- Co to za koperta? - spytałam, podnosząc ją z ziemi.
- Ah, t-to... To n-nic! Tylko w-wypłata...!!! - widziałam, jak Lotta zaczyna się pocić.
- Wypłata... W formie białego papieru? - wyjęłam kartkę ze środka i rozwinęłam ją, po czym spojrzałam na zawartość. - ?!? Co to...?!?
- Pani Justine, co to jest?! - zainteresował się sędzia.
- To... To list! "Słuchaj mnie uważnie, Hart. Zeznawaj przeciwko panu Bendā. Wmów im coś o tym, jak strzelał ze snajperki czy coś. Jeśli tego nie zrobisz, twoja kariera legnie w gruzach. Uwierz mi, mam odpowiednie kontakty, by to zrobić..."... To list z pogróżkami!
- AH?!? JAK TO?!? - wrzasnęła Maya.
Słyszałam, jak widownia zaczyna zawzięcie dyskutować. Nie winię ich... To było szokujące odkrycie.
- SPOKÓJ! SPOKÓJ W SĄDZIE!!! - sędzia zaczął walić młotkiem w stół. - List z pogróżkami?!
- Tak... Adresowany do pani Hart, nie ma co do tego wątpliwości - odparłam, po czym spojrzałam na nią. - Pani Hart... Czy to prawda? Zeznawała tak pani, bo ktoś pani groził?
- Uh... Uh, j-ja... - widziałam jak się denerwuje.
- To jakieś żarty... ŻARTY! TO NIE JEST MOŻLIWE! - wrzasnęła von Karma, waląc biczem w sędziego. Znowu.
- OUGH!
- Niech pani mi odpowie... Proszę. Czy pani kłamała?
Przez chwilę w sali panowała cisza... i po chwili...
- Tak. Tak, to wszystko była ściema.
Wiedziałam.
- Czyli... Wszystko, co pani powiedziała, to było kłamstwo, tak? Że widziała go pani... Że widziała pani, jak on zastrzelił ofiarę...
- Tak... Widziałam go tylko wtedy, jak go przymknęli... A później znalazłam tą kopertę i... nakłamałam policji. Bałam się, że ten ktoś zniszczy mi karierę! Moja praca jest dla mnie bardzo ważna!
- Wiem... Ale nie mogła pani powiedzieć policji, nawet w sekrecie? - spojrzałam na nią.
- Bałam się... Za bardzo się bałam...
- No cóż... - rozmowę przerwał nam sędzia. - Skoro tak... To wygląda na to, że brakuje nam dowodów, by kontynuować sprawę. W takim razie proszę obie strony o dalsze dochodzenie. Spotkamy się ponownie jutro, o tej samej porze. Obrady sądu na dzień dzisiejszy są zakończone - po tych słowach uderzył młotkiem w stół, oznaczając koniec rozprawy. Przynajmniej na dzisiaj...
Nie wiem, dlaczego, ale wtedy odwróciłam się w stronę drzwi... Zauważyłam stojącego w nich mężczyznę w czerwonym garniturze.
Edgeworth?!
*
- Panie Edgeworth! Co pan tu robi? - spytałam, gdy wyszłam z sali rozpraw.
- Lekarze zajęli się Wright'em. Ja nie byłem tam potrzebny, więc postanowiłem tu wrócić i zobaczyć, jak wygląda sytuacja u was - odpowiedział, patrząc w moją stronę. - Dowiedziałem się, że rozprawa odbyła się planowo i chciałem wziąć udział, ale zauważyłem że całkiem dobrze sobie radzisz, Justine, więc uznałem że nie jest ci potrzebna pomoc.
- Oh... - spuściłam wzrok. - Dziękuję, ale szczerze mówiąc miałam nieco problemów...
- No co ty! Byłaś świetna! - Maya momentalnie mnie przytuliła, co mnie zaskoczyło. - Byłaś niemal tak świetna jak Nick!
- Oh... Naprawdę?
- Rzeczywiście, muszę przyznać że zaimponowałaś mi - powiedział Edgeworth.
- A to nie jest łatwe - zaśmiała się Maya.
Uśmiechnęłam się.
- Dziękuję...
- Nie ma za co! Dobra, to co teraz? Co z Nick'iem?
- Lekarze w tej chwili się nim zajmują... Powiedziałem im, że mają mi dać znać, gdy coś będzie wiadomo. W tym czasie powinniśmy zająć się dochodzeniem. Jesteście w stanie to zrobić?
- Tak... Tak, damy radę - odpowiedziałam. - Ruszajmy.
Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro