34. Rozkaz króla

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

♛♛♛♛♛

Harry

- Witaj mój synu, jak minęła podróż?  - zapytał  ojciec, a szeroki uśmiech gościł na jego twarzy. - Wyglądasz na przygnębionego. Czy to przez ślepego księcia? Czyżby cię opuścił?

- Desmond... - odezwała się moja matka, patrząc na mnie współczująco.

- Tak - odparłem beznamiętnie. - Zrobił tak, jak powiedziałeś.

- Ostrzegłem cię - dodał, opierając się wygodnie o oparcie krzesła. - Ale jak zwykle nie posłuchałeś.

Znajdowaliśmy się w jadalni. Chciałem porozmawiać z rodzicami i dowiedzieć się od ojca o wydarzeniach z królestwa. To on uprzedził mnie, zapraszając do dużej sali. Nie zdążyłem się nawet przebrać. Desmond był zadowolony, gdyż po raz kolejny dowiódł mi, że nie byłem taki jak on - król idealny pod każdym względem.

- Zawsze robiłem to, co mi kazałeś. Poślubiłem bezużytecznego, ślepego księcia, bo tak chciałeś. Ćwiczyłem fechtunek dwa razy dziennie, bo tak chciałeś. Byłem zmęczony ciągłymi naukami, bo chciałeś zrobić ze mnie jeszcze lepszego króla, niż sam byłeś. - wymieniałem, mocno zaciskając dłonie w pięści. - Ale i bez tego jestem dobrym królem.

- Beze mnie byłbyś zwykłym, rozpuszczonym książątkiem - mruknął, sięgając po kielich z winem.

- Proszę, przestańcie - odezwała się Anne, moja matka. - Już wystarczy.

- Nie udawaj, że ci na mnie zależy - powiedziałem rozzłoszczony. - Przez lata nie zrobiłaś nic, co by wskazywało na to, że kiedykolwiek się mną interesowałaś. Byłem sam. Sam, rozumiesz?

- Harry...

- Nie  chcę tego słuchać - warknąłem, przenosząc spojrzenie z niej na mężczyznę.  - Po co mnie wezwałeś, ojcze?

- Słyszałeś o zatonięciu ,,Royal Blue"? - zapytał, a kiedy skinąłem głową, kontynuował. - Cały towar poszedł na dno. Kupcy i handlowcy będą się burzyć. To było dobre wino.

Dowiedziałem się o zatonięciu statku zaraz, jak tylko dobiliśmy do portu. Sztorm był bardzo niesprzyjającą rzeczą w naszej podróży. Na całe szczęście ,,Royal Sky", którym podróżowałem udało się pokonać przerażające fale. Zatopienie tamtego statku  było dużą stratą dla kupców. Od razu pomyślałem o nietęgiej minie mojego ojca. Ostatnimi czasu przepadał za winem. Pił go do każdego posiłku, jak i poza nim.

- Nie można było tego przewidzieć - odparłem. - Nikt tej straty tak nie odczuje, jak ty. Wino całkowicie przyćmiło twoje myślenie. Na  królewskim dworze dużo osób zwróciło na to uwagę. Będą pamiętać  cię jako rozpustnego, starego króla.

- A jak ciebie zapamiętają? - uniósł brew. - Króla, który splamił krwią ojczyste ziemie.

- O czym ty mówisz? - zmarszczyłem czoło, wpatrując się w niego zdziwiony. - Co takiego zrobiłeś?

- Wojny nie dało się dłużej odwlekać - odparł spokojnie. - Bunty zawsze najlepiej tłumić w zarodku. Jako król powinieneś o tym wiedzieć.

- Co zrobiłeś?! - zerwałem się z miejsca, stając na równe nogi.

- Trwa wojna, mój synu. Właśnie w tej chwili krew przelewają  nasi francuscy przyjaciele. Powinieneś jak najszybciej wysłać wiadomość do ślepego księcia by przysłał wsparcie. Francuskie życia są mniej warte od naszych rycerzy.

- Kiedy to się zaczęło? - zapytałem, patrząc z nienawiścią na jego spokojny wyraz twarzy.

- Dzień po tym jak wyjechaliście - zakomunikował. - Ostrzegałem cię przed konsekwencjami.

- Nie mam pojęcia, dlaczego aż tak mnie nienawidzisz - pokręciłem głową. - Czy to dlatego, że nie pozwalam sobą więcej manipulować? Dlatego to robisz?

- Król powinien być silny i stanowczy. Ślepy książę okazał się twoją zgubą, przez niego stałeś się miękki, taki bez charakteru. Nie takiego syna chciałem.

- Myślę, że obaj już sobie to wyjaśniliśmy kilka dni temu.

Rzuciłem przelotne spojrzenie na swoich rodziców, po czym opuściłem jadalnię. Nie spodziewałem się, że niewinna rozmowa potoczy się w ten sposób. Wierzyłem, że ojciec zaopiekuje się krajem, jak król, którym był przez te wszystkie lata. On jedynie sprowadził niepotrzebny rozlew krwi. Nie tak miało być. Zawiodłem. Jako król i syn. Sprawy się skomplikowały, a ja kompletnie nie wiedziałem, co powinienem zrobić.

Teraz najpewniej poszedłbym do Liama, dzieląc się z nim swoimi przemyśleniami. Ale Liama nie było. Został wraz z Louisem we Francji. Nie miałem tutaj nikogo, kto by mi sprzyjał. Wróciłem więc do swojej komnaty. Zrzuciłem pelerynę i usiadłem na dużym łożu. Czułem się okropnie ze świadomością, że za mój kraj ginęli niewinni ludzie, Francuzi. Kiedy zawarłem ślub z Louisem, jego ojciec wysłał do Anglii kilka oddziałów wojska. Teraz wszyscy ci ludzie zostali wystawieni w wojnie, która wcale ich nie dotyczyła. To nasi rycerze powinni jako pierwsi się tam pojawić.

Wyjrzałem za okno. Słońce coraz wyżej wspinało się po niebie. Nie było jeszcze popołudnia. Wyszedłem z komnaty i udałem się do królewskiego doradcy. Zleciłem mu, aby zebrał większość rycerzy z królestwa. Miał też sprawować pieczę nad krajem podczas mojej nieobecności. Rycerze byli gotowi do drogi już późnym popołudniem. Mieliśmy do pokonania długi dystans. Walka trwała na północy kraju.

Podczas gdy wojsko się zbierało, ja zajmowałem się zaległymi sprawami królestwa. Odmówiłem obiadu z rodzicami, nie miałem na to ochoty ani czasu. Zanim opuściłem zamek, usiadłem przy biurku w swojej komnacie, trzymając pióro nad czystym pergaminem. Chciałem napisać list do Louisa. Przez kilka minut nie potrafiłem nawet zacząć. W końcu porzuciłem ten pomysł i wyszedłem z komnaty. Nie będę nic do niego pisać.

Przed stajnią czekał już na mnie mój osiodłany koń. Zleciłem to młodemu stajennemu. Zapamiętałem go od czasu, kiedy rozkazałem wtrącić go do lochu. Teraz bał się nawet na mnie spojrzeć. Cierpliwie stał przy moim wierzchowcu, trzymając go za wodze. Podszedłem do niego pewnym krokiem i zabrałem skórzane pasy z jego rąk.

- Przygotuj jeszcze jednego konia - powiedziałem.  - Wyruszasz razem z nami. I nawet nie próbuj się sprzeciwiać. To rozkaz króla.


♣♣♣♣♣

Witajcie, kadeci!

Kim jest ten towarzysz Harry'ego?

Dziękuję za #1 w larrystylinson ^.^

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro