🔪🔪🔪

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Witam Was w kolejnym nudnym one-shocie. Zapraszam do komentowania

~♡~

Deadpool stał schowany za wysokim budynkiem i czekał, aż wyjdzie z niego jego nowy cel. Był to dosyć bogaty prezes firmy, który podpadł chyba połowie miasta, ale jeszcze nikt nie odważył się w jakiś sposób mu zaszkodzić, bo miał on bardzo dużo znajomości.

Dzień wcześniej do Baru Siostry Małgorzaty przyszedł niski, elegancko ubrany facet w towarzystwie dwóch wysokich i napakowanych ochroniarzy. Klasyk. Od razu podszedł do lady i się o nią oparł.

- Jest Wilson? Mam do niego sprawę - oznajmił poważnym tonem.

Weasel bez słowa wskazał na stolik w rogu pomieszczenia przy którym siedział najemnik, o którego pytał. Nowo przybyły nie podziękował za informację i od razu podszedł do wspomnianego wcześniej stolika, po czym usiadł naprzeciw Deadpoola.

- A już myślałem, że będę musiał pić sam - uśmiechnął się Wade. - Ale nie jesteś w moim typie. Wiesz, wolę szatynów. I to takich, którzy nie wyglądają jak pedofile. Zaprowadzić cię pod przedszkole?

- Nazywam się John McCourtney. Przychodzę do pana po pomoc w pewnej sprawie. - Mężczyzna zignorował uwagę Wilsona.

- Czyli jednak nie pod przedszkole, a na matę?* - zapytał najemnik.

- Słucham? - Nie zrozumiał nowo przybyły.

- Nieważne. Co to za sprawa? Domyślam się, że mam kogoś zabić?

- Nie myli się pan. Celem jest prezes konkurencyjnej firmy, Petre Coman.** - W tym momencie Wade zaśmiał się cicho, a McCourtney spojrzał na niego zdziwiony. Najemnik machnął tylko ręką na znak, że to nic. - Zapłacę sto tysięcy dolarów, jeśli zginie w ciągu tygodnia.

- Wchodzę w to. - oznajmił Wilson. - Ale płatne z góry.

- Dobrze. Ale jest jeszcze jedną sprawa... - Niższy mężczyzna wyraźnie się zmieszał.

Najemnik uniósł jedną brew.

- Słucham?

- Nie mogę ryzykować odkrycia, że to ja zleciłem morderstwo. Jestem prezesem konkurencyjnej firmy i będę najbardziej podejrzany. Tak więc, nikt nie może pana widzieć, a całość ma wyglądać na robotę seryjnego mordercy. Proszę zabić każdego świadka.

- W takim razie, chcę jeszcze pięćdziesiąt tysięcy za dodatkową fatygę - zdecydował Wade, opierając się na krześle.

- Dobrze - westchnął McCourtney. - Ale mam przy sobie tylko początkową sumę. Resztę dostanie pan po wykonaniu zlecenia - powiedział, i wyciągnął z kieszeni kilka plików banknotów.

Wilson przyjął pieniądze i wyciągnął rękę, którą John uścisnął na znak umowy.

- Stoi.

Tak więc teraz najemnik chował się za wieżowcem i obserwował drzwi, z których za chwilę miał wyjść jego cel. Ze swoich źródeł dowiedział się, że Coman wszędzie chodził z ochroną. Wyjątkiem były piątkowe wieczory, kiedy to samemu wychodził z firmy i udawał się... W sumie nikt nie wiedział gdzie. Ale najważniejsze, że był wtedy sam.

W tym momencie drzwi się otworzyły i wyszedł z nich Petre. Wilson musiał tylko poczekać, aż cel oddali się trochę od firmy, a potem mógł już spokojnie go zabić. Idealna okazja.

Przez ten czas Peter wracał z pracy. Było już późno, a on był okropnie zmęczony. Chłopak nadal zajmował się dostawą pizzy, a dzisiaj miał naprawdę wiele zamówień, bo jeden z jego znajomych z pracy się rozchorował, przez co Parker musiał przejąć jego zadania. Teraz marzył już tylko o ciepłym łóżku i długim, regenerującym śnie.

Żeby dostać się do jego mieszkania wystarczyło już tylko iść chwilę prosto, po czym skręcić w prawo i wejść do pierwszej klatki schodowej. Spidey już chciał zrobić kolejny krok, kiedy nagle usłyszał czyjś krzyk. Mimo zmęczenia natychmiast pobiegł w tamtą stronę i schował się za rogiem ulicy, zza którego ostrożnie wyjrzał. To, co zobaczył przeraziło go.

W świetle latarni ujrzał, że na chodniku leżały zwłoki jakiegoś faceta, a nad nimi pochylał się wysoki mężczyzna w czerwono-czarnym stroju i wyciągał z nich zakrwawioną katanę. Nagle nieznajomy podniósł głowę i spojrzał na róg ulicy z którego wychylał się Peter. Ten z szybko bijącym sercem oparł się plecami o ścianę i gorączkowo zastanawiał się co robić. Normalnie przebrałby się w strój Spider-mana, ale pech chciał, że akurat dzisiaj go nie założył, ani nie wziął ze sobą.

W końcu zdecydował, że szybko pobiegnie do mieszkania, przebierze się w spandex, po czym wróci na miejsce zbrodni i poszuka mordercy.

Jak pomyślał, tak zrobił. Już po chwili był w swoim lokum i ostrożnie zamknął za sobą drzwi. Podszedł do szafy i już chciał ją otworzyć, gdy nagle usłyszał z niej dziwny dźwięk i szybko się od niej odsunął. Zrobił to w porę, bo po sekundzie drzwi wyleciały z zawiasów i upadły na podłogę, a na nie przywrócił się mężczyzna, którego Spidey widział przed chwilą na ulicy.

Parker był tak zszokowany, że nie zareagował kiedy wyższy wstał, otrzepał się i na niego spojrzał.

- Możliwe, że trochę zakrwawiłem ci ubrania. Mówi się trudno - uśmiechnął się do młodszego i wyciągnął do niego rękę. - A tak poza tym jestem Wade - przedstawił się.

Niższy nie uścisnął mu ręki. Teraz przejmował się już tylko tym, że w szafie miał strój Spider-mana i najemnik mógł go zobaczyć.

Mężczyzna zgadł o czym myśli Parker i uśmiechnął się do niego.

- To, że widziałem twój strój nie jest w tym momencie twoim największym problemem - stwierdził spokojnie. - A tak na marginesie, to myślałem, że jednak Spider-man jest już dorosły. A tu proszę! Zaskoczenie!

- Jestem dorosły! Mam dziewiętnaście lat! - oburzył się Peter. Nienawidził kiedy ktoś wytykał mu jego wiek i młody wygląd.

Deadpool oparł się o ścianę.

- Wyglądasz jak dziecko - skomentował. - Ale nie martwi Cię ta druga część zdania? Ta o problemie? - mężczyzna chciał sprawdzić jak Spidey zareaguje na pewien pomysł, który wpadł mu do głowy kiedy tylko zobaczył szatyna.

- J-jakim problemie? - speszył się Parker.

- Widziałeś mnie - oznajmił poważnie Wilson. - Teraz będę musiał cię zabić.

Wyższy patrzył, jak w oczach Spider-mana pojawia się strach.

- Naprawdę będę musiał to zrobić - kontynuował Wade i zaczął przybliżać się do chłopaka, który odsuwał się z każdym jego krokiem, aż jego plecy napotkały ścianę. - Ale wiesz, mam dzisiaj dobry dzień dla owadów. Nic ci nie zrobię, jeśli... - najemnik położył jedną rękę obok głowy Petera, a drugą pogłaskał go po policzku, na którym od razu pojawił się lekki rumieniec. Peterowi nie podobało się to ani trochę.

- Jeśli? - Szatyn chciał dowiedzieć się tego, co starszy miał zamiar powiedzieć w dalszej części zdania.

- Jeśli zgodzisz się pójść ze mną na randkę - dokończył. Parker uniósł brwi. Tego się nie spodziewał.

- C-co?

- Jesteś uroczy - wyższy wzruszył ramionami i gwałtownie odsunął się od Spider-mana, który już nie wiedział czy się z tego cieszył.

- Nie pójdę z tobą na randkę! - oburzył się Spidey. - Jestem hetero!

- A ja aseksualny - powiedział z sarkazmem wyższy. - Poza tym wolisz zginąć? To tylko jedna randka. No proszę... - Przechylił lekko głowę i wyglądał przy tym jak uroczy szczeniaczek. Chwila. Peter naprawdę tak pomyślał? Chyba z tego zmęczenia mózg mu się zepsuł. Spidey westchnął.

- No dobrze, ale tylko jedna randka - poddał się w końcu.

- Super! - Ucieszył się najemnik. - Więc widzimy się jutro na - tutaj przez okno wskazał wysoki budynek w oddali - dachu tamtego wieżowca. Przyjdź o dwudziestej. I weź ze sobą strój Spider-mana.

- Dobrze. - Parker spuścił głowę. Nie wiedział, czy nieznajomy na pewno chce się z nim umówić, czy po prostu chce go trochę potorturować i wystawić na próbę jego heteroseksualność.

- To do zobaczenia - Wade puścił mu oczko i zaczął iść w stronę okna, ale jeszcze o czymś sobie przypomniał i obrócił się twarzą do młodszego. - Zapomniałem zapytać. Jak masz na imię?

Niższy chwilę się zawahał, nie wiedząc, czy podawać swoje dane mordercy, ale w końcu stwierdził, że w sumie nie ma nic do stracenia.

- Peter Parker.

- Więc do zobaczenia, Peterze - Wilson odwrócił się i wyskoczył przez okno, w końcu zostawiając chłopaka samego ze swoimi myślami.

***

Do umówionego spotkania zostało pół godziny, a Spidey siedział na łóżku i zastanawiał się co robić. Z jednej strony bardzo chciał iść na tą randkę, bo przez cały ten dzień myślał tylko o najemniku. Ale zastanawiał się też, czy to wszystko nie jest jedną wielką grą ze strony starszego, bo bądź co bądź, był on nieobliczalnym mordercą.

W końcu szatyn stwierdził, że najlepszym wyjściem będzie pójście na to spotkanie, ale nie angażowanie się w nie za bardzo. W końcu nie miał pewności, czy Deadpool po prostu sobie z niego nie żartuje. No i przecież był hetero, więc był przekonany, że nawet jeśli naprawdę podoba się najemnikowi, to nic z tego nie będzie. A jeśli jednak ten chciał go zabić, to będzie miał przy sobie strój Spider-mana, więc będzie mógł się obronić. Był na wygranej pozycji.

Chłopak w końcu wstał z łóżka i podszedł do szafy, żeby przebrać się w spandex, a kiedy to zrobił wyskoczył przez okno i dzięki pajęczynie szybko przedostał się na dach, na którym umówił się z najemnikiem. Stanął na krawędzi budynku, rozejrzał się po nim i aż zaparło mu dech z zachwytu. Wade naprawdę się postarał.

Przy rogu dachu stały dwa czarne krzesła i okrągły, metalowy stolik w tym samym kolorze, na którym leżał biały obrus i stały średniej wysokości zapalone świeczki oraz dwa kieliszki z nalanym do nich najpewniej szampanem. Całość została posypana płatkami białych róż. Wade skorzystał też z tego, że brzeg budynku był podwyższony na wysokość około półtora metra i powiesił na nim lampki o ciepłym świetle. Teraz, kiedy był wieczór, ale słońce jeszcze nie zaszło, całość wyglądała wyjątkowo zjawiskowo.

- Podoba ci się, Spidey? - usłyszał łagodny głos za plecami, na co obrócił się szybko i spojrzał na mężczyznę w czerwono-czarnym stroju.

- Wade... To jest... piękne - Peter postanowił być szczery, bo naprawdę zaimponowało mu to, jak starszy się postarał.

- Cieszę się - uśmiechnął się starszy. Poprowadził Parkera do stolika i odsunął krzesło, żeby ten mógł usiąść po czym sam zrobił to samo.

Spider-man był spięty. Był pewien, że mężczyzna chcę go zabić, ale po tym jak się postarał z wystrojem tego miejsca, nie wiedział już co myśleć.

- Spokojnie, nic ci nie zrobię - Deadpool zdawał się czytać w myślach niższego. - Naprawdę, nie musisz się mnie bać.

- Każdy tak mówi - prychnął Spidey, który jednak po tych słowach przestał się stresować, bo mężczyzna brzmiał naprawdę szczerze. Ale musiał się jeszcze upewnić. Nie mógł być przecież taki naiwny. - Czego ty tak naprawdę chcesz?

- Ciebie - odpowiedział krótko najemnik, a kiedy Parker chciał się odezwać uniósł rękę nad stołem i położył mu palec na ustach drugą ręką wskazując na panoramę miasta. Peter, chcąc nie chcąc spojrzał w tamtą stronę i ponownie się zachwycił.

Słońce właśnie zaczęło zachodzić, a dzięki temu, że byli na jednym z wyższych budynków, widzieli to doskonale. Dodatkowo promienie odbijały się od okien i szklanych budynków tworząc piękne, świetliste wstęgi. To był najpiękniejszy widok, na jaki szatyn miał okazję kiedykolwiek spojrzeć.

- Piękne... - wyszeptał.

- Prawda? - uśmiechnął się starszy. - Lubię tu czasami przychodzić i po prostu popatrzeć. Nikt poza mną nie wie o tym cudzie. No i teraz także poza tobą.

- Powiedz... - zaczął Spidey. - Dlaczego tak naprawdę mnie tu zaprosiłeś?

Wade przewrócił oczami. Czy ten uroczy chłopak naprawdę tego nie rozumiał?

- Spodobałeś mi się - wyjaśnił krótko. - Jesteś śliczny. - Przechylił lekko głowę i oparł się na rękach.

- Nie wierzę ci - pokręcił głową niższy.

Starszy westchnął.

- W co? Że mi się podobasz? A jeśli powiem, że już od dawna chciałem się z tobą umówić?

- Przecież nigdy wcześniej się nie spotkaliśmy - zdziwił się Peter.

- Dużo Cię obserwowałem - wzruszył ramionami Wade. - Oczywiście jako Spider-mana. Twoją tożsamość odkryłem dopiero wczoraj - wyjawił.

- Nie dość, że morderca, to jeszcze stalker - burknął młodszy.

- Skoro nadal mi nie wierzysz to czemu w ogóle jesteś na tej randce?

- Bo nie śpieszy mi się do grobu. Sam powiedziałeś, że jeśli się nie zgodzę na spotkanie, to mnie zabijesz - zdenerwował się Spider-man.

- To było kłamstwo - wyjaśnił zrezygnowany Wilson na co zdziwiony Parker uniósł brwi. - Nie miałbym serca cię zabić. Zależy mi na tobie, naprawdę. Po prostu chciałem, żebyś nie skreślał mnie od razu, tylko dał mi szansę. Ale jeśli nie chcesz, to nie. Nie będę Cię już więcej nachodził. - Wyższy wstał, a szatynem miotały sprzeczne uczucia. Rozum kazał mu wstać i odejść zapominając o mężczyźnie, zaś serce wręcz wyrywało się do najemnika. Tym gestem pokazał on, że naprawdę zależy mu na młodszym i jego szczęściu. Oczywiście mogła być to tylko gra aktorska, ale jego ton głosu był zbyt szczery, a w oczach malował się prawdziwy smutek.

- Wade... - zaczął Peter lekko drżącym głosem, ale nie dokończył, bo nagle usłyszał kilka strzałów i na dach weszło około dziesięciu mężczyzn z pistoletami, którzy od razu zaczęli strzelać w kierunku najemnika. Ten sprytnie uniknął kul i złapał swoją broń w obie ręce od razu wystrzelając kilka pocisków w napastników zabijając połowę z nich, na co reszta zaczęła jeszcze agresywnej strzelać w swój cel.

- Cholera - warknął kiedy jedna kula przeleciała obok jego głowy raniąc go lekko w policzek.

Spidey był tak zszokowany, że mógł tylko schować się za stołem i obserwować jak Deadpool zabija kolejnych czterech napastników po czym chowa się za podwyższonym zejściem z dachu.

- Zepsuliście mi randkę! - zdenerwował się starszy i wyciągnął katanę którą rzucił przebijając głowę ostatniego z uzbrojonych mężczyzn.

Peter ostrożnie wyszedł z kryjówki i spojrzał niepewnie na wyższego który zaczął do niego podchodzić.

- Spokojnie, ten był ost... - najemnik nie dokończył, bo z drzwi na dach wychylił się jedenasty napastnik o którym nie wiedzieli i strzelił Deadpool'owi prosto w serce. Ten szybko odwrócił się rzucając drugą kataną w serce mężczyzny zabijając go, po czym sam upadł na ziemię.

- WADE! - wrzasnął szatyn i podbiegł do starszego rzucając się na kolana obok jego ciała. - Nie, Wade...

Po jego policzkach zaczęły spływać łzy. Nie wiedział dlaczego był tak bardzo zrozpaczony śmiercią najemnika. W sumie to się stało zaraz po tym ja zmienił o nim zdanie. No i chociaż nie chciał się do tego przyznać, najemnik w jakimś stopniu stał się dla niego ważny.

- Wade, proszę... N- nie umieraj... - głos załamał mu się od płaczu kiedy zdjął mokrą od łez maskę odrzucając ją na bok i wziął w dłonie twarz mężczyzny. - Błagam, nie teraz, kiedy zaczęło mi na tobie zależeć...

- Zależy ci na mnie? - Wilson od razu podniósł się do siadu na co zszokowany Peter zabrał dłonie z jego twarzy.

- Wade! Ty żyjesz! - ucieszył się młodszy i ku zdziwieniu Deadpoola wtulił się w jego klatkę piersiową kładąc głowę na jego ramieniu.

- Jak widać jeszcze nie umarłem - uśmiechnął się mężczyzna i także objął szatyna. - Woah, Spidey, nie płacz. Wszystko jest już dobrze - powiedział łagodnym głosem wyższy gdy zauważył nowe łzy na twarzy chłopaka a zaraz potem otarł je kciukiem.

- Po prostu cieszę się, że nic ci nie jest - wymamrotał zawstydzony Spidey jeszcze bardziej wtulając twarz w ciało Wilsona, by ten nie widział jego lekkich rumieńców.

- Spokojnie, tylko udawałem, że nie żyje. Mam przyspieszoną regenerację, przez co nie da się mnie zabić. Chciałem zobaczyć twoją reakcję - wyznał.

- Co?! - krzyknął Peter i gwałtownie przyłożył starszemu w policzek z otwartej dłoni odsuwając się od niego i siadając na ziemi z naburmuszoną miną. - Ty śmieciu! Martwiłem się o Ciebie!

- No Spidey, nooo... - przeciągnął Wade i przysunął się do młodszego ponownie go przytulając. - Przepraszam. Zachowałem się naprawdę głupio. Wynagrodzę ci to.

- Niby jak? - spytał Parker. Nie był już zły na mężczyznę. Nie potrafił być. Ale stwierdził, że w sumie on też może trochę poudawać. Może mi się to opłaci...

- Na przykład tak - powiedział najemnik i zanim Spidey zdążył jakoś zareagować szybko podciągnął swoją maskę tak, żeby odsłaniała usta i nos po czym wpił się w jego wargi.

Peter, zaskoczony zacisnął ręce na ramionach starszego i z początku chciał go odepchnąć, ale w chwili gdy najemnik końcem języka przejechał po jego dolnej wardze, prosząc go tym samym o wstęp, coś w nim pękło i rozchylił usta tak, żeby zapewnić mu dostęp, jednocześnie zaplatając ręce wokół szyi Wade'a oraz odwzajemniając pocałunek.

W tym momencie zrozumiał, że chyba nie do końca był hetero. Dodatkowo ten poznany wczoraj morderca kręcił go bardziej, niż przyznawał się do tego przed samym sobą.

Po chwili z powodu braku tlenu oderwali się od siebie i spojrzeli sobie w oczy z uśmiechem.

- Teraz zastanawia mnie już tylko jedno - zaczął Spider-man. - Kim byli ci kolesie, którzy Cię zaatakowali?

- I zepsuli randkę! - wypomniał starszy, na co szatyn przewrócił oczami. - Nie mam pojęcia kim byli, ale chyba się domyślam... Chciałbyś ze mną złożyć wizytę pewnemu niskiemu zapaśnikowi? - zaproponował z uśmiechem Wilson.

~♡~

*John McCourtney - brytyjski zapaśnik walczący w stylu wolnym

**Petre Coman - rumuński zapaśnik. Wygrał z Johnem McCourtney.

One-shot razem z notką liczy 2802 słowa

Do następnego!

I szczęśliwego Nowego Roku!

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro