♜ Śmiertelne zaufanie ♜

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Skrzydlaty młodzieniec udał się do budynku na przeciwko miejsca, gdzie znalazł Czechy wraz z jego siostrą - Słowacją. Pomimo tego, jak wiele dla niego znaczyli to właśnie z Węgrami spędzał wszystkie najpiękniejsze chwile swojego życia.

Ojcowie ich sobie przedstawili i od tamtego czasu zawsze śmiali się razem, jak i również pomagali sobie nawzajem, kiedy była taka potrzeba. Więź jaka ich łączyła, była doprawdy niesamowita. Czasami byli myleni z rodzeństwem a nawet z niedoszłym małżeństwem. Szczerze nigdy im to zbytnio nie przeszkadzało, gdyż bardzo się kochali. Co prawda nie czuli do siebie takiej miłości jak kochankowie, bardziej po prostu chcieli móc ochronić się nawzajem od wszelkiego zła i zostać na zawsze blisko siebie. Sami często żartowali, że tak naprawdę są swoimi zagubionymi braćmi oraz, iż płynie w nich ta sama krew. Niestety nie było to prawdą, jednak oni zawsze uparcie wierzyli w swoje. Nikt nie byłby w stanie wmówić im, że nie mają racji.

Wiele myśli właśnie przepływało przez umysł Polski. Pomimo, że zazwyczaj próbował widzieć jakieś pozytywy w życiu to niestety akurat teraz, kiedy ważyły się losy jego najlepszego przyjaciela, nie był w stanie tego zrobić. Ciągle miał w głowie przykre myśli, związane ze swoim najbliższym. Nie chciał nigdy jego krzywdy i bał się, że mógłby go już nigdy nie zobaczyć. Martwe otoczenie wokół niego, wcale nie pomagało mu w uspokojeniu szalejącej wyobraźni.

Kiedy wszedł do wysokiego budynku, od razu skierował się w stronę schodów. Niestety, tak jak przypuszczał oraz widział, podczas wspinania się na piętro swoich przyjaciół, tutejsze schody również nie były w najlepszym stanie. W tym przypadku, wejście na pierwsze piętro nie wystarczy, gdyż mieszkanie, którego szuka znajduje się na trzecim. Westchnął cicho i bez słowa podszedł do stopni. Dokładnie obejrzał je od boku, aby zobaczyć czy ma jakiekolwiek szanse, aby po nich przejść. Póki co wyglądały całkiem w porządku. Chłopak, nie chcąc czekać aż sytuacja się pogorszy od razu wziął się za stawianie uważnych kroków. Na początku szło mu to niemal jak po maśle, jednak im wyżej się wspinał, tym schody gorzej wyglądały.

Kiedy znalazł się tuż pod odpowiednim piętrem, przyjrzał się dokładnie ostatnim stopniom, które miał przed sobą. Zobaczył jak jedna z ich części jest już prawie ułamana a do tego zablokowana przez dużą, metalową belkę, która prawdopodobnie spadła z wyższych pięter, robiąc za sobą wielką dziurę. Mężczyzna odsapnął głośno i rozejrzał się dookoła. Chciał upewnić się czy nie ma w pobliżu żadnej innej możliwości dostania się wyżej. Zauważył windę, jednak był to tak bardzo ryzykowny oraz nieodpowiedzialny pomysł, że natychmiast z niego zrezygnował.

Wodził wzrokiem dookoła, jednak zupełnie nic nie przynosiło mu pomysłu, w jaki sposób mógłby dostać się wyżej. Jedyną drogą wciąż pozostawały schody. Patrzył na nie niepewnie i rozmyślał w jaki sposób mógłby się przez nie przedostać. Po chwili rozłożył swoje skrzydła i spojrzał na oba. Był pewien, że stan w jakim jest lewe z nich, był zbyt kiepski aby dać radę polecieć. Tym bardziej jeśli mówimy o poderwaniu się prosto w górę. Pomimo tego, mogły służyć one jako coś na wzór paralotni lub spadochronu, spowalniającego upadek a nawet dającemu możliwość na szybowanie. Wystarczyło jedynie utrzymać oba skrzydła w odpowiedniej pozycji a wszystko powinno się udać.

Zacisnął dłonie w pięści i po wzięciu kilku głębszych oddechów postawił pierwsze kilka kroczków po stopniach. Od razu całe schody głośno zatrzeszczały, powodując zimny dreszcz przechodzący po ciele mężczyzny, jak i również napływ adrenaliny. Kiedy wspiął się wyżej, poczuł jakby podłoże pod jego stopami powoli zaczęło się zapadać. Wiedział, że wszystko może runąć w każdej chwili i pochylił się, będąc na ugiętych nogach oraz trzymając się dłońmi za wyższe stopnie przed sobą. Nawet jakby chciał się teraz wycofać byłoby już za późno. To była droga tylko w jedną stronę i nie było mowy, aby nagle się rozmyślić.

Kolejne kroki powodowały coraz głośniejsze skrzypienie oraz uczucie jakby chylenia się całej klatki ku upadkowi. Polska myślał, że uda mu się mniej więcej określić kiedy wszystko spadnie, jednak niestety nie było mu to dane. W bardzo szybkim tempie metalowa belka przeciążyła całą konstrukcję i zaczynała przechylać się prosto na Polskę. Mężczyzna w ostatniej chwili domyślił się, że to odpowiedni moment i nad niczym się już nie zastanawiając, zaczął biec przed siebie. Całkowicie wyłączył myślenie i podążał już jedynie za instynktem oraz przeczuciem. Ominął spadającą belkę, przebiegł centralnie obok niej, co spowodowało tylko szybsze przeciążenie. Odbił się od ostatniego podłoża jakie wyczuł pod stopami i wystawił ręce do przodu, unosząc do tego wysoko skrzydła. Od razu poczuł ból w lewym pierzastym tworze, jednak nie ugiął się. Odważnie udało mu się spowolnić swój skok i nawet machnąć delikatnie piórami, podlatując do pozostałej części schodów. Złapał rękami za jeden ze schodków i wylądował. Szybko jednak usłyszał kolejne głośne skrzypienie i już bez ani chwili zastanowienia przebiegł tych kilka pozostałych stopni, wręcz rzucając się na w miarę bezpieczną posadzkę.

Uklęknął i spojrzał na spadający cały ciąg stopni, który przy okazji zarwał te, znajdujące się pod nim. Mężczyzna dyszał głośno i patrzył jeszcze chwilę na cały ten bałagan. Dopiero po chwili odzyskał świadomość i dotarło do niego, co przed chwilą się stało oraz jego zaskakujący wyczyn. Podziękował sobie w duchu i podniósł się z brudnej podłogi, będąc niemal całkowicie mokry od potu. Przetarł czoło wierzchem dłoni i złożył pierzaste skrzydła. Niestety ból, który odczuł w jednym z nich nie chciał ustać. Martwiło go to poniekąd, jednak teraz miał ważniejsze zadanie na głowie. Nawet przez chwilę nie zastanowił się nad sposobem, w jaki zejdzie.

Spojrzał w stronę jednych z drzwi, które były dla niego bardzo znajome. Podszedł do nich i nadusił na klamkę, co doprowadziło do ich otwarcia. Polska na szybko rozejrzał się dookoła i wszedł w głąb ciemnego pomieszczenia. Ten budynek był zdecydowanie bardziej poniszczony niż tamten, w którym był przedtem. Rozejrzał się dookoła, przeszukał niemal wszystkie pokoje i dokładnie pozaglądał pod poprzewracane meble.

Nie mógł uwierzyć, że nigdzie nie znalazł swojego ukochanego przyjaciela.

- W-Węgry! Węgry, gdzie jesteś?! - cały głos mu drżał a słowa, które uchodziły z jego ściśniętego gardła brzmiały na strasznie wymuszone. Był pewien, że niewiele mu brakuje do zwykłego rozpłakania się jak małe dziecko. - W-Węgry... b-błagam! Proszę, powiedz coś! Daj jakiś znak! M-musisz mnie słyszeć! B-bracie! - już odczuł wodospady ciepłych łez, jakie spływały po jego lekko zaczerwienionych polikach. Opadł na kolana i spojrzał na swoje drżące dłonie.

Już miał zacząć ryczeć na cały pozostały mu głos, kiedy jednak usłyszał ciche skrzypnięcie. Spojrzał w stronę szafy, której drzwiczki się poruszyły. Polska był na tyle zrezygnowany, że nawet nie wstał. Nie przejął się faktem, że mogło być to coś niebezpiecznego. W ogóle się to dla niego teraz nie liczyło. Był zdruzgotany do momentu aż nie usłyszał znajomego głosu.

- Polska? - zza drzwiczek wyłoniła się postać młodego mężczyzny, będącego w wieku właściciela puchatych skrzydeł. Kiedy ich wzrok się skrzyżował, nowy osobnik szybko podbiegł do klęczącego przyjaciela i z całych sił go przytulił, również rzucając się na ziemię obok niego. Polska mocno wtulił się w mężczyznę i wypłakał prosto w jego szyję.

- W-Węgry...! W-wiedziałem, że byś mnie nie zostawił! - jęknął płaczliwie. Widząc stan, w jakim znajdował się młodzieniec, Węgry od razu przystąpił do uspokajania go. Gładził go po głowie i mocno trzymał w swoich ramionach. Po dłuższej chwili udało im się nawzajem opanować targające nimi uczucia i odsunęli się lekko od siebie. Dopiero teraz białowłosy dostrzegł poparzoną lewą stronę twarzy swojego bliskiego. - C-co ci się stało!? - ułożył dłoń na jego zdrowym policzku i patrzył mu smutno w oczy.

- Sam nie wiem. Czuję jedynie pieczenie na twarzy... - Mruknął cicho. - Tak naprawdę to dopiero co się ocknąłem. Usłyszałem głośny huk i to on mnie zbudził. Nie wiedziałem co to, więc szybko schowałem się w jedynym meblu, który tak naprawdę się ostał... - Westchnął, kładąc swoją dłoń na tej, należącej do Polski.

- Wybacz, ale nie było innej drogi na to piętro. Sam jestem zdziwiony, że w ogóle udało mi się to przeżyć, ale chyba nadwyrężyłem jedno z moich i tak już bolących skrzydeł. - Burknął Polska i bardzo delikatnie wystawił swoje lewe skrzydło.

- Powinienem je szybko obejrzeć! - Powiedział pewnie Węgry i już sięgnął dłonią do piór, jednak jego przyjaciel go zatrzymał.

- Nie teraz. Czechy oraz Słowacja czekają na nas na dole. Umówiłem się z nimi, że zabiorą parę potrzebnych rzeczy i zaraz udamy się na zwiady okolicy. Czas nam się kończy, musimy się pospieszyć! - młodzieniec szybko wstał na równe nogi i podszedł do największego okna, jakie udało mu się znaleźć w mieszkaniu.

- Czekaj! Co ty chcesz zrobić!? - jego przyjaciel w ułamku sekundy znalazł się zaraz obok niego i złapał za jego ramię.

- Węgry, ufasz mi? - zapytał Polska.

- Huh? Co to w ogóle za pytanie!? Oczywiście, że ci ufam! - po chwili ich wzrok znowu się skrzyżował. Polska mocno przytulił swojego przyjaciela i zaraz po wzięciu głębokiego wdechu oraz rozprostowaniu skrzydeł, zeskoczył z okna trzeciego piętra.

Od razu usłyszał zaskoczony krzyk Węgier, jednak wciąż nieustannie trzymał go jak najbliżej siebie. Najmocniej jak tylko mógł rozłożył potężne skrzydła i zaczął szybować wraz ze swoim przyjacielem prosto w stronę ziemi.

Sam nie był pewny czy uda mu się to wytrzymać. Ból w jego lewym skrzydle stawał się nie do zniesienia, jednak wiedział, że musi to zrobić, aby uchronić Węgry. Okazało się być to dla niego o wiele ważniejsze niż jego własne zdrowie.





~~~~~~~~~~~~~~~~~~~~

Nie wiem co tutaj pisać-

Ostatnio coraz bardziej chciałabym dla was coś narysować do tego opowiadania, jednak aktualnie niestety szkoła zabiera mi naprawdę dużo czasu. Może uda mi się w jakiś wolniejszy okres czasu ^w^

Mam nadzieję, że jakoś sobie radzicie na lekcjach :'^

Powodzenia w szkole i pamiętajcie, że was kocham, moje homarki 💜🦞

~Marcyś

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro