczurka. Dostanie mu się za to.
- Sekundant to osoba, która zastępuje walczącego, jeżeli ten polegnie. - wyjaśniłam pomocnie podchodząc bliżej chłopców.
Obaj podskoczyli w szoku. Byli tak pochłonięci tym swoim pojedynkiem, że nie zauważyli mnie. A ja na prawdę nie kryłam swojej obecności. Nie miałam nawet jak i po co.
- Riddle ... - syknął Potter. - Czego chcesz ?
- Niechcący usłyszałam o czym rozmawiałeś z Malfoy'em ... - zaczęłam szyderczo uprzejmie.
- Założę się, że bardzo chcący. - mruknął rudzielec. Zignorowałam go.
- ... i pomyślałam, że skoro jesteś nie w temacie to mogę ci pomóc i nauczyć paru sztuczek. - zaproponowałam z sztucznie miłym uśmiechem na twarzy.
- A ja z kolei sądzę, - odezwała się jakaś Gryfonka o za dużych zębach - że to co zamierzacie zrobić jest lekkomyślne i aroganckie z waszej strony.
- Lekkomyślne ... ? - zapytał rudzielec.
- Aroganckie ... ? - dodał Potter.
- Nie możecie chodzić po szkole w trakcie ciszy nocnej. - szlama zwróciła się do piegowatego chłopca, a następnie przeniosła wzrok na Harry'ego. - Jeżeli wpadniecie stracimy punkty i wszyscy będziemy mieli kłopoty.
Chłopcy wyglądali na prawie przekonanych. Dziewczynka była jak ich wewnętrzny aniołek i zdrowy rozsądek. Na szczęście, oczywiście dla mnie, ja byłam ich wewnętrznym diabłem, a raczej diablicą.
- Wasz wybór. - mruknęłam napotykając szmaragdowe oczy. - Walka trwa.
Oczy chłopca błysnęły pełne wściekłości, zawziętości i mnóstwa innych emocji.
- Nie potrzebuję twojej pomocy, Riddle. - warknął chłopiec podnosząc swoją torbę z ziemi. - Sam dam sobie radę.
- Powodzenia. - uśmiechnęłam się okrutnie. - Przyda ci się.
A następnie podeszłam do stołu Ślizgonów kodując sobie ukradkiem, że para piwnych oczu z centrum stołu wpatruje się we mnie.


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro