XXVIII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Pasma ciemnych włosów przywarły do czoła, z chwilą w której wybudził się ze snu. Zimny pot na jego skórze pojedynczymi kroplami spływał po skroniach, a oddech stawał się niezwykle płytki. Ciel przez dłużące się sekundy wpatrywał się w ozdobne sklepienie, po czym rozejrzał się po pomieszczeniu, w którym się znajdował.

Był w swoim gabinecie, który wydał mu się nieprzyjazny i obcy. Uniósł dłoń, nie spuszczając wzroku z otaczających go, bogato zdobionych mebli, po czym chwycił obolały kark, próbując go rozmasować. Przypomniał sobie co robił w pomieszczeniu i to, że w trakcie czytania kolejnych raportów dowódców swojej armii, jego wzrok stawał się coraz mniej wyostrzony, by finalnie nieświadomie zasnąć w niewygodnej pozycji.

Wstał z leżanki, po czym podwinął mankiety koszuli aż pod same łokcie, ponieważ wydawało mu się, iż dzisiejszego wieczoru w całym pałacu powietrze jest gorące i duszne. Rozpiął również guziki koszuli pod szyją, chcąc jak najszybciej schłodzić rozgrzane ciało, jednak wyczekiwany powiew zimnego, petersburskiego powietrza nie następował. Zebrał porozrzucane wokół mebla, na którym niedawno odpoczywał, dokumenty, finalnie układając je na blacie biurka.

Nie chciał wierzyć swoim przeczuciom, jednak nie mógł dłużej ignorować wrażenia, iż jest obserwowany. Rozważył możliwości, po czym szybkim krokiem wyszedł z pomieszczenia, co jakiś czas, ukradkiem zerkając przez ramię.

Korytarze pałacu były pogrążone w półmroku, a jedynym źródłem światła były pojedyncze lampy zawieszone na sklepieniu.

Ciel odczuwał niepokój, jednak próbował się uspokoić racjonalnymi argumentami, iż znajduje się we własnym domu, w którym nic mu nie grozi.

Żwawym krokiem pokonywał kolejne metry dzielące go od pokoju lokaja, który to powinien się przy nim pojawić już dawno. W umyśle powtarzał jak mantrę swoje rozkazy, które miały przywołać jego demona, jednak jego żądania i prośby pozostawały bez odpowiedzi.

Gdy znalazł się pod progiem pokoju Sebastiana poczuł promieniujący ból na skórze żeber, jednak jego narastający strach przeważył odczuwany dyskomfort.

Pomieszczenie wydawało się opustoszałe, jednak zrobił kilka kroków w stronę centrum pokoju, wysilając wzrok, by zlokalizować w nim swojego podwładnego.
Przez duże okna, prezentujące widok rozpościerającej się za nimi rzeki, wpadał zimny, biały blask księżyca i było to jedyne źródło światła, dzięki któremu zlokalizował mężczyznę. Demon siedział odwrócony plecami na materacu, wpatrując się w przestrzeń tuż przed nim. Ciel obserwował nikłe poruszenie mięśni pod warstwą ubrań, zupełnie tak jakby istota piekielna ciężko westchnęła. Zaczesane do tyłu włosy były znacznie krótsze, jednak w tamtej chwili kompletnie zignorował ten fakt, chcąc poznać odpowiedź na dręczące go pytanie.

—Dlaczego nie odpowiadasz na moje wezwania? —zagrzmiał, przybliżając się do miejsca, które zajmował Michaelis.

—Dlaczego, tak chętnie, powierzasz mu swoje życie, Ciel? —zirytowany ton głosu, tak różniący się od tego, należącego do Sebastiana, wybrzmiał między ścianami pokoju, powodując chwilowe przerażenie u cara.

Nieznajomy wstał z zajmowanego miejsca, zamierając tuż na wprost Phantomhive'a, który to patrzył teraz w rozżarzone, żółte tęczówki.

—Kim jesteś? —wysyczał, machinalnie cofając się o krok do tyłu. W całej swojej postawie był dumny i ze wszystkich sił, nie chciał zdradzić swojego niepokoju, przybierając surowy wyraz twarzy.

—Pytasz jakbyś nie wiedział.

Demon z wyższością i rozbawieniem wpatrywał się w cara, który to analizował jego zachowanie. Mężczyzna pochłaniał każdy szczegół wyglądu i zapachu, związany z kruchym człowiekiem stojącym na przeciwko. Był pod wrażeniem jego osobowości, a także aury jaką wokół siebie roztaczał, co wzmogło w nim uczucie zazdrości.

—Jakie masz żądania?

Chłopak pozwolił sobie na targowanie się o swoje życie z demonem, co najwyraźniej przynosiło oczekiwane skutki. Oświetlona stłumionym blaskiem twarz wyrażała zadowolenie. Ciel widział, że jest niezwykle podobny do jego demona, jednak w tym samym czasie dostrzegał diametralne różnice między nimi.

—Mam tylko jedną prośbę. —mężczyzna niemal wyszeptał swoje zdanie, kompletnie zmieniając dotychczasowy przebieg rozmowy.

—Pozwól, że to ja będę twoim demonem. —oznajmił, podchodząc do stojącego w miejscu Phantomhive'a.

—Zerwij pakt. —dodał, wyciągając w jego stronę dłoń, która, gdy tylko prawie sięgnęła ciała człowieka, została od razu odtrącona, jak gdyby Ciel pozbywał się natrętnego owada.

—Nie.

Czarnowłosy mężczyzna pokonał dzielącą ich odległość w nienaturalnym tempie, zastygając za plecami Ciela.

—Zagwarantuję ci to samo, a nawet więcej niż on. —oznajmił, po czym w pomieszczeniu rozległy się kolejne kroki i tym razem były one o wiele spokojniejsze.

—Dlaczego?

Ciel nie drgnął ani o milimetr, przyglądając się posturze demona, który przechadzał się po pomieszczeniu. Jego sylwetka była nienaganna, emanowała pewnością siebie i wyniosłością, jednak Ciel nie był już dłużej nieświadomy zachowań demonów, przez co nie onieśmielał go, a raczej wzbudzał w nim odrazę.

—Bo pragnę twojej duszy bardziej niż czegokolwiek innego. —oznajmił, zerkając na niego przez ramię tym samym wygłodniałym i pożądliwym spojrzeniem, którym raczył go Michaelis na początku ich znajomości.

—Jesteś wyjątkowy i dlatego chcę cię traktować lepiej, niż on. —kontynuował, nie mając cienia wątpliwości, iż postępuje niewłaściwie. Wieki doświadczenia, a także niezliczone godziny rozmów i negocjacji utwierdzały go w przekonaniu o jego sile perswazji.

—Mam władzę nad przeciwnikami caratu. —przyznał, demaskując przez Cielem jego największe obawy.

—Będziesz ze mną bezpieczny, bo wymorduje ich osobiście, każdego bez wyjątku. —szczycił się, nagle zamierając wpół kroku, by w następnej sekundzie znaleźć się przy chłopaku.

—Oddany i wierny. Nie będę powodem, byś zastanawiał się nad moją prawdomównością.

Zasiewał w nim niepewność i za wszelką cenę chciał sprowadzić go pod swoją opiekę, ponieważ już od dawna na niego polował. Nie wiedział w jaki sposób Sebastian zdołał pierwszy zająć miejsce u jego boku, teraz odwdzięczając się mu podstępnym zagraniem.

—Sebastian gwarantuje mi to samo. —wyrecytował, nie zważając na pogardliwe spojrzenie demona.

—Sebastian się tobą bawi, jesteś dla niego rozrywką. —zagrzmiał, posyłając mu rozbawione spojrzenie.

—Jak myślisz, dlaczego tak długo nie może znaleźć podległych mi ludzi? —spytał, a jego usta wykrzywiły się w pogardliwym uśmiechu.

—Może szuka ciebie.

—Mnie? —powtórzył ze zdumieniem, by po chwili stłumić swoje rozbawienie.

—Mój chłopcze, mój słodki królu. —sięgnął po dłoń władcy, czując pod palcami ciepło ciała chłopaka. Ciel wyswobodził rękę z jego uścisku, spoglądając w jego żółte tęczówki z oburzeniem.

—Jestem na wyciągnięcie jego ręki, tyle tylko że nie odważy się na konfrontację. —odparował, wznawiając powolny spacer po marmurowej posadzce.

—Sebastian jest za słaby. —wysyczał, spoglądając po raz kolejny na niezadowoloną minę dwudziestoletniego chłopaka. —Ze mną u boku nie będziesz musiał się niczego obawiać.

—Jak masz na imię? —Ciel nie zdradzał satysfakcji z zadanego pytania, wyczekując aż istota w końcu się przedstawi.

—Claude. —odparł, unosząc brew. Było w nim coś co przyciągało demony i szczera zazdrość niemal zżerała go od środka. Widząc go, przebywając w jego towarzystwie, czy wymieniając zdania, ten człowiek był niczym światło w otchłani, a oni przy nim zamieniali się w żądne krwi ćmy, które chciały jego blask wyłącznie dla siebie.

—Przemyśl moją propozycję, władco. Nie chcę być twoim katem, tylko sprzymierzeńcem. —usłyszał, tracąc z oczu stojącego przed nim demona.

Jasne światło dnia oślepiło go z chwilą, w której otworzył oczy. Czuł zanikający ból głowy, który z każdym kolejnym, głębszym oddechem zmniejszał swoją intensywność. W pierwszej kolejności zobaczył biały sufit ponad własnym łożem, by w następnym momencie spostrzec jedną ze swoich służących, która siedziała tuż przy nim, obserwując każdy jego gest.

—Panie? —znajomy ton głosu, a także wyczuwalne w nim zaniepokojenie, uspokoiło go na tyle, by ponownie dać wytchnienie ciążącym mu powiekom.

—Myślałam, że już cię straciliśmy, nasz władco. —powiedziała, nie mogąc powstrzymać spływających po policzkach łez szczęścia.

—Lekarz powiedział, że miałeś przeraźliwie okropną gorączkę, gdy zemdlałeś w korytarzu. —opowiadała dalej, co wcale mu nie przeszkadzało. Kobiecy głos uspokoił go na tyle, by wyciszył nagromadzone w nim emocje po spotkaniu z demonem, a także uporządkował myśli.

—Jak się czujesz? —nachyliła się nieco bardziej w jego stronę, by pomóc mu ułożyć się wyżej na poduszkach.

—Gdzie jest Sebastian? —zapytał, spojrzeniem omiatając sypialnię, by zlokalizować swojego podwładnego.

—Za chwilę się tu zjawi, nie opuszczał cię ani na moment. Miałam być chwilowym zastępstwem, bo poczuł, że za chwilę się obudzisz. —dziewczyna niewiele starsza od niego, powiedziała to niemal na jednym wdechu, zupełnie tak jakby się tłumaczyła.

—Dziękuje, Mei. Już wszystko w porządku.

—Carze, cieszę się że to słyszę. —odparła, po czym wstała z zajmowanego miejsca, wygładzając materiał sukienki. Chciała jak najszybciej oznajmić wszystkim dobre wieści o lepszym samopoczuciu cara.

—Niech nikt mnie nie niepokoi. —dodał, gdy kierowała się do wyjścia. Pokojówka zatrzymała się tuż przy drzwiach, po czym odwróciła się w jego kierunku.

—Oprócz pana Sebastiana? —spytała, posyłając mu delikatny uśmiech.

—Tak, oprócz Sebastiana. —odparł, widząc jak Mei oddaje mu zaszczyty, przed wyjściem za próg jego sypialni.

Leżał przez dłuższą chwilę zastanawiając się nad tym jak opisać to, co się wydarzyło. Ubierał swoje myśli w słowa, gdy zza skrzydła drzwi wyłonił się jego demon, który niósł na tacy kryształową karafkę z wodą, a także filiżankę z parującym naparem.

Sebastian z pociemniałym spojrzeniem pojawił się tuż przy nim, z chwilą, w której drzwi się zamknęły, odłożył srebrną tacę na mahoniowy stolik przy łóżku, nie tracąc czasu na zbędne powitania. Jego twarz pozostawała niewzruszona, z chwilą, w której nachylił się nad carem, by sprawdzić, czy temperatura jego skóry zmalała.

—Uspokój się. —usłyszał, gdy przyłożył chłodną dłoń odzianą w białą rękawiczkę do czoła swojego kontrahenta.
—Przez tą przeklętą więź czuje twoją wściekłość. —leżący tuż przed nim chłopak, posłał mu nikły uśmiech, który nie uspokoił go nawet na chwilę. Lokaj nie mógł pohamować gniewu, ponieważ wiedział, że car nie był pogrążony w gorączce, a swego rodzaju transie, wywołanym przez bliźniaczą dla niego istotę.

—Jak ma na imię? —spytał, błądząc spojrzeniem od czubka głowy Ciela, aż do jego tułowia, szukając jakichkolwiek śladów obecności innego demona, na ciele które należało do niego.

—Nie wiesz? —Ciel nie ukrywał swojego zdziwienia, unosząc brwi ku górze.

—Nie.

—Wzywałem cię. —wytknął, wpatrując się w posągową twarz lokaja. Obserwował ciemne tęczówki, z których zaczęły wybijać się jaśniejące punkty, przywodząc mu na myśl dwa rozżarzone węgle.

—Wiem. —przyznał, przypominając sobie strach kontrahenta, a także własną bezradność w wizji Phantomhive'a.

—Demon imieniem Claude. —oznajmił, wyciągając dłoń po filiżankę z naparem. Węch podpowiadał mu, iż nie jest to jego standardowa mieszanka herbat. Zerknął do wnętrza naczynia, odnajdując w nim zioła, których liści nie poznawał. Zaczerpnął łyk, po czym następny, byle tylko ugasić nagłe pragnienie.

—Czy to prawda, że jest od ciebie potężniejszy?

Odłożył filiżankę na spodek, po czym ponownie skupił wzrok na swoim lokaju, który zajął miejsce tuz przy jego łożu.

—Nie, nie jest.

—Skutecznie się ciebie pozbył z tego spotkania. —zaznaczył, napotykając wyniosłą postawę czarnowłosego mężczyzny.

—Jesteśmy sobie równi, nie jest lepszy, czy gorszy. —odwarknął, nie skupiając się na kruchej postaci wśród połów pościeli. Jego całą uwagę pochłonęły ciężkie zasłony na wprost niego, a także myśl, o tym kto byłby na tyle silny by chwilowo przerwać łączącą ich więź.

—Ale z pewnością nie działa sam. —dodał, zaszczycając uwagą kontrahenta.

—Co ci zaproponował?

—Twoje usługi, tylko lepsze. —odpowiedź Ciela nie była powodem do jego niepokoju, ponieważ odczuwał spokój płynący od człowieka.
Czyste intencje, wyczuwał przywiązanie do ich paktu, a także samozadowolenie chłopaka. Demon interpretował jego emocje, zdając sobie sprawę z czym mierzy się Claude, który niedocenił cara Phantomhive.

—Jesteś niezwykłym okazem. —przyznał, napotykając niebieskie oczy wpatrzone wprost w jego twarz.

—Nie zgodzisz się, bo zdradził się swoim imieniem. —oznajmił, zaskoczony tym, jak ludzka istota może tak szybko łączyć ze sobą poszczególne fakty i nie dać się zwodzić komuś z jego gatunku.

—Jak ktoś, kto nie jest wierny jednemu pracodawcy może gwarantować bezpieczeństwo kolejnemu? —Ciel westchnął ciężko, po czym wyswobodził nogi z ciasno owijającej go pościeli, by umożliwić sobie większą swobodę ruchów. Planował zejść z materaca, by skierować się do łazienki, uświadamiając sobie co tak na prawdę czuł.

—To od ciebie uciekałem? —spytał, rozumiejąc czyj wzrok odczuwał na sobie od momentu otworzenia oczu w tamtym dziwnym miejscu. -Od twojej obecności w gabinecie?

—W istocie.

—Naszykuj kąpiel, czuję się brudny.

Siedział w ciszy, napawając się zapachem czystości, a także relaksując napięte mięśnie, ponieważ nagromadzony stres dopiero zaczął go opuszczać. Wynurzył z wody tą samą dłoń, którą dotykał Claude zaledwie przez kilka sekund, zostawiając po sobie nieprzyjemne uczucie odrazy. Przyglądał się swojej skórze intensywnie, chcąc dostrzec jakikolwiek znak świadczący o ich spotkaniu, jednak z chwilą, w której zauważył, jak drzwi łazienki ponownie się otwierają, opuścił rękę z powrotem do wody.
Sebastian w ciszy wszedł do pomieszczenia, po czym zaczął szykować ręczniki, gdy zza jego pleców usłyszał wezwanie do władcy.

—Panie? -zbliżył się, po czym nachylił nad wanną z nagim Cielem, który to gestem wskazał mu jego prawą rękę.

—Pokaż mi swoją dłoń. —powiedział, po czym mokrymi palcami wskazał kolejny gest, by ten pozbył się białej rękawiczki. Demon spełnił jego żądania, po czym wyciągnął w jego kierunku kończynę, która niemal od razu zetknęła się z ciepłym dotykiem cara.

Ciel obserwował nienaturalnie bladą skórę, po czym śledził spojrzeniem każdy z pięciu palców, by następnie pogrążyć się w rozmyślaniu nad tym, czy nie popada w paranoję.

—Nad czym się zastanawiasz? —usłyszał, widząc na twarzy demona malujące się zaciekawienie.

—Nad tym jak bardzo jestem zniesmaczony. —odparł, ostatecznie uwalniając Sebastiana spod swojego dotyku.

—Czy to w ogóle legalne? —spytał, opierając głowę na krawędzi wanny, mocząc przy tym końce włosów. —Zerwać pakt z człowiekiem. —dokończył, zerkając na lokaja.

—Jest to możliwe, ale surowo karane. —Michaelis zdradzał swoim tonem to, że nie jest zadowolony z zaistniałej sytuacji, bo wiedział o strachu swojego pracodawcy, który towarzyszył mu, gdy był obecny z nim w pomieszczeniu.

—Przecież nie trafi do piekła za coś takiego, to niczym nie ryzykuje. —odparł, nie wiedząc jakie kary czekają na nieposłuszne istoty piekielne, które dopuszczają się zdrady własnego kontrahenta.

—Ryzykuje definitywną śmiercią. —usłyszał w odpowiedzi, nie mając ani przez chwilę wątpliwości, kto wymierzy mu wyrok.

—Jako, że nie jesteś nazbyt ekspresyjny mógł pomyśleć, iż korzystnie dla niego odbyła się wasza rozmowa. —Sebastian skupił na sobie uwagę władcy, tym prostym stwierdzeniem, posyłając w odpowiedzi wypełniony niewinnością, delikatny uśmiech.
—A to działa na naszą korzyść.

Car przez resztę dnia zajął myśli pracą, a także naglącymi go sprawami związanymi z nieoczekiwanym wyjazdem.
Otrzymał list od królowej Brytanii, której wnuczką była jego narzeczona, by stawił się w jej pałacu z okazji urodzin władczyni Anglii. Pierwsza odpowiedź była dyplomatyczna i wypełniona sztucznym żalem, o to, iż nie był w stanie stawić się w progach pałacu króla Wielkiej Brytanii, jednak jego mizerne przeprosiny, w porę przerwał jego sekretarz, który przekonywał, iż dla dobra dyplomatycznych stosunków powinien uczestniczyć w tym wydarzeniu, a jego pomysłowi zawtórował demon, który nie odstępował go na krok. Tym sposobem, Ciel napisał drugi list, wieńcząc go carską pieczęcią, obiecując w nim swoje przybycie, by poprzednią odpowiedź spalić razem z nadzieją, że nie będzie musiał oglądać Elizabeth przynajmniej do czasu, w którym lato będzie chyliło się ku końcowi.
Tuż po kolacji skierował się prosto do swojej sypialni, mając serdecznie dość wszelkich komentarzy doradców, z którymi obrady mogły się nie kończyć. Czuł się lekceważony, mimo półrocznego stażu jako głowa narodu, jednak wiedział, iż jeszcze w pełni nie udowodnił swojej świetności, dlatego też nie był rozgniewany, a jedynie zawiedziony. Miał wrażenie, że nie mógł polegać na swoich podwładnych przez fakt, iż mieli ograniczone horyzonty, a jego mocarstwo zasługiwało na dobrobyt dla każdego obywatela, a nie wyłącznie powiększenie granic, które ciężko było utrzymać w ryzach. Zwalczanie buntów w zajętych państwach, wysyłanie i utrzymywanie wojsk, a także werbowanie nowych żołnierzy kosztowało jego kraj fortunę, a on nie chciał, by jego poddani płacili za niepowodzenia dowódców. Chciał zapobiec głodowi, a także wzmocnić gospodarkę państwa, jednak mimo władzy musiał liczyć się z każdym zdaniem, a także obrać odpowiedni kierunek rządów, przed czym nadal się wzbraniał.

Nie czekając na swojego lokaja, otworzył drzwi sypialni, chcąc choć na chwilę nacieszyć się samotnością. Po incydencie z obcym mu demonem, miał wrażenie, że Sebastian osacza go nie tylko swoją obecnością, ale też zachęca każdego z pracowników pałacu, by nieustannie z nim byli. Nie był skrępowany obecnością służby, ponieważ byli z nim już od jego najmłodszych lat, ale dzisiaj miał wrażenie, że każdy chce zamienić z nim zdanie, a także cieszyć się jego obecnością bardziej niż zazwyczaj.

Swoje kroki skierował do garderoby, zrzucając po drodze ubrania z barków, a także lokalizując w głębi pomieszczenia koszulę, w której zwykł sypiać. Poluźnił pasek spodni, po czym zsunął z bioder opinający go materiał, by finalnie zapiąć guziki białej, za dużej nocnej koszuli. Przejrzał się w lustrze, po raz ostatni tego dnia spoglądając na rękę, której niemal się brzydził, przywołując negatywne wspomnienia przedziwnego spotkania z Claudem. Spojrzeniem powędrował do swojej twarzy, która zdradzała jego zmęczenie. Skóra pod oczami nosiła na sobie fioletowe sińce, a blada, zmatowiała skóra jedynie pogarszała jego samopoczucie, jak i wygląd.
W jednej chwili, odwrócił się na pięcie uznając, że samokrytyka osiągnęła swoje apogeum, a on sam nie miał już dłużej ochoty wpatrywać się w samego siebie. Pokonał dystans, ciężko wzdychając na widok czekającego na niego Sebastiana. Demon badawczo przyglądał się porozrzucanym na parkiecie ubraniom, a także obserwował jak dumnie kroczy do swojego łóżka, najwyraźniej nie ośmielając się komentować jego poczynań, co zdaniem Ciela było jednym z lepszych pomysłów, choć uwadze nie umknął mu kpiący uśmieszek czarnowłosego mężczyzny. 

Złapał się na myśli, iż jak na dwudziestolatka nie jest niski, jednak otaczające go nadnaturalne istoty były wyjątkowo wysokie, co jednak przekładało się na odczuwany przez niego kompleks, ponieważ w czasie swojej młodości był drobnym dzieckiem i często był powodem drwin ze strony rówieśników. Przez chwilę odwrócił głowę w stronę demona, który tkwił w miejscu, by ostatecznie na jego twarzy pojawił się delikatny rumieniec spowodowany dziecinnym zachowaniem, którego inicjatorem był ten sam podmiot, który miał mu odebrać duszę.

W jego myślach pojawiło się wspomnienie, w którym to Sebastian niósł go przez korytarz, niczym damę w opałach. Jednak tak szybko, jak myśl się pojawiła, była zastąpiona przyszłym wyjazdem, a także sennością. Wyminął lokaja, po czym położył się na materacu, czując otaczający go chłód pościeli, kojącą jego rozgrzaną skórę. Pomimo zamkniętych powiek, czuł na sobie wzrok w kolorze wina, który przyglądał mu się natrętnie.

—O co chodzi? —spytał w końcu, gdy obecność Michaelisa stała się dla niego męcząca. Dotąd milczący mężczyzna uniósł brew ku górze, widząc jak pracodawca nieudolnie próbuje zasnąć.

—Chciałbym ci dzisiaj towarzyszyć podczas twojego snu. —odparł spokojnie, obserwując delikatnie poruszającą się klatkę piersiową władcy, na którym jego słowa nie zrobiły wrażenia.

—Nie rozumiem. —burknął, unosząc powieki, by spojrzeniem spotkać się z Sebastianem, który w dalszym ciągu tkwił po przeciwnej stronie materaca.

—Chciałbym z tobą spać. —sprostował, tonem jakby tłumaczył prostą definicję dziecku.

—Jak para? —Ciel w tym momencie miał już całkowicie otwarte powieki, a jego głos zdradzał rozbawienie prośbą podwładnego.
—Sebastianie, psie, Michaelis.—westchnął, poprawiając poduszkę pod głową. —Czy bóg cię opuścił? —dodał, nie kryjąc rosnącego w nim rozśmieszenia tą absurdalną propozycją.

—Nigdy do mnie nie przyszedł.

Sebastian odparł zgodnie z prawdą, po czym przybrał grzecznościowy uśmiech, maskując swoje niezadowolenie.

—Zostaw mnie samego. —Ciel wysyczał w odpowiedzi, widząc jak demon zdejmuje z ramion czarną marynarkę, by położyć ją na oparciu fotela, zupełnie tak jakby przygotowywał się do snu.

—Panie, twoje bezpieczeństwo jest dla mnie pierwszorzędne. —usłyszał, obserwując jak materac zapada się pod ciężarem mężczyzny, który bez skrępowania zajmował miejsce po przeciwnej stronie łóżka.

—Co jeżeli ktoś tu wejdzie? —odwarknął półszeptem, nie chcąc, aby jego podniesiony głos zaalarmował kogoś przechodzącego korytarzem. 

—Nikt nie ośmieli zakłócać ci snu. —Sebastian przybrał ponownie swój firmowy uśmiech, po czym spojrzał na swojego kontrahenta, którego policzki płonęły żywym ogniem. —Poza tym, będę wyłącznie czuwał. —dodał, wyjaśniając swoje zamiary, co do głowy narodu.

—To czuwaj na fotelu.

—Nie wykorzystujesz potencjału swojego łoża. —Michaelis bawił się świetnie, dogryzając Phantomhive'owi. Z wewnętrznym rozbawieniem pochłaniał obraz zawstydzonego cara, który zebrał brwi, w gniewnym wyrazie.

—Z tobą nie chce go wykorzystywać.

—Nasza więź lepiej działa, gdy jestem blisko ciebie. —demon ułożył poduszkę tuż za swoimi plecami, po czym oparł się wygodniej na swoim miejscu.

—To byle wymówka.

—Panie. —zwrócił się w jego stronę, diametralnie zmieniając swoje dotychczasowe zachowanie. Jego oczy zaczęły przybierać znajomy dla Ciela kolor, który zdradzał jego powagę.
—Nie wchodzę do łoża swoich pracodawców przez to, iż z reguły byłem tam zapraszany i nieco cieplej przyjmowany. —oznajmił, unosząc kącik ust, w geście rozbawienia.
—Dodatkowo, nie zniżyłbym się do poziomu byle człowieka. Robię to w trosce o twoje dobro i jest to wyjątek, na który nikt nie zasługuje, chyba że chodzi o ciebie. —dokończył, czując jak Phantomhive zmienia swoje odczucia co do jego osoby, po czym prezentuje mu sztuczny uśmiech.

—Prawdziwy wybawca. —odparł, a sarkazm był niemal namacalny.
—Dziękuję że mogę cię tu gościć, jesteś aż nazbyt łaskawy, psie.

Ciel przekręcił ciało w stronę przeciwną do demona, ponownie zamykając powieki. Rozumiał, iż Sebastian jest zmartwiony wcześniejszą sytuacją, mimo wszystko mając nadzieję, że nikt nie przyłapie ich w takich okolicznościach, bo równałoby się to z końcem jego dobrej reputacji wśród poddanych, a także narastającymi plotkami, których i tak ma już dość.

—Przyjemność po mojej stronie. —usłyszał zza pleców, decydując się, że jasno i wyraźnie zakomunikuje demonowi za pomocą więzi to, że nie jest zachwycony jego pobytem w sypialni.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro