Rozdział 5

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Harry ponownie się pojawia w jego progu kilka dni później, z uprzężą Princess w swojej dłoni i małym uśmiechem na twarzy. Louis nie kwestionuje tego i bez słów całuje go, a potem przygotowuje ich zwierzęta na ich zwyczajowy spacer, jakby nic się nie stało.

To jest tym co Harry wydaje się chce zrobić. Udawać, że nic się nie stało, przynajmniej teraz.

Wszystko jest spokojne, a w powietrzu robi się gorąco. Lato jest praktycznie przy ich drzwiach, a Harry jest jedynie w t-shircie, kiedy Louis wciąż ma jedną ze swoich ulubionych bluz. Trzymają się za dłonie, kiedy powoli idą ze swoimi zwierzętami, które wydają się tak dziwnie zrelaksowane jak wszystko wokół nich.

Park jest pusty, ptaki są ciche, samochody są daleko.

To nie wydaje się być prawdziwym życiem.

Nie rozmawiają wiele, a Louis wie, że nie powinien naciskać na Harry'ego, aby mówił, jeśli tego nie czuje. Ściska dłoń bruneta za każdym razem, kiedy dostrzega,że jego wzrok gubi się w oddali. Harry zawsze reaguje z małym uśmiechem, a potem całuje jego knykcie.

Spacer jest krótszy niż zwyczaj i w ciągu chwili są z powrotem w domu Louisa, a Harry wciąż nie powiedział ani słowa. Wypuszczają Clifforda i Princess, a oni odbiegają, pazury wydają swoją własną melodię na drewnianej podłodze. Harry chichocze nieco, patrząc na nie, nim powoli odwraca się z powrotem do Louisa.

- Hej - mówi delikatnie Louis, kiedy zamyka drzwi. To pierwsze słowa, które do siebie wypowiedzieli od półtora tygodnia. - Wszystko w porządku?

- Szczerze to nie - przyznaje Harry, a Louis kiwa głową, po prostu podchodząc do niego, aby go trzymać. To dobra zmiana tempa, myśli cicho. Póki co widział jedynie jak Harry przyklejał uśmiech na swoją twarz, nawet kiedy czuł się niekomfortowo albo być smutny, a Louis martwił się, że takie udawanie, kiedyś go zeżre. Oczywiście to nie oznacza, że podoba mu się widok Harry'ego w bólu, ale każdy potrzebuje dobrego wypłakania.

- Będzie dobrze. To zajmie trochę czasu, ale wiesz, z odpowiednimi ludźmi wokół ciebie, proces żałoby nie będzie taki trudny jak ci się teraz wydaje. - Louis delikatnie łapie twarz Harry'ego w swoje dłonie. - Zaufaj mi.

Harry śmieje się mokro, łącząc razem ich czoła. - Dlaczego na ciebie zasługuję?

- Jesteś sobą - stwierdza pewnie Louis, odpychając ten mały głosik w jego głowie mówiący, że nie jest wyjątkowy, Harry nie powinien go stawiać na piedestale. - To bardziej niż wystarczające.

Harry nie odpowiada, jedynie wystawia wargi.

Idą do Louisa, ich, naprawdę, sypialni i przytulają się tak przez resztę wieczora, nawet jeśli Princess i Clifford później również do nich przychodzą, kiedy słońce zachodzi.

~*~

Louis idzie dalej, jak to mówią i rzeczy powoli wracają do normalności. To zawsze było dziwne dla Louisa. Coś zmieniającego życie, a po kilku dniach po prostu... idziesz dalej, ponieważ nic innego nie możesz zrobić.

- Jesteśmy parą od prawie pięciu miesięcy, a ty nigdy nie widziałeś mojego mieszkania - mówi pewnego dnia Harry, kiedy przechodzą przez park. Louis zastanawia się jakim cudem zawsze tu kończą.

Wciąż jest słonecznie i jasno, mimo tego, że jest pora obiadu.

Lato jest w pełni.

- Och, faktycznie - uświadamia sobie Louis.

- Mieszkam obok parku, możemy zjeść obiad u mnie? Mogę ugotować też coś dla Clifforda.

Louis po prostu kiwa głową zaciekawiony.

Mieszkanie Harry'ego jest małe, ale ładne. Miejsce jest pomalowane na białe i jasne kolory, które ze sobą kontrastują, kuchnia i salon są połączone. Louis od razu siada na jednym z dwóch krzeseł przy wyspie kuchennej, kiedy Harry przygotowuje jedzenie.

Louis chichocze, kiedy Princess znajduje swoje miejsce na jego kolanach tak szybko jak siada, drapiąc jego uda, nim zwija się w kulkę. To wydaje się być zbyt znajome, kiedy kończy całkowicie nią oczarowany.

Kiedy szatyn ma swoją małą, kocią imprezę, Harry zakopuje się w kuchni, próbując nie uciekać wzrokiem na tę dwójkę... i nie deptać Clifforda, który podąża za każdym jego krokiem. Chodzi wokół, zbierając składniki, najpierw biorąc cebulę.

- Princess - wola delikatnie.

Louis nim może nawet to przemyśleć, unosi wzrok z małym. - Tak? - wydobywającym się z jego ust. Kiedy spotyka rozszerzone oczy Harry'ego nagle zdaje sobie sprawę z tego co właśnie zrobił i rumieni się wściekle, kiedy Princess, kot, wskakuje na ladę, aby powąchać cebulę, potem wraca na kolana Louisa, ale patrzy teraz na swojego właściciela, rozumiejąc że Harry gotuje.

- Umm... - zaczyna Harry, jego policzki również są czerwone. - Porozmawiamy o tym co właśnie się stało czy...?

Louis śmieje się nerwowo, rozpraszając się poprzez głaskanie głowy Princess. - To nic takiego - stwierdza. - Po prostu się zmieszałem.

- Racja... - odpowiada Harry, kiedy bierze marchewkę, dając ją kotu do powąchania, ale również pozwalając sobie przybliżyć się do Louisa. - Nie za bardzo lubię kłamczuchów, maluszku.

Louis mruga, kiedy Harry odsuwa się ze słodkim uśmiechem na swojej twarzy, wracając do gotowania.

Cóż, to było dziwne.

Później Louis cały czas się kręci, kiedy jedzą, próbując ignorować nie tak subtelne wpatrywanie się Harry'ego. Brunet jest cały uśmiechnięty, mówiąc przypadkowo 'Princess', nawet jeśli kotki nie ma w pomieszczeniu, mając nadzieję, że Louis zareaguje tak jak parę chwil temu. Oprócz tego, że szatyn teraz tego oczekuje i jedynie wpatruje się w Harry'ego.

Kiedy skończyli jeść i posprzątali, Louis znajduje się przyszpilony do wyspy kuchennej, chichocząc, kiedy Harry składa pocałunki na jego twarzy.

- No dalej, Princess - mamrocze wyższy, kiedy podchodzi do ust Louisa, wystawiając je, nim mógłby dostać odpowiedź.

- Przestań mnie tak nazywać, Harry, to dziwne, to imię twojego kota. - Jakimś cudem Louisowi udaje się zajęczeć, chociaż nie próbuje odsunąć się od Harry'ego, jego ramiona zabawnie otaczają talię chłopaka.

- Ale to ci się podoba - mruczy Harry, rozbawienie i zadowolenie jest słyszalne w jego głosie, kiedy Louis jedynie rumieni się w odpowiedzi. - I to pasuje do ciebie, jesteś moją słodką, drugą Princess.

I oczywiście właśnie w tym momencie głośne miauknięcie roznosi się po mieszkaniu, a zanim od razu szczeknięcie, a potem jest mieszanina dźwięków, jakby zwierzęta prowadziły ze sobą rozmowę. Louis i Harry na chwilę zamierają, nim wymuszenie się śmieją.

- Sądzę... - zaczyna Louis, patrząc na ciemność biorącą górę nad miastem za oknem. - że powinienem iść, nim będzie za późno.

Nie porusza się jednak i mruczy, kiedy Harry się nachyla, głaszcząc jego policzek, obydwoje są całkowicie niepomni kakofonii jaką wydają ich zwierzęta.

- Albo... - szepcze Harry. - Możesz zostać na noc.

Louis delikatnie unosi głowę, aby spotkać wzrok Harry'ego. Intensywność w nich jest wystarczająca, aby powiedzieć wszystko co potrzebuje na temat oferty, to było zaplanowane.

- Tak? - Odpowiada, głosem tak samo niskim z nutką uśmiechu.

- Tak.

~*~

- Masz bluzę z kotem?! - Louis nic nie może na to poradzić, ale piszczy, kiedy Harry pokazuje mu swoją kolekcję swetrów, które może pożyczyć na noc. - Teraz jest moja, śpię w niej - decyduje, biorąc szarą bluzę.

- Naprawdę sprawiasz, że trudno mi do ciebie nie mówić 'Princess' lub kotku - mamrocze Harry, ale Louis nie zwraca na niego zbytniej uwagi, kiedy ściąga swój obecny sweter i ubiera ten koci, od razu naciągając kaptur. Jest za duża, a kocie uszy trochę opadają, leżąc po bokach, ale wciąż jest słodka. Louis nie może siebie zobaczyć, ale wie, że jest słodki.

- Zaczynam myśleć, że jesteś futrzakiem - drażni się Louis, kiedy zakłada kocie pazury, a potem miauczy w stronę Harry'ego. - Ale to cię nakręca.

Gdyby to był ktokolwiek inny to prawdopodobnie umarłby z zażenowania. Liam czy Zayn nigdy nie przestaliby się z niego śmiać.

A tak, Harry jedynie prycha i przewraca oczami, ukazując dołeczek w policzku. - Czy nie jesteś najsłodszy - chichocze, podchodząc do Louisa, który otwiera swoje ramiona, a potem śmieje się z całego serca, kiedy jego chłopak z łatwością go podnosi.

Louis obejmuje go nogami w talii, kiedy ich usta się spotykają. Jak wszystkie ich pocałunki to zaczyna się powoli i słodko, póki dłonie bruneta nie zaczynają być... ruchliwe. Chociaż jedno ramię bezpiecznie obejmuje talię Louisa, aby nie upadł, to druga dłoń pociera jego tyłek, plecy, a potem kark, sprawiając że szatyn rozpływa się pod wpływem doznań, ponownie czując ogień wewnątrz siebie i nagle potrzebuje więcej.

Nie musi jednak pytać, ponieważ czuje, że Harry podchodzi do łóżka i jego plecy szybko aczkolwiek delikatnie stykają się z powierzchnią materaca, a brunet znajduje się nad nim.

- Słodki, słodki, słodki, słodki - skanduje Harry, a Louis przewraca oczami, sięgając do twarzy bruneta.

- Mówi ten z dołeczkami i loczkami - mamrocze Louis, kiedy udaje mu się pocałować dołeczek Harry'ego, sprawiając że ten uśmiecha się jeszcze bardziej. - Cóż, niedługo to naprawdę będą loki. - Tak, wciąż żałuje, że Harry ściął swoje włosy trochę przed ich poznaniem i teraz zajmie wieczność zanim loki powrócą. Chce bawić się włosami bruneta.

- Więc...

- Więc.

Patrzą na siebie przez chwilę, aby wrócić po chwili na ziemię i zdać sobie sprawę z tego co zamierzali zrobić. Louis zaczyna się rumienić, a Harry opuszcza wzrok, aby zobaczyć swoje dłonie na materiale bluzy, jego palce delikatnie pocierają skórę pod nią.

- Czy to w porządku? - Pyta delikatnie Harry. - Jesteśmy po tej samej stronie?

- Tak... no dalej.

Louis chichocze, kiedy Harry przejeżdża nosem po jego szyi, jego dłonie pocierają teraz jego boki prawie go łaskocząc. To takie inne od tych razów, kiedy spał z kimś innym. Wtedy było szybko, intensywnie, ale i krótko, a z Harrym, tutaj wciąż jest pożądanie, ale tempo jest umiarkowane, spokojna atmosfera przewyższa wszystko. Z Harrym jest... delikatnie, kochanie i Louis nie może stać się bardziej gorący bez względu na to, że zazwyczaj kocha szorstki seks.

- Lou... - mamrocze Harry, jego oddech jakoś uderza w wyeksponowane obojczyki szatyna.

Louisa przechodzi dreszcz. - Tak?

- Dziękuję. - Louis mruga, nieco zmieszany. Za co Harry mu dziękuje? - Za to, że jesteś tutaj kiedy najbardziej kogoś potrzebowałem, po prostu chciałem ci ponownie pokazać jak wdzięczny jestem.

- Dla... Haz, nie musisz - ale oczywiście Louis nie kończy swojego zdania, ponieważ Harry mu przerywa, przejeżdżając dłonią pod jego bluzą, jego palce od razu znajdują sutki. Louis jęczy lekko, kiedy przechodzi go dreszcz, obydwiema dłońmi zatyka sobie usta, kiedy może poczuć jak się czerwieni.

Harry chichocze nad nim. - Wrażliwe. Powinienem zgadnąć.

Louis patrzy na niego. - Wziąłeś mnie z zaskoczenia!

- Najwidoczniej robię to często, princess.

Zamiast odpowiedzieć, okej Louis trochę prycha, szatyn łapie naszyjnik Harry'ego, który zwisa teraz nad jego twarzą, zmuszając go do pochylenia się i ich usta ponownie się łączą.

Tym razem jest to szybkie i niedbałe teraz, gdy wiedzą już dokąd to prowadzi, język Harry'ego od razu się w nim zagłębia, sprawiając że palce Louis się kurczą. Dłoń bruneta ponownie znajduje drogę do jego sutków, pozostawiając gęsią skórkę.

Czuje jak Harry uśmiecha się przy nim, kiedy ponownie żałośnie jęczy, zarówno próbując uwolnić się od dłoni bruneta jak i wypychając swoje biodra, szukając jakiegokolwiek tarcia. Jego penis stał się podekscytowany w międzyczasie, dobra?

- Cierpliwości - szepcze Harry. - Chcę cię prawidłowo zobaczyć i tak bardzo jak mnie to zabija, ponieważ wyglądasz teraz zachwycająco, to zdejmiemy teraz tą bluzę, tak?

- Cóż, za gentleman, że tak pytasz - odpowiada Louis, chociaż nie myśląc o tym ściąga bluzę, a potem ją odrzuca. - Trochę zniszczyłeś nastrój, w którym zmierzaliśmy.

- Tak? - Zastanawia się Harry, a potem prostuje się i łapie krocze Louisa, sprawiając że ten piszczy, a potem jęczy, gdy zaczyna go pocierać. - Wciąż jesteś całkiem szczęśliwy.

- Zamknij się, ty też - mówi Louis, jego głos trochę się trzęsie. Patrzy jak Harry przełyka i nic nie może na to poradzić, ale liże swoje wargi, czego brunet oczywiście nie przegapia. - Chcesz...

- Innym razem. Teraz chcę mieć swoje ręce na tobie - przerywa mu Harry, kładąc Louisa prawidłowo z małym 'uff', uciekającym z jego warg.

Zgodnie z jego słowami Harry utrzymuje dłoń na kroczu Louisa, a drugą dłonią wciąż bawi się jego sutkami. Louis jest tym zainteresowany, wydychając jęk, gdy czuje wargi Harry'ego na swojej szyi.

- No dalej, ściągaj, ściągaj - słyszy jak mamrocze Harry, gdy jego wielka dłoń wydaje się mieć problem z odpięciem jeansów szatyna. To sprawia, że Louis delikatnie chichocze, gdy mu pomaga. Ma zrobić kolejną uwagę, kiedy zaczyna ściągać z siebie spodnie, ale nie dane mu jest, kiedy Harry nie marnuje czasu i wślizguje dłoń do jego majtek, dłonią łapiąc jego długość.

Louis syczy na uczucie zimnych pierścionków Harry'ego i jego ciepłej dłoni na jego penisie oraz czuje jak brunet nad nim zamiera i widzi jego otwarte usta, najprawdopodobniej chce przeprosić, ale Louis kręci głową i całuje go, nim może cokolwiek powiedzieć.

Pocałunek jest powolny, ale głęboki, język Harry'ego porusza ten Louisa w rytmie, w którym jego ręka zadowala mniejszego. Jednym szybkim ruchem Harry ściąga szatynowi bokserki, a Louis wzdryga się lekko, kiedy zimne powietrze dociera do jego miejsc intymnych.

- Harry, Hazzy, Haz, proszę... - mruczy Harry, jego usta wędrują w dół szyi szatyna, zajmując się malinkami. - Ściągnij też swoje bokserki.

- Nie, pozwól mi najpierw zająć się tobą - nalega brunet, butelka lubrykantu magicznie znajduje się w jego dłoni. Czy Louis był tak wyrwany, że tego nie zauważył?

- Ale...

- Ciii, kochanie.

Louis prycha, ponieważ zdrobnienie sprawia, że brakuje mu słów i nie wie jak prawidłowo zaprotestować, ponieważ nie chce po prostu tak leżeć i pozwolić na to, by Harry wykonywał całą robotę, ale potem przełyka, kiedy chłodne palce docierają do jego wnętrza. Wślizgują się z łatwością, a Louis wzdryga się na to uczucie.

- O Boże, o Boże... - jęczy Louis, kiedy Harry z łatwością wślizguje drugiego palca i znajome rozciąganie w połączenie z nieznajomymi długimi palcami sprawiają, że jego myśli dryfują.

- Możesz do mnie mówić Harry, wiesz.

- Och, pieprzyć to.

Louis widzi jak ten przygryza swoje wargi , nim może odpowiedzieć coś równie głupiego jak 'Raczej wolałbym pieprzyć ciebie' i spuszcza wzrok na dziurkę Louisa, jego brwi są zmarszczone w koncentracji. Louis nic nie może na to poradzić, ale chichocze i puka Harry'ego w czoło, nim łapie jego policzki i ponownie go całuje.

Brunet prawie upada przez tą nagłą akcję, jego klatka piersiowa ociera się o penisa Louisa i sprawia, że szatyn jęczy głośniej, jego nogi się rozwierają, a potem obejmuje nimi talię Harry'ego, by utrzymać go tam. Z tej pozycji, kręci biodrami, spotykając palce Harry'ego i próbując uzyskać trochę tarcia. Harry zauważa to jednak i odsuwa się trochę, uśmiechając się głupawo, kiedy Louis ponownie jęczy, jego ramiona obejmują barki bruneta i trzyma go tak ciasno jak to tylko możliwe.

Harry kładzie dłoń na talii Louisa, delikatnie trzymając go na dole.

Tylko jedną ręką. Louis... nawet nie próbuje o tym myśleć. Boże, myśli o rzeczach, które Harry z łatwością mógłby z nim zrobić, ale jest delikatny, och, taki delikatny, a Louis jest bezczynny po jednym dotyku lub jednym spojrzeniu.

Naprawdę przepadł dla Harry'ego.

Głośny jęk wydobywa się z jego ust, kiedy Harry w końcu pociera palcem jego prostatę. To wydaje się rozpalić ogień w oczach Harry'ego, kiedy patrzy na niego z zaskoczeniem, nim uśmiecha się, cmokając Louisa w usta i kontynuują swoją misję, cały czas dotykając to słodkie miejsce.

- O Boże, o Boże, ja zaraz... - jęczy Louis, chcąc powiedzieć Harry'emu, by przestał, ponieważ nie chce jeszcze dojść, ale potem słyszy trzask, który zaskakuje bruneta tak bardzo, że w jakiś sposób traci równowagę, efektywnie upadając na Louisa i przyszpilając go do łóżka.

Mają się z tego zaśmiać i wrócić do roboty, palce Harry'ego wciąż się ostrożnie poruszają, próbując wznowić rytm i znaleźć ponownie prostatę szatyna, gdy leniwie się całują, ale potem następuje kolejny trzask, a potem głośne szczeknięcie.

Wtedy się rozdzielają, aby spojrzeć na drzwi od sypialni gdzie stoi Clifford, z jakiegoś powodu warcząc na Harry'ego.

Oświecenie przechodzi przez twarz bruneta, kiedy Louis obejmuje się kocem, zażenowany swoim własnym zwierzęciem.

- o Boże, usłyszał cię i pomyślał, że ktoś cię zranił - jęczy Harry, a jedyną reakcją Louisa jest jeszcze większy rumieniec.

Co za sposób, by zepsuć nastrój. Szybko spogląda pod pościel i tak, jest miękki. Najprawdopodobniej to samo u Harry'ego. Chociaż brunet wciąż nie pozbył się swoich jeansów.

Musi mu być niekomfortowo, myśli szatyn.

- Clifford! - Jęczy Louis, karcąc psa, który podbiega do boku łóżka. - Zły pies, złamałeś drzwi! Harry'ego drzwi!

Cilfford skamle nieco, liżąc dłonie Louisa, jakby szukał przebaczeni i szczerze Louis nie ma serca być wściekłym, tylko jedynie trochę sfrustrowanym. W końca chciał go tylko chronić i w pewien sposób to trochę zapewniające, że Clifford wie jak przebić przysłowiowe ściany, aby go uratować, gdyby coś mu się stało.

Ale wciąż.

Kiedy Clifford się ułożył, Harry ponownie kładzie się obok Louisa, nawet nie próbując zabrać kawałka koca, który szatyn tak mocno trzyma.

- Cóż, nie możemy się teraz pieprzyć - mówi Louis, sprawiając że brunet wybucha trochę zbyt głośnym śmiechem jak na środek nocy.

- Ech, mamy cały czas świata, prawda? - Chichocze Harry po tym jak całuje Louisa w czoło, a szatyn niechętnie kiwa głową.

To nie tak, że idą ze swoim związkiem powoli od samego początku.

Ale tak, zgaduje, że mają cały czas świata.

Lecz potem... to się powtarza. Czy to w mieszkaniu Harry'ego czy w domu Louisa, jeśli to nie Princess, która nagle chce być w pokoju, kiedy brunet ma w niego wejść, tylko po to, by się wycofać, małe gówno. To Clifford, który czuje nagłą potrzebę głośnego szczekania i prawie rozwala drzwi od sypialni Louisa tak jak zrobił to z tymi u Harry'ego.

Za. Każdym. Razem.

I słuchajcie, Louis kocha delikatny seks, który mieli, wielbienie swojego ciała i dzielenie blowjobów, ale najdalej gdzie doszli to Harry robiący mu palcówkę aż widział gwiazdy, a nawet wtedy nie miał czasu, aby zebrać myśli, nim usłyszeli drapanie podłogi i miauczenie... to jest bardziej niż wspaniałe oczywiście, ale nadal potrzebuje prawdziwego pieprzenia.

- Czekaj, dlaczego znowu mi dajesz Cliffa na weekend? - Pyta Zayn, chociaż nie wydaje się mieć nic przeciwko labradoodle na swoich kolanach.

Clifford wciąż nie rozumie, że nie jest mały.

- Potrzebuję domu dla siebie, więc mnie i Harry'ego nie będzie nic rozpraszać, ufam ci z Cliffordem.

- Chcesz aby Harry cię pieprzył - oznajmia Zayn.

A Louis nawet nie próbuje temu zaprzeczyć. - Tak, głównie. To niemożliwe z naszą dwójką zwierząt, przyrzekam, że są jak dzieci.

- Och, już myślicie o dzieciach? - Drażni się jego najlepszy przyjaciel, sprawiając że Louis się rumieni. - Naprawdę musi się wam powodzić.

- Cóż - kaszle Louis, kiedy jego głos łamie się pod zażenowaniem. - Tak. Tak jest - jego głos łagodnieje, a Zayn uśmiecha się czule do niego.

- Cieszę się z twojego powodu, kolego.

- Tak samo ja... - szepcze Louis do siebie. - Więc, planowanie ślubu?

To Zayna kolej na delikatny ton.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro