«rozdział 8»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

✺✺✺

POV. CAMILO

Santa madre, co mi odbiło, że pocałowałem Julkę?! Niby wiem, że to tak po przyjacielsku, no ale jednak. A co jak jej się to nie spodobało i pomyśli sobie o mnie nie wiadomo co? Ehhh, Camilo, ty stary durniu, po kiego farfocla żeś się brał za coś, o czym nie masz w ogóle pojęcia?! Po co żeś to zrobił?! Co ty sobie kiedykolwiek wyobrażałeś?! Że jakaś dziewczyna zwróci uwagę na chłopaka, który bez swojego daru jest nikim i sam nie wie, kim jest?! Że chociaż jedna osoba będzie się chciała z Tobą szczerze zaprzyjaźnić?!

Ale mam wrażenie, że Julka jest inna. Dla niej nie liczy się mój dar. Tak przynajmniej twierdzi. Tylko czy mówi prawdę? Może nie chce mnie po prostu ranić? 

Nie.

Ja ją znam. Ona jest szczera do bólu. Nie oszukiwałaby nikogo nawet dla jego dobra. Julka jest... po prostu jest i nie wyobrażam sobie, że mogłaby nagle przestać z nami mieszkać. Przy niej zawsze czuję się potrzebny. Zdałem sobie sprawę, że tak naprawdę to dla niej wstaję każdego dnia. Jeśli Julki zabraknie to... nawet nie mam, po co żyć. Bo jestem najbardziej bezużyteczny z całej rodziny.

Dobra, chłopie, wdech, wydech, nie daj po sobie poznać, że znowu myślałeś o tym, jaki jesteś beznadziejny, wszystko jest dobrze, palnij coś głupiego, może Julka się nie zorientuje. Nie wiedzieć czemu zawsze wie, co ktoś czuje. Aż mnie to czasem przeraża.

— Camilo? — usłyszałem głos Julki.

— ¿Sí?

— Myślisz, że Dolores...? — spytała, patrząc na mnie tymi swoimi wielkimi oczami. Taki niewinny ten kolor. Jak ona sama. Ale jak ci z liścia strzeli, to w przyszłym tygodniu wylądujesz. Ja coś o tym niestety wiem. Miałem wątpliwą przyjemność przekonać się, że jak Julka się wścieknie, to bez kija nie podchodź. A najlepiej w ogóle, bo ci tego kija wsadzi w miejsce strategiczne albo rozwali na łbie. Takie toto małe, ale nie bezpieczne.

Kiwnąłem głową. Nawet nie muszę zgadywać, o co jej chodzi. Wszem i wobec wiadomo, że moja wspaniała hermana usłyszy wszystko w całym Encanto. I że nie umie utrzymać niczego w tajemnicy. Chociaż o tym, jak to się obcałowuje z Mariano nikomu nie mówi. 

— Jak znam życie, to rozgadała już wszystkim — powiedziałem — Tak jest zawsze: nigdy nie wiesz czy Dolores Cię podkabluje, czy nie.

Odetchnąłem z ulgą, kiedy Julka się roześmiała. Czyli jest mała szansa, że nie domyśliła się, o czym pomyślałem. I chyba lepiej, żeby tak pozostało.

— A na ciebie nakablowała? — zapytała, wciąż się chichrając.

— Żeby tylko jeden raz — westchnąłem dramatycznie, wykorzystując okazję do zatarcia wszelkich  śladów po moich niezbyt wesołych rozmyślaniach — Zawsze było na mnie albo na Mirabel, ale ja częściej obrywałem, bo Mira i tak miała gorzej, więc brałem na siebie całą winę — dodałem, pamiętając, jak abuela za wszystko miała do niej pretensje, tylko dlatego, że nie dostała daru. To musiało być dla niej ciężkie. Tylko że ją chociaż potrzebowali, a mnie z takim bezsensownym darem nie potrzebuje raczej nikt.

— Byliście z Mirą bardzo blisko, co nie? — spytała Julka.

— Jak byliśmy mali, nie było pary większych rozrabiaków niż my, ale potem przyszła ta ceremonia i... szkoda gadać — powiedziałem. Pamiętam ten dzień doskonale. Potem wszystko się zmieniło. Już nie mogliśmy się tyle razem bawić. Chociaż wieczorami przychodziłem do niej, żeby nie było jej smutno. Oddałem jej nawet ulubionego pluszaka, byle tylko nie przejmowała się abuelą. Ciekawe czy dalej go ma? Może jeszcze gdzieś tam leży? Dobre pytanie.

Julka jakby posmutniała.

— Coś się stało? — zapytałem zaniepokojony. Jeśli Julka nie jest wesoła i nie rzuca na lewo i prawo zjadliwymi komentarzami, to naprawdę coś jest nie w porządku.

— Nie no, wiesz, nic się nie stało tylko... — Widać było, że z trudem przychodzi jej mówienie o tym, co ją trapi. — Po prostu jesteś szczęściarzem, że masz tak kochaną rodzinę. Ja nie wiem, jak to jest — dodała ciszej, wpatrując się w swoje buty.

Sam nie wiem, jak to możliwe, ale nagle okazało się, że przytulam Julkę, a ona wtula się w moje ramię. Jest taka drobna, że mógłbym ją bez problemu podnieść. 

— Ale teraz masz nas, słyszysz? Jesteś częścią naszej rodziny — powiedziałem.

I obyś została nią kiedyś naprawdę, dodałem w myślach, czując, że palą mnie policzki. 

— Gracias, ale nie musisz mnie pocieszać — odezwała się — Przyzwyczaiłam się do samotności.

Uniosłem rękę i niepewnie pogładziłem ją po włosach. Bałem się, że wyjdzie niezręcznie, ale chyba nic takiego się nie stało.

— Już nigdy nie będziesz samotna — wyszeptałem — Ja tego dopilnuję.

— Tyle to wiem — roześmiała się Julka. Ups, chyba mnie słyszała. A raczej na pewno. Przecież jestem taki mądry, że zamiast to pomyśleć, powiedziałem jej tuż przy uchu. Nie no, brawo, Camilo, jesteś mistrzem świata w nie myśleniu przed zrobieniem czegoś.

— Wiedziałam, że tak będzie!

Odskoczyliśmy od siebie jak oparzeni.

— MIRABEL?!

Nie wiem czy byliśmy bardziej zdziwieni, czy może oburzeni obecnością mojej jakże wspaniałej kuzynki.

— Przeszkodziłam Wam w czymś? — spytała z niewinnym uśmiechem. 

— Czy ty nas śledzisz? — odpowiedziała pytaniem na pytanie Julka.

— Co? Nie, przecież, że nie, gdzie ja bym was miała śledzić, przechodziłam obok, tak tylko na spacer, no wiecie, pogoda ładna, słońce ćwierka, ptaszki świecą i w ogóle – trajkotała w najlepsze Mirabel. Taki słowotok mógł u niej oznaczać dosłownie wszystko. Zresztą ona gada jak najęta nawet bez powodu. Ostatnim razem nadawała tak o magii dzień po ceremonii Antonia. Rzecz w tym, że myślała, że mówi do Dolores, a nie do mnie. Żeby nie tata, toby się mój podstęp z dokładką udał, a tak to Casita zdzieliła mnie dwa razy okiennicą. I za co, to ja do tej pory nie wiem. 

— Nie łżyj mi tu — powiedziałem, krzyżując ręce na piersi i mierząc ją, chyba, groźnym spojrzeniem.

— No już dobrze, dobrze, chciałam tylko wiedzieć, gdzie jesteście, bo zaraz obiad — tłumaczyła się Mirabel. Tak, tak, a wąż ma kolana, mhm, bardzo jej wierzę. — Ale skoro trafiłam na tak romantyczny moment to może jednak zostawię Was samych... — usiłowała dać w długą, ale Julka złapała ją za rękę.

— Gdzie tak lecisz, nie pali się, pójdziemy razem — powiedziała — Po co się mamy rozłączać, nie Camilo? — mrugnęła do mnie porozumiewawczo i nieznacznie wskazała na Mirę. Domyśliłem się (tak, ja naprawdę myślę, chociaż inni uważają, że nie), że Julka ma zamiar pilnować, żeby się czasem moja kochana prima nie wygadała, jak tylko wejdzie do domu. Albo Julka woli nie przebywać ze mną sam na sam. Szczerze mówiąc wolę tę pierwszą wersję.

I tak w końcu wyszło, że poszliśmy razem. Od lewej byłem ja, w środku Mirabel, a potem Julka. Jak tak na to spojrzeć, to ustawiliśmy się i wiekiem, i wzrostem. Albo od najmniejszego i najmłodszego do największego i najstarszego, albo od największego i najstarszego do najmniejszego i najmłodszego. Julka tak wymyśliła, a po co, to ja nie wiem. Się wolę nie wtrącać, bo mi do śmierci będzie wypominać, że zaburzyłem jej koncepcję.

— Idźcie już do jadalni, ja jeszcze tylko coś załatwię — powiedziała Mirabel, kiedy weszliśmy do Casity, i jak strzała poleciała na górę. I aż dziwne, że tych swoich cichobiegów nie pogubiła.

Jej plan działania pewnie wygląda tak:

1. Obgadać wszystko z Dolores.

2. Wygadać Isabeli.

3. Iść do Luisy.

4. Jak dobrze pójdzie, to i podzielić się tą jakże fascynującą nowiną z rodzicami

5. Zwołać ściśle tajną naradę kółka swatek.

6. To się zobaczy.

Pięknie, po prostu świetnie, jeszcze chwila i będziemy mieli całą familię na głowie. Abuela to nam żyć nie da, podobnie jak Mirabel.

— No to pożegnamy się za spokojem — odezwała się Julka.

✺✺✺

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

Santa madre-matko święta

¿Sí?-tak?

hermana-siostra

abuela-babcia

Gracias-dziękuję

prima-kuzynka

familia-rodzina


Hej, hej!

Mam nadzieję, że was nie nudzę i czytało wam się dobrze ♡

To do zobaczenia!

~Dżulia


Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro