[𝟏𝟏] 𝐆𝐢𝐫𝐥𝐟𝐫𝐢𝐞𝐧𝐝

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

KUXWA BYŁAM PEWNA, ŻE WSTAWIŁAM

PRZEPRASZAM!

" Draco Malfoy "

               — Kim. Ty. Do cholery. Jesteś?

Harry przeniósł się do siadu, słysząc warknięcie nieznanej mu dziewczyny. Swoimi zielonymi tęczówkami, bez strachu, zderzył się z natarczywym brązem, pełnym zazdrości oraz wściekłości.

— Pansy... — zaczęła Hermiona, lecz uciszyła się, kiedy to ona złączyła wzrok z betą.

Teraz Potter wiedział z kim ma do czynienia.

— Pansy Parkinson, prawda? — spytał, wstając na proste nogi.

Wspomniana dziewczyna podeszła do niego szybko, skora do ataku, lecz delikatnie dłonie Granger uspokoiły ją.

— Kim jesteś? I dlaczego dotykasz moją kobietę? — zaakcentowała wyraźnie, a Okularnik przewrócił oczami.

— Aż dziwne, że mnie nie kojarzysz, wszyscy gadają o mnie w kółko. — parsknął śmiechem, a Parkinson nagle oświeciło.

— Potter. — prychnęła. — Czego od niej chcesz?

— Oparcia, bycia moją przyjaciółką. — odparł. — No tak, zawsze muszę wszystko komplikować, bo nie mogę być bezpośredni. — dodał w myślach.

— Oparcie to ty zaraz będziesz stawiał jak będę cię bić. — uśmiechnęła się szyderczo Ślizgonka.

— Stawiać to ty możesz co innego. — prychnął równie Ślizgońsko Potter, spoglądając ostro na dziewczynę.

— Harry jest moją drugą połówką! — zirytowała się Miona.

Chłód z oczu Ślizgonki uciekł, sama wyprostowała się, splatając swoją dłoń z tą Hermiony. Parkinson spojrzała od dołu do góry na ciało Harry'ego, oceniając go w myślach, pomimo że niby nie powinna robić tego po samym wyglądzie, ale kto jej zakazywał?

Oto odpowiedź.

Nikt.

— Mogłaś mówić od razu.

— Teraz możesz wiedzieć, jak ja czułam się, kiedy przyłapałam cię i Malfoy'a w podobnej pozycji — fuknęła Granger, jednakże nie rozłączając ich dłoni. — Tylko ty bawiłaś się jeszcze mną przez parę minut, nie było to w porządku, ale przynajmniej się odwdzięczyłaś — musnęła usta swej dziewczyny. — Mmm... — wymruczała, kiedy Ślizgonka oddała pocałunek, mimowolnie pogłębiając go.

Harry patrzący na to, uniósł brew, lecz grzecznie czekał.

— Kocham cię. — mruknęła Gryfonka.

— Ja ciebie bardziej — odparła Pansy, muskając ponownie usta dziewczyny. — Ale to nie pora na kłócenie się, mamy inny problem — dodała, kiedy dostrzegła jak Hermiona otwiera swe usta, by dowieść swymi słowami, że kocha ją jeszcze mocniej niż sobie ta wyobraża — Potter, jakie masz popieprzone szczęście, wiesz? Gdyby nie to, że jesteś jej drugą połówką, to bym ciebie zabiła. — uśmiechnęła się, a Okularnik wciąż miał ten sam wyraz twarzy. — Malfoy o tobie mówił — wypaliła, nim zdążyła to przemyśleć.

— Malfoy? — zmarszczył brwi.

— Jesteś doprawdy zacofanym czarodziejem — Parkinson zaśmiała się. — Draco Malfoy, blondyn, prefekt, na którego wpadłeś, kiedy włóczyłeś się po dwudziestej drugiej.

Czyli to był on — pomyślał.

— Ten, który napadł Weasleya. Draco ma również swą drugą połówkę, jest nim Blaise Zabini, ten który pomógł ci wstać, kiedy wiewiór ciebie przewrócił.

— Fajnie — mruknął Potter. — Co o mnie mówił?

— Co ciebie tak zainteresowało? — Ślizgonka uniosła brew.

— Rozpoczęłaś temat, więc chciałbym go sprawnie zakończyć — odpowiedział miło Harry, wrzący w środku.

— Narzekał tylko ma pałętającą się omegę, szybko wykminił kto nią był, skoro kolejnego dnia podszedł do was. Potrafi odróżnić zapach, więc po rozmowie z McGonagall pochwalił się nam, że odnalazł tożsamość, cytując, tego pieprzonego Gryfona o zajebistym zapachu.

Zielonooki skinął głową, a jego wzrok zrobił się rozbiegany.

— Wszystko okej?

— Sam nie wiem — złączył wzrok z przyjaciółką. — Zostawię was same, nie róbcie głupot.

— A ty? — zaciekawiła się Miona. — Gdzie idziesz?

— Pogadać z Malfoy'em.

***

— Harry, jak dobrze ciebie widzę — rozweselił się Regulus. — Twoja matka jest u mnie w gabinecie, musi zobaczyć czy na pewno jest z tobą wszystko okej, bo inaczej mi nie odpuści.

— Mama? Tutaj?

— Niedokładnie tutaj — Potter przewrócił oczami. — Ale... po prostu chodź za mną, ta kobieta mnie tylko prześladuje.

Okularnik bez słowa szedł na nauczycielem, dostrzegając wiele zaciekawionych par oczu jak zawsze wbitych w niego. Rozglądał się dookoła, spoglądał nawet w te najciemniejsze kąty, gdzie światło słoneczne nie dochodziło, lecz nie widział nic ciekawego. Rozmowa z Draconem była tylko pretekstem, by odejść od zakochanych dziewczyn, Hermiona na pewno to wyczuła, ale czy Pansy... na to już odpowiedzi nie znał.

Black nim otworzył drzwi od swego gabinetu, rozejrzał się, upewniając czy aby na pewno nikt się im nie przygląda. Kolejno wepchnął samego Harry'ego do środka, który potknął się o własne nogi, padając długim przed swoją mamą.

— Cześć, mamuś — przywitał się, wstając szybko z podłogi.

Zatroskana Lily, machnęła dłonią, oczyszczając ubrania swego syna z wszelkiego brudu, którego mógł podnieść wraz ze sobą przez swój upadek. Delikatnym ruchem, w obie dłonie chwyciła dłoń omegi, przyglądając się uważnie. Nie dostrzegając żadnych skaz, potargała jego włosy, poprawiła okulary oraz zapięła ostatni guzik koszuli, który, sam Okularnik nie wiedział, się samoistnie rozpiął.

— Jestem pełen zdrów, mamo — westchnął, wiedząc, że ta zapewne nie mogła sypiać normalnie w obawie o jego zdrowie. — Zawsze ci piszę w listach, nie omijam szczegółów. I skoro nic mi się nie stało.

— Zwykłe słowa nigdy nie przyniosą mi ulgi jak oczy, kiedy mogę widzieć, że jesteś pełen zdrów, kochanie — przytuliła go do siebie.

— Znów zachowujesz się, jakbym miał pięć lat — burknął.

— Nieważne, ile będziesz mieć lat, Harry. Dla mnie zawsze będziesz moim małym synem, którym pierwszym słowem co prawda nie było mama, ale i tak ujęło to moje serce. Już do końca życia będę pamiętać twoją radość, kiedy ograłeś swojego ojca, stając się tym nieoficjalnie najlepszym szukającym.

— Spotkałem swoją drugą połówkę — pochwalił się, a oczy Lily się zaświeciły. — Hermiona Granger, mugolaczka, beta i jednocześnie bratnia dusza Pansy Parkinson.

— Druga połówka jest drugim najlepszym spotkaniem jakie może ci kiedykolwiek się przytrafić — powiedziała jego matka, sama mając w myślach Remusa.

— A pierwsze spotkanie? — zadał głupie pytanie, karcąc się od razu.

— Spotkanie swojej bratniej duszy, głuptasie.

— Ale kiedy ty spotkałaś tatę to nie byłaś zachwycona, mamo — upomniał ją.

— Prawda — mruknęła, śmiejąc się cicho. — No to niech będzie ten moment, kiedy wiesz, że natrafiłeś na tą osobę, która będzie z tobą do samego końca.

Do samego końca.

^^^^^^^^^

kolejny rozdział — za cztery dni [ 12.01.2021 o 14:00 ]

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro