2.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Dylan:

Gdy się już nagadaliśmy wróciliśmy do domu, Thomas odprowadził mnie do pokoju gościnnego, w którym miałem spać i powiedział, że mnie rano obudzi. Zawsze miałem tak, że w nowym miejscu nie mogłem spać. Nie mogłem się ułożyć w nieznanym mi łóżku, było mi niewygodnie a po głowie mi ciągle chodził pobyt tutaj. W międzyczasie jeszcze zdążyłem się wymknąć na papierosa i dyskretnie go spalić, aż w końcu zasnąć. 

Spałem sobie w najlepsze i nawet coś mi się śniło, gdy nagle zostałem obudzony przez Thomasa. W pokoju było jeszcze ciemno, co prawda świtało, ale cholera była noc. Rozejrzałem się zdezorientowany po pomieszczeniu jakby szukając odpowiedzi na nurtujące mnie pytanie która jest właściwie godzina.

- Która jest? - spytałem w końcu pół przytomny, Thomas stał przy łóżku z lampą naftową. No tak, z przyzwyczajenia chciałem zapalić lampkę, ale tutaj... No tak...

- Piąta już dochodzi - powiedział.

- Piąta? Piąta rano? - spytałem, owszem chłopak wspomniał, że rano mnie obudzi ale nie spodziewałem się, że do cholery będzie to godzina piąta. Do tego słowo "już" użyte w jego odpowiedzi... Chyba je pomylił ze słowem "dopiero". 

- Tak, i tak wstaliśmy dziś później, zawsze wstaje się u mnie o czwartej trzydzieści - powiedział i zapalił mi lampę naftową koło łóżka - Szykuj się powoli, widzimy się zaraz na śniadaniu. 

Sięgnąłem po telefon i napisałem do Bretta, że tutaj już przed piątą się wstaje i normalnie funkcjonuje. Brett by chyba nie dał rady, on śpi jeszcze dłużej niż ja i obudzić go o siódmej na zajęcia to dopiero zadanie. Z tego też powodu czasem nie szliśmy na zajęcia, bo mi się nie chciało więc go nie budziłem, a on sam się dobudzić nie potrafił. 

Pocieszając się, że jak wrócę do siebie to się wyśpię za wszystkie czasy wstałem, czułem się jak trup, prawie w ogóle nie spałem. Poranek na tej wsi też zbyt ciepły nie był, gdy otworzyłem okno przeszedł mnie dreszcz chłodu, a po trawie hulała mgła. Chciałem pójść się ogarnąć do łazienki, ale po chwili dotarła do mnie brutalna rzeczywistość - tu nie ma łazienki. 

Zarzuciłem bluzę i poszedłem do wychodka, powietrze było jeszcze chłodne ale raczej zapowiadało bardzo ciepły dzień. Potem ogarnąłem się w prowizorycznej łazience gdzie była sama miska z wodą i jakieś lusterko. Całe szczęście, że to tylko trzy dni, więcej nie dałbym rady. 

Pół przytomny zasiadłem do śniadania z gospodarzami, którzy dokładnie o godzinie piątej dwadzieścia wyglądali jak nowo narodzeni, mama Thomasa upiekła nawet rano chleb, to o której do cholery ona musiała wstać... 

Gdybym miał pisać pracę z samych artykułów to bym chyba nie uwierzył, że ludzie w dzisiejszych czasach tak żyją, i to z własnej woli. A tu na własnej skórze doświadczam tego i każda chwila spędzona w tym miejscu utwierdza mnie, że oni tak tu faktycznie funkcjonują.

Śniadanie wyglądało na typowy rodzinny posiłek, wszyscy zasiedliśmy do zastawionego stołu, została zmówiona modlitwa i zaczęliśmy jeść. Dla mnie to było dużo za wcześnie na śniadanie, ale z grzeczności wcisnąłem w siebie trochę jedzenia. 

Tato Thomasa gdy zjadł pojechał handlować warzywami i przetworami które rodzina wytwarza, a my z Thomasem mieliśmy dziś pracować na gospodarstwie. Słabo to widziałem, nie umiem w takie rzeczy. Ale przynajmniej będę mógł dużo napisać do mojej pracy dyplomowej. 

Po śniadaniu ubrałem luźne ubrania, które służyły mi za domowe i poszedłem za Thomasem na podwórko. Na dworze było coraz cieplej, aż mnie przerażała praca na dworze w tak wysokiej temperaturze. 

- Tu zawsze tak wstajecie? Nie ma czegoś takiego jak wyspanie się w weekend? - spytałem podążając za nim. 

- Nie ma, zawsze tak wstajemy, w naszym życiu najważniejsza jest rodzina, praca no i Bóg. Jesteśmy samowystarczalni, jeśli sami nie zrobimy czegoś to nikt tego nie zrobi - wyjaśnił.

- Od kiedy tak pomagasz rodzicom? - spytałem, bo przecież to jest jakiś obóz pracy do cholery.

- Od zawsze. Gdy chodziłem do szkoły to tylko w weekendy, bo musiałem się uczyć. Skończyłem szkołę dla amiszów, ale na własne życzenie rodzice pozwolili mi uczęszczać do liceum, lubiłem się uczyć i skończyłem to liceum z dobrym wynikiem, Bo szkoła u nas kształci nas tylko do czternastego roku życia, ale ja bardzo zabiegałem o to by móc uczyć się jeszcze - wyjaśnił.

- A studia? Nie chciałeś studiować? - dopytywałem, skoro się lubi uczyć to co on robi na tej wiosce zabitej deskami. Chłopak spojrzał na mnie i na chwilę zamilkł.

- Ah, nic nie jest takie proste Dylan. Niestety - powiedział i zaprowadził mnie do stodoły, gdzie były różne zwierzęta. Przeczuwałem, że on wcale nie chciał tutaj mieszkać, a to pewnie rodzice mieli na to duży wpływ. Szkoda mi było Thomasa, widać że żył tu bo żył, ale nie był tutaj szczęśliwy. 

W stodole mieliśmy nakarmić zwierzęta, które patrzyły na nas z zainteresowaniem. Uwielbiałem zwierzęta, od razu podszedłem do konia, który dał mi się pogłaskać. Gdybym miał cały czas zajmować się zwierzętami to bym nie narzekał na taką pracę. 

- Nowość dla ciebie takie widoki pewnie - powiedział nasypując paszy dla zwierząt.

- Tak, w Nowym Jorku to konia ciężko zobaczyć. W ogóle tu jest taka cisza, u mnie to od rana słychać samochody, szum, życie po prostu. Wieczorami miasto żyje innym życiem, tłumy ludzi tułających się po klubach i pubach, tłumy turystów, kolorowe neony - wspomniałem, tęskniłem już trochę za Nowym Jorkiem, to miasteczko było kompletnym przeciwieństwem.

- Nigdy nie widziałem czegoś takiego, moją największą rozrywką są chyba spotkania z Liamem - wspomniał.

- Liamem?

- Mój przyjaciel, często się spotykamy - wyjaśnił.

- O, z chęcią go poznam, może go zaproś - zaproponowałem, uwielbiałem poznawać nowych ludzi. Zresztą byłem ciekawy jaki jest przyjaciel Thomasa, czy wszyscy amisze są tacy spokojni i taktowni jak on. 

- Tak? To super, nie ma sprawy, po obiedzie się przejdziemy i go zaprosimy na wieczór - powiedział, miałem powiedzieć, żeby może go już poinformował, ale dotarło do mnie, że tu się nie używa telefonu. To znaczy telefon jest, a dokładniej na podwórku stoi przybudówka z telefonem w środku, z którego wolno korzystać jedynie w awaryjnych sytuacjach. Gdy spytałem wczoraj Thomasa, czemu nie może po prostu stać w domu powiedział, że to zabronione, w każdej chwili może zadzwonić i przerwać na przykład wspólny rodzinny posiłek czy rozmowę. Widać, jak duży nacisk kładli na relacje rodzinne i domowe ciepło, ale dla mnie to było trochę przesadne. Może to i trochę prawda, że przez telefony i internet giną trochę interakcje międzyludzkie, ale nie popadajmy w paranoję. 

Później poszliśmy na pole, by wykopać trochę ziemniaków. Dzień był bardzo ciepły, słońce prażyło dosłownie, zrzuciłem z siebie bluzę, bo myślałem że nie wytrzymam. Thomas zerknął na mnie i obserwował moje tatuaże, no tak, była to dla niego nowość, dla mnie były one częścią mojej osobowości i charakteru, tak jak kolczyki. Zresztą byłem dzięki nim rozpoznawalny, a nawet zyskałem dość sporo obserwatorów na instagramie, którzy często oglądają moje relacje, na których relacjonujemy imprezy w akademiku. 

- Twoi rodzice nic nie mają przeciwko tatuażom? - spytał.

- Mają trochę, ale już dawno ich uświadomiłem, że będę robił co będę chciał - wyjaśniłem.

- Super że masz swój styl. U nas każdy wygląda tak samo. Ubrania też muszą być w odpowiednich stonowanych kolorach - westchnął.

- Niesamowite... To znaczy po prostu nigdy nie miałem do czynienia z takimi ludźmi i to dla mnie takie wiesz... 

- Wiem, hah, ja też nie miałem nigdy do czynienia z taką osobą co ty. Masz tatuaże, kolczyki, ubierasz się jak chcesz. 

Po kilku godzinach pracy w polu w końcu skończyliśmy, od razu poszedłem się umyć, czułem się spocony i zakurzony. Nie byłem nauczony czegoś takiego, a wydobyta ze studni zimna woda przyjemnie chłodziła moją rozpaloną skórę. Po kryjomu wziąłem telefon i zadzwoniłem do Bretta, ja mu musiałem zrelacjonować sytuację.

- No w końcu! Jak tam życie na wsi? - spytał.

- Od piątej na nogach, kilka godzin pracy w polu i kopania ziemniaków w upale. Teraz kąpiel w misce i wodzie ze studni, jest cudownie - podsumowałem, na co Brett zaczął się śmiać. 

- A ja sobie właśnie leżę w pokoju, popijam zimne piwo i oglądam serial - powiedział.

- Tobie też by się taka szkoła życia przydała. Dobra, odpierdolę to i wracam do miasta.

- A jak ten Thomas? - spytał.

- Thomas... W porządku jest, spoko się z nim gada, dziś ma przyjść do nas jego przyjaciel Liam, zobaczymy co się jeszcze dowiem - powiedziałem.

- Imprezka?

- Ta, z nimi imprezka. Dobra, kończę, bo ktoś się kręci, w kontakcie - powiedziałem ściszonym tonem i się rozłączyłem. 

Wyszedłem z kąpieli, ogarnąłem się i poszedłem do swojego tymczasowego pokoju, a Thomas powiedział że jak się umyję to coś zjemy, bo jego tata powinien niedługo wrócić, a oni zawsze jedzą w komplecie. Czyli muszą czekać z jedzeniem na gospodarza domu, masakra, a co jeśli ktoś chce wcześniej jeść. U mnie w domu do wspólnego posiłku zasiadało się tylko w święta. 

Przebrałem się w luźną koszulkę na ramiączkach i spodnie z dziurami i ćwiekami, wszystkie moje ubrania tak wyglądały, i szczerze mówiąc chciałem wziąć na pobyt tutaj coś skromniejszego, ale nie posiadam takich ubrań. W idealnej okazałości było widać moje tatuaże, przeglądałem się w lustrze gdy nagle zobaczyłem za sobą Thomasa w białej koszuli, szelkach i ciemnych spodniach. Szelki były dla nich typowym elementem garderoby, wyglądaliśmy jak dwa przeciwieństwa, zderzenia dwóch różnych światów. Jego blond włosy starannie ułożone, szczupłe ciało odziane w typowy amiszowy strój. 

Zeszliśmy na dół na obiadokolację, nie można było o tej rodzinie złego słowa powiedzieć. Byli bardzo mili i gościnni, chociaż czułem jak mierzą wzrokiem mój nietypowy dla nich strój, czy ozdobione tatuażami i kolczykami ciało. 

Gdy zjedliśmy postanowiliśmy pójść po Liama, Thomas powiedział, że pojedziemy na hulajnogach. Poszliśmy do szopy i stały tam dwie hulajnogi, były inne niż u mnie. Trzeba było samemu się odpychać, u mnie w mieście były hulajnogi elektryczne.

Wspólnie pojechaliśmy po Liama, jechaliśmy mijając ciągle amiszów, wszyscy do siebie podobni, mężczyźni z długimi brodami, długie brody zapuszczali dopiero gdy wstąpili w związek małżeński. Na ogół wszyscy byli do siebie podobni, ale nie dało się ukryć, że każdy zerkał na mnie z zaciekawieniem. Thomas z każdą mijaną osobą się witał, czytałem, że tutaj to normalne - wszyscy ze wszystkimi się znają i zazwyczaj zawierają związki z obrębie wspólnoty, a przez to że krążą tu te same geny rodzące się dzieci mają często wady genetyczne. Kompletny ciemnogród.

- Thomas, wolniej - powiedziałem zdyszany, nie nadążałem za nim na tej hulajnodze, czułem świsty w płucach przez papierosy. Chłopak zwolnił i popatrzył na mnie.

- Dobrze się czujesz? - spytał.

- Tak, ale dostałem zadyszki - wyjaśniłem. Wolniejszym tempem zmierzaliśmy do domu Liama mijając wiejskie krajobrazy, stodoły, furmanki. Wiedziałem, że zapamiętam pobyt tu do końca życia, czegoś takiego nie da się zapomnieć. 
.
.
Dziękuję za ciepłe przyjęcie tego opowiadania❤️ to dla mnie bardzo ważne, nie wiedziałam czy tematyka której się czepiłam się wam spodoba.
☘️ Miłej soboty ☘️




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro