10. "Proszę przysłać karetkę!"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Zeszliśmy na dół trzymając się za ręce. Aniela widząc to dostała jakiegoś ataku padaczki, więc Leo musiał z nią zostać i pewnie pojechać do szpitala, a ja poszłam na to zjebane spotkanie. Powiedziałam im, żeby do mnie dzwonili w razie potrzeby.

Nie miałam pojęcia jak powinnam się zachowywać podczas rozmowy. W końcu ta dziewczyna jest chora na raka. Chociaż w sumie co mnie to obchodzi, nie lubię raków, więc nie będę się tym przejmować.

Powoli zbliżałam się w stronę parku uważając, aby się nie wyjebać i nie upierdolić ubrań. Trzeba zrobić dobre pierwsze wrażenie.

Przekraczając bramę parku, zaczęłam się rozglądać. Po jakimś czasie dostrzegłam jakiegoś łysego faceta ubranego w sukienkę w motylki, który do mnie machał. Z racji tego, że jestem w chuj kulturalna, podeszłam do niego. Z bliska wydawał się jeszcze brzydszy.

- Emm, dzień dobry. Mogę w czymś pomóc? - spytałam starając się zabrzmieć grzecznie. Powstrzymywałam się od powiedzenia mu żeby spierdalał.

Spojrzałam na niego. Na szyi miał złoty łańcuszek z zawieszką w kształcie penisa, na ręce również złotą bransoletkę z takim samym kształtem, a w uszach złote kolczyki także z peniskami. Są śliczne. Sama chciałabym takie mieć. Może by tak mu wszystko podjebać?

- To na ciebie czekam. Jesteś córką Mariusza i Elżbiety? - spytał...a? Chwila! Czemu on ma damski głos?! Raczej powinnam się zastanawiać dlaczego wygląda jak facet, ale dobra, odpuszczę. Muszę być grzeczna.

- Tak. - odparłam. Dziewczyna, jednak nie chłopak, poklepała ręką miejsce obok niej i powiedziała, żebym usiadła. Siedziałyśmy w ciszy. Zastanawiałam się jak rozpocząć rozmowę. - Jak masz na imię? - spytałam po chwili.

- Jestem Nevaeh, a ty?

- Balladyna, miło mi. Ciekawi cię skąd takie imię? - spytałam jej, na co kiwnęła głową. - Moi rodzice to fani Juliusza Słowackiego, polskiego pisarza. - wyjaśniłam.

Nie wiem czemu akurat takie imię. Mogli mi dać Alina, to już trochę lepsze. Rodzice czasami wieczorami po ostrym ruchanku czytają sobie książki, bo, jak sami twierdzą, uspokajają ich pobudzone organizmy.

- Dużo o tobie słyszałam, ale chciałabym poznać cię jeszcze lepiej. Jak pewnie wiesz, zostało mi kilka dni życia i pewnie w szpitalu teraz wzywają policję, bo im spierdoliłam. Zostań moją przyjaciółką na te kilka dni.

Spojrzałam na Nevaeh. W sumie to nie jest taka zła propozycja. Może tak ją udobRUCHAM, że przepisze mi jakąś zajebistą rzecz w testamencie.

- Okej. - powiedziałam po chwili. - Przyjaciółki?

- Przyjaciółki. - Nev wstała i mnie przytuliła, a ja dopiero teraz poczułam jak od niej jebie. - To może pogramy w pytania? Nie takie, w których się poznajemy, tylko po prostu jakieś normalne pytania, okej?

- W sumie, czemu nie? - odparłam. - To ty zadajesz pierwsza.

- Czy płatki na mleku są zupą?

- Hmm... - zastanowiłam się przez chwilę. - Raczej nie, bo zupę robi się zazwyczaj z wody. Chociaż nie wiem z czego robią te płatki. Teraz ja. Czy hot dog jest kanapką?

- Tak. Co myślisz o pizzy hawajskiej?

- Fujka. Rzygać mi się chcę jak na nią patrzę. Jeśli zwierzęta mogłyby mówić, które z nich byłoby niemiłe? - spytałam.

- Zdecydowanie jakieś rude. Wiewiórka albo lis. Podczas oglądania której bajki dla dzieci najbardziej się bałaś?

- Chyba Zaplątani. Tych dwóch gangsterów wyglądało naprawdę przerażająco. Myślałam, że zaraz wyskoczą mi z ekranu i mnie zgwałcą! - wykrzyknęłam przypominając sobie tę bajkę. - Podczas jakiej czynności, każdy wygląda idiotycznie?

- Na pewno podczas srania. - Jakie było... - przerwał jej dzwonek mojego telefonu.

Spojrzałam na ekran mojej Nokii. Dzwoniła mama.

- Przepraszam, muszę odebrać. To mama. - powiedziałam do dziewczyny, po czym wcisnęłam zieloną słuchawkę. - Tak mamo?

- Jak ci idzie? - spytała.

Odeszłam kawałek od dziewczyny, w obawie, że mogłaby usłyszeć tę rozmowę.

- Dobrze. Jesteśmy przyjaciółkami.

- To wspaniale! Musisz ją jak najbardziej do siebie przekonać, pamiętaj. Jeśli tego nie zrobisz, nie pozwolę ci oglądać transmisji na żywo z orgii Żydów.

Przeraziłam się na słowa mojej matki. Nie może mi zakazać oglądać tego cudu!

- Dobrze, mamusiu, muszę kończyć. Nevaeh się niecierpliwi. Pa.

Rozłączyłam się nie dając jej nic powiedzieć, po czym wróciłam na swoje wcześniejsze miejsce obok łysej pały.

- Kontynuuj. - powiedziałam.

- Więc... Jakie było najbardziej żenujące zdarzenie w twoim życiu?

- Ugh, powiem ci, bo jesteś moją przyjaciółką, ale nie mów nikomu. - powiedziałam na co dziewczyna pokiwała lekko głową. Tak naprawdę powiedziałam jej to, bo wiedziałam, że za niedługo umrze, więc raczej krótko będzie chodzić po tej ziemi z tą informacją. - W rodzinnej wiosce mojej starej na jakimś kiermaszu było stoisko z kurami. Można było zrobić sobie z nimi zdjęcie, ale kiedy ja podeszłam, kopnęłam jedną z nich, a wtedy ona zaczęła mnie gonić. Uciekając, wpadłam do gnoju. Wszyscy ludzie się śmiali. Na szczęście kura czując jak jebię, odpuściła dalszą gonitwę. Nawet przez jakiś czas artykuł o mnie krążył w gazecie.

Spojrzałam na Nevę, która teraz śmiała się jakby robiła to ostatni raz w swoim życiu.

Nie wiedziałam, że to, o czym w tamtej chwili myślałam, było prawdą.

Dziewczyna w pewnej chwili zaczęła się dusić. Przyjebałam jej w plecy, ale to tylko pogorszyło jej stan. Po chwili się uspokoiła.

- Mam jeszcze jedno pytanie. - powiedziała. - Gdzie pracują twoi rodzice?

- W zakładzie pogrzebowym. - odparłam.

Po mojej odpowiedzi dziewczyna znowu zaczęła się dusić. Spanikowana, wyjęłam szybko telefon i wybrałam numer na pogotowie.

- Pogotowie ratunkowe, operator numer 27, w czym mogę pomóc?

- Moja najukochańsza przyjaciółka się dusi! Pomóżcie mi! - wykrzyczałam. Wokół nas było już kilka osob, które nam się przyglądały, ale zignorowałam to.

- Czy poszkodowana oddycha?

W tamtym momencie straciłam wiarę w ludzi. Jaka ta baba była tępa. Nie wiem, co ona robi w tej pracy, ale wiem, że zaraz może ją stracić.

- Jest pani tępa jak mój brat! Przecież mówię, że się dusi, jebana fujaro!

- Proszę się uspokoić. Powiedz mi, jak się nazywa poszkodowana? Potrzebuję także twojego imienia.

Popatrzyłam na łysą głowę duszącej się dziewczyny, która teraz zrobiła się w chuj czerwona, pewnie dlatego, że nie mogła złapać oddechu.

- Nevaeh. Ja jestem Balladyna. Proszę przysłać karetkę, albo naślę na panią łysych gangsterów i kowboi z Dzikiego Zachodu!

- W porządku, wyślę tę karetkę, tylko proszę podać adres.

- Park przy ulicy Grove Street.

- Karetka jest w drodze. Teraz postępuj zgodnie z tym, czego nauczyłaś się na edukacji dla bezpieczeństwa w szkole.

Kurwa, mogłam słuchać tej mojej zjebanej pani, która wyglądała jak damska wersja Jamesa Bonda. Na szczęście nie musiałam nic robić, bo pojawiła się obok nas karetka.

- Słyszę, że karetka już jest. Proszę powiadomić opiekuna prawnego poszkodowanej, bo zagaduję, że nie jesteście pełnoletnie. Ja się rozłączam.

Po tych słowach kobieta rozłączyła się. Spojrzałam na leżącą na ziemi Nevaeh. Szybko odpięłam jej naszyjnik i bransoletkę, a z uszu wyjęłam kolczyki. Schowałam zdobycze do kieszeni. Leo na pewno się podnieci, kiedy je zobaczy!

W naszą stronę biegli już ratownicy medyczni, ale ja widziałam, że klatka piersiowa dziewczyny już się nie unosi. Lekarze zamiast ją reanimować, wzięli na nosze i zabrali do karetki. Ludzie powoli się rozeszli w swoje strony zostawiając po sobie puste opakowania po popcornie i napojach oraz patyczki od waty cukrowej. Zadzwoniłam do rodziców Nevaeh i powiadomiłam ich o całym zdarzeniu, zrzucając winę na głupią operatorkę, która odebrała telefon.

Postanowiłam, że zadzwonię do Leo i zapytam, co z Anielą.

- Halo? - odebrał po chwili.

- Hej misiaczku, jak tam Aniela? - spytałam.

- Dobrze, ale prawie umarła. Na szczęście trafiła na jakichś zajebiście przystojnych lekarzy, w dodatku dobrych w swoim zawodzie, którzy ją uratowali. Teraz jest w szpitalu. Przyjedziesz?

O.Mój.Boże.

Jak to prawie umarła? Gdyby lekarze jej nie uratowali, to dzisiaj umarłby dwie osoby, które znałam i kochałam. No dobra, może jedną z nich bardziej wielbiłam.

- W którym szpitalu jesteście? - spytałam wciąż zszokowana.

- W tym przy ulicy menelów. Na pewno wiesz gdzie. Zabrałem cię tu kiedyś na randce na romantyczny spacer. - powiedział.

To ten sam szpital, w którym jest moja już była przyjaciółka.

- Zaraz będę. - powiedziałam i rozłączyłam się.

Zamówiłam taksówkę i już po chwili byłam pod szpitalem. Weszłam do środka i po zapytaniu pielęgniarki, w których salach leżą Aniela i nieżywa już Nevaeh, skierowałam się do mojej żywej przyjaciółki. Okazało się, że są w salach naprzeciwko.

Na krześle obok łóżka Anieli siedział Leo. Opowiedziałam im o zdarzeniu w parku. Zareagowali tak samo jak ja. Mieli to w dupie. Jeszcze chwilę z nimi posiedziałam, po czym poszłam do sali łysej.

Otwierając drzwi, dostrzegłam w środku moich rodziców oraz rodziców dziewczyny. Chciałam się dowiedzieć, po co moi rodzice tu przyszli. Na szczęście nikt nie zauważył, że weszłam.

- To może przejdziemy do formalności związanych z pogrzebem? - spytała moja mama z szerokim uśmiechem.

Chyba już wiem, dlaczego moi rodzice chcieli, żebym się z nią zaprzyjaźniła.

#❤️#❤️#❤️

wiem że miało byc więcej tych rozdziałów ale mi sie nie chciało. myślałam nad jakąś inną książką ale już normalniejszą którą będę sobie pisać a rozdziały opublikuję jak bede miala napisane wszystkie.

to już ostatni =((((((((()))))))))=

dobranoc i buziaki❤️❤️❤️

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro