12. Usta - Zbyt blisko.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Czarne, miękkie włosy opadały mu na jasne czoło, gdy w skupieniu pochylał się nad dokumentami. Był zmęczony, ale wiedział, że i tak by nie zasnął, a czeka go jeszcze trochę pracy. Jego blada dłoń sięgnęła po przyjemnie ciepłą filiżankę i podniosła ją do zaciśniętych w linię ust. Wargi mężczyzny przylgnęły do wypełnionego jego ulubioną herbatą naczynia, a już po chwili jego gardłem spływał skutecznie rozgrzewający napar. Filiżanka wydała cichy dźwięk po zetknięciu z drewnianym biurkiem, przy którym siedział brunet. Za jego plecami znajdowało się zamknięte okno, a centralnie przed nim drzwi. Bardzo lubił rozmieszczenie swojego pokoju, ponieważ gdy siedział przy biurku, od razu widział wchodzącego. Ponadto za dnia nie musiał się martwić, że będzie za ciemno by wypełniać dokumenty, ponieważ światło słoneczne padało centralnie na mebel. Teraz jednak był skazany na świecę, ponieważ duża gwiazda już dawno schowała się za horyzontem.

Z jego ust wydobyło się ciche ziewnięcie. Wstał, odsuwając krzesło i obrócił się w stronę okna. Gdy je otworzył, do pokoju dostało się zimne, nocne powietrze, ale mężczyzna nie zwrócił na to większej uwagi. Jego kobaltowe tęczówki były utkwione w naznaczonym gwiazdami niebie, a myśli powędrowały ku wieczornej rozmowie. Niby niepozorne pytanie kręciło się od kilku godzin po jego głowie. Lubił patrzeć w niebo?

Z pewnością sam widok nie był odpychający. Czy to jaskrawe punkciki na prawie że czarnym nieboskłonie, czy leniwie płynące chmury po błękitnej przestrzeni ukazywały jak natura potrafi być piękna. Problemem były jednak skojarzenia, wspomnienia, które stawały mu przed oczami, gdy na nie patrzył. Czyli to one były nieprzyjemne?

Wręcz przeciwnie, to były jedne z najlepszych chwil w jego życiu. To świadomość życia w tym brutalnym świecie, w którym Ich już zabrakło niwelowała miłe wrażenie.

Eren patrzył na to jednak w inny sposób. Mimo że w jego oczach błyszczał smutek, to patrzenie w niebo pozwalało mu oderwać się od rzeczywistości i chociaż przez chwilę żyć tamtym szczęśliwymi, dającymi siłę wspomnieniami.

Levi zamknął okno i chwycił filiżankę, by szybko dopić herbatę. Czas na sprawdzenie, czy ten szczyl jeszcze żyje lub nie budzi go przypadkiem chrapanie strażników. Przy okazji na chwilę oderwie się od tych wszystkich dokumentów. Musiał przecież pilnować tego przyznanego mu przez sąd dzieciaka, szczególnie, że jego strażnicy zaniedbywali swoje zadanie. Mało im jeszcze biegania?

Oczywiście, że nie musiał kontrolować go nawet w nocy, gdy był zamknięty w celi i spokojnie spał, dobrze o tym wiedział. Wykorzystywał jednak argument leniwych strażników, do robienia tego czego chciał, mimo że nie powinien. Rozsądek powtarzał mu to za każdym głupim razem, gdy zbliżał się do chłopaka, jednak Levi był zbyt zafascynowany, żeby go słuchać. Przynajmniej tak to nazywał, ponieważ nie miał pojęcia co nim tak naprawdę kieruje. Może obawa przed konsekwencjami, gdyby coś mu się stało? Może to po prostu dziwna fascynacja. Może to przez to, że Eren był taki nieprzewidywalny i był dla Levi'a wyzwaniem. A może to tylko zwykła ciekawość.

Przekręcił klucz w zamku i schował go do kieszeni munduru. Lekkim krokiem ruszył w stronę lochów, starając się nie wydobywać żadnych głośnych odgłosów, by nikogo nje obudzić. Jeszcze tylko brakowałoby mu ciekawskich oczu Hanji, wypytującej, czemu w środku nocy idzie do Erena. Wzdrygnął się na samą myśl.

Dopiero przy schodach zdał sobie sprawę, że nie wziął kaganka, z którym byłoby najwygodniej się poruszać. Wziął zatem krzesiwo i jednym, szybkim ruchem rozniecił ogień.

Zaczął szybko schodzić po schodach, jednak coś mu nie pasowało, było inaczej niż ostatnim razem. Marszcząc brwi, podniósł wyżej pochodnie, by oświetlić wszystkie zakamarki.

Zniknęły pajęczyny i kurz.

Czyżby był tu jakiś dobry duszek i zlitował się nad otoczonym przez brudasów Ackermannem?

Levi z niedowierzeniem przyglądał się czystym stopniom, braku pajęczym i nawet umytym uchwytom na pochodnie. Ten widok wprawił go w tak dobry humor, że chyba byłby w stanie nawet wytrzymać dłużej niż piętnaście minut w towarzystwie krzyczącej "Eren" Mikasy.

Ackermann zastanawiał się czasem jaka właściwie jest relacja tej dwójki, bo nawet dla osoby trzeciej wydawała się ona jakaś popieprzona. Nie to, że go to szczególnie interesowało, ale ta dziewczyna go po prostu irytowała i wiedział, że tak będzie, już w chwili, gdy po raz pierwszy pojawiła się w kwaterze i rozemocjonawana szukała Erena.

Widok śpiących strażników ani trochę go nie zdziwił, tak właściwie to spodziewał się go zastać. Przeszedł obok nich, nie poświęcając im więcej uwagi, w między czasie wyciągając ciężki klucz. Wkładając go do otworu, zlustrował celę śpiącego chłopaka wzrokiem. W jego oczy rzuciły się ścierki, wiadro z wodą i środki czystości w rogu pomieszczenia. Nie licząc tych przedmiotów w pokoju panował idealny porządek.

No może zakłócała go trochę rozwalona pościel, na której spał nastolatek, ale to był tylko drobny defekt. Levi skrzywił się na skrzypienie zardzewiałych drzwi, po czym powoli wszedł do celi. Z ciekawości podszedł do komody i przesunął palcem po jej powierzchni od strony ściany. Ze zdziwniem stwierdził, że i tam kurzu nie było, więc dzieciak musiał spędzić sporo czasu na sprzątaniu. A dochodziły przecież jeszcze schody, które pewnie posprzątał właśnie on; nikt inny by się raczej nie pofatygował.

Więc to była ta rzecz, którą chciał zrobić? Po jego zakłopotaniu Levi podejrzewał raczej pójście do przyjaciół czy może jakiejś dziewczyny... Eren zdecydowanie zaplusował w oczach kapitana, ale oczywiście nie musiał o tym wiedzieć. Jeszcze pomyśli, że dzięki temu wszystko może lub jakiś inny infantylny frazes.

Z zamyślenia wyrwał go cichy pomruk wydany przez chłopaka. Odwrócił się w jego kierunku i podszedł bliżej, zastanawiając się, czy go obudził. Zielone oczy były jednak szczelnie zakryte powiekami, które po chwili zmrużyły się jeszcze bardziej, gdy z jego ust wydobyło się sapnięcie. Levi podszedł jeszcze bliżej, tak że jego kolana zetknęły się z łóżkiem. Zlustrował chłopaka obojętnym wzrokiem, chociaż w jego sercu zaiskrzyła ciekawość. Jego pościel była praktycznie cała rozkopana, a koszulka lekko podwinięta, przez co odkrywała skrawek umięśnionego brzucha. Oczywiście nie był to tak idealnie wyrzeźbiony sześciopak jak u Levi'a, ale widać było, że chłopak ciężko ćwiczy by dojść do tego poziomu.

Spojrzenie kobaltowych tęczówek wróciło do twarzy, na której przed chwilą pojawił się rumieniec. Śniło mu się coś? Może to koszmar i powinien go obudzić? Przed oczami stanęła mu przerażona i zroszona potem twarz chłopaka, gdy przyszedł go obudzić. Może to nie jego się przestraszył, tylko snu, z którego został wyrwany? Czyżby to właśnie przez senne mary spał dzisiaj tak długo i spokojnie, z jakiegoś powodu pozbawiony ich podczas dnia?

Spomiędzy rozgrzanych ust chłopaka wydobyło się ciche słowo, złudnie przypominające kolejne mruknięcie, jednak Levi był prawie pewien, że usłyszał "Heichou". Z zaciekawieniem nachylił się nad Erenem, chcąc następnym razem zrozumieć mamrotanie chłopaka. Czyżby to Ackermann mu się śnił? To on jest dla niego koszmarem? Ale dzisiaj nie wydawał się szczególnie przestraszony, wręcz przeciwnie, swodobnie z nim rozmawiał i zwierzał się z prywatnych odczuć.

Dłonie kapitana spoczywały po obu stronach głowy chłopaka, a kobaltowe tęczówki intensywnie wpatrywały się w twarz szatyna. Patrzył na te delikatnie zmarszczone brwi, zaróżowione policzki i rozchylone usta. Widoku powinny dopełniać te błyszczące dwa szmaragdy, jednak były one ukryty pod zasłoną jasnych powiek i ciemnych rzęs. Na jego czoło wkradł się niechciany, ciemny kosmyk włosów, zaburzający idealny porządek jego pogrążonej we śnie twarzy. W celi niewiadomo kiedy powstało specyficzne napięcie, które wydawało się grać ciche nuty w panującej ciszy. W nieznany sposób wpływało na znajdujące się w pomieszczeniu organizmy i mąciło porządki w umysłach. Wszystko zdawało się wołać o coś więcej, o coś co pozwoli wybuchnąć napięciu w kulminacyjnym momencie i przerwać ciszę.

Lewa dłoń kapitana jakby kierowana niewidzialną ręką instynktu, ruszyła w kierunku czoła pogrążonego we śnie. Chciała poczuć chociaż przez chwilę miekką strukturę tych włosów i przypadkowo musnąć rozgrzaną skórę. W tej chwili rozsądek Levi'a wydawał się być odcięty od świata, tak samo jak zielone tęczówki. Co by było, gdyby ich właściciel je teraz odkrył? Jakby zareagował na ten niespodziewany widok? Jaki błysk przeważyłby tym razem nad innymi? Czy odtrąciłby jego dłoń, która właśnie nieumyśnie odgarniała niesforny kosmyk z jego ciepłego ciała? Czy podczas spotkania kobaltu z zielenią ich ciała ponownie zagrałyby w tym samym rytmie bez ich wiedzy?

Levi jednak nie zobaczył tej szmaragdowej zieleni, którą jego oczy tak chętnie chłonęły i wyczytywały z nich każdy błysk. Kobaltowe tęczówki chciały umieć rozpoznawać je wszystkie i każde ich połączenie. Mimo że nie chciał nawet wyobrażać sobie konsekwencji, to jego kierowane instynktem ciało zdecydowanie chciało je ujrzeć. Jednak to zadziałałoby na Ackermanna jak wiadro zimnej wody; następne wydarzenia chłopak by już pamiętał. Brunet nie ryzykowałby, kontrolę nad jego ciałem znowu przejąłby zdrowy rozsądek.

Jednak wydarzyło się coś jeszcze bardziej niespodziewanego i nieokiełznanego. Chłopak zamiast odkryć swoje piękne tęczówki, gwałtownie wierzgnął, strącając prawą dłoń Levi'a z łóżka - jego jedyną podporę. Mężczyzna poleciał do przodu, prosto na spotkanie z twarzą Erena. W ostatniej chwili przekrzywił lekko głowę, unikając zderzenia się nosami. Jego kobaltowe tęczówki nie zamknęły się automatycznie, jak większości ludzi by to się stało. On w podziemiu wyzbył się tego odruchu, gotowy za każdym razem patrzeć niebezpieczeństwu w oczy. Tym razem jednak wpatrywał się w ciemne rzęsy i skórę chłopaka, znajdującą się zdecydowanie zbyt blisko. Jego usta znajdowały się zbyt blisko jego warg.

Przez jego ciało przeszedł przyjemny dreszcz. Mimowolnie zmrużył lekko oczy i tym razem umyślnie musnął te przyjemnie ciepłe wargi, które rozchyliły się, jakby zapraszając do środka.

Ackermann oderwał się od niego. Wręcz błyskawicznie od niego odskoczył i nawet się nie oglądając, wybiegł z pomieszczenia.

Nawet nie zauważył kiedy otwierał drzwi wieży i wystawił swoją twarz na podmuch zimnego powietrza.

- Kurwa - wypowiedzenie tego słowa było pierwszym, co zrobiły te usta po zetknięciu się z wargami Erena. Nadal były ciepłe. Nadal pulsowały, przypominając o sytuacji sprzed chwili. - Kurwa.

Głośno wciągnął otrzeźwiające, zimne powietrze. Tam na dole go brakowało, zaduch przećmiewał mózg. Ale Levi nie mógł się tym tłumaczyć; to była tylko i wyłącznie jego wina. Dobrowolnie, sam z siebie, odłożył zdrowy rozsądek na drugi plan. Rozsądek, który tyle razy uratował mu życie i nadal ratuje. Gdyby nie on, nigdy nie stałby się Najsilniejszym Żołnierzem Ludzkości i nigdy nie udałoby mu się wyjść z Podziemii.

A teraz go odstawił na drugi plan. Nikt go nie zmusił, zrobił to sam. Najgorsze jednak było to, że wiedział, że teraz z łatwością popełni ten błąd po raz drugi. Złamał żelazną zasadę, która broniła jego życie. A natura ludzka jest popieprzona. Wystarczy, że sięgnął po zakazany owoc raz i każdy kolejny będzie o wiele prostszy.

Ale czy żałował? Tak. Zdecydowanie wolałby, żeby to się nie wydarzyło, lecz wiedział, że gdyby mógł się cofnąć w czasie, postąpiłby tak samo. Nie zabrałby ręki z jego czoła, nie odsunąłby się, nie zignorował ciepła tych warg. I to chyba było właśnie najbardziej popieprzone.

Nie wiedział jak długo tam stał, ale w pewnym momencie, usłyszał, a raczej wyczuł czyjąś obecność. Wstrzymał oddech, by się upewnić, jednak przez długą chwilę nie usłyszał nic. Mógłby pomyśleć, że po tamtym wydarzeniu nadal był zdezorientowany, ale za bardzo ufał swojej intuicji.

Po cichu wszedł na podest, pod którym znajdowały się drzwi, po czym w stanie gotowości znowu nasłuchiwał. I w końcu udało mu się wyłapać oddech. Jednak jego właściciel starał się, żeby był on najcichszy jak to możliwe i zapewne zwykły człowiek nie miałby pojęcia, że ktoś tam jest. Levi jednak miał wyjątkowo wyczulone zmysły i nie dało się go tak łatwo podejść.

Żałował tylko, że nie ma przy sobie sprzętu do trójwymiarowego manewru, miecze z pewnością by się przydały. Teraz był uzbrojony tylko w nóż, schowany w bucie. Musiał postawić na atak z zaskoczenia, którego ktoś z identycznym planem raczej nie będzie się spodziewał. Zresztą nie powinien od razu atakować ostrzem, ponieważ teoretycznie nadal istnieje możliwość, że to jakiś zbłąkany zwiadowca. Jednak fakt, że się skradał, raczej nie działał na jego korzyść.

Blade światło odbiło się w metalu, który jako pierwszy przekroczył próg. Ciało Levi'a było już gotowe. Nim napastnik zdążył spojrzeć za siebie, Ackermann przygwoździł go do ziemi.

Następnie wszystko potoczyło się szybko i nim Levi zdał sobie z tego sprawę, wyładowywał na Erenie swoją frustrację. Krzywdził tego wrażliwego chłopaka przez swoją własną głupotę.

Oczywiście miał rację i Eren zdecydowanie zasłużył na opieprz, ale może nie teraz, nie tak ostrym tonem i nie jako wyładowywanie frustracji.

Szczególnie, że chłopak przez tak wielu ludzi postrzegany jako bestia, był bardzo wrażliwy i uczuciowy. Inni myśleli, że to potwór, że jedyne co powinien zrobić to umrzeć. Za to według Levi'a był bardziej ludzki niż większość osób na tym świecie.

Niezręczna cisza nie zdołała jednak zapaść, ponieważ rozbiegane zielone tęczówki zdołały dostrzec coś, co odmieniło przyszłość Korpusu Zwiadowczego. Coś, co pozwoliło im wreszcie przesunąć się o kolejne kilka pól do przodu. Miało to być okupione mnóstwem istnień, los pragnął kolejnych rozlewów krwi. Jednak tej sytuacji nie był w stanie przewidzieć nawet on; nikt nie spodziewał się, że tamtej nocy ktoś będzie stał na wieży.

- Heichou! Tam ktoś jest! - zawołał rozemocjonowanym szeptem, odwracając się w pełni w tamtą stronę. Kapitan kompletnie wybity z rytmu, zmarszczył brwi z niedowierzeniem.

- Co ty bredzisz, Jaeger? - podszedł do szatyna, który wskazywał palcem pewien punkt. Na początku myślał, że chodzi o duży namiot, który został tymczasowo umieszczony na tyłach zamku, ale po chwili dostrzegł dwa szybko przemieszczające się punkciki. Zmrużył oczy, żeby lepiej się przyjrzeć. Przeklął pod nosem i szybko ruszył w kierunku schodów, ciągnąc za sobą Erena.

- Co się... - zaczął zaskoczony chłopak, jednak kapitan szybko mu przerwał.

- Nie ma czasu do stracenia, biegnij do Hanji i powiedz jej, że do tytanów zbliżają się dwie nieznane jednostki - słowa z ust mężczyzny wypadały szybko, ale Eren nie miał problemów z ich rozróżnieniem. Był jednak nadal zdezorientowany i trudniej sobie radził ze zrozumieniem.

Ackermann nie musiał się oglądać, by to wyczuć. Zeskakiwał po kilka stopni na raz, a Eren tuż za nim, ale ten drugi ewidentnie nie ogarniał,o  co chodzi. Musiał mu wydać proste rozkazy.

- Powiedz Hanji, że dwie osoby zbliżają się do tytanów, a ja pobiegłem po jej drużynę. Zostań w jej pokoju i nie ruszaj się stamtąd, aż kogoś po ciebie nie wyślę. Rozumiesz? - wyszli korytarzem i dopiero teraz Levi spojrzał na twarz chłopaka. Ten wydawał się nadal zaskoczony, ale słuchał jego rozkazów ze skupieniem i kiwnął głową. - Pośpiesz się! - krzyknął jeszcze i dla pewności wskazał chłopakowi kierunek, po czym sam pobiegł w inną stronę.

Po drugim piętrze rozległ się głośny dźwięk otwierania drzwi. Widocznie te kilkadziesiąt okrążeń to było za mało, żeby nauczyć Erena pukać.

- Hanji-san! Wrogowie zbliżają się do tytanów! - zawołał, na co kobieta spojrzała na niego z niezrozumieniem.

- Eren, co ty wygadujesz? - wstała zaniepokojona i podeszła do chłopaka, w między czasie patrząc na zegar. - Co ty w ogóle tu robisz?

- Kapral Levi kazał przekazać - rzekł już bardziej opanowanym tonem. Wiedział, że krzyki tu nic nie pomogą, musi się uspokoić. - Dwie osoby zbliżają się do tytanów, ja miałem powiadomić panią, a kapral pański oddział.

W oczach kobiety pojawił się niebezpieczny błysk, a w duchu przybiła sobie piątkę, że z lenistwa nie zdjęła jeszcze sprzętu do trójwymiarowego manewru.

- Chodź, Eren, po drodze wszystko mi opowiesz - Musiała działać, coś zagrażało JEJ tytanom.

- Ja nie mogę - chłopak wyraźnie się zakłopotał, ale jego ton głosu był pewny. - Kapral kazał mi tu zostać i się stąd nie ruszać.

- Opowiedz mi wszystko, co o tych osobach wiesz - rozkazała szybko Hanji, nie chcąc tracić ani sekundy. Nie śmiała podważać decyzji Ackermanna, teraz miała ważniejsze rzeczy na głowie.

- Z wieży zobaczyłem dwie osoby w płaszczach zwiadowców, które biegły w stronę namiotów. Miały sprzęt do trójwymiarowego manewru, ale nie korzystały z niego - zrelacjonował najdokładniej jak potrafił szatyn.

Na wieży? Co ty tam robiłeś, Eren? Jesteś pewien, że to wrogowie? Czy to na pewno były płaszcze zwiadowców?

Na usta Hanji cisnęło się mnóstwo pytań, ale wiedziała, że nie ma na żadne z nich czasu. Skinęła więc tylko głową i wybiegła z pokoju.

Tytanom na ratunek!

                        ***

Drobna blondynka wiedziała, że już za późno. Że coś przeszkodziło w ich doskonałym planie. Jej ostrza były otoczone parą, tak samo jak dwa wielkie ciała za nią. Jej twarz skrywał kaptur, jednak na niezbyt wiele on się teraz zda. Od zwycięstwa dzieliły ją sekundy. Sekundy, które zadecydowały o dziesiątkach istnień, o litrach przelanej krwi. Dla niej tak niefortunne, dla innych zbawienne.

Patrzyła na plecy jej partnera, był już dość daleko, ona miała pozacierać ostatnie ślady. Niebieskie tęczówki wpatrywały się w nią z bezsilnością i dylematem. Ona tylko skinęła ledwo zauważalnie głową. Jemu musiało udać się uciec, nie mógł dla niej narażać powodzenia misji.

Niebieskooka nie była jednak jedną z tych, które tak łatwo się poddają. Pozostawiła po sobie krwawy prezent, a w jej głowie rodził się plan, mogący zapewnić jej zwycięstwo. Zamierzała zrobić kolejną rzecz, która skutecznie zamanipuluje przyszłością i nie pozwoli światu pocieszyć się beztroską.

Poczuła na sobie czyjeś ciężkie ręce, a przy szyi ostrze. Spodziewała się tego, nawet nie uciekała. Wiedziała, że nie ma najmniejszych szans, a próbując może tylko narazić swojego partnera.

Wyciągnęła przed siebie rękę i zawyła rozpaczliwym tonem. Starała się, żeby było to jak najbardziej wiarygodne. Przez tyle lat przecież grała, to nie powinno stanowić dla niej problemu.

Z jej ust wydobyło się jedno słowo. Jedno, zawołane pełnym strachu i rozpaczy głosem, słowo. Niby tak niewiele. Jednak skutki miały już niedługo pokazać, jak duże znaczenie ono miało.

Lubicie zgadywanki?

Bo jeśli uda wam się odkryć, jakie to było słowo, kolejny rozdział wleci już jutro 😏

Zatem powodzenia!

~2800

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro