Rozdział 5: Pierwsze przesłuchanie

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

18.08.20XX, 10:00

Areszt Śledczy

*

Dotarliśmy do aresztu śledczego niedaleko centrum miasta. Poprosiliśmy o rozmowę z panem Bendā i, na całe szczęście, uzyskaliśmy zgodę. Poszliśmy więc do jednego z pokojów przesłuchań.

- Dobrze się czujesz? - zapytał mnie Wright. - W każdej chwili możesz zrezygnować...

- Nie... Muszę to zrobić - odparłam, choć byłam nieco zdenerwowana. - Jeśli nie, to nigdy się nie przełamię i będę tego żałować...

- No i prawidłowo! Ej, to tutaj! - Maya wskazała na drzwi.

Weszliśmy do środka i zajęliśmy miejsca przed ścianą z tworzywa, dzielącą nas od drugiej części. Kilka minut później strażnik wprowadził jego.

Buki Bendā, 46 letni mężczyzna, handlarz bronią policyjną i wojskową, miał sklep pod miastem. Kiedyś przyjaźnił się z moim mentorem, ale pokłócili się i od tego czasu nie wiedziałam, co się z nim dzieje... Dziwnie było go widzieć po tym czasie.

Przez chwilę nikt z nas się nie odzywał... On nawet nie spojrzał w naszą stronę.

- Um... Panie Bendā? - Phoenix w końcu się odezwał.

- ...nie zabiłem go... Nie mógłbym...

Zaskoczył mnie jego głos. Odkąd pamiętam, mówił energicznie i z dużą dawką optymizmu. Teraz jednak... ledwo było go słychać zza szyby.

- Wierzę panu... Po to tu jesteśmy... Żeby zaoferować panu pomoc. Poprosiła nas o to pewna dziewczyna... Uczennica pana Heeded.

- ? - uniósł wzrok, gdy to usłyszał, a po chwili zauważył mnie. Momentalnie zerwał się z krzesła, na którym siedział, i popatrzył na mnie. - J-Justine! To... naprawdę ty, panienko Justine...!

- Dzień dobry... - uśmiechnęłam się lekko.

- Błagam, uwierz mi, nie zabiłem twojego nauczyciela! To prawda... Pokłóciliśmy się, ale nie mógłbym mu tego zrobić!

- Wierzę panu... - uspokoiłam go. - Dlatego poprosiłam pana Wright'a o pomoc...

- Dziękuję... Naprawdę, nie wiem, jak ci się odwdzięczę...

- Na razie możemy się czegoś więcej dowiedzieć? - spytała Maya, klaszcząc dłońmi. - Niewiele na razie wiemy...

- No dobrze... Pytajcie, o co chcecie.

- Więc... Co robił pan tuż przed czasem zdarzenia? - zapytał Phoenix. - To było około pierwszej w nocy, jeśli się nie mylę...

- Cóż... Spacerowałem w okolicy sali koncertowej... Chciałem porozmawiać z Heeded'em... Pogodzić się z nim... Ale gdy byłem blisko... Zabrakło mi odwagi, by zaczekać na niego i odszedłem. Nieco po tym usłyszałem krzyki, więc zawróciłem... A wtedy dowiedziałem się o zdarzeniu i zostałem aresztowany.

- Jak dużo czasu minęło, zanim wrócił? - spytałam, patrząc na Wright'a.

- Hmm... Według detektywa Gumshoe to było krótko po tym jak zemdlałaś... Więc od czasu strzału minęły może dwie-trzy minuty. Jego musisz spytać o dokładny czas.

- Rozumiem... Um... Poza motywem... Dlaczego jeszcze pana podejrzewają? - spojrzałam na aresztowanego. Ten odwrócił wzrok.

- Bo twierdzą, że pocisk mógł zostać wystrzelony z jednej z moich broni... Tak się składa, że nieco przed zdarzeniem jedna ze snajperek zniknęła ze sklepu... I co gorsze, nie zdążyłem jej wyczyścić...

- ...więc nadal są tam pana odciski palców... Na nabojach też?

- Tego nie wiem... Ale jeśli znajdą broń, a sprawca nosił rękawiczki... Stwierdzą, że to moja wina. Ja nie zrobiłem tego...!

Jak ktoś mógł go wrobić? I dlaczego?

- Niech się pan nie martwi - w tym momencie Phoenix Wright wstał. - Pomożemy panu. Obronimy pana w sądzie i znajdziemy prawdziwego winnego.

- Ja... dziękuję... Dziękuję!

- To co teraz, Nick? - spytała Maya.

- Idziemy na miejsce przestępstwa... Gotowa, Elyssa? - popatrzył na mnie.

Kiwnęłam głową.

- Bardziej nie będę.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro