«rozdział 7»

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

✺✺✺

— Dokąd dzisiaj? — spytała Julia, kiedy po śniadaniu razem z Camilo wyszli do miasteczka, aby zająć się dziećmi. Zadanie odpowiadało jej, jak żadne inne. Najbardziej na świecie kochała maluchy, a, jak się przekonała, one też przepadały za jej towarzystwem.

— Na razie tylko tam — odpowiedział Camilo, pokazując mały kolorowy domek na obrzeżach Encanto.

— Chyba tu jeszcze nie byłam — stwierdziła dziewczyna w zamyśleniu. Po tych paru miesiącach znała w mieście prawie każdego, a prawie każdy znał ją, jednakże tego kogoś, kto mieszkał w tamtym domu, jeszcze nie widziała, a przynajmniej tak jej się zdawało.

— Ze mną na pewno nie — powiedział Camilo i po chwili dodał z chytrym uśmiechem — Ale kto wie czy pod Twoim oknem nie wystaje w nocy jakiś Romeo, z którym chodzisz sobie po całym mieście, a on w świetle księżyca wyznaje ci swą dozgonną miłość i prosi o twoją rękę...

— Te, nie zapędzaj się tak, to nie teatr — zgasiła go Julia. Nie umiała traktować poważnie docinków chłopaka, zwłaszcza kiedy wczuwał się w swoją rolę z tak zabawną miną, jak teraz. Roześmiała się, a zachęcony jej szczerym rozbawieniem Camilo zamienił się w jakiegoś mężczyznę i, udając że stoi pod balkonem, powiedział:

— Julio, chodź no tu do mnie, nie stercz na tym balkonie!

Dziewczyna zaczęła śmiać się na całe gardło, a Camilo, kiedy wrócił do swojej postaci, zawtórował jej.

— Nawet nie wiesz, jak ty mi humor umiesz poprawić — powiedziała chwilę później Julia, ocierając łzy śmiechu.

— Do usług — Camilo ukłonił się teatralnym gestem.

— Dobra, a teraz dosyć cudowania, musimy iść — Julia pociągnęła chłopaka za rękę, może nieco zbyt mocno.

— Ładnie to tak traktować swojego przyjaciela? — zapytał z udawanym oburzeniem.

— Zaboli, jak się zaraz nie pośpieszysz — zagroziła dziewczyna — Jesteśmy spóźnieni.

— A podobało Ci się chociaż? — spytał z nadzieją w głosie.

Julia uśmiechnęła się na wspomnienie tego zabawnego, acz niestety krótkiego spektaklu. Podobało jej się, a jakżeby mogło być inaczej. Camilo umiał ją rozbawić, nawet specjalnie się nie starając.

W drzwiach domu, do którego zmierzali, pojawiła się młoda kobieta z włosami upiętymi w kok.

— Jak to dobrze, że już jesteście! — ucieszyła się na ich widok.

– Buenos días, señora –powiedzieli chórem.

— Camilo, abuela mówiła, że przyjdziesz dzisiaj z przyjaciółką — zwróciła się do chłopaka — To jest Julia, prawda?

—  — kiwnęła głową Julia.

Kobieta zaprosiła ich do środka. Ich oczom ukazał się bardzo kolorowy, a zarazem ładny salon z dwiema kanapami i regałami na książki na dosłownie każdej ścianie. Był tu również mały stolik z czterema krzesłami i ogromny dywan.

— Nie będzie mnie trzy godziny, dacie sobie radę? — odezwała się kobieta, szykując się do wyjścia.

— Jasne — padła lakoniczna odpowiedź.

— Jeśli ten imbécil niczego nie zepsuje, to będzie dobrze — dodała Julia z niewinnym uśmiechem wskazując na Camilo.

Kobieta się roześmiała.

— Skoro tak, to mogę być o was spokojna. Do zobaczenia za kilka godzin — wyszła, zamykając a sobą drzwi.

Nagle zza jednej z kanap wyskoczyła dziewczynka z warkoczykami w wieku na oko lat siedmiu. Z piskiem rzuciła się Camilo na szyję. Chłopak śmiejąc się przytulił ją i podniósł parę razy w górę.

— Ooo, jakie to słodkie — rozczuliła się Julia.

— To miał być sarkazm? — spytał Camilo, odstawiając dziewczynkę na podłogę.

— Nie, to naprawdę jest urocze.

— No dobra — wzruszył ramionami — Gabriela, co się stało? — zwrócił się do siedmiolatki, która schowała się za nim.

— Kto to jest? — zapytała cichutko dziewczynka, pokazując trzęsącym się palcem na Julię.

— A, o to chodzi — zaśmiał się Camilo — Nie bój się, to tylko Julia, ona nic Ci nie zrobi, tylko tak groźnie wygląda — dodał, jakby na przekór tego, jak bardzo niewinnie potrafiła wyglądać.

— Właśnie — przytaknęła Julia, ignorując docinek — Jeśli komukolwiek miałabym coś zrobić, to tylko temu delikwentowi — ruchem głowy wskazała Camilo — Małym dziewczynkom nie robię krzywdy, a poza tym skończyło mi się miejsce w piwnicy na ukrycie ciał — zażartowała.

Gabriela rozpromieniła się i podeszła nieśmiało do Julii.

— A Camilo to twój chłopak?

Julia i Camilo spojrzeli na siebie i w tej samej sekundzie zarumienili się.

✺✺✺

POV. JULIA

Nie wiem, skąd tej małej przyszedł do głowy taki pomysł. Camilo jest dla mnie jak brat, kocham go, ale... ale chyba nie w taki sposób, o jakim ona myśli. Nie ma sensu wyobrażać sobie nie wiadomo czego. To tylko przyjaźń. Silna, lecz przyjaźń. 

Co prawda robi mi się ciepło na sercu, kiedy mówi na mnie Julka, nikt mnie tak nie nazywa. Ale czy to ma coś znaczyć? Chyba nie...

Albo może?

Słyszałam, jak tía Pepa rozmawiała ze swoją siostrą i padło zdanie Trafił swój na swego. Nie bardzo rozumiem, o co jej chodziło, i wolę nawet nie wiedzieć.

Bo dobrze zdaję sobie sprawę, że jeszcze rok czy dwa i cała familia zacznie nas swatać, z abuelą i Mirabel na czele. Co z tego wyniknie? Boję się pytać o to tío Bruna, chociaż wiem, że powiedziałaby mi, gdybym go trochę pomęczyła. Ale czy jest sens? Czy nie lepiej byłoby czekać w spokoju na rozwój wydarzeń?

Tylko co jeśli źli ludzie przyjdą tu i spalą Encanto, jak to robili z innymi miastami? Wtedy zniszczą wszystko, nawet te wielkie plany. Wtedy już nie będą mogli nas swatać.

Bo nikt nie przeżyje.

✺✺✺

POV. CAMILO

Żebym ja mógł powiedzieć Julce, jak bardzo jest dla mnie ważna! Ale boję się, że nie zrozumie, o co mi chodzi. Że pomyśli nie wiadomo co. Tylko, że ja naprawdę ją...

Kocham?

Nie.

Nie wiem.

Może to tylko zauroczenie, takie chwilowe. 

Czy coś.

Albo i nie.

Santa madre, dlaczego ja nigdy nic nie wiem?!

Julka jest ładna, dobra, kochana.

Nawet się nigdy nie zastanawiałem czy ma jakieś wady. Tak czy siak ja ich nie widzę.

Wygląda tak krucho i delikatnie, że chciałbym ją zawsze chronić przed złem tego świata.

To ma być miłość?

Raczej nie...

Kocham ją jak rodzoną siostrę, nawet bardziej.

Tylko co to ma oznaczać?

Chyba nic.

Dobra, stary, wybij to sobie z tego pustego łba.

Dla niej jesteś tylko przyjacielem.

✺✺✺

Po dłuższej chwili niezręcznej ciszy, odezwał się Camilo.

— Znaczy no... ten... tego... yyy... przyjaźnimy się?

— Aha, na pewno — Gabriela skrzyżowała rączki na drobnej piersi. Teraz minęła jej cała nieśmiałość. — To dlaczego się tak rumienicie?

Na to pytanie żadne z niech nie znalazło odpowiedzi.

Siedmiolatka jakby tylko na to czekała. Klasnęła w drobne dłonie i przysunęła ich do siebie tak, że styknęli się nosami. Wywołało to jeszcze silniejsze rumieńce u obojga.

— A teraz się pocałujcie! — zarządziła.

Zarówno Julia, jak i Camilo byli w tej chwili tak samo zakłopotani. Im dłużej wpatrywali się w swoje oczy, tym bardziej niezręczne to było.

Wreszcie Camilo szepnął:

— Przepraszam?

I pocałował Julię w usiany drobnymi piegami policzek, a potem szybko się odsunął. Julia wyglądała na zaskoczoną, ale uśmiechnęła się.

Gabriela zaśmiała się triumfalnie.

— Można? Można! — powiedziała z satysfakcją — To co? Kiedy ślub?

Julia i Camilo spojrzeli na siebie i wybuchnęli śmiechem.

Gabriela nie rozumiała, co ich tak bardzo rozbawiło. Bo niby co jest śmiesznego w zwykłym pytaniu?

— Bo widzisz — tłumaczyła dziewczynce Julia — Jeszcze musimy trochę podrosnąć, co nie, Camilo? — mrugnęła do chłopaka. Miało to znaczyć, że cała ta niezręczna sytuacja została obrócona w żart.

Camilo z nad wyraz poważną miną pokiwał głową.

— Otóż to. Ale — dorzucił — jeśli będziesz wyjątkowo grzeczna, to może w przyszłości Cię zaprosimy... — mrugnął do Julii i dziewczyna zachichotała — Zrobimy tak, hermosa?

—  — przytaknęła Julia — Na razie jednak proponowałabym w coś się pobawić.

W dwie godziny później, kiedy do domu wróciła matka Gabrieli, zastała całą trójkę zmęczoną, ale roześmianą i szczęśliwą.

— Jak to dobrze, że mogę na was liczyć — powiedziała potem kobieta — Podobało ci się, cariño? — spytała swojej córki, a dziewczyna przytuliła się do niej i energicznie pokiwała głową, aż zatańczyły jej warkocze.

— ¡Fue genial! Mamá, a wiesz, że Camilo pocałował Julię w policzek?

Kobieta roześmiała się, patrząc na zakłopotane miny nastolatków. Ani Julia, ani Camilo nie byli w tym momencie bardzo rozmowni. To wszystko zaczynało ich coraz bardziej krępować, już nie bawić. Że też ta mała papla musiała się wygadać! Obeszłoby się i bez tego. Pożegnaliby się, jak gdyby nigdy nic i zwyczajnie żartowali z tego, jakie musieli mieć wtedy głupi wyraz twarzy. Ale nie, Gabriela nie potrafiła utrzymać języka za zębami.

Kolejna Dolores, pomyśleli w tej samej chwili.

Teraz wypadało się zręcznie pożegnać, zastosować odwrót taktyczny i modlić się, żeby w Casicie o niczym nie wiedzieli.

Tak też uczynili. Na szczęście kolejność im się nie pomyliła, ale niewiele brakowało, a Julia wywinęłaby efektownego orła w progu. Camilo mimo wszystko nie był jednak takim gamoniem, jak mówiła na niego Julia, i podtrzymał dziewczynę, chroniąc ją tym samym od rozłożenia się na glebie.

Gabriela uznała to za przejaw ich wielkiej miłości, więc ucieszyła się niezmiernie i zaczęła klaskać. Jej mamá nie widziała w tym nic stosownego, bo delikatnie ją skarciła, jeszcze raz pożegnała się z Julią i Camilo i zamknęła drzwi.

— Nic Ci się nie stało, hermosa? — spytał chwilę później Camilo.

— Nie. Dzięki, że mi pomogłeś, bo bym takiego fikołka wyrżnęła, że tía Julieta by mi nie pomogła — zaśmiała się Julia — A tak swoją drogą, to co się zadziało, że zacząłeś tytułować mnie per hermosa?

— A co, wolisz, żebym mówił do ciebie per Wasza Wysokość?

Roześmiali się. 

— Dobra, dobra, mogę i być hermosą — powiedziała Julia — A teraz chodź szybciej, bo spóźnimy się na obiad i abuela nam żyć nie da — to mówiąc pociągnęła go w stronę rynku.

✺✺✺

⊱ ━━━━.⋅ εïз ⋅.━━━━ ⊰

Buenos días, señora-dzień dobry, pani

abuela-babcia

-tak

imbécil-imbecyl, dureń itp.

tía-ciocia

familia-rodzina

tío-wuja

Santa madre-matko święta

hermosa-piękna

cariño-kochanie

¡Fue genial!-było świetnie!

 mamá-mama


Hej, hej!

Mam nadzieję, że was nie nudzę i czytało wam się dobrze ♡

To do zobaczenia!

~Dżulia



Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro