XV

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Draco patrzył jak rozbawiony całą sytuacją Potter znika w tłumie. Jakie to cholerne znieważenie! Cóż, może ignorował to kiedy był jeszcze... uznajmy chory na brak pamięci, ale teraz? Teraz w żadnym razie nie mógł pozwolić sobie by jakiś tam piękny, pociągający, trochę roztrzepany, ale przy tym uroczy Potter tak nim miotał. Cholera, naprawdę miał słabość do tego dzieciaka.
Spojrzał jeszcze raz na miejsce, w którym przed chwilą stał chłopak, teraz świeciło pustkami. Jest taki nieuchwytny...
Z drugiej strony przez ten cały czas tak bardzo za nim latał, że aż dziw jakim cudem ten jeszcze go nie spławił.

To wielkie, błędne pocałowanie go w sali na szlabanie które wymazywał, tym razem świadomie z pamięci, wpadanie na niego niemal codziennie w bibliotece, śledzenie wzrokiem jego ruchów podczas posiłków i... ah, ta kolejna próba pocałowania go. Oczywiście nieudana.
Nie, nie zostawi tego tak. Skoro Potter po tym wszystkim nadal nie kazał mu spadać to musi to wykorzystać. Albo chociaż spróbować, wszystko jedno.
Ruszył przed siebie i tak samo jak gryfon wpadł w sam środek tańczących ludzi.

Draco lubił być w centrum uwagi, a nie w centrum jazgotu. Rozejrzał się skupiony na szukaniu gryfona, lecz problem tkwił w tym, że ten szary (już nie złoty według niego) chłopiec wyglądał zupełnie jak każdy inny tego wieczoru. Już myślał, że znalazł zgubę, ale gdy złapał stojącego do niego tyłem chłopaka za ramię, ten odwrócił się i okazał krukonem. Malfoy skrzywił się na jego widok, kojarzył go z meczów, musiał należeć do drużyny. On chyba też wydał się być niezadowolony z tego spotkania gdyż wyrwał się z uścisku i z odrazą odwrócił do tańczących przyjaciół. Draco szedł dalej, przecież musiał go znaleźć, w jego oczach niemal było widać, że chce być znaleziony. Wydostał się z tłumu, na boku muzyka nie dudniła już tak mocno.

Wpadł na Hermionę. Może nie była to najbardziej pożądana teraz przez niego osoba, ale przynajmniej nie była Ronem. Z nim z pewnością znowu by się pogryzł, szczególnie, że oficjalnie mógł nie wychodząc z roli.

- Malfoy? A co ty tu robisz? Nie powineneś być z... jak jej tam?- Hermiona udała, że nie pamięta imienia dziewczyny co było nieprawdą. Incydent z drugiego roku sprawił, że na zawsze ją zapamięta. I jej kota.

- Em... nie. Szukam Harrego, widziałaś go?

Hermiona uśmiechnęła się podejrzliwie.

- Szedł do wyjścia.

- Wyjścia? Co on do cholery szuka poza salą?

- Skąd mam wiedzieć? Idź i sprawdź. Albo nie, jak wolisz- odwróciła się do niego plecami, ale po ruchu ramion widział, że się zaśmiała.

Szlamy.

Prychnął i skierował się do wyjścia. Po drodze jeszcze musiał oczywiście wpaść na Zabiniego, który zataczał się od alkoholu.

- Widać Blaise, że jednak na mnie nie czekałeś?

- Co?- wydukał nietrzeźwy, a Draconowi mignął obraz Pottera gdzieś przy wejściu.

- Astoria- zmienił temat podwyższając ton głosu i przylepiając na twarz sztuczny uśmiech.- Widziałeś ją?

- Um... nie?

- Nieładnie porzucać damę na balu- zmusił się do nazwania ją damą.

- Ona gada tylko o tobie!

- To powiedz jej, że przyjdę spotkać się z nią o... em... o północy na wieży astronomicznej. Tak- uśmiechnął się zadowolony z wymyślnia tak świetnego planu. Blaise przytaknął i szybko zniknął mu z oczu.

Do północy nie zostało dużo czasu, Astoria poleci na wieżę, a jak go tam nie zastanie pewnie wróci do dormitorium. On pewnie też jeśli Potter dalej będzie bawił się z nim w chowanego. Wywrócił oczami wychodząc z sali. Na korytarzach było dużo ciemniej niż w środku, nie dziwne, w końcu teoretycznie nikt nie powinien się po nich kręcić. Dlaczego akurat teraz gryfonowi zachciało się biegać w ciemnościach? Ruszył powoli słysząc jak stawia kroki na twardej powierzchni. Zamyślił się w całej tej złości i z tego wszystkiego zapomniał gdzie jest. Oprzytomniał dopiero kiedy coś pociągnęło go za kołnierz. Krzyknął wysokim dźwiękiem i niemal się przewrócił. Wbił przerażony wzrok w ciemną przestrzeń. Dopiero gdy widzenie nieco mu się wyostrzyło zobaczył, że zaczepił się o marmurowy posąg pierwszego dyrektora Hogwartu, który bardzo nie chciał pozwolić iść mu dalej.

Cholera może to znak.

Spojrzał podejrzliwie na posąg, który skrzywioną twarzą wyrażał odrazę i przyznał mu nieco racji. Wbijał wzrok w jego podłużne wąsy.

- No co się tak patrzysz?

Cisza.

- Mój ojciec dowie się o tym incydencie. Mogłeś podrzeć mi szatę! Że co?- udał rozmowę co dodawało mu otuchy.- Ja nic nie ukrywam!

Draco udając, że faktycznie z nim rozmawia w końcu mógł komukolwiek powiedzieć o swoim sekrecie, co dawało jego psychice naprawdę dużą ulgę. Nawet jeśli gadał do zimnego kawałka kamienia.

- No dobra, może trochę wszystkich wkręcam, ale czy nie robię tego idealnie? Jasne, że tak.

- Jest już z tobą tak źle, że gadasz sam do siebie?

Draco odskoczył od ściany lądując na przeciwległej. Z mroku wyłonił się sam poszukiwany, który śmiejąc się zmniejszał między nimi dystans z sekundy na sekundę.

- Co? Nie, ja mówiłem do...- popatrzył raz jeszcze na posąg, mimika jego twarzy nie uległa zmianie.- Do niego właściwie.

- Czyli jest gorzej niż myślałem- wyciągnął do niego rękę i pomógł mu wstać. Malfoy od razu czując grunt pod nogami zaczął poprawiać włosy.

- Czasem dobrze jest porozmawiać z kimś inteligentym.

- Myślałem, że mówisz tak tylko o własnym odbiciu w lustrze.

Tak, tu Potter miał rację. Wszystko pewnie byłoby bardzo zabawne, ale Draco bał się gdzieś na dnie serca, że Harry mógł słyszeć choć strzępek tej rozmowy. Nie sprawiał po sobie takiego wrażenia, jednak wszystko było możliwe.

- Ja tak mówię?- udał zmieszanie. Jasne, że mówił, ale raczej przed utratą pamięci. Może Potter go sprawdzał?

- No mniejsza.

- Właśnie- podniósł głos i zaczął chodzić wokół Harrego. Teraz on przejmuję pałeczkę.- Uciekłeś mi, a teraz nagle wychodzisz z cienia?

- Nie uciekłem- zmieszał się. O to chodziło.- Odszedłem normalnym krokiem, po prostu mnie nie szukałeś.

- Szukałem i możesz spytać o to Granger. Pochłonął cię tłum, to wszystko.

- Oh jasne. Zapiszę w dzienniku- zaśmiał się pokazując, że tak naprawdę wcale nie jest zły. Ich śmiech rozniósł się echem.

Było tak ciemno, że Malfoy widział jedynie ledwo czubek własnego nosa i okrągłe oprawki okularów Pottera, które odbijały światło księżyca rzucane przez duże okna. Mimo to dobrze wiedział w którym miejscu stoi. Na korytarzach pozbawionych słońca w środku zimy było naprawdę chłodno, a od gryfona biło przyjemne ciepło. Chciał go do siebie przycisnąć. Przywrzeć i opleść ramionami by całe odpromieniowujące ciepło trafiało nie w pustą przestrzeń, a jego dłonie.

Przez ciemność cała sytuacja wydawała się bardzo nierealna, Draco pomyślał, że gdyby upadł poczułby jedynie miękki materac własnego łóżka. Przybliżył się do miejsca w którym według jego przeczucia powinien stać chłopak i zobaczył jego zielone oczy błyszczące jak dwa amulety. Poczuł nasilone ciepło przy policzku, zrobił bardzo odważny ruch, otarł się własnym policzkiem o ten gryfona i poczuł, że ten lekko drapie jego skórę. Musiał golić się specjalnie na ten wieczór, zresztą dowodził też temu wyraźny zapach pianki do golenia odczuwalny z bliskiej odległości. Potter nie ruszył się o milimetr.

Draco nigdy nie musiał się golić. Jego cera była naturalnie gładka i wręcz uważał to za atut. Bez skazy, delikatna, aksamitna i blada jak śnieg. Harry za to posiadał wiele niedoskonałości, zmarszczki, zarost, który ledwie przypominał ten prawdziwy, wystrzępiony i nierówny. W dodatku ślizgon raz chyba zauważył u niego piegi. To musiało podobać się na przykład rudej Ginny, która sama posiadała ich wiele, ale nie Malfoyowi. Dla niego to były przebarwienia powstałe w skutek nierównego rozmieszczenia barwnika skóry.

W skrócie, gardził wszystkim co odbiegało od ideału jakim był on sam. Ale w przypadku Pottera to było inne. U niego wszystkie niedoskonałości miały... sens. Tak, zlewały się ze sobą w tej plątaninie i tworzyły sztukę i choć Draco je widział wcale mu nie przeszkadzały. Były częścią Pottera, to wystarczyło by przestał uważać je w tym jednym przypadku za zbrodnię. Oczywiście nie żeby nagle odpuścił Ginny Weasley. Dalej bardzo jej nie lubił i najchętniej podpaliłby te rude kudły. W zasadzie w otoczeniu płomieni w końcu wyglądałyby dobrze, kolor będzie pasował.

Otworzył szerzej oczy jeszcze mocniej łapiąc zielony barwnik tych Pottera i przekrzywił głowę na prawy bok. Jasna grzywka opadła mu mocniej na czoło. Był tak blisko, że niemal czuł jego smak.

No zrób coś- powiedział w myśli i wziął głęboki oddech.

- Ty coś zrób- do jego uszu doszedł nieśmiały szept upewniający go w myśli, że naprawdę powiedział tamte słowa na glos.

- Nie wiem czy mogę Złoty Chłopcu.

- Przekonasz się gdy już zaczniesz.

I wtedy już przestało Dracona obchodzić co Harry robił w ciemnych zaułkach Hogwartu, dlaczego uciekł mu sprzed nosa, czy słyszał jego rozmowę z posągiem, a nawet czy dowie się o jego sekrecie czy nie.
Nachylił się nad zdobytym chłopcem i zatrzymał na sekundę.

Przed jego oczami zawisło tysiące myśli. Każdy sen, każde pragnienie, wypłakane oczy, skrywany lęk i bezsilność, miesiące, lata walki z własnym uczuciem, którego nie był w stanie tłumić. Czuł to jak wtedy się bał rodziców, innych uczniów, nauczycieli, ich reakcji. Ale najbardziej bał się jego. Harrego Pottera. Iście to paradoksalne, kochał go, nienawidził, bał się go, dokuczał, wzywał w snach, pragnął, przeklinał, uwielbiał, obgadywał. Wszystko na raz. Jego życie było wtedy naprawdę zabiegane, skomplikowane i po prostu ciężkie nawet jeśli nikt by tak o nim nie powiedział. Nigdy nie dał nic po sobie poznać, nie mógł nikomu pokazać, że Potterem można go skrzywdzić. Malfoyowie nie mają słabości

Był tak blisko, tak bardzo już prawie to zrobił gdy...

Coś stuknęło kilka metrów od nich, a Potter odsunął się jak poparzony. Obrócił się w stronę nieznanego dźwięku i przestał oddychać.

- Przestań- Draco był wściekły.- To tylko wiatr.

- Cicho! Ktoś tam jest- wyswobodził się z oplatających go rąk Dracona i ciągnąc za jego smukłą dłoń ruszył w przeciwnym kierunku.

Astoria może i była czasem przygłucha na to co mówili do niej inni, ale z pewnością Blaise powiedział, że Draco spotka się z nią o północy. A ta prawie nadeszła. Wyszła więc z wielkiej sali wyglądającej jak śnieżna kula i stanęła na rozwidleniu korytarzy myśląc którędy będzie najszybciej na wieżę astronomiczną.
Draco Malfoy był jej mokrym snem od kiedy zobaczyła go po raz pierwszy. No tak, może był od niej starszy i nie była jedyną w kolejce, ale nadzieję dawała mu sama Daphne. Tak, własna siostra, która tak w zasadzie była jego rywalką. Ale to miało w jej głowie sens.

Skoro Draco chciał z nią w ogóle być to znaczy, że taki typ urody mu pasował. Świetnie się składa, że była podobna do swojej siostry. No może nieco ładniejsza jak sama uważała. Skoro z nią zerwał to znaczy, że musiała być denerwująca, to by się zgadzało.
Reasumując według samej Greengrass miała ona u niego spore szanse. W dodatku Draco kompletnie nie pamięta o sprawie z Daphne, to tylko idzie jej na rękę. Nie będzie kojarzył jej z " kolejną denerwującą Greengrass".
A co miał w sobie Malfoy? Był bogaty, popularny, przystojny, pożądany i... cóż w sumie tyle, ale to jej jak najbardziej wystarczało. W dodatku rozmawiali już raz i wcale nie wydawało jej się, że chłopak chciał uciekać, to dobry znak.

Ruszyła przed siebie zadowolona poprawiając spadające ramiączka czarnej sukienki. W końcu porzuciła starania i pozwoliła mu opaść co jak myślała wyglądało dość ponętnie, musiało mu się spodobać. Wybrała drogę, która wydała jej się najkrótsza i przyspieszyła. W myślach cały czas formowała wypowiedź jaką wygłosi.

Czy miało to być "spodziewałam się Draco" czy może bardziej "zaskoczyłeś mnie", a może neutralne "dobrze cię widzieć"? Jej błyskotliwe przemyślenia przerwały dziwne dźwięki rozmów. Tutaj? O tej godzinie? Wszyscy powinni się bawić, to miała być intymna chwila jej i Dracona, nikogo więcej. Chciała tam wejść i wszystkich okrzyczeć, zatrzymała się w ostatniej chwili. Schowała się za jeden z posągów i nasłuchiwała.

- Nie wiem czy mogę Złoty Chłopcu.

Draco! To musiał być jego charakterystyczny niski głos z przebijającą się chrypką, która pojawiała się zawsze gdy chciał szeptać. A drugi rozmówca musiał być nikim innym jak Harrym Potterem! Ale dlaczego jeszcze nie doszło do rękoczynów? Jasne, od utraty pamięci Draco ponoć zmienił do niego nastawienie, a niektórzy mówili jej, że zaczęli się przyjaźnić, ale odpierała wszystkie te plotki. Zbliżyła się jeszcze bardziej, chciała coś zobaczyć.

I wtedy właśnie księżyc wyłonił się zza chmur. Widziała jak Draco Malfoy bezwstydnie pochyla się nad Harrym Potterem, co więcej dłonią odgarnia mu kosmyki ciemnych włosów z czoła i... na Merlina czy on się uśmiecha?
To nie mogła być prawda. Wytrzeszczyła oczy ze zdumienia, chciała podejść jeszcze bliżej by ujrzeć więcej szczegółów, ale wtedy zahaczyła o ten durny posąg i jak na złość potknęła się upadając kolanami na marmur. Słyszała jeszcze jakieś szepty gdy powstrzymywała się przed syknięciem z bólu od otarcia, a potem para zniknęła w ciemnościach. Wstała najszybciej jak mogła by ich dogonić, ale zostawili po sobie jedynie zapach męskich perfum. Tak, to był Draco.

Harry w końcu zwolnił i pozwolił Draconowi odpocząć od biegu w którymś z ciemnych korytarzy. Przerażony widział jak Draco uśmiecha się pod nosem łapiąc zachłannie oddechy jeden za drugim. Nachylał się nad posadzką opierając dłonie o własne kolana, włosy miał bardziej rozwiane niż kiedykolwiek wcześniej.

Nie nałożył żelu. Harry zauważył.

- Z czego się śmiejesz?

Odpowiedział mu zasapany oddech.

- Malfoy! To nie było wcale zabawne. Odpowiesz mi czy nie? To mógł być ktokolwiek, co jak nas widział?- wyrzucał z siebie salwę słów.- Na Merlina Malfoy, mów do mnie bo oszaleję!- krzyknął i wyrzucił dłonie w powietrze, ale zanim cokolwiek zrozumiał został przyparty do ściany siłą.

Draco, który nagle odzyskał całą siłę wbijał w niego szare spojrzenie pełne pasji i szaleństwa. Nie mógł, nie potrafił dłużej.

- Mam już dość czekania na pozwolenie.

I przytrzymując go mocno zatopił się w jego ustach.
A Harry nie próbował uciekać.

Dobra ludzie napisałam to dosłownie na raz, moje dlonie umierają ale idk mialam wene i musialam, lubię ten rozdział, dajcie znać jak wy czy coś.

Kocham was serio mocno, aaaa czytajcie to dalej plis.

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro