Życzenie Czwarte - Świadomość

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cole niepewnie wszedł do mieszkania. Zaskoczyła go wszechobecna pustka i cisza. Chłopak skierował się na piętro z nadzieją, że może kogoś znajdzie. Jednak po drodze nie trafił nawet na wszędzie pakującego swój nosek Lloyda. Bardzo go to zaniepokoiło.

Czarny ninja zapukał cichutko do pokoju rudzielca. Był pewny, że Jay został w pokoju, bo z jego stanem raczej nie byłby w stanie wziąć udziału w żadnej misji. Cole uchylił drzwi i wszedł do pokoju. Nie pomylił się. Walker leżał na łóżku, wpatrując się w sufit. Wyglądał jak martwy.

– Jay... Jayuś...

Czarnowłosy natychmiast do niego podbiegł i chwycił za rękę. Zauważył łzy spływające po policzkach chłopaka. Łzy bezsilności i zniewolenia...

– Jak ja mogłem do tego dopuścić... Jay, błagam. Powiedz mi, co cię blokuje. Chcę ci pomóc... Proszę...

Walker jedynie przekręcił się na bok. Spojrzał prosto w oczy starszego chłopaka, po czym przyłożył dłoń do jego policzka. Robił to z trudnością, zupełnie jakby nie kontrolował dokładnie swoich ruchów.

– A więc sam zobacz... – szepnął ledwo dosłyszalnie.

Nagle Cole poczuł, jakby się zapadał. Cały świat kurczył się na jego oczach i wyginał, zniekształcał. Nastała ciemność, którą po chwili rozproszył przeraźliwy błysk błękitnego światła. Czarny ninja upadł na kolana. Po chwili wszystko ustało, a on znalazł się w kuchni. Nie był tu jednak sam.

 Jay, musimy porozmawiać – powiedziała Nya, kładąc bliżej niezidentyfikowany przedmiot na stole.

– Coś się stało, kochanie?  – Rudzielec oderwał się na chwilę od przygotowywania sobie podwieczorku.

 Wiesz... Ostatnio zaczęłam myśleć o naszym związku...

 Tak?

 I doszłam do wniosku, że nie ma on sensu.

Walker zamarł w pół ruchu. Czyżby się przesłyszał? Przecież starał się być jak najlepszy! Spełniał wszystkie zachcianki dziewczyny, poświęcał dużo uwagi i czułości... Więc o co chodzi? Znudził jej się?

 Jay, jesteś bardzo kochany i słodki, ale... Nie w moim typie. Urzekła mnie w tobie ta twoja dobroduszność i nieco cięty język, ale zrozum. Na dłuższą metę jesteś wkurzający.

– Ale jak to? Przecież to ty pierwsza wyznałaś mi uczucie... Zaraz po tej aferze z Nadakhanem...

 Byłam pochopna. Działałam pod wpływem impulsu. Teraz żałuję, że dałam ci jakąkolwiek szansę. Nie jesteś mnie wart.

To był cios prosto w serce. Jay wypuścił z ręki nóż, który upadł z głośnym brzękiem na podłogę. Nastała grobowa cisza. W oczach rudzielca uformowały się pierwsze łzy.

 Jak to "nie jestem cię wart"? Przecież tak o ciebie walczyłem, nie dawałem za wygraną... Czego mi brakuje? - przerwał po chwili milczenie.

– Jesteś zbyt namolny. Mogłeś odpuścić już wtedy, gdy widziałeś moją obojętność wobec ciebie. Ale nieee... Lepiej walczyć do upadłego, a potem skarżyć się wszystkim, że cię nie kocham i jestem suką.

 Nya...

 Oficjalnie z tobą zrywam. Od miesiąca jestem w związku z Roninem. On, w przeciwieństwie do Ciebie, wie, czego ja oczekuję. I jest w stanie mi to zapewnić.

 Przecież ja się tak starałem!   przerwał jej już całkiem zapłakany Walker. Ja naprawdę myślałem, że się kochamy...

 Może ty kochałeś mnie, ale ja ciebie tylko z początku. Potem byłam już z litości. Jesteś po prostu żałosny. Żałosny, rudy prawiczek. Żegnaj. Wyjeżdżam z Roninem na wyspę. W przeciwieństwie do ciebie, jego na to stać. Wygrał na loterii.

 Jesteś podłą dziwką – wysyczał Jay, jednak natychmiast tego pożałował.

Nya spojrzała na niego z błyskiem w oczach, po czym milcząc, skierowała w jego stronę dłoń z uformowaną kulą wody. Strzeliła nią prosto w rudzielca tak mocno, że ten odbił się od blatu, po czym krwawiąc, runął na podłogę.

– Rudy, chudy, żałosny, jebany prawiczek.  To były jej ostatnie słowa. Wyszła.

Cole poczuł kolejny wstrząs ciałem i przestrzenią. Ponownie znalazł się w pokoju obok płaczącego Jay'a. Chłopak wyglądał tragicznie. Czarnowłosy natychmiast rzucił się, by go przytulić.

– Cole, czy to ty? – spytał nieobecnym głosem mniejszy.

– Jestem tu, nie płacz...

– Nic nie pamiętam – złapał się za głowę. – Jaki mamy dziś dzień tygodnia?

– Środa.

– Przecież wczoraj był piątek... Straciłem poczucie czasu. Co się ze mną działo?

– Byłeś pod działaniem czegoś w rodzaju klątwy. Ale już jest dobrze. Nie płacz.

Jay wtulił się w umięśniony tors starszego. Był zagubiony. Przez poprzednie życzenia zupełnie stracił poczucie samego siebie. Był marionetką. Ale teraz odzyskał już świadomość. A przynajmniej Cole miał taką nadzieję.

– To, co powiedziała ci Nya, było bardzo okropne – powiedział po chwili.

– O co ci teraz chodzi?

– Byłem w twoim umyśle. Widziałem tę scenę, gdy ona z tobą zrywała. Podła suka.

– Jak ty to...

– Nie pytaj. Nie mogę ci zdradzić. Ale nie martw się. Jak tylko wróci, zafunduję jej takie lanie, że mnie popamięta.

– Nie rób tego... – Głos rudzielca stawał się coraz cichszy. – Słabo mi... Muszę się położyć.

Cole puścił młodszego ninja, by ten mógł ponownie położyć się na łóżku. Walker natychmiast zasnął. Jego oddech był miarowy, ale niespokojny. Czarnowłosy wyszedł po cichu z pokoju. Głowę zaprzątało mu teraz zbyt dużo myśli.

Chłopak zszedł po schodach do kuchni. Usiadł przy stole i zaczął składać wszystkie fakty do kupy. Dzięki trzeciemu życzeniu udało mu się anulować dwa poprzednie i poznać przyczynę skazy Jaya. Jednak samo poznanie jej nie wystarczy. Musi jakoś się jej pozbyć.

Ninja ziemi westchnął. Pomimo tego, że zażyczył sobie poznanie rozwiązania problemu, to i tak go nie poznał. Nie był za dobry w czytaniu między wierszami. Chyba musi jeszcze raz udać się do dżinnki.

Jak postanowił, tak zrobił. Akahaba powitała go jak zwykle z otwartymi ramionami i szerokim uśmiechem. Cole przysiadł na krzesełku i westchnął.

– Udało się? – spytała kobietka.

– Chyba tak. Uwolniłem go spod działania tamtych życzeń i wiem, co go blokuje, ale mimo to i tak nie mam pojęcia, jak to anulować, pozbyć się tego... – mruknął czarnowłosy nieco zrezygnowanym tonem.

– Chcesz zażyczyć sobie poznania rozwiązania?

– A to możliwe?

– Jakby się uparł, to tak. Choć ja uważam, że wystarczyłoby dokładnie wyruchać tego twojego chłoptasia.

– Nawet tak nie mów! – oburzył się Brookstone.

– To tylko moja opinia. Więc, jak będzie?

– Ech... Nie mam chyba wyboru. Życzę sobie... Dowiedzenia się, jak wyeliminować skazę, którą ma w sobie Jay.

– Twoje życzenie jest dla mnie rozkazem.

Akahaba klasnęła w dłonie. Tym razem jednak coś się pojawiło. W dłoniach Cole'a zmaterializowała się jakaś książka. Była dość niewielka. Miała błękitną oprawkę ze złotymi zdobieniami.

– Łoł, po raz pierwszy coś się wydarzyło... – mruknął czarnowłosy, przyglądając się książce. – Ej zaraz, zaraz...

– Coś nie tak? – spytała dżinnka, podlatując nieco bliżej.

– To pamiętnik Jaya.

Powróciłam tu jakoś! Cieszcie się razem ze mną, bo serio miałam długą przerwę. Mam nadzieję, że rozdział, jak i mały polsat na końcu, się Wam podobały. Bo tym razem znów dłuuugo będziecie musieli czekać na więcej. To ja tego... Do zoba! *chowa się do schronu*

~ Wasz Wonsz

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro