♜ Niebezpieczny umysł ♜

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Następny dzień zaczął się u nich jasnym, lekko zielonkawym światłem, które jakimś cudem przemknęło pomiędzy mosiężnymi, kamiennymi blokami i dosięgnęło okna w mieszkaniu na pierwszym piętrze. Dotarło ono od razu do oczu Polski, który skrzywił się wyraźnie niezadowolony. Miał spore problemy z zaśnięciem w nocy, zresztą tak jak wszyscy, jednakże kiedy udało mu się wreszcie dotrzeć do fazy głębokiego snu, nic nie zdołało go już obudzić. Nic poza tym nieznośnym światłem, które też nijak przypominało dawne słońce, żyjące wciąż w utęsknionym umyśle młodzieńca. 

Nie było na co czekać, nie mieli dużo czasu, a zgodnie ze wskazówkami wczoraj napotkanego mężczyzny, powinni wynieść się stąd czym prędzej. Niebieskooki wstał z niezbyt wygodnego posłania i przeciągnął się w kilka stron, chcąc rozprostować kości. To samo zrobił ze skrzydłem, tak skrzydłem, gdyż drugie wciąż przy mocniejszym ruchu go bolało. Podjął się próbie poruszenia nim, jednak szybko tego pożałował i kujący ból przeleciał po całym jego organizmie, na co cicho syknął. Westchnął zrezygnowany, spoglądając ukradkiem na pierzasty twór na swoich plecach i zaraz szybko wziął się w garść, nie było w końcu czasu aby użalać się tak nad sobą. Polska poczuł również coś znacznie bardziej niepokojącego, czym okazało się powietrze, jakim oddychał on oraz jego przyjaciele. Coś się w nim zmieniło, a im dłużej się je wdychało, tym bardziej drapało w gardle. Zapaliło to alarmową lampkę w umyśle Polaka, która kazała mu jak najszybciej się wynieść z tego miasta.

Nachylił się i zaczął budzić swoich przyjaciół, musi wiedzieć czy oni również czują zmianę, bo co jeśli to tak naprawdę wciąż umysł płatał mu tego rodzaju figle? Może już zaczynał szaleć? Teraz już coraz bardziej przestawał ufać własnym myślom, jego domysły musiały zostać przez kogoś potwierdzone. Jako pierwsza wybudziła się Słowacja, której najwidoczniej też nie spało się najlepiej. Wory pod oczami to już chyba będzie standard, dopóki nie uda im się znaleźć jakiegoś spokojniejszego miejsca na zatrzymanie, w końcu nie mogą tak chodzić bez końca i prowadzić koczowniczy tryb życia. Powinni znaleźć dla siebie coś w rodzaju bazy, gdzie byłaby możliwość bezpiecznego pozostania.

- Dzień dobry... - Mruknęła wciąż zaspana dziewczyna, przecierając przy tym swoje oczy. - Jak się spało? - Uniosła wzrok na swojego również obudzonego towarzysza.

- Nie najlepiej - Przyznał szczerze Polska, na co kobieta jedynie przytaknęła ruchem głowy. - Słowacja, ten tego, też uważasz, że coś jest nie tak? - Zapytał niepewnie, drapiąc się przy tym po karku.

- Nie tak? - Rozejrzała się trochę skołowana po pomieszczeniu, nie będąc pewną o co chodziło rozmówcy. Przeleciała wzrokiem po całym pokoju i zaraz znów zawiesiła go na Polaku. Póki co żadnej różnicy nie zauważyła. - Co masz na myśli?

- Chodzi o powietrze. Im mocniej oddycham, tym bardziej czuję drapanie w gardle. - Coraz bardziej martwił się o stan swojej głowy, gdyż kobieta niczego na początku nie wyczuła. Obawiał się, że teraz zostanie uznany za psychola i jeszcze do tego paranoika, który wymyśla sobie niestworzone zagrożenia. Słowaczka nabrała trochę głębszego oddechu i od razu cicho kaszlnęła.

- Rz-rzeczywiście. - Odpowiedziała z przerwą na odkaszlnięcie. - Okropnie się oddycha, myślisz, że opary coraz bardziej pożerają normalne powietrze? Jeszcze trochę i nas coś tutaj sfajczy! Musimy się zbierać i to natychmiast. Chłopaki, wstawajcie! To nie jest najlepszy czas na leżakowanie! - Wstała na równe nogi i również się lekko przeciągnęła, szturchając towarzyszy swoim butem. Natomiast z serca Polski spadł ogromny ciężar, dziękował w duchu za odpowiedź kobiety, a dopiero po chwili do niego dotarło, że w sumie chyba lepiej by było, gdyby to wszystko działo się tylko w jego umyśle. Tak się przejął opinią przyjaciół, że całkowicie zapomniał o niebezpieczeństwie. Okropnie skarcił się za to w myślach i pomógł dobudzać przyjaciółce resztę zaspanej zgrai. 

Na całe szczęście, nie trwało to długo i już po chwili wszyscy byli na nogach, podnosząc swoje torby wraz z posłaniem. Rozejrzeli się jeszcze trochę dokładniej po mieszkaniu, aby sprawdzić czy nie ma tu czegoś, co mogłoby im się przydać. Znaleźli kilka batoników i puszek z zupą, zapałki, kurtki oraz środki do dezynfekcji w poręcznych buteleczkach. Nic więcej nie chcieli brać, gdyż nie ufali rzeczom, które otwarte i leżące na widoku osadzały na sobie wszystkie te niebezpieczne opary. Nareszcie przyszedł czas na ucieczkę i to najlepiej jak najdalej od miasta. Problemów z tym było kilka. Po pierwsze: nie wiedzieli nawet dokąd konkretnie się udać. Po drugie: miasto było ogromne i na pieszo prędzej się spalą od skażonego powietrza niż chociażby dojdą do jego końca. No i po trzecie: na drodze na pewno będą czyhać na nich te okropne stwory, których z dnia na dzień rodzi się coraz więcej, a przynajmniej tyle zrozumieli z krótkiej rozmowy ze Szwecją. Wiedzieli, że łatwo nie będzie, więc na pewno musieli uzbroić się teraz w cierpliwość, ostrożność no i oczywiście broń. 

Wyszli z mieszkania i od razu spojrzeli na siebie nawzajem, w końcu jednak ich wzrok zatrzymał się na Polsce. Wyglądało to tak, jakby od niego oczekiwali podjęcia decyzji co dalej. Sam nie był tego pewien, ale nie mógł tak pozostawić przyjaciół bez odpowiedzi. Zastanowił się dłuższą chwilę i rozejrzał po otoczeniu. Udało mu się coś wymyślić, ale nie był pewien czy był to najlepszy pomysł.

- Posłuchajcie... to może być ryzykowne, ale nie wiem co innego moglibyśmy zrobić. - Zaczął, aby ostrzec znajomych. - Wszyscy głównie urzędowaliśmy w mieście i wyjście poza nie było dla nas zazwyczaj obce. Było tu wszystko, czego potrzebowaliśmy - lasy, zbiorniki wodne, miejsca wypoczynkowe, więc okolicy za bardzo nie znamy. Trochę kojarzę, że dookoła znajdują się tutaj pola, a może nawet niedaleko nich będą jakieś lasy. Powinniśmy znaleźć plan miasta, a jedyny w okolicy jaki pamiętam, znajdował się na placu całkiem niedaleko stąd. Co prawda, nie wiem czy jeszcze tam stoi po tej eksplozji, ale warto sprawdzić.

- Czekaj, czekaj. To przecież był jeszcze niedawno zwykły deptak, wiesz co to znaczy? Będziemy ciągle odkryci! Jeszcze te przebrzydłe stwory nas zobaczą i będziemy w dupie! Pamiętasz dobrze, co stało się z tamtym doktorkiem! - Odezwał się wzburzony Czechy. 

- Ma rację. - Dodał Węgry, kiwając głową. - Ale z drugiej strony nie mamy też pojęcia gdzie iść. Czas nam się kończy, a wraz z nim powietrze zdatne do oddychania. Nie możemy tu zostać, a sama ucieczka i tak nam sporo zajmie. 

- No niby tak... - Burknął cicho najmłodszy z całej czwórki.

- Czyli chyba postanowione, tak? - Zapytał, a kiedy nie zobaczył żadnego sprzeciwu kontynuował. - Musimy być ostrożni, ale też nie możemy stać bezczynnie i czekać na śmierć. Węgry, masz genialną pamięć, więc to ty postarasz się zapamiętać z planu jak najwięcej. My będziemy cię osłaniać. Normalnie mógłbym naszkicować całą mapę, chociażby na szybko, ale podejrzewam, że nie będzie na to czasu. Dasz radę? - Położył dłoń na ramieniu Węgra.

- Jeszcze się pytasz? Pamiętasz jak uczyłem się przed lekcją na sprawdziany? - Zaśmiał się cicho, przywołując miłe wspomnienia z ich wspólnego dzieciństwa. Polak tylko skinął głową i również zachichotał.

- W takim razie w drogę! - Skrzydlaty ruszył jako pierwszy, a reszta od razu dorównała mu kroku. Z tyłu pozostał tylko Czechy, który sam ustawił się na właśnie tej pozycji. Jego głównym zadaniem miało być osłanianie swoich towarzyszy od tyłu, dlatego co jakiś czas się odwracał i informował jak wyglądała sytuacja. 

Cała uliczka, choć osiana nieprzyjemną atmosferą, została przebyta bez żadnych problemów. Czasami dało się usłyszeć oraz dojrzeć małe stworzenia, które szybko okazywały się zwykłymi szczurami, chociaż pewnie nie na długo. Wdychając takie opary żaden organizm nie dałby rady długo przetrwać, więc albo doprowadzi to do ich śmierci, albo co gorsza, zaczną mutować. Z tego też powodu cała zgraja chciała przejść obok nich w dużym odstępie i to jeszcze jak najszybciej. Polska jako pierwszy wychylił się zza ostatniego budynku i przeleciał wzrokiem okolicę, chcąc upewnić się co do jej bezpieczeństwa. Było cicho, nawet zbyt cicho, ale nie mieli ani chwili do stracenia. Wydał rozkaz na wyruszenie do przodu, a za nim od razu ruszyła reszta. W końcu Węgry wyszedł na prowadzenie, chcąc jak najszybciej dostrzec plan i już zacząć go zapamiętywać. 

Na środku sporego placu, otoczonego z każdej strony kamiennymi budynkami, stała niska tablica z mapą miasta oraz jego najbliższymi okolicami. Pomimo, że cały billboard został zasypany kurzem oraz popiołem, dało się wciąż coś z niego odczytać. Na przykład to, że cała okolica tego metropolis była osiana zielenią oraz otwartą przestrzenią, za którą kryły się gęste lasy z dużą ilością drzew oraz tlenu zdatnego jeszcze do oddychania. Dobrze wiedzieli, że to właśnie tam powinni się jak najszybciej udać. Trzeba było jeszcze zdecydować, w którą dokładnie stronę. Byli całkiem niedaleko centrum, więc w zasadzie wszędzie mieli podobny odstęp drogi. Węgry się na tym skupił i nie odrywał myśli od tablicy, natomiast u jego towarzyszy zaczęło się dziać coś dziwnego.

Nie wiadomo kiedy się to zaczęło, ale ich umysły były całkowicie zawalone jakimiś głosami, których słów nie byli nawet zdolni zrozumieć. Brzmiało to tak, jakby mówiło ich na raz ponad milion. Do tego zaczął się ból, zawroty głowy, nudności oraz halucynacje. Czechy wciąż widział jakieś cienie w kącikach oczu, więc obracał się bez przerwy dookoła, chcąc nadążyć za uciekinierami. Słowacja natomiast stała całkowicie bez ruchu, a wyglądała jakby dosłownie sparaliżował ją strach. W końcu upadła na ziemię i patrzyła w górę, gdyż przed jej oczami znajdowały się te same czarne oczodoły, w jakich już miała okazję się wcześniej zanurzyć przy ucieczce ze sklepu. Oddech jej przyspieszył, a usta trzymała uchylone, więc ślina miała całkowicie banalne ujście i już niedługo spływała jej beztrosko po brodzie. Polska natomiast miał ciągle przed sobą spotkanego wczoraj Szwecję, który coś do niego mówił, ale był za daleko, aby chłopak mógł go usłyszeć, więc zaczął iść w stronę ciasnych alejek między mosiężnymi budynkami, aby jakoś się do niego zbliżyć. 

Węgry natomiast całkowicie zatracił się w czytaniu planu i kiedy był wreszcie pewien, że wszystko zapamiętał i wybrał najlepszą drogę do ucieczki z miasta, rozejrzał się i ujrzał swoich nieobecnych przyjaciół. Przeszły go nieprzyjemne dreszcze i zaraz uświadomił sobie, że coś działo się w ich umysłach, gdyż sam zaczynał słyszeć głosy, choć nikogo mówiącego w okolicy nie było. Starał się ciągle myśleć o planie, aby jego to coś również nie dopadło.

- Hej! Słyszycie mnie?! Halo! - Krzyknął, patrząc bezradnie na przerażoną Słowację oraz wciąż obracającego się w niepewności Czechy. Nie mógł nigdzie dostrzec Polski, więc rozejrzał się całkowicie dookoła. Namierzył go, jak był od nich już w odległości jakichś pięciu metrów. Rozumiał, że głosem nic nie zdziała, a sam nie da rady ogarnąć swoich wszystkich przyjaciół w takim stanie. Podszedł szybko do Czech i wymierzył soczystego plaskacza w jego policzek. - Czechy, słuchaj mnie! - Spojrzał mu prosto w oczy. - Nie myśl o tych głosach! Pomóż Słowacji, a ja zgarnę Polskę. Myśl o swojej siostrze i uspokój ją! - Poinstruował młodszego i szybko pobiegł w stronę Polaka, który ślepo szedł przed siebie. 

W tym czasie Czechy spojrzał skołowany na swoją siostrę, która płakała i nie mogła uspokoić ślinotoku. Patrzyła się tępo w powietrze i ledwo oddychała z przerażenia, dlatego chłopak wiedział, że musi szybko reagować. Kucnął przy niej i złapał za jej ramiona, zaczynając nią trząść.

- Słowacja! Hej! To ja, Czechy! - Patrzył prosto w oczy dziewczyny, zupełnie zapominając już teraz o głosach. Całkowicie skupił się na swojej siostrze, którą musiał teraz uratować. Na początku wyglądało to na bezcelowe, ale z biegiem czasu wzrok kobiety wracał do normalności. Patrzyła ona wciąż przerażona, jednak teraz prosto na swojego młodszego braciszka.

- Cz-Czechy...? - Zapytała niemrawo z mocno chrypą.

- Tak! Tak! Nie myśl o tym! Pomyśl o mnie! Uratowałem cię! Myśl o czymś przyjemnym! Zaraz stąd pójdziemy! - Od tej pory Czechy ciągle coś mówił do dziewczyny, aby zająć jej oraz swój umysł rozmową. Zadawał jej nawet równania, aby jakoś pobudzić mózg do zajęcia się czymś innym niż tymi okropnymi halucynacjami. Wytarł także brodę dziewczyny i siedział z nią na ziemi, dając jej czas na ochłonięcie.

- Polska! - Węgry złapał za ramię swojego przyjaciela i zaczął go szybko odciągać od ciemnych alejek, w które chłopak już prawie się zanurzył. Skrzydlaty nic nie odpowiadał, ale za wszelką cenę chciał iść dalej, używając przy tym całej swojej siły. Węgrowi ciężko było już go trzymać i postanowił użyć taktyki, jaką wypróbował wcześniej na Czechach. Najprzyjemniejsza to ona nie była, ale za to bardzo skuteczna, więc niewiele myśląc zamachnął się i uderzył z otwartej dłoni swojego najlepszego przyjaciela w policzek.

- W-Węgry? - Chłopak złapał się od razu za policzek i spojrzał na towarzysza ze zdziwieniem. Nie wiedział co właśnie się stało, ale czuł pieczenie na twarzy.

- Tak, to ja... Jakieś paskudne rzeczy się tu dzieją. Myśl o czymś miłym i nie słuchaj głosów! Musimy się stąd szybko wynosić. Szybko, póki jeszcze pamiętam ten plan! - Złapał Polskę za rękę, jaką ten trzymał swój policzek i pociągnął go za sobą. Kiedy Słowacja zauważyła, że znajoma dwójka biegnie w ich stronę sama również wstała i pociągnęła za sobą Czechy w stronę, jaką narzucił im Węgry. On już wiedział, gdzie musieli się kierować i póki mają siły, muszą biec przed siebie jak najdalej od tego przeklętego placu. 





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Yyyy

Czy ktoś się tego spodziewał? 

Nie? 

No, ja też.

Przyszłam do domu, usiadłam i zaczęłam pisać.

Co jest-

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro