17. Być wystarczającym

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

♛♛♛♛♛

Louis

Na ceremonii przybyło sporo osób. Nie sądziłem, że aż tyle przyjdzie, ale w końcu nie ma się czemu dziwić, dzisiejszego dnia Wielka Brytania powita nowego króla.  Słyszałem podekscytowane rozmowy poddanych, kiedy stałem przy ołtarzu. Tylko ci zamożni i coś znaczący w królestwie przybyli do katedry.  Było mi dziwnie stać pośród tylu nieznanych mi osób. Pomimo tego wszystkiego nie stresowałem się. Może z początku byłem zagubiony, ale to minęło. Przecież nic ode mnie nie zależało. Czułem się jak marionetka w rękach lalkarza.

- Uśmiechnij się, wyglądasz, jakbyś szedł na śmierć - powiedział szeptem Harry, poprawiając moją koszulę.

- A czy tak nie jest? - zapytałem w przypływie odwagi.

- Nikt cię nie pytał o zdanie - pociągnął mocniej za kołnierzyk, a ja skrzywiłem się, lecz tylko na chwilę.

Musiałem przecież stwarzać pozory. Na mojej twarzy ponownie pojawił się szeroki uśmiech. W środku pękało mi serce. Nie mogłem zrobić nic, by zatrzymać to, co zaraz nastąpi. Musiałem być dobrym królem, dobrym mężem, synem. Ale sobie poradzę, prawda? Wystarczy tylko grać i stwarzać pozory, jak to mówił Harry.

- Proszę, możesz puścić? - zapytałem niepewnie. - Boli mnie szyja.

- Naturalnie, kochanie - odparł uprzejmym tonem. - Wybacz.

Szybko domyśliłem się, że pojawił się ktoś z rodziny królewskiej. Po to te wszystkie grzeczności. Nie zajęło mi dużo czasu, by rozgryźć zachowanie Harry'ego. Miły był tylko wtedy, gdy ktoś znajdował się pobliżu. Niestety jeśli zostawaliśmy sami, traktował mnie jak zło konieczne. Najbardziej bolało  to, że dałem się nabrać zielonookiemu. Był czas, że spędzaliśmy naprawdę miło chwile, rozmawialiśmy, Harry tak bardzo się troszczył... Później, gdy mnie wyśmiał i powiedział prosto w twarz prawdziwy powód swojego zachowania, poczułem, jakby ktoś wylał na moją głowę kubeł zimnej wody. Byłem ślepy. Zaufałem mu i tylko na tym ucierpiałem.

- Bardzo się stresujecie? - zapytała moja matka, poprawiając moją fryzurę.

Zagryzłem dolną wargę, aby nie wybuchnąć płaczem. Czego oni wszyscy ode mnie chcieli? Czy naprawdę aż tak fatalnie wyglądałem, że trzeba ciągle coś we mnie poprawiać?

- Nie, przecież mam przy sobie swojego męża, już prawie -  zaśmiał się, obejmując mnie ramieniem.

- Louis? - usłyszałem zaniepokojony głos swojej matki.

- Wzruszyłem się, przepraszam, potrzebuję się odświeżyć  - powiedziałem, wyplątując się z uścisku zielonookiego.

- Pomogę ci wydostać się na zewnątrz - dodał szybko książę.  - Niedługo zacznie się ceremonia.

Nie zdążyłem zaprzeczyć ani powiedzieć, by się nie fatygował. Niestety było na to za późno. Kręconowłosy ciągnął mnie już w stronę wyjścia.  Świeży powiew wiatru przyniósł mi niemałą ulgę. Oddychałem głęboko, ponieważ wiedziałem, że jeszcze chwila i wpadnę w panikę.

- Nie jesteś już małym dzieckiem, Louis - zganił mnie, chodząc nerwowo wokół. - Nawet się nie waż zepsuć uroczystości.

Pokiwałem tylko głową i próbowałem ochłonąć. A tak miałem być dzielny i obojętny na to wszystko. Planowałem nie dać po sobie poznać, dostrzec nawet najmniejszej oznaki strachu. Staliśmy przez kilka minut w kompletnej ciszy, nie rozmawiając ze sobą. O dziwo Harry mnie nie pośpieszał. Pozwolił mi się wyciszyć i uspokoić.

- Możemy już iść - powiedziałem pewnie, nie chcąc tego przeciągać.


*****

Czułem na głowie ciężką koronę. Zapewne została wykonana ze złota, podobnie jak ta Harry'ego. Biskup coś mówił, lecz nie skupiałem się na jego słowach. Wydawało mi się, że to wszystko co tu się rozgrywa, mnie nie dotyczy. Byłem daleko od tego wszystkiego. Wspomnieniami wracałem do czasów, kiedy byłem dzieckiem i wraz z Zaynem podkradaliśmy  ciasteczka z kuchni, które przygotowała jego mama. Chciałbym cofnąć się w czasie i być beztroskim siedmiolatkiem, którego jedynym zmartwieniem było to, czy dziś spotka się z przyjacielem.

- Louis - usłyszałem szept Harry'ego.

Obrazek wspaniałego dzieciństwa ze wspomnień poszedł w niepamięć. Zastanawiałem się co powinienem zrobić. Minęła tylko chwila, gdy oprzytomniałem i zacząłem powtarzać słowa wraz z biskupem. Nie trwało to długo i po chwili dzwony zaczęły bić, a cały lud się pokłonił, sądząc po odgłosie rozchodzącym się w budynku. 

Zostałem królem. Miałem męża. Może nie dokładnie w takiej kolejności, ale tak było.

Jeszcze  to do mnie nie dotarło. Zapewne gdy minie pierwszy szok, dopiero zdam sobie sprawę z tego, co dzisiaj się wydarzyło. Zanim założyli mi koronę, odbył się mój ślub z księciem Wielkiej Brytanii. Kiedyś myślałem, że dzień mojego ślubu będzie najszczęśliwszym dniem w życiu. Cóż... myliłem się. Tak samo jak wtedy, gdy myślałem, że przy mnie na ołtarzu będzie stała jakaś księżniczka. Życie potrafi zaskakiwać i niestety rozczarowywać.

Co do uczty weselnej, to na pewno była bardzo wykwintna. Rodzice zadbali o to, aby nikomu niczego nie zabrakło. Oczywiście mowa tu o dworzanach i rodzinach królewskich. Zwykłego, ubogiego człowieka nikt tu nie wpuścił. Może to dlatego czułem się pośród nich tak obco? Słyszałem jak ktoś obgadywał mnie, a moja ślepota stała się nawet tematem żartów. To naprawdę nie było przyjemne. Zapragnąłem zniknąć z własnego wesela i zamknąć się w swojej komnacie. Ale nie mogłem, bo przecież tak nie wypadało.


- Wolę tradycyjne śluby, według mnie ślub powinien zostać zawarty miedzy kobietą a mężczyzną. Tutaj zawsze chodziło o potomka. Kto potem zasiądzie na Brytyjskim tronie? - przysłuchiwałem się rozmową dwóch kobiet.

Nie znałem ich głosu, więc prawdopodobnie musiały przybyć specjalnie na nasz ślub. Gdyby były stąd, na pewno bym już je spotkał. Popołudniowe herbatki z królową były przywilejem na który mogły sobie pozwolić baronowe lub inne hrabiny.

- Ostatnio coraz więcej dochodzi do takich ślubów. To stało się modne od czasu skandalicznego  ślubu Maurycego i Christophera.

- Doszło do niego tylko dlatego, aby nie doprowadzić do wojny, a książęta byli jedynymi dziedzicami. Nie mogę tylko zrozumieć, dlaczego świetnie zapowiadający się król Harry zgodził się na ślub z tym ślepym księciem.

- Książę, a raczej teraz już król Tomlinson jest bezwartościowy. Na pewno zauważyli to jego rodzice i postanowili pozbyć się go z kraju. Nigdy nie mógłby zasiąść na tronie - dodała druga.

Miały rację. Wszystko co mówiły, miało sens. Nigdy nie pragnąłem władzy, chciałem być po prostu dla kogoś wystarczającym, nic więcej.  Nie odezwałem się ani słowem, po prostu milczałem i udawałem, że te słowa nie zostały w ogóle wypowiedziane. Tak było najlepiej.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Następny rozdzialik dla was od porucznika ^.^

Komentujcie troszkę :c

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro