27 września 1889 (2 część)

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Gdy się obudziłem była 10. Ok. Nawet się wyspałem po tym koszmarze. Ubrałem się i sobie przypomniałem, że dzisiaj przybędzie nowy shinigami. Więc zeszłem na dół. TO BYŁA DZIEWCZYNA. Widać, że była oschła i nie będę nią pomiatać, a szkoda.
-Grell, to jest Ava. -Powiedział Willi.
-Miło mi, jestem Ava.
Uśmiechnęła się i podała mi rękę. Uścisnąłem ją i również się uśmiechnąłem. Dopiero wtedy zobaczyłam jaka ona jest ładna.
-Masz już kosę śmierci?? ? -Zapytałem ją.
-Nie muszę.
I z jej palców wysuneły się stalowe pazury.
Jej oczy zakrywała prosta grzywka. Miała brązowe włosy do kostek. Jak ona je czesze?!  Ja nawet swoich ledwo czeszę. Miała czarną sukienko -spódnice. Miała dziwne usta. Na dole miała czarne, a na górze białe.
-Alee jak tttoo mmmoożliiiwee?  -Zapytałem
-No,  cóż. Jestem pół kotem.
-Coococo?!
- Mam pazury, zmysły kocie.
Zakochałem się w niej od pierwszego wejrzenia. Ona musi być moja, ale wiem, że z dziewczyną z takim charakterem, to mogę sobie tylko pomarzyć. Ciekawe co z jej oczami? Ma pewnie podobne oczy do Undertakera. Poszedłem do łazienki się ogarnąć i wyszedłem po dziesięciu minutach. Od razu było śniadanie. Była jajecznica. Pewnie była okropna, bo jak Ronald gotuje, no to mi nic nie smakuje. Ale tym razem była dobra. Była pyszna.
- Kto to robił? -Zapytałem, bo nie wierzyłem, że to Ronald gotował.
-Ja. -Powiedziała koto podobna.
- Jaka jest pyszna.
-Dzięki. -Odpowiedziała.
Zjadłem szybko, wziąłem kose śmierci i wyszedłem na dwór i wtedy pojawił się przede mną William.
- Będzie pracować w parze. - William powiedział z uśmieszkiem na twarzy. Twarz Avy była bezcenna. Była przerażona.
- Ok!  -Odpowiedziałem.
Ava pobiegła do mnie i wyszliśmy razem. Wreszcie będę mógł z nią pogadać.
- Jestem Grell. -Zacząłem.
-Wiem.
- A chcesz mieć kose śmierci?
- No, przecież mam.
- Ale może te pazury, będą zastępcze?
-Nie.
- A jakbyś ich nie miała,  to byś jaką chciała mieć kose?
-Wiertarke.
Zacząłem się z niej śmiać. Ona mówiła poważnie. Naprawdę. Myślałem, że to kawał.
-Gdzie idziemy? -Zapytałem.
- Pod rezydencje Phantomhive.
-Dobra. -Odpowiedziałem.
Cieszyłem się, bo jest nadzieja, że spotkam Sebusia. Szybko dotarliśmy. Ona poszła w las, a ja zapukałem do posiadłości.
-Gdzie ty do cholery,  idziesz?! -Krzyknęła.
- Już idę! -Krzyknąłem.
Podbiegłem do niej. Polowała na facetkę która szła. Zaczaiła się do niej od tyłu. NORMALNIE JAK KOT. Ogłuszyła ja ręką, a raczej łapą. Wbija w nią pazury i ukazał się film. Podbiła.
-Wracamy do domu. -Oznajmiła.
-Prześpisz się ze mną? -Wypaliłem.
- Ty zboczona pizdo!!! -Krzyknęła na cały głos.
-No.. Bo... Seksowna jesteś. -Nie wierzyłem w to co mówię.
-Ja pierdziele... Po moim trupie.
Uklekłem na kolana, prosząc ją o seks.
-Proszę....!
-Nie.
I przez całą tak drogę.
- Jedna noc?! -Zapytałem z nadzieją w głosie.
-CHOLERA JASNA, CZY TY MI DASZ SPOKÓJ?!- w końcu coś powiedziała zamiast nie.
Byliśmy na miejscu. Ava była najszcześliwszą osobą galaktyki. Wpadła do domu i krzyknęła.
-William! Weź mi go ode mnie. On mi nie da do cholery spokoju.
- A z Ronaldem chcesz pracować? -Odezwał się Will.
-Już lepszy on niż ten zboczeniec!
-Dobra! Od dzisiaj pracujesz z Ronaldem!
Wpadłem do pokoju z płaczem. Nie wiem co się stało, ale wiem, że zasnąłem.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro