38. Nie masz prawa!

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng


♛♛♛♛♛

Louis

- Uważaj na stopień - powiedział Liam z chwilą, gdy wysiadaliśmy z powozu.

Skinąłem głową i bezpiecznie opuściłem ten środek transportu. Z ulgą nabrałem do płuc świeżego powietrza. Podczas podróży strasznie nami wytrzęsło. Naprawdę nie byłem stworzony do takich podróży. Wolałbym już nigdzie się nie ruszać. Dusza podróżnika  zupełnie do mnie nie należała.

Na  placu przed zamkiem, czyli tu, gdzie się zatrzymaliśmy było cicho. Nigdy się to nie zdarzyło, gdyż o tej porze,  czyli przed południem to miejsce tętniło życiem. Teraz sprawiało wrażenie wymarłego.

- Może są na obiedzie lub obradują - odezwał się mój przyjaciel,  kierując mnie w stronę schodów prowadzących do zamku. - Zaraz się tego dowiemy.

Jego słowa jednak ani trochę mnie nie uspokoiły. Nie tłumaczyły również braku straży czy służących, których nie w sposób było nie spotkać. Na co dzień mijałem ich dość często.

- Mam złe przeczucia - szepnąłem, pokonując kolejne stopnie schodów.

Z chwilą, gdy zbliżaliśmy się do głównej sali można było usłyszeć kilka głosów na raz. Niestety nie mogłem ich zrozumieć, gdyż mieszały się ze sobą. Liam pchnął drzwi i weszliśmy do środka. Wszystkie rozmowy ucichły jak na komendę. W sali zapanowała cisza. Usłyszałem odgłos odsuwanych krzeseł.

- Król powrócił - odezwał się któryś z obecnych tu osób, chyba jakiś urzędnik.

Kolejne szmery wskazywały na to, że osoby obecne w tym pomieszczeniu się pokłoniły lub padły na kolana. Nie mogłem tego stwierdzić. Ruszyłem naprzód o dwa kroki. Liam wciąż mi towarzyszył. Był o krok za mną.

- Myślałem, że stchórzyłeś i bałeś się powrócić do kraju w którym zasiadasz na tronie - usłyszałem srogi głos byłego króla.  - Król powinien być przy swoim ludzie, poddanych...

- Dlatego wróciłem - odparłem spokojnie, starannie dobierając słowa.

- To co przytrafiło się mojemu synowi to twoja wina. Powinieneś wrócić wtedy z nim, a przez to...

- Desmond - wypowiedź mężczyzny przerwała jego żona. - Nie mów tak.

- Bardzo mi przykro z powodu waszego syna - zacząłem ostrożnie. - To był również mój mąż, był dobrym człowiekiem  i jego strata...

- Nie mów tak, jakbyś już spisał go na straty - powiedział głośno mężczyzna, uderzając przy tym pięścią w stół. Rozległ się odgłos blaszanych pucharów na wodę, które zadrżały przez siłę uderzenia. - On żyje i za wszelką cenę go odzyskamy.

- A-ale... - zająknąłem się, całkowicie zbity z tropu.

Przecież Harry utonął.  Czy jego ojciec postradał zmysły? A może to ja o niczym nie wiem? Może jednak mój mąż był pośród tych ocalałych marynarzy? Będąc we Francji nie otrzymałem żadnego listu, nikt do mnie nie pisał. Ale gdyby wydarzyło się coś złego, to poinformowałby mnie ktoś, prawda? Byłem do tyłu z najnowszymi wydarzeniami i nowinkami, całkowicie pogubiłem się w sprawach królestwa. Wstyd było mi to przyznać, ale to prawda. Nie nadawałem się na króla, nie potrafiłem dopilnować spraw powierzonego mi kraju.

- Mój syn jest gdzieś na północy przetrzymywany przez bandę barbarzyńców - dodał mężczyzna, wciąż w jego głosie słyszałem  pogardę co do mojej osoby.

- C-co? - wydusiłem z siebie po dłuższej chwili. - Jak to?

- Król Harry został pojmany podczas bitwy na północy. Nasze oddziały zostały pokonane, ogłosiliśmy już mobilizację jednostek, wyruszą  dziś wieczorem. Zrobimy wszystko co w naszej mocy, by odzyskać króla - powiedział powoli jeden z mężczyzn obecnych w tym pomieszczeniu.

- Oczywiście, że go odzyskamy - wtrącił się Desmond. - Poradzimy sobie bez bezużytecznego księcia.

Zmarszczyłem brwi, słysząc jego słowa. Owszem, Desmond za czasów kiedy był jeszcze królem nie pałał do mnie wielką sympatią, ale nigdy nie okazywał tego tak otwarcie. Kiedyś próbowałem się dowiedzieć, dlaczego tak mnie nie lubi, skoro to on sam zaproponował małżeństwo swojego syna właśnie z moją osobą. Oczywiście chodziło wtedy o wpływy i wsparcie w razie wojny. Na początku naszej znajomości tolerował mnie, ale to chyba było już nieaktualne. 

- Louis, może przejdziemy do drugiej sali - zaproponowała Anne, próbując załagodzić sytuację.

Zwykle nie mieszała się w sprawy mężczyzn, ale tym razem próbowała uratować jakoś tę niezręczną sytuację. Lubiłem ją, była miłą i ciepłą osobą, która chętnie służyła radą. To ojciec Harry'ego mną wzgardzał. Z Anne  spędziłem kilkanaście godzin przy piciu herbatek i plotkowaniu. Tylko do tego się wtedy nadawałem. Harry nigdy mnie nie wtajemniczał w sprawy związane z państwem. Dopiero później się to zmieniło, ale nie na długo.  Ostatnio wszystko się pokomplikowało.

- Nie - powiedziałem głośno i pokręciłem głową.

Uniosłem wyżej podbródek, twarz nadal miałem skierowaną w stronę mężczyzny.  Tym razem nie ustąpię, nie ucieknę z podkulonym ogonem. Nie pozwolę, by traktowano mnie jak śmiecia, nie przy tylu ludziach. Cała ta sprawa dotyczyła Harry'ego, mojego męża oraz mojego kraju. To ja byłem królem, nie Desmond. Już nie, on nie miał władzy.

- Opuść tę salę, jesteś ślepy i w niczym nie pomożesz - powiedział, tym razem używając ostrzejszego tonu głosu. - Jesteś tylko ślepym księciem.

- Ślepym królem - poprawiłem go. - Ale już to mówiłeś. Teraz chcę, nie, ja rozkazuję ci opuścić tę salę. Muszę zająć się królestwem.

- Nie masz prawa!

- Liam - odezwałem się, a po chwili usłyszałem kroki za sobą świadczące o tym, że mój przyjaciel podszedł bliżej. - Proszę wyprowadź byłego króla i przekaż straży, aby odprowadzili go do jego komnaty.

- Jak śmiesz?! - warknął.

Słyszałem obelgi rzucane w moją stronę i odgłosy szarpaniny. Po chwili kilka osób weszło, a po chwili opuściło salę. Anne przeprosiła i opuściła pomieszczenia zaraz za swoim mężem. Teraz zapanowała cisza. Zapewne pozostali patrzyli na mnie jak szaleńca. Bo jakim prawem, ja, cudzoziemiec, w dodatku ślepiec miałem czelność tak potraktować osobę, która niedawno była ich królem? Ale nikt nie odezwał się ani słowem.

- Jeśli jeszcze komuś nie podoba się, że jestem królem, może opuścić tę salę, jak i ten zamek - powiedziałem po chwili. - Jeśli są takie osoby, niech szybko zdecydują, bo losy waszego króla leżą w rękach nieprzyjaciela, nie możemy sobie pozwolić na kolejne minuty zwłoki.


♣♣♣♣♣

Witajcie!

W końcu udało się napisać kolejny rozdział!

Dziękuję za cierpliwość i przepraszam za wszelkie błędy  ^.^

Miłego wieczoru!

Dziękuję za gwizdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro