VI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

- Co ty wyrabiasz, wiesz w co się pakujesz?

- Hermiona, spokojnie- Harry składał właśnie swoje książki w pokoju wspólnym próbując zachować względne opanowanie umysłu. Jego towarzyszka za to chodziła dookoła stołu co chwila łapiąc się za głowę.

- Nie pamiętasz już jak cię wyzywał? Albo mnie i Rona? Jestem dla niego szlamą, pamiętasz czy nie?

Dawno nie miał okazji być świadkiem takiego uniesienia dziewczyny. Wiedział, że niekoniecznie zrozumie zakopanie wojennego toporu, a wręcz nawet wykorzystanie sytuacji Malfoya, ale nie sądził, że będzie wściekła.

- Kiedy o ciebie pytał byłam pewna, że chcesz żebym go spławiła.

- Chciałem.

- No to co się zmieniło?

- On naprawdę nic nie pamięta- spojrzał jej w oczy.-  To szansa żeby wszystko zakończyć bo cholera sam mam dosyć jego zachowania i w końcu dostałem szansę. Jeśli przestanie to będę miał spokój.

- Ale Harry, on może odzyskać tą pamięć i są na to duże szanse. Jeśli powiesz mu o sobie za dużo to to wykorzysta i rozpęta się wielkie piekło.

- To się mu z tego wyczyści pamięć czy coś. Chyba warto zaryzykować co nie? Poza tym jest jeszcze jedno. On zachowuje się totalnie inaczej i nie mogę tego wytłumaczyć. Jest tym Malfoyem przy praktycznie każdej sytuacji, ale kiedy odzywa się do mnie zachowuje się jak wobec... przyjaciela. Nawet nie wiesz jakie to może być irytujące.

- Nie wiem co może być przyczyną. Zrobisz jak uważasz- wzruszyła ramionami.- Oczywiście, że zawsze ci pomogę, ale nie pokładaj w nim nadziei bo to niekoniecznie musi się udać.

- Zadbam o to. Widziałaś Rona?

- Nie. Zniknął

Harry nie odzywał się kilka dni do Dracona, ale bardziej było to spowodowane brakiem czasu. Nie wpadali na siebie często, ale czuł, że niedługo to się zmieni. Popołudnie spędzał w pokoju wspólnym ucząc się na nadchodzący test z eliksirów. Ciągle jednak wspomniał tą noc na błoniach. Widział Malfoya z Astorią i poczuł ukłucie zazdrości. Nie miał pojęcia czemu, w końcu cholera miał prawo się z nią widzieć, szczególnie, że to Potter go wtedy zostawił.

Czuł, że ciągle balansuje na granicy poczucia winy. Przecież nie robił nic złego, a jednak bał się tego jak dziwnie zachowuje się Draco. Zupełnie jak nie on. Coś musiało w tym tkwić.

- Strzelam, że jest na miotle. Ewentualnie z kimś się umówił.

Hermiona westchnęła. Nie lubiła kiedy Ron spotykał się z dziewczynami. Zerwali już jakiś czas temu, ale Harry miał wrażenie, że zrobiła to tylko ze względu na niezręczne sytuacje między nimi w trójkątnej przyjaźni. Ron za to chciał utopić swój gniew tym wyborem w innych.

- Nie, raczej na miotle- wyparła z umysłu propozycję o randce i usiadła spięta obok Harrego wbijając w niego wzrok.

- Aa...- zrozumiał jej wyraz twarzy i wstał szybko.- To ja po niego pójdę.

Wychodząc widział jej zadowolony uśmiech.
Pogoda nie była idealna, wszędzie unosiło się trochę mgły, słońce próbowało się przez nią przedrzeć, ale udawało się to tylko poszczególnym promieniom. Wyszedł na dwór czując dreszcz na całym ciele. Robił to tylko dla Hermiony, nie zależało mu w tej chwili na rozmowie z Ronem, ale ona usilnie próbowała zmusić go do nauki w obawie o oblanie egzaminu. Widoczność była słaba, jeśli przedarł się ponad mgłę to nie będzie miał szans go zobaczyć. Mimo wszystko chciał chociaż spróbować by móc wrócić do środka z czystym sumieniem. Nie musiał go długo szukać, Ron wcale nie siedział na miotle, a trzymał ją w dłoni jednocześnie wbijając spojrzenie w postać stojącą przed nim.

Malfoy ze swoją lśniącą miotłą, wyższy od niego o prawie głowę stał z założonymi dłońmi na piersi. Harremu wydawało się przez moment, że widzi na jego twarzy kpiący uśmiech.

- Powiedziałem żebyś zszedł mi z drogi.

- Ale to nie jest twoja własność.  Harry- rzucił w jego stronę gdy dostrzegł jego postać wyłaniającą się z mgły.- Powiedz ty.

- Właśnie Harry- Ron zadowolony, że przyjaciel stanie po jego stronie syknął w stronę blondyna i rzucił mu pełne nienawiści spojrzenie.

Ślizgon wcale jakoś bardzo się nie rzucał. Wyglądał na zmęczonego całym zajściem jakby chciał odpuścić i już sobie iść. I jedyne co go powstrzymało przed machnięciem ręką to jego wewnętrzna duma.

- Hej, chwila! Od kiedy to jest dla ciebie Harry, hm?

- Tak ma na imię, nie produkuj się jak nikt cię nie pyta i daj mu mówić do cholery- jego ton głosu był o dziwo bardzo opanowany w porównaniu do tego Rona.

Harry podszedł do nich bliżej i zilustrował leżącą na ziemi paczkę, którą Malfoy usilnie chciał podnieść. Blokowana jednak była trzonkiem miotły rudzielca, który za nic w świecie nie chciał ustąpić.

- Co to jest?

- To jest moja paczka.

- Która powinna zostać skonfiskowana!- Ron niemal rzucił się z pięściami na blondyna, który lekko się odsunął by uniknąć ciosu.

- Ale dlaczego?

- Ten skurwiel uderzył sowę, która mu ją przyniosła.

Harry wysłuchał oskarżenia niewzruszony i podniósł pakunek. Obejrzał go dokładnie, faktycznie zaadresowany był do Draco.
Podniósł wzrok patrząc na obu naprzemiennie.

- Nie uderzyłbym jej gdybyś nie zaczął do mnie krzyczeć. Zresztą- teraz zwrócił się już do Harrego- nie zrobiłem tego specjalnie. Odwróciłem się by zobaczyć kto na Merlina się do mnie drze i oberwała trzonkiem miotły. Zatoczyła się i odleciała, miałem lecieć za nią? To nawet nie jest moja sowa, nie mam pojęcia gdzie poleciała.

- Jasne, niechcący. Od kiedy ty Malfoy robisz cokolwiek niechcący?

- Uspokójcie się, to nic nie da. Malfoy, od kogo to?

- Może bym wiedział gdyby on dał mi sprawdzić. Wyrwał mi ją z rąk zanim zobaczyłem co w niej jest.

- Nie poznajesz sowy?

- Może i bym poznał gdybym cokolwiek pamiętał.

- Malfoy nie mógł jej poznać więc po co miałby uderzać losową sowę. Ron?

- Wierzysz mu?!

- Nie powiedziałem, że wierzę, ale...

- Czyli mi wierzysz Harry?- wtrącił się ślizgon.

- No jasne- znowu zaczęli się gryźć.- Dlaczego miałby wierzyć takiej kanalii jak....

- Dosyć!- Krzyk Pottera odbił się echem o mury zamku. Obaj nagle ucichli wbijając w niego pełen zaskoczenia wzrok.- Dosyć. Masz- wręczył właścicielowi paczkę.- Otwórz i zobacz od kogo.

Draco odebrał przedmiot i powoli rozwinął brązowy papier. W środku znajdował się ciemno zielony sweter w szare paski. Uśmiechnął się pod nosem i wyjął spod niego kartkę.

- Czytaj- warknął Ron na co delikatny uśmiech zniknął.

- Nie będę czytać to prywatne.

- Od kogo?- Głos Harrego był znacznie bardziej spokojny.

- Od ojca. Naprawdę myślisz, że uderzyłbym jego sowę?

Ron wyraźnie się zmieszał, ale za nic w świecie nie miał zamiaru przyznać mu racji.

- Nie wierzę.

- Ron spokojnie- Harry odwrócił się tak by Draco nie mógł widzieć jego twarzy.- Jeśli tak mówi to nie ma sensu drążyć tematu. To musiał być przypadek. Wiesz jaki jest Lucjusz, jeśli Draco zrobiłby coś takiego umyślnie na pewno by pożałował.

- Jeszcze go bronisz?! Wiesz co, gadaj sobie z nim jak chcesz. Odechciało mi się latać- fuknął w stronę Malfoya odwracając się na pięcie i odchodząc. Draco chciał unieść różdżkę, ale Harry złapał go za nadgarstek opuszczając ją.

- Nie warto. Potem z nim porozmawiam.

- Dzięki, że mnie broniłeś- rozluźnił mięśnie twarzy.

- Nie broniłem ciebie tylko prawdy.

- Na jedno wychodzi- uśmiechnął się lekko i zaczął iść w kierunku trybun. Harry podążył za nim.- Chciałem polatać, ale już mi przeszło- Trzymał w ręce sweter, list schował do kieszeni.- Właściwie kłamałem. To nie od ojca tylko od mamy. Przysyła mi co jakiś czas moje stare ubrania licząc na to, że coś sobie przypomnę. Do każdego daje list gdzie opisuje sytuację związaną z daną rzeczą.

- Pamiętasz jaka jest z tą?

- Nie, muszę przeczytać cały list.  To miłe, że we mnie wierzy, szkoda tylko, że to bezcelowe. Pomogą mi tylko eliksiry.

- Wcale nie bezcelowe. Szczerze zawsze myślałem, że nie jest typem ckliwej osoby.

- Bo nie jest- usiadł na jednej z trybun wbijając wzrok w boisko, Harry zrobił to samo.- Ostatnio dużo myślałem o tym do którego momentu pamiętam. Stanąłem na jakichś dziesięciu latach. Nie pamiętam w ogóle początku szkoły, ani niczego co stało się potem. Czasem mam przebłyski z dzieciństwa, ale to było tak dawno temu, że żadna magia nie musiała pomagać bym pamiętał coraz mniej szczegółów. Dlaczego się nie odzywałeś?- zmienił szybko temat.

- Nie miałem chyba czasu. Głównie siedzę i się uczę. Boję się tego testu z eliksirów, jestem z nich fatalny.

- Możemy uczyć się razem jeśli to nie problem oczywiście.

Harry poczuł powiew zimna. Razem z Malfoyem? W najgłębszych koszmarach nigdy nie wpadło mu to nawet do głowy. Zawsze uczył się z przyjaciółmi w pokoju wspólnym.

- Czy ja wiem...

- Nie będę naciskać, ale uczę się zawsze sam w bibliotece, możesz do mnie dołączyć. Z eliksirów nie jestem taki najgorszy, powiedziałbym, że nawet lepszy niż Granger jeśli ma cię to przekonać.

Harry zaśmiał się pod nosem.

- Prawda. Zawsze jest na ciebie o to zła.

- Cóż, za coś musi. To jak? Jutro po południu? Może być szósta. Jak wolisz.

Harry był bardzo zaskoczony tą propozycją, ale wiedział jedno. Draco naprawdę jest niezły jeśli chodzi o eliksiry. Poza tym wydawał się w porządku. Nie rzucał się, nawet nie krzyczał na Rona. Oczywiście zachował swój ironiczny ton głosu, ale wobec Harrego był wręcz serdeczny.

- Dobrze, przyjdę. Nie zaszkodzi spróbować. Ale może zachowajmy to między nami. Widziałeś Rona, potrzebuje detoksu, lepiej go nie denerwować takimi sytuacjami.

- Dziwne, że chcesz mieć przyjaciół, którzy odcinają cię od innych ludzi.

- Oh Draco, naprawdę wielu rzeczy nie wiesz- wstał kierując się do środka.- Pamiętam ten sweter. Miałeś go na sobie gdy widzieliśmy się pierwszy raz.

Zeskoczył z trybun i odszedł zostawiając zdezorientowanego Dracona samego. Co znaczyło po raz pierwszy? Czyżby widzieli się jeszcze przed szkołą? Bo w niej na pewno nie nosiłby swetra, a szatę. Nie ruszył się z miejsca o centymetr patrząc na gęste kłęby mgły. Wyjął z kieszeni list i zaczął czytać. Czytał o jego wizycie w sklepach, o tym jak z mamą wybierał różdżkę, jak cieszył się kiedy dostał od rodziców sowę, jak mama żegnała go trzymając za rękę przez okno na peronie gdy wiedział już w pociągu i jak dumna z syna była gdy odjechał. Wilgotniejącym od łez wzrokiem wyłapał też wspomnienie o tym jak spotkał Harrego między zakupami. Mamy musiało przy nim wtedy nie być gdyż omijała szczegóły,  a jedynie o tym wspomniała. Mimo wszystko zrobiło mu się ciepło na sercu, że tak czule wszystko opisała. Oraz, że Harry miał rację i pamiętał taki szczegół jak to w co ubrany był on sam tamtego dnia. Gryfon ciągle go zaskakiwał.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro