8.

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Brett:

Gdy Dylan mi powiedział, że ci młodzi amisze chcą się przenieść do Nowego Jorku to od razu się zdenerwowałem, nie że miałem coś przeciwko nim ale to był typowy pomysł Dylana - nieprzemyślany. On sobie nie zdawał sprawy, że takim osobom trzeba na nowo pokazać świat i nauczyć ich w takim świecie żyć. Niemożliwe, że nagle osoby które nie miały do czynienia z technologią i życiem jakie my prowadzimy będą potrafiły się tu bez problemu odnaleźć.

Nazajutrz postanowiłem pojechać z Dylanem na uczelnię, on musiał porozmawiać coś z promotorem na temat jego pracy no i porozmawiać z dziekanem na temat przyjęcia tych amiszów na uczelnię tak jak im obiecał. Dylan był taki, że jak to się mówi "miał gadane" także byłem prawie pewien, że załatwi to co im obiecał i spadnie na nas lekki obowiązek zajęcia się nimi.

Dylan długo nie wracał, wyszedłem przed uczelnię by zapalić. Zawsze dawałem się wciągać w te jego głupkowate pomysły, nawet teraz pojechałem z nim na uczelnię, mimo że nie musiałem.

Siedziałem sobie na ławce przed wydziałem, słońce przyjemnie grzało, ładna końcówka wakacji się zapowiadała. Ciekawe kiedy zorganizujemy kolejną imprezę, pewnie niedługo.

Nagle z impetem wyszedł z wydziału Dylan, jego zadowolona mina mogła oznaczać tylko jedno - że się udało.

- Ściągamy amiszowych chłopców do nas - powiedział uradowany.

- Świetnie, cudownie. Co nagadałeś staremu, że zgodził się ich przyjąć i w ogóle na jaki kurwa kierunek skoro większość rekrutacji się już zdążyła pokończyć? - spytałem, znając Dyla pewnie lał wodę i swoimi sposobami przekonywał dziekana.

- W sumie to na jaki chcą. Na większości kierunków są jeszcze miejsca. Wiesz, skoro amisze chcą porzucić swoje dotychczasowe życie, by się u nas uczyć, to chyba jakoś świadczy o uczelni, nie? - spytał chłopak z cwaniackim uśmiechem. No tak, cały Dylan.

- A mieszkać będą gdzie? - spytałem.

- W akademiku. Przydzielą im mieszkanie, a nawet pomoc pieniężną, takie socjalne. Tylko muszą tu przyjechać i złożyć dokumenty w dziekanacie. Ależ ogarnąłem temat, no i z góry dostali mieszkanie, bo jest dużo wolnych miejsc w akademiku, więc jeśli by się zjawili wystarczy wziąć od portiera klucz i na drugi dzień załatwić formalności. Wyjaśniłem, że sprawa jest nietypowa, i się dogadaliśmy - zachwycił się chłopak.

- Ogarnąłeś, ogarnąłeś. Masz jakiś dar przekonywania ludzi - wspomniałem.

- Zresztą, ciekawe czy amisze są dobrzy w łóżku - zastanowił się Dylan na co się niemalże zakrztusiłem wypuszczanym powietrzem.

- Co kurwa? Dylan? Czy ty masz zamiar...

- Może. Jeśli by wyraził chęć, to czemu nie. Ciekawe jakby było z Thomasem - zastanowił się Dyl.

- Jesteś okropny - podsumowałem, no jemu było tylko jedno w głowie.

Dylan przyłączył się do mnie i odpalił papierosa nadal rozwodząc się nad tym jaki Thomas może być w łóżku, nagle zauważyliśmy Williama, który zmierzał do wejścia, zapewne zmierzał do dziekanatu.

- Wyspałeś się dziś?! - krzyknąłem do chłopaka, którego zapewne nadal trzymały nerwy po tym jak urządziliśmy imprezę. Nic się nie odezwał, zignorował nas i wszedł do budynku.

- Ten to w ogóle ma kija w dupie. Musimy mu zrobić jakiś żarcik, żeby nie było zbyt nudno. Ale to kiedy indziej. Muszę być dziś pod telefonem, Thomas będzie dzwonił a ja mu muszę przekazać informację.

- Przekażesz, przekażesz. O co ci chodzi z tym Thomasem? W sensie, że on ci się podoba, czy chcesz go zaliczyć tylko? - spytałem, nie dawało mi to spokoju bo każda wzmianka o tym chłopaku przez Dylana wywoływała u niego jakąś dziwną reakcję, która oznaczała, że on coś kombinuje. Uśmiechnął się tajemniczo.

- Po prostu nie miałem do czynienia z taką osobą i z chęcią bym go przetestował w łóżku, nic poza tym. Wiesz, że ja nie potrafię z kimś być i w takie rzeczy. Thomas jest ładnym chłopcem, jest miły i nieśmiały, i z chęcią poznam go od innej strony na tym kończąc - wyjaśnił.

- Ale ty wiesz, że skoro on jest amiszem, to jest małe prawdopodobieństwo, że jest gejem. No i jeśli chodzi o sprawy łóżkowe to już w ogóle jest daleko, to inna kultura. Oni nie żyją jak my, że sobie idą i kogoś zaliczają, nie nastawiaj się na nic - ostrzegłem Dylana, on przecież miał tu już jakieś ambitne plany.

- Faktycznie, inna kultura. No ale mamy im pokazać jak się żyje w Nowym Jorku, nie? No to w Nowym Jorku się rucha z Dylanem O'Brienem. Jakoś go zachęcę... A tak w ogóle promotor mi narzucił bym coś już pisał do pracy, pojebało go chyba, jeszcze tyle czasu. Dzisiaj jest mecz, więc nie ma opcji że coś napiszę, jeszcze jakąś imprezkę się ogarnie, no i amisze przyjadą. Ah, nie mam czasu na pisanie, chodź Brett, kupmy jakieś piwo na dzisiaj bo chce mi się chlać - zachęcił mnie brunet, tak też zrobiliśmy, poszliśmy do sklepu i zakupiliśmy alkohol.

W drodze do akademika zastanawialiśmy się jaki kawał można wykręcić Williamowi, ale pomysł sam się nasunął w drodze do akademika. Zobaczyliśmy, że na drugim piętrze, w mieszkaniu wprost pod nami było otwarte na oścież okno - czyli w mieszkaniu kujona.

- Dylan, on ma otwarte okno, wrzućmy mu coś - zaproponowałem podekscytowany, Dylan popatrzył w otwarte okno i westchnął głośno z uśmiechem, było wiadomo - pomysł przyjęty.

Przechodząc przez hol natknęliśmy się na Rooneya, którego oczywiście Dylan musiał sprowokować.

Weszliśmy do mieszkania i przystąpiliśmy do działania, zaczęliśmy się zastanawiać co można podrzucić kujonowi do pokoju.

- Może jakieś śmiecie - zaproponował Dyl.

- Śmiecie sprzątnie i tyle. Coś bardziej... Pamiętasz, Minho miał takiego gumowego pająka, może?

- Minho! - krzyknął Dylan po czym wybiegł z naszego mieszkania wprost do mieszkania Minho i Scotta. Czyli pomysł się spodobał. Po chwili Dylan wrócił z czarnym gumowym pająkiem na ręku i zaczął szukać w szufladzie sznurka robiąc przy tym oczywiście bałagan.

- Kujon się zesra - stwierdził Dylan przywiązując do tułowia pająka sznurek.

- Tylko mam nadzieję, że jest w pokoju - powiedziałem.

- Pewnie jest, a co on może innego robić lub gdzie przebywać jak nie w pokoju. Zresztą ma łóżko pod oknem - powiedział zachwycony Dylan przyglądając się pająkowi, który wyglądał jak prawdziwy, sam bym się chyba przestraszył jakby mi takie coś wpadło do pokoju.

Podeszliśmy do okna po czym je całkowicie otworzyliśmy. Dylan się wychylił i wziął pająka po czym się zamachnął i z całej siły rzucił do okna pod nami, pająk jak przypuszczam poszybował do otwartego okna kujona a po chwili usłyszeliśmy pisk chłopaka, który musiał się przestraszyć. Dylan pociągnął ponownie za sznurek, ale jak go wciągnął okazało się, że pająka na jego końcu nie ma.

- Kurwa, kujon zajebał pająka Minho - powiedział Dylan.

- O chuj, trzeba go odzyskać, on nie jest nasz - powiedziałem i szybko zeszliśmy piętro niżej. Zapukaliśmy do mieszkania, otworzył nam William.

- Oddawaj - zażądał Dylan.

- Nie oddam, a co więcej zaniosę tego pająka do Rooneya i...

- Oh, nie pierdol - powiedziałem i wyminąłem kujona, który widząc moją przewagę wzrostową odsunął się, wziąłem pająka, który leżał beztrosko na łóżku kujona.

Byliśmy zadowoleni, że udał nam się żart, a ten debil się przestraszył, po chwili zanieśliśmy pająka z powrotem do właściciela. Potem otworzyliśmy piwo i czekaliśmy aż ci amisze zadzwonią, Dylan był oczywiście podjarany całą sytuacją, że ma okazję komuś pomóc i że będziemy mieli nowych lokatorów w akademiku. Naprawdę, nie wiem z czego on się tak cieszy, skoro wiadomo że będzie ich trzeba jakoś ogarnąć, no ale Dylan taki był, typowy ekstrawertyk do tego lubiący być w centrum zainteresowania.

- Ale nie chce mi się wracać na uczelnię niedługo - westchnął gdy siedzieliśmy w moim pokoju zerując kolejne puszki alkoholu.

- Mi też. Ale pomyśl, że wrócą studenci, będzie więcej osób w akademiku, zaczną się imprezy studenckie, no i treningi piłki nożnej... Ah, i Liga mistrzów. Damy radę Dylan - powiedziałem, brunet uśmiechnął się na samo sformułowanie "imprezy studenckie". Nie raz nie poszliśmy na zajęcia z powodu właśnie takiej imprezy w środku tygodnia.

- Tylko to mnie zadowala - powiedział po czym jego telefon zaczął dzwonić, Dylan się poderwał i uśmiechnął.

- To Thomas - powiedział po czym przełączył natychmiast na głośnomówiący.

Zaczął opowiadać chłopakowi, że może przyjechać i dostanie się na jakiś kierunek studiów, oraz że dostanie wraz z przyjacielem mieszkanie w akademiku. Przysłuchiwałem się całej tej rozmowie i widziałem dosłownie promieniującego z zachwytu Dylana. Nie wiem, czy w tej wiosce się coś wydarzyło o czym on mi nie powiedział, chociaż nie wydaje mi się, bo Dylan nigdy nie ukrywał przede mną tego typu rzeczy. Przy samej rozmowie tyle się szczerzył, że lepiej nie mówić. Stanęło na tym, że ten cały Thomas i jego przyjaciel Liam na dniach mają tutaj zjechać gdy tylko jakoś ogarną sprawy w tej swojej wspólnocie, i że postarają się by to szybko nastało. Dylan zapewniał ich, żeby w razie czego dzwonili, ale zapewniali, że sobie ze wszystkim poradzą.

- Jak oni tutaj przyjadą? - spytałem gdy Dyl się już rozłączył.

- Pociągiem może... Nie wiem, powiedzieli że sobie poradzą. Bylibyśmy w stałym kontakcie i na przykład by dali znać jakby już byli u nas, ale przecież no oni nie mają telefonów.

- Nie wiem, mimo że to nie ja ich tutaj będę przewodził to czuję się za nich odpowiedzialny, a ty jakoś nie czujesz powagi sytuacji - powiedziałem z pretensją, on się nie interesował nawet chociażby samym przebiegiem ich podróży.

- Oh, Brett, wyluzuj. Zawsze mogą zadzwonić przed wyjazdem. Swoją drogą, to będzie dla nich ciężkie... Zostawić tak rodzinę. Kurcze, to dla nich będzie ważne wydarzenie - podsumował.

- No będzie, dlatego się przejmuję. Ale dobra, to ty jesteś prowodyrem tego całego przedsięwzięcia, i niech tak pozostanie. Ja dzisiaj nie wracam do domu jakby co, śpię u Stelli - uprzedziłem bruneta. Czasem nocowałem u mojej dziewczyny, Dylan miał wtedy wolną chatę i również kogoś przyprowadzał.

- Spoko. Najebię się chyba wobec z tego - powiedział.

Dylan:

Brett pojechał do swojej dziewczyny, a ja zostałem sam. Nie lubiłem jego dziewczyny, zawsze mówiłem że z nim jest bo gra w drużynie, reprezentatywnie wygląda i jest lubiany. Ale ten debil mnie nie słuchał i prowadzał się z tą idiotką.

Nie wiem co mi odjebało, ale postanowiłem usiąść i zająć się notatkami na temat amiszów, które porobiłem podczas wyjazdu, bo wszystko leżało i czekało.

Pogoda na dworze się zepsuła, zaczęło wiać i rozpoczęła się burza. Pozamykałem okna, bo wiało i rozłożyłem się u siebie z laptopem i bazgrołami które nakreśliłem podczas pobytu. Zacząłem się zastanawiać jak to będzie wyglądało, gdy Thomas i Liam po prostu zwieją ze swojej wioski, lub oznajmią o swoich planach rodzicom. Jakie będą tego konsekwencje, czy zostaną wydaleni ze wspólnoty, czy co. Mam nadzieję, że nie będą mieli bardzo dużych problemów z tej okazji, i wszystko się powiedzie.

Oczywiście długo się nie nasiedziałem przy robieniu czegoś pożytecznego, po uporządkowaniu notatek do mojej pracy dyplomowej postanowiłem posiedzieć na necie, poprzerabiać sobie zdjęcia na instagram i wrzucić i oczywiście przy tym trochę popić, także wieczór minął mi mało produktywnie.

.

.




Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro