28. Ciało - "Zabiję je wszystkie!"

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Levi potrafił zachować zimną krew w najtrudniejszych sytuacjach. Zawsze był tym, który wypowiadał słowa, które nie przeszłyby innym przez gardło i wydawał stanowcze, zdawać by się mogło czasem, że nieludzkie, rozkazy. Gdy inni panikowali, u niego nie zmieniała się nawet mimika twarzy, ewentualnie brwi marszczyły się odrobinę bardziej. Skalą niebezpieczeństwa były u niego przekleństwa; jeśli jakieś wydobyło się z ust kapitana, było doprawdy źle. Nikt nigdy nie usłyszał dwóch na raz, ale musiały one być zwiastunem rychłej śmierci.

Dlatego też nikt nie zdziwiłby się, że nawet dostrzegając sylwetkę tytana wyłaniającego się spomiędzy drzew nie zmienił tempa zakładania sprzętu. Chociaż wiedział, że nie zdąży.

Jednak gdy usłyszał znajome imię wypowiedziane w szoku przez Erena, podniósł głowę i utkwił wzrok w zbliżającym się dziewięciometrowcu. Jego kobaltowe tęczówki rozszerzyły się w zdziwieniu, gdy dostrzegł czarne włosy, brązowe oczy i złudnie podobne rysy twarzy. Czy to wyobraźnia płatała im obu figle?

Nie myślał zbytnio nad tym skąd tytan wziął się na terenie muru Rose, teraz najważniejsza była obrona jego i Erena. Oczywiście jego umysł stworzył już bardzo prawdopodobną teorię, ale skupił się na zapinaniu pasów i nasłuchiwaniu kroków opętanego głodem potwora. Czuł, że brak wiadomości od Erwina i pojawienie się tytana nie mogły być zwykłym zbiegiem okoliczności. Na początku podejrzewał, że po prostu sytuacja w stolicy z powodu zniszczenia kwatery zwiadowców nie wyglądała za dobrze i dowódca nie mógł ryzykować ujawnieniem miejsca pobytu Erena, ale nowa teoria wydawała się o wiele bardziej prawdopodobna.

Tytani przełamali mur Rose.

Nie miał pojęcia dlaczego, nie miał pojęcia jak; mógł jedynie spekulować, że miało to jakiś związek ze śmiercią Tytana Opancerzonego i Kolosalnego. Ale czy to, że nikt ich o tym nie poinforował oznaczało, że wszyscy byli martwi?

Potwór był bliżej z każdym wywołującym drżenie ziemi krokiem. Levi szybko zapinał kolejne pasy, ale zdążenie przed dziewięciometrowcem graniczyło z cudem. Wyjście pozostawało tylko jedno.

- Eren, musisz przemienić się w tytana - chłopak drgnął na bezuczuciowy, ale ponaglający ton głosu. Nadal wpatrywał się w brązowe oczy, które niegdyś błyszczały inteligencją i empatią, a teraz wydawały się nie posiadać duszy. Jedyne co w nich krążyło to szalona żądza jedzenia. A przystawką mieli być oni.

Dziesięć metrów.

- Ale to Agnes - szepnął drżącym głosem, nie odrywając wzroku od brązowych tęczówek. Nawet gdyby chciał, czuł, że nie byłby w stanie się przemienić.

Osiem metrów.

- To jebany tytan! - Levi podniósł głos, czując ogarniającą go bezsilność. Czemu akcja odbierała temu bachorowi zdolność logicznego myślenia?

Sześć metrów.

- To tytani zabili twoją matkę, chcesz zginąć jak ona?! - brunet nie chciał poruszać tego tematu, ale od tego zależało ich życie, a chłopak nie zareagował na jego poprzednie słowa.

Cztery metry.

Eren odwrócił głowę w stronę Levi'a, a jego zielone tęczówki rozbłysnęły znajomym światłem. Złość pomieszana z bólem i determinacją. Mokra dłoń nastolatka uniosła się do ust, a Levi'a dzieliło już kilka sekund od skończenia zapinania sprzętu. Jednak tych kilku sekund nie mieli.

Dwa metry.

Olbrzymia dłoń wystrzeliła w ich kierunku, a jej wybór był kwestią życia i śmierci.

Długie palce owinęły się wokół nastolatka, nim ten zdążył zatopić zęby w swojej dłoni. W zielonych tęczówkach pojawiła się namiastka strachu, a mocno obejmująca go dłoń brutalnie wyrwała z ust powietrze. Widział rozdzielające się wargi potwora, już czuł ten smród bijący z jego paszczy, odbierający racjonalne myślenie. Był niczym trucizna otępiający ludzkie zmysły i zmuszający serce do szybszego bicia, jakby miało w tych kilku sekundach wykorzystać limit przeznaczony na całe życie, które miało się zaraz zakończyć. Panika błyskawicznie rozprzestrzeniła się po żyłach, ale żaden odgłos nie był w stanie przejść przez jego gardło.

Ostatnia Nadzieja Ludzkości biernie czekała na zbliżającą się śmierć.

Levi kątem oka widział odbijające się słońce na zębach potwora. Tak bardzo w tej chwili przeklinał swój moment zapomnienia, który Eren miał przypłacić życiem. Przecież Ackermann miał go chronić, nawet za cenę własnego życia.

Zignorował ostatni pasek i pewnie nacisnął przycisk, pędząc w kierunku dłoni potwora i odcinając ją od reszty ciała. Gorąca krew obryzgała go i chłopaka, którego chwycił w ostatniej chwili. Eren pisnął zaskoczony, ale kurczowo objął odkryty tors.

Levi szybko wbił hak w drzewo rosnące po drugiej stronie rzeki, zaciskając zęby przez zbyt mocno zapięte pasy na udach. Musiał jak najszybciej przymocować ten na barku, ale tytan rzucający się za nimi do rzeki był poważną przeszkodą. Zamiast wylądować na konarze, zaczepił hak o kolejne drzewo i najszybciej jak mógł przemieszczał się nad rzeką. Mimo ograniczonych przez chłopaka ruchów dość szybko zgubił potwora, który nie został obdarzony umiejętnością szybkiego przemieszczania się w wodzie, szczególnie pod prąd.

Czując jak Eren z każdą chwilą delikatnie się z niego zsuwa, zmienił kierunek lotu, by bezpiecznie wylądować na szerokim konarze.

Tuż obok wyszczerzonej twarzy tytana.

Jego oczy rozszerzyły się z zaskocznia, ale w ostatniej chwili udało mu się odbić od drzewa i robiąc gwałtownego fikołka w tył zaczepić haki na drugim brzegu. Świst powietrza dotarł do jego uszu tuż przed nagłym zamknięciem się ust potwora. Zęby wydały charakterystyczny dźwięk, któremu na szczęście nie towarzyszyły łamane kości. Levi czuł krążącą w żyłach adrenalinę i boleśnie spinające się mięśnie, a następnie pęd powietrza przyciskający jego włosy do twarzy.

Przestał jednak czuć ciężar Erena, który przez nagłą zmianę kierunku oraz pojawiającego się znikąd tytana puścił kapitana i wpadł do rzeki. Nie zdążył zamknąć ust i nabrać wystarczającej ilości powietrza, więc ciecz boleśnie wdarła się do jego nozdrzy i przełyku. Szybko wynurzył się, a następnie zaniósł kaszlem, nie mogąc przeciwstawić się silnemu prądowi. Tym bliżej źródła się znajdowali, był on silniejszy, a osłabiony szokiem Eren, mimo tego, że był dobry w pływaniu, nie był w stanie z nim konkurować.

Złapał jednak kontakt wzrokowy z oddalającym się Levi'em.

Ackermann przez to nie zauważył w porę czekającego na niego i po drugiej stronie tytana, więc nie zdążył odpowiednio zmienić kierunku lotu i przywalił z impetem w drzewo. Zasyczał przez pulsującą bólem nogę i bark, a następnie upadł na ziemię. Gdyby tylko miał odpowiednio zapięty sprzęt, żadna z tych rzeczy by się nie wydarzyła.

Gdy oczy Erena dostrzegły tytana zbliżającego się do leżącego Levi'a, jego uszy zupełnie zignorowały krzyk tego idącego rzeką. Adrenalina i determinacja przepłynęły przez całe jego ciało, a twarz naznaczył od tygodnia odkładany gniew i chęć zemsty.

- Zabiję je wszystkie! - jego wrzask przeszył uszy wszystkich stworzeń w promieniu kilku kilometrów, a następnie niebo przeszył żółty błysk.

Woda rozbrysnęła na wszystkie strony, gdy uwolniona krew Erena spowodowała szybko wytwarzające się gorące tkanki. Para spowiła okolicę, zwracając na siebie chwilowo uwagę tytanów i dając Levi'owi szansę na wstanie i pokuśtykanie w stronę przeciwną od potwora.

Tytan Atakujący wydobył z siebie mrożący krew w żyłach wrzask, a jego zielone oczy płonęły chęcią zemsty i gniewem. Ten wzrok niósł śmierć.

Umięśniona i błyszcząca od wody noga z impetem uderzyła w dziewięciometrowca, który rozpychając wodę na wszystkie strony poleciał z impetem w dół rzeki. Dziki wrzask uderzył delikatne cząsteczki i już po chwili skierował się w stronę wyszczerzonego tytana. Potężna sylwetka Erena niosła ze sobą śmierć.

Śmierć dla wszystkich tytanów.

Olbrzymia pięść zmiażdżyła uśmiechniętą szczękę, a zęby już po chwili wbiły się w odsłonięty kark. Kropelki krwi naznaczyły zielone rośliny i brązowe konary. Para ponownie spowiła pole walki, które przeszyło pełne wściekłości sapnięcie zwycięskiego tytana. Czerwień powoli spływała po jego skórze, niebezpiecznie błyszcząc w letnim słońcu.

- Jaeger! - krzyknął Levi, zapinając wreszcie pas na lewym barku i odrobinę luzując te na udach. Prawa noga stale pulsowała bólem, ale Ackermann zignorował to, o wiele bardziej martwiąc się o to, czy chłopak zachował swoje człowieczeństwo po przemianie w potwora.

Błyszczące wściekłością zielone tęczówki skierowały się w stronę bruneta, ale ich wyraz nie złagodniał ani na chwilę. Tytan zrobił gwałtowny krok w jego stronę i zaatakował pięścią, ale Levi był na to gotowy. Uniknął ciosu i schował się za jakimś konarem. Syknął, gdy noga się pod nim ugięła, ale nie spadł. Miał nadzieję, że przynajmniej na razie chłopak zainteresuje się bardziej tytanami niż nim. Wiedział, że w innym przypadku powinien go zabić, ale... Nie był pewien, czy po tym wszystkim przyszłoby mu to z taką łatwością.

Chwilę nasłuchiwał dudniących kroków, a następnie plusku wody. Odetchnął cicho, rozglądając się ostrożnie. Zastanawiał się, co powinien teraz zrobić. Teoretycznie jego priorytetem była obrona Erena, ale musiał też znaleźć Nanabę, Gelgara, Mikasę i Armina, ponieważ nie wiedział czy sam poradziłby sobie z szatynem, mając uszkodzoną nogę i bark. Poza tym wątpił, czy w takim opętaniu chęcią zemsty ktoś mógłby Jaegerowi poważnie zaszkodzić. Chociaż nie miał pojęcia ile znajdowało się w lesie tytanów.

Ale jeśli Żandarmeria dowiedziałaby się, że pozwolił mu tak grasować bez opieki...

- Cholera - mruknął pod nosem i podążył za szatynem. Nawet jeśli pozostali zwiadowcy mieli tę decyzję przypłacić życiem, musiał pilnować tego bezmyślnego bachora.

- Eren! - głośny, pełen troski i rozpaczy krzyk odwrócił jego uwagę od krwawych śladów pozostawianych przez Tytana Atakującego. Parujących, nienaturalnie powyginanych i martwych śladów.

Już po chwili dostrzegł właścicielkę głosu, która stojąc na konarze wpatrywała się w zabijającego jakiegoś czterometrowca Erena. Widać blizna na policzku niczego jej nie nauczyła.

- Ackermann, co z innymi? - stanął obok niej, przez co dziewczyna wzdrygnęła się. Zbyt skupiona na swoim bracie nie dostrzegła odkrytej klatki piersiowej mężczyzny i okazałego siniaka na jego prawym barku.

- Kapitanie? - spytała z lekkim zdziwieniem, nie odwracając wzroku od oddalającego się właśnie chłopaka. - Trzeba go zatrzymać!

- Zadałem ci pytanie - jego głos był spokojny i obojętny, co strasznie denerwowało dziewczynę. Już sam fakt, że to ten nieczuły karzeł sprawował pieczę nad chłopakiem, przez to, że brutalnie zbił go w sądzie, powodował niechęć do niego, ale to, że nawet w takich sytuacjach okazywał jak bardzo ma go gdzieś, po prostu sprawiało, że jej krew gotowała się ze wściekłości.

- Nie wiem, gdy usłyszałam Erena, od razu za nim pobiegłem - rzuciła szybko i już chciała podążyć za bratem, gdy zimna dłoń zacisnęła się na jej ramieniu.

- Porzuciłaś ich na pastwę losu? - w głosie mężczyzny zabrzmiała niebezpieczna nutka, ale Mikasa miała to szczerze gdzieś.

- Przecież Nanaba i Gelgar sobie poradzą - rzekła zniecierpliwiona. Oczywiście, że rozumiała, co kapitan ma na myśli, ale Eren był dla niej najważniejszy.

- W jakiej sytaucji ich zostawiłaś? - Ackermann nadal nie pozwalał dziewczynie się ruszyć, mimo że Eren właśnie znikał z ich pola widzenia.

- Wszyscy żyli, Gelgar akurat walczył z dwunastometrowcem - rzuciła szybko i wyrwała się z uścisku mężczyzny.

W normalnej sytuacji kazałby jej wracać do pozostałych zwiadowców, ale teraz wiedział, że nie ma pewności, czy sam sobie poradzi z wydobyciem Erena z tytana.

Obejrzał się więc jeszcze za siebie, po czym ruszył za zdeterminowaną dziewczyną. W głowie już kształtował mu się plan działania i wszystkie jego poszczególne punkty. Uszkodzona kończyna nie pomagała mu w nadążeniu za nastawioną na określony cel Mikasą, ale wytrwale ignorował jej ból. Gorzej było z barkiem, który w przeciwieństwie do nogi nie pulsował stałymi impulsami, tylko płonął żywym ogniem przy każdym obszerniejszym ruchu.

Na szczęście nie musieli zbyt długo gonić żądnego zemsty tytana, ponieważ ten zatrzymał się, by dokonać mordu na kolejnej bezmyślnej istocie. Tym razem złudnie przypominającą pewną miłą, brązowooką blondynkę, ale Levi postanowił odrzucić myślenie o tym na później.

- Odwróć jego uwagę, a ja go wyciągnę - polecił dziewczynie, która skinęła tylko głową i skupiła się na zadaniu. Dzięki Świętej Sinie, że chociaż ona miała trochę rozumu w głowie.

- Eren! - kobiecy głos ponownie poruszył cząsteczkami, które uderzyły o uszy przemienionego nastolatka. Podniósł wzrok i utkwił go w siostrze, a po jego podbródku właśnie spływała parująca krew. Blondwłosy siedmiometrowiec kończył właśnie swój żywot, przeobrażając się w ulotny gaz. - Eren, to ja, Mikasa!

Z ust Tytana Atakującego wyrwał się donośny krzyk niezwiastujący niczego dobrego. Potwór podniósł się z klęczek i depcząc parujące ciało ruszył w stronę dziewczyny.

Ackermann w tym samym czasie wbił hak tuż obok jego karku i już po chwili stał niezbyt pewnie na skórze Erena, który od razu się zatrzymał. Sięgnął dłonią do zagrożonego miejsca, próbując zgnieść Levi'a niczym natrętną muchę. Brunet zręcznie uniknął ciosu, jednak oparł swój ciężar na uszkodzonej nodze, która nie wytrzymała i osunęła się bezwładnie. Ackermann zniżył się bezwiednie parę metrów aż nie zaczepił się mieczem o plecy na wysokości nerek. Syknął i spojrzał w górę, a następnie w stronę, z której zbliżały się do niego olbrzymie palce.

- Ackermann, zamiana! -krzyknął i dokonał taktycznego odwrotu. Nie podobała mu się wizja zakochanej nastolatki spełniającej jego powiność, ale przecież priorytetem było wydobycie Erena, a nie jego chęci. Z cichym prychnięciem wzbił się na wysokość oczu tytana i kątem oka zarejestrował jak brunetka, marszcząc brwi, spełnia jego rozkaz. Najpierw jednak zlustrowała go wzrokiem i rozszerzyła tęczówki ze zdziwienia. Dopiero wtedy zauważyła delikatnie podkurczoną nogę kaprala i siną plamę na jego ramieniu. Owszem, mogła go nie tolerować, ale nie zmieniało to faktu, że czuła do niego swego rodzaju respekt i podziw pogłębiany przez każdą taką sytuację.

Skupiła się na karku brata i zręcznie wylądowała na jego plecach. Kilkoma szybkimi, ale ostrożnymu ruchami, rozcięła gorącą tkankę i delikatnie wydobyła z niej chłopaka. Oddalając się od tytana, zauważyła jeszcze zielone tęczówki wpatrujące się w te kobaltowe i poruszające się wargi bruneta. Tytan Atakujący wydawał się dziwnie spokojny... Nie zdążyła jednak lepiej się przyjrzeć, ponieważ olbrzymi organizm spadł z hukiem na ziemię i spowiły go gęste chmury pary. Pokręciła lekko głową, odganiając nierozsądne rozważania w odmęty zapomnienia i skupiła się na najważniejszej osobie w jej życiu. Chłopaku, dzięki któremu jej organizm był nadal ciepły i poruszał się po ziemi zamiast leżeć pod nią. Temu, który podarował jej, zawsze opleciony wokół jej szyi, szkarłatny szalik.

Nie zdążyła jednak nacieszyć się pięknem jego pogrążonej we śnie twarzy i przyjemnym, emanującym od niego ciepłem, ponieważ czyjeś chłodne dłonie uwolniły ją od tego cennego ciężaru. Na jej twarzy od razu wymalował się zawód i smutek.

- Heichou, przecież jesteś ranny... - zaczęła i na początku nawet miała dobre intencje. Była przecież człowiekiem i rozumiała, że nawet niezwykły kapitan czuje ból. Szybko ulotniło się to jednak, gdy dostrzegła jego przesiąknięte obojętnością spojrzenie oraz usłyszała ten chłodny, wyrażający tylko i wyłącznie brak zainteresowania głos. Taki ktoś nie miał prawa dotykać Erena.

- Musimy znaleźć resztę - zupełnie zignorował jej wypowiedź i ułożył chłopaka wygodniej w swoich ramionach. Dostrzegł złość dziewczyny, ale zbytnio go to nie ruszyło. Owszem, Mikasa nie była złą osobą, przecież starannie wykonywała rozkazy i ukończyła korpus treningowy z najlepszym wynikiem. Ponadto pomagała mu w zapewnieniu Erenowi bezpieczeństwa i oprócz nienawistnych spojrzeń nigdy go niczym nie uraziła. Jednak całą swoją osobą po prostu go irytowała. Nie wiedział czemu, jak, czy po co, ale tak było i nie zamierzał w to jakkolwiek ingerować.

- Wystrzelę flarę - mruknęła i posyłając jeszcze Erenowi troskliwe spojrzenie, przeskoczywszy na pobliski konar, wyjęła racę. Levi rozejrzał się jeszcze, żeby sprawdzić, czy nie zbliża się do nich żaden tytan, ale chyba Jaeger zabił większość znajdujących się w okolicy. Westchnął cicho i utkwił wzrok w ciążącym mu nastolatku. Wokół jego oczu wykształciły się czerwone pręgi, a skóra była nienaturalnie gorąca, ale jego oddech był unormowany. Chłopak miał na sobie jednak jedynie bokserki, a Levi nie miał zbytnio czym go okryć...

Powietrze przeszył huk, a zielony kolor błyskawicznie wzniósł się ku niebu, jakby marząc o jego dotknięciu. Chłopak zmarszczył delikatnie brwi, a po drugim, nieco cichszym odgłosie dobiegającym z lewej strony, uchylił powieki, natrafiając na kobaltowe tęczówki.

- Flara jest zielona, więc chyba wszyscy żyją - mruknął Ackermann w stronę Mikasy, przerywając kontakt wzrokowy z chłopakiem. Obaj nie mieli na sobie nic od pasa w górę i stykali się nagimi ciałami, a przez wzgląd na wcześniejsze, swoją drogą absurdalne, wydarzenia, wolał ograniczyć chociaż ich kontakt wzrokowy, od którego przecież wszystko się zaczęło.

- Eren, obudziłeś się? - spytała z troską dziewczyna, gdy tylko dostrzegła zielony błysk na twarzy chłopaka. Posłusznie ruszyła za brunetem, ale jej wzrok wciąż był utkwiony w nastolatku.

- Ackermann, skup się na otoczeniu, jeśli nie chcesz stać się mokrą plamą gówna - mruknął nieco zirytowany jej bezmyślnym zachowaniem Levi. Oczywiście w żaden sposób tego nie okazał, nie obdarzył jej nawet spojrzeniem, ale Eren mimo otumanienia to wyczuł. Zmarszczył delikatnie brwi i ponownie zasłonił powiekami oczy. Był zmęczony, a gardło płonęło mu żywym ogniem. Nie był w stanie jednak z siebie wykrztusić prośby o jakiś napój, więc tylko wtulił się bardziej w kapitana i rozkoszował chłodem jego dłoni. W tamtej chwili nic innego nie miało znaczenia. Nawet wstrząsający wszystkimi fakt, że mur Rose został przełamany, a niewinni ludzie kończą swoje życie między zębami tytanów.

Agnes, Betty kochałam was (*)

One nie miały skończyć jako bezmyślne potwory, okej?!

To wszystko wina Zeke, ja tylko spisuję konsekwencje jego czynów!

~2650

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro