9. Zajrzyj do niego

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

♛♛♛♛♛

Harry



Po przyjeździe do zamku, Louis zaszył się w swojej komnacie. Wcale jej nie opuszczał. Było to dla mnie bardzo wygodne. Nie musiałem się nim zajmować, bo spójrzmy prawdzie w oczy, był on nieporadny niczym dziecko. Gdyby jeszcze spadł ze schodów, narobiłby niepotrzebnego problemu. Moi rodzice ciągle naciskali, abym pomógł mu się odnaleźć w nowym otoczeniu, ale nie miałem takiego zamiaru. Chciałem jak najmniej czasu spędzać ze ślepym księciem.

Niestety następnego dnia było to nieuniknione. Nie mogłem go ciągle ignorować. Jeszcze przed śniadaniem zaplanowałem sobie, że zajrzę do jego komnaty. Nasze pokoje były tuż obok siebie, więc nie musiałem daleko chodzić. Gdy tylko obmyłem się wodą i założyłem czysty strój, wyszedłem na korytarz. Zauważyłem służącą na jego końcu, która po chwili zniknęła za zakrętem. Nie czekając, skierowałem się pod właściwe drzwi. Nawet nie siliłem się, by w nie zapukać, tylko po prostu wszedłem. W końcu to był mój zamek, a Louis był gościem.

Zamknąłem za sobą drzwi i przez chwilę stałem, wpatrując się w postać księcia. Na sobie miał jeszcze koszulę nocną. Stał obok szafki i przemywał swoją twarz. Gdy skończył, wytarł się ściereczką i wyprostował. Odwrócił się, stojąc teraz przodem do mnie. Mogłem dokładnie obejrzeć jego twarz. Miał bladą cerę, wąskie usta oraz mały, zgrabny nos.  Nie był brzydki, do czasu, gdy nie zwracało się uwagi na oczy. To one wszystko niszczyły, sprawiały, że odwróciłem wzrok. Chciałem coś powiedzieć, lecz jeszcze chwilę się wstrzymałem. Czy to możliwe, że mnie nie usłyszał? Jeśli tak, nie widziałem potrzeby zdradzania swojej obecności.

Szatyn nic nie powiedział, tylko zaczesał dłonią swoje włosy  i potarł oko. Wyglądał strasznie młodo, nigdy bym nie pomyślał, że miał aż szesnaście lat. Może to jego drobna postura, brak mięśni i mały wzrost do tego się przyczyniły. Na pewno tak było. Louis w dalszym ciągu stał nieruchomo, nasłuchując.

Podszedłem o dwa kroki naprzód. Zanim zdążyłem powiedzieć cokolwiek, do komnaty weszła służąca. W ręku trzymała komplet ubrań księcia. Spojrzała na mnie zaskoczona, cofając się o krok. Nie była pewna, czy może wejść, czy lepiej poczekać na zewnątrz.  Zanim  zdecydowałaby się wyjść, sam ruszyłem do drzwi. Przeszedłem bez słowa obok niej i opuściłem komnatę francuskiego księcia. Wróciłem do siebie.

Kiedy śniadanie już było gotowe, zgromadziliśmy się wszyscy w jadalni przy wielkim stole. Moi rodzice cały czas zagadywali księcia, wypytując się o różne rzeczy. Sam również wtrącałem kilka zdań od siebie. Szatyn odpowiadał na pytania i próbował przy tym brzmieć swobodnie, lecz wiedziałem, jak bardzo się denerwował. Kiedy rozmowa zeszła na temat naszego ślubu, było jeszcze gorzej. Siedząc obok niego mogłem zauważyć to, jak pod stołem zaciskał pięści na swoich spodniach. Starał się wyglądać na zadowolonego, udało mu się nawet wymusić mały uśmiech. Podziwiałem to, jak dzielnie to wszystko znosił. Ja nie dałbym rady tak długo grać, lecz obaj nie mieliśmy wyboru. Nasz los został przesądzony.

By zaoszczędzić szatynowi nerwów, zaproponowałem, że odprowadzę go do komnaty. Zauważyłem na jego twarzy wyraźny cień ulgi. Wstaliśmy od stołu i przepraszając moich rodziców, opuściliśmy jadalnię. Szedłem wolno, aby Louis mógł nadążyć. Gdy dotarliśmy na miejsce, podziękował mi cicho i od razu puścił się mojego ramienia. Nie tracąc więcej czasu, wyszedłem z jego komnaty i poszedłem do siebie. Nie wychodziłem do czasu obiadu. Zająłem się czytaniem starych ksiąg.

*****

- Louisa z tobą nie ma? - tak brzmiały pierwsze słowa mojej matki, kiedy tylko wszedłem po raz kolejny tego dnia do jadalni.

- Nie, myślałem, że już tu będzie - odparłem zdziwiony.

Nie zdążyłem nawet usiąść, a już wiedziałem, że powinienem wrócić się po ślepego księcia, aby pomóc mu dotrzeć na obiad. Tego wymagali moi rodzice. Nie musieli nic mówić, wystarczyło tylko spojrzenie.

- Pójdę po księcia - westchnąłem, puszczając oparcie krzesła, na które przymierzałem się usiąść.

- Proszę mi wybaczyć - odezwał się cichy głos służącej.

Zwróciła na siebie uwagę wszystkich. Spojrzałem na nią i rozpoznałem ją, jako osobistą służkę Louisa. Przypłynęli tu razem statkiem i prawie nigdy nie odstępowała Louisa. Teraz była zestresowana i onieśmielona tym, że wtrąciła się w rozmowę.

- Louis trochę gorzej się poczuł i prosił, abym przeprosiła za jego nieobecność  - powiedziała szybko, unikając mojego ostrego spojrzenia.

- Zaplanowałem resztę popołudnia - stwierdziłem. - Chciałem zaprosić  księcia na piknik, bym mógł go lepiej poznać.

Zmarszczyłem brwi, wpatrując się wyczekująco w służącą. Liczyłem, że coś jeszcze doda, lecz skinęła lekko głową i wycofała się z pomieszczenia. Przeniosłem więc spojrzenie na swoich rodziców. Matka wyglądała na przejętą. Zapewne w głowie już planowała wizytę u ślepego księcia, w celu dowiedzenia się, co takiego dolega Louisowi.  Ojciec natomiast nie przejmował się słowami służki, tylko złapał za srebrny widelec i zaczął jeść obiad.

- Zajrzyj do niego wieczorem, Harry - poprosiła mnie matka.

- Oczywiście - skinąłem głową, choć tak naprawdę nie miałem zamiaru tego robić.

Można powiedzieć, że ucieszyłem się, że popołudnie miałem wolne. Nie musiałem zmuszać się do towarzystwa niewidomego księcia. Planowałem zamiast tego wybrać się na polowanie z Liamem, albo poćwiczyć walkę na miecze. To było o wiele bardziej produktywne. Uśmiechnąłem się lekko i opadłem na krzesło. Louis mógł sobie poczekać.

♣♣♣♣♣

Witajcie!

Miłego wieczoru!

Dziękuję za gwiazdki i komentarze! ♥

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro