XXII

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

          

          Patrzyłam na przysłany plik z jednego z uniwersytetów na jakie złożyłam podanie. Informacja przyszła wcześniej, niż każdy z nas się spodziewał. Wystarczyło kliknąć i przeczytać, ale ja patrzyłam jedynie na ekran laptopa, łudząc się, że to się samo włączy.

- Jak nie klikniesz to się samo nie włączy. - Spojrzałam na bruneta, a on przewrócił oczami. - Nie bądź pizda Madeleine. Jak ty tego nie zrobisz to ja to zrobię - odparł, a ja uniosłam brew. - Zresztą zrobię to sam - powiedział i bez wahania kliknął w plik.

Spojrzałam na niego ze złością i jednocześnie dziękując mu, że mnie wyręczył. Powoli spojrzałam na ekran laptopa i zaczęłam czytać.

- O cholercia - powiedziałam. - Dostałam się na Columbia University! - krzyknęłam podekscytowana i zaczęłam klaskać z radości.

- To w Nowym Jorku tak? - upewniał się Ethan. Skinęłam głową, a chłopak uśmiechnął się blado. - Widzisz, mówiłem, że się dostaniesz - odparł już bardzo zadowolony i wtulił się we mnie.

W tym momencie dotarło do mnie, że będę od Vegas ponad cztery miliony kilometrów. Ekscytacja mnie opuściła i na jej miejsce wszedł lekki smutek. Byłam jednak na to przygotowana. Każdy uniwersytet jaki wybierałam był oddalony od Vegas ponad kilka milionów kilometrów, ale i tak odczułam ogromną tęsknotę, mimo że jeszcze nie wyjechałam.

- Wydaje mi się, że trzeba to opić - powiedział podekscytowany Gavin, podchodząc i przytulając się do mnie i do Ethana.

- Impreza! - wykrzyczał Tyler, dołączając do ogromnego przytulasa.

Będzie mi ich cholernie brakować, ale teraz już nie miałam wyboru - nigdy go nie miałam. Wyjechać musiałam czy bym się dostała, czy nie. Jeszcze czeka mnie informacja z innych uniwersytetów, ale patrząc na fakt, że możliwe, iż Millie również dostała się do Columbia University to byłam już prawie pewna, że właśnie tam pójdę.

Usłyszałam dźwięk przekręcanych kluczy i wiedziałam, że to moi rodzice wrócili z jakiegoś ważnego spotkania. Weszli do salonu i spojrzeli na nas ze zmarszczonymi brwiami. Widok czterech przytulających się osób musiał być przekomiczny.

- Dostałam się! - powiedziałam, a moja rodzicielka zaczęła piszczeć ze szczęścia. Również do nas podbiegła i wpychając się bliżej mnie, wtuliła się we mnie, olewając fakt, że reszta dalej to robiła.

- Brawo Madeleine. Jestem z ciebie taki dumny. - Spojrzałam na ojca, który w oczach miał łzy i posłałam mu najmilszy uśmiech na jaki było mnie stać.

W tamtym momencie nie miałam czasu na złość na nich. Po prostu chciałam, by cieszyli się razem ze mną. Nawet jeśli ta moja radość była połowiczna. Liczyło się to, że są szczęśliwy razem ze mną.

Przesiedzieliśmy tak jeszcze chwilę i w końcu się od siebie odsunęliśmy. Spojrzałam na wszystkich w pomieszczeniu i każdy, oprócz Ethana, ukazywał ogromną ekscytacje. Dla niego to było tak samo trudne jak dla mnie. Wiedział, że zostały już tylko cztery miesiące jak wsiądę do samolotu i stąd wyjadę. Cztery miesiące, w których jesteśmy razem, a później już nigdy nie mieliśmy się spotkać. Mieliśmy o sobie zapomnieć, jak gdyby nigdy nic między nami nie było. Bolesna wizja przykrywała moją radość, a do oczy zaczęły napływać łzy smutku, a nie radości.

Wzięłam głęboki wdech i odwróciłam wzrok od oczu Ethana, by przez chwilę jeszcze udawać, że jest wszystko w porządku i że cieszę się z tego tak samo bardzo jak oni.

- Panie Shires, raczej nie ma Pan nic przeciwko byśmy wzięli Maddy na świętowanie, tego zacnie pięknego dnia? - spytał Gavin spokojnie i bardzo grzecznie jak na niego.

- Bawcie się dzieciaki, póki jesteście wszyscy razem - odparł ojciec, a Gavin klasnął w ręce.

- Dziękujemy bardzo za zgodę. Madeleine ubieraj się jedziemy. - Zaśmiałam się i wstałam z kanapy.

- Jestem ubrana - powiedziałam.

- No to zapraszam panią - odparł Gavin, nastawiając swoje ramię. Chwyciłam je i razem z nim wyszłam z domu.

Oczywiście nie obyło się od przepychanek między Gavinem, a Ethanem o to który z nich otworzy mi drzwi. Skończyło się na tym, że otworzył je Tyler.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

- Dobra, a teraz ja wznoszę toast - zaczął Tyler, wstając z kanapy - za to, że moja mądra siostra i jeszcze mądrzejsza dziewczyna dostały się do Columbia University!

Millie również dostała się tam gdzie ja, co cieszyło mnie niezmiernie. Możliwość chodzenia z nią na te same studia i mieszkania z nią cieszyły mnie niesamowicie. Obie miałyśmy co dzisiaj świętować i obie byłyśmy tym lekko przygnębione. Ona zostawiała tutaj Tylera, który postawił na studia w okolicy, by móc pomagać ojcu w interesach, a ja zostawiałam tutaj cząstkę siebie.

Było już dość późno, a ilość alkoholu jaką zdołałam wypić udzielała mi się w najlepsze. Kilka razy zaliczyłam niemała glebę. Obraz zamazywał mi się z każdym kolejnym drinkiem, a nikt ich dzisiaj nie szczędził. Jedyną osobą, która nie piła był Ethan. Robił za moją niańkę i za każdym razem starał się mnie ratować.

Spojrzałam na chłopaka, który bawił się moimi włosami, od czasu do czasu upominając mnie, że mi już raczej starczy. Brunet uśmiechał się, a mnie ponownie ukuło coś w sercu. Miałam zostawić go tutaj i zapomnieć o jego istnieniu. Przecież to było niemożliwe. Awykonalne.

- Może lepiej jak odwiozę cię już do domu co? - spytał, patrząc na mnie ze zmartwieniem w oczach.

- Nie pogniewałabym się, gdybyś pomylił drogi i zawiózł mnie do siebie - powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się delikatnie.

- Może być i tak.

Wstał z kanapy, podając mi dłoń, za którą złapałam i delikatnie wstałam dzięki jego pomocy. Pożegnaliśmy się ze wszystkimi i Ethan zaprowadził mnie do samochodu. Prowadził mnie tak jakby bal się, że zaraz gdzieś ucieknę, albo co gorsza się zabije po drodze.

Wsadził mnie do samochodu i mało brakowało, a jeszcze zapiąłby mi pasy, ale po zobaczeniu mojej miny - zrezygnował z tej czynności. Wsiadł chwilę po mnie i wyjechałam.

- Naprawdę zawieziesz mnie do siebie? - spytałam po chwili, a brunet zaśmiał się delikatnie.

- Tak - odparł, a mnie przeszła fala radości.

Tego potrzebowałam - nocy spędzonej z Ethanem. Móc obudzić się koło niego było najlepszym co mogłoby mnie kiedykolwiek spotkać. Zjedzenie z nim śniadania i później spędzenie całego dnia razem. Wiem, że na kacu będzie to ledwo możliwe, ale Nash miał swoje sposoby na pozbywanie się go w mgnieniu oka i co najlepsze, że one na mnie działały.

- Nudzi mi się - powiedziałam, gdy ponownie zapanowała cisza. - Zadam ci pytania, a ty mi na nie odpowiesz. W końcu się coś o tobie dowiem. Dobrze?

- Dobrze Maddy. Tylko nie przesadź - odparł z westchnięciem.

- Ulubione jedzenie? - spytałam, a po samochodzie rozbrzmiał śmiech chłopaka.

Spojrzałam na niego z uniesiona brwią, czekając na odpowiedź. Nie rozumiałam co go śmieszy, to było pytanie ciężkiej wagi.

- Makaron z serem - odpowiedział, a ja uniosłam brew.

- Serio? Ale masz chujowy gust do jedzenia - powiedziałam, a chłopak zaśmiał się jeszcze bardziej. - Kiedy masz urodziny? - zadałam kolejne pytanie.

- Jak jesteś pijana to jesteś taka - zaczął, a ja spojrzałam na niego z uniesiona brwią.

- Jaka?

Chłopak pokiwał głową, a uśmiech nie znikał mu z twarzy. Zaczęłam się irytować, że zamiast odpowiedzieć na moje pytanie on głupio się śmieje.

- Nieważne - powiedział, a ja się jeszcze bardziej zirytowałam.

Nie było nic gorszego, niż rozpoczęcie mówienia czegoś i niedokończenie tego. To było tak bardzo irytujące, że gdyby nie fakt, że kierował strzeliłabym mu w ramię.

- Nie odpowiedziałeś na moje pytanie i jeszcze śmiesz mówić "nieważne"? To jest niedopuszczalne w moim towarzystwie. Nie wierzę, że się tego jeszcze nie nauczyłeś - zaczęłam gadać jak najęta.

- Trzynasty maja - wtrącił się w mój monolog. Spojrzałam na chłopaka ze zmarszczonymi brwiami. - Pytałaś o datę urodzin. Odpowiadam trzynasty maja - powiedział spokojnie, a ja się uśmiechnęłam delikatnie.

- Czyli jesteś młodszy o parę miesięcy ode mnie? - spytałam i zaczęłam się uśmiechać triumfalnie.

- Nie. Teraz będę kończył dziewiętnaście lat Madeleine. Że też nie ogarnęłaś - powiedział, a mnie zamurowało.

Byłam świecie przekonana, że jesteśmy w równym wieku. Jednak się myliłam. Było to większym szokiem niż fakt, że Tyler jest młodszy ode mnie o rok. Mimo że chodziliśmy na te same zajęcia i że on kończył w tym samym momencie co ja.

- Zastanawia mnie, co ty jeszcze w szkole robisz - powiedziałam, a chłopak zatrzymał samochód na podjeździe.

- Uczę się Madeleine. Wysiadaj pora iść ładnie spać - odparł, uśmiechając delikatnie.

Wykonałam to co powiedział i ruszyłam w stronę wejścia do domu. Tak jak mówił zawiózł mnie do siebie, ale byłam pod zbyt dużym wpływem alkoholu, by zacząć skakać i się cieszyć, że jestem właśnie tu.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Czułam jak chłopak bawił się moimi włosami lub przejeżdżał dłonią wzdłuż mojej tali, ale w dalszym ciągu nie otworzyłam oczu z obawy, że to zwykły sen. Wzięłam głębszy wdech, by poczuć jego piękny zapach, ale nawet to nie spowodowało, że otworzyłam oczy. Nawet straszliwy ból głowy tego nie spowodował.

- Nie śpisz już? - spytał lekko zachrypniętym, śpiącym głosem.

- Nie, ale boję się, że jak otworzę oczy to będę u siebie, a nie w twoich ramionach - odparłam, a chłopak zaśmiał się delikatnie.

- Rozmawiasz ze mną, więc raczej nie jestem wytworem twojej wyobraźni Madeleine - powiedział całkowicie rozbawiony.

Otworzyłam w końcu oczy, podparłam się o tors chłopaka i spojrzałam na niego z obrażoną miną. Śmiał się, gdy ja byłam całkowicie poważna i całkowicie, nieodwracalnie od niego uzależniona. Dlatego obawiałam się, że te cztery miesiące miną szybciej niż cokolwiek innego.

- Wyglądasz jak trup. Jak się czujesz? - spytał, a ja uniosłam brew.

- Tak jak wyglądam - powiedziałam, siadając na łóżku.

Głowa wręcz pulsowała, ale starałam się tego nie ukazywać. Mimo że to i tak był najdelikatniejszy kac jaki w życiu miałam to i tak wiedziałam, że powinnam przestać pić cokolwiek. Abstynencja dobrze mi zrobi.

Chłopak wstał z łóżka i wyszedł z pokoju, a ja opadłam ponownie na poduszkę i zamknęłam oczy z zamiarem drzemki nim wróci. W głowie dalej miałam fakt, że dostałam się na studia, że mają dla mnie miejsce w Columbia University i że za cztery miesiące wsiądę do samolu i już prawdopodobnie nigdy nie wrócę. Będzie to bolało jak cholera, ale tak już trzeba było.

Dlaczego dalej ciągnęłam tą chorą relację z Ethanem?

Cóż po pierwsze - ochrona, a po drugie - nie potrafiłam z niego zrezygnować tak szybko. Mimo że wiedziałam, że kiedyś to się stanie, to teraz nie byłam na to gotowa. Po prostu nie byłam.

Wzięłam głęboki wdech i delikatnie otworzyłam swoje oczy. Musiałam przestać zamartwiać się tym co będzie później, musiałam zacząć cieszyć się tym co jest teraz. Takie zamartwianie się nie wychodziło mi na dobre, wręcz przeciwnie - wywoływało melancholie, a to raczej nie było niczym dobrym. Jeszcze fakt, że w dalszym ciągu miałam na głowie Fernandeza i Ramireza, potęgował przygnębienie i strach. Musiałam się ogarnąć, wziąć w garść i zacząć działać.

- Trzymaj - powiedział brunet, podając mi szklankę z napojem.

Przechyliłam szklankę, wypijając całą jej zawartość. Oczywiście nie było to nic innego jak ten obrzydliwy sposób na kaca.

- Okropne - stwierdziłam, a Ethan zaśmiał się delikatnie.

- Ale skuteczne.

Spojrzałam na bruneta i uniosłam brew.

- Skąd mam pewność, że tym razem nie chcesz mnie otruć? - spytałam sarkastycznie, a chłopak pokiwał z politowaniem głową.

- Nie wierzę w ciebie. - Zaśmiałam się, co uczynił również i on. - Mam dzisiaj do pozałatwiania kilka spraw. Odwiozę cię do domu i przyjadę jak wszystko ogarnę - powiedział, a ja skinęłam głową.

Wstałam z łóżka i na szybko się ubrałam. Ethan patrzył na mnie jak na jakąś wystawę w sklepie. Nawet wygodnie się rozsiadł na fotelu. Nie potrafiłam wyczytać o czym może myśleć, ani co czuć. Jego oczy ponownie robiły się puste i tylko od czasu do czasu widziałam te iskierki, które dawały mi znak, że jest on jednak żywą istotą z emocjami. Nie rozumiałam co się dzieje, czyżby to że wyjadę, aż tak go przygnębiło. Tak bardzo chciałam wiedzieć co tak naprawdę czuję, ale on nawet o tym nic nie mówił.

Ubrana i w miarę ogarnięta wyszłam razem z Nashem do samochodu. Po drodze jeszcze pożegnałam się z Eve, a dziewczyna obiecała, że odwiedzi mnie dzisiaj nim Ethan wróci. Ona również chciała spędzić ze mną ostatnie miesiące.

Ostatnio mało kiedy z nami przesiadywała i już zaczęłam się martwić, że może ponownie wyjeżdża. Zdążyłam się do niej przywiązać i będę za nią tak samo tęsknić jak za całą resztą.

Potrząsnęłam głową, by odgonić myśli o wyjeździe i wsiadłam do samochodu. Spojrzałam na Ethana i włączyłam radio. Planowałam przez całą drogę do domu śpiewać i tańcować w samochodzie. W jakiś sposób spowodować, by jego oczy znowu zabłysnęły. Podziałało. Długo nie musiałam się starać. Teraz patrzył na mnie tak jak sprzed informacji o dostaniu się do Columbia University.

- Jesteś głupia - powiedział rozbawiony, a ja kontynuowałam śpiewanie.

- Oops! I did it again I played with your heart Got lost in the game oh baby, baby - śpiewałam, wymachując przy tym rękoma w różne strony.

- Matko z kim ja się zadaje?

- Zadaje sobie to samo pytanie dzień w dzień, kiedy siedzę w towarzystwie całej trójcy świętej - powiedziałam, a chłopak spojrzał na mnie.

- Ah tak? - Skinęłam głową.

- Musisz przyznać, że spędzanie z wami czasu zmieniło Millie i mojego biednego Austina - powiedziałam, a chłopak zaczął się śmiać. - Nie śmiej się. Taka jest prawda. Millie nigdy nie paliła, to była największą przeciwniczka palenia. A Austin? Oh chłopie. On od początku był niezłym wariatem, ale teraz to już mu pobyt na oddziale zamkniętym nie pomoże. Nie wspomnę o sobie, bo ja to zostałam taka jaka byłam. Źle działacie na Millie i Austinka. - Chłopak pokręcił głową.

- O sobie nie wspomnisz, bo to ty pozmieniałaś nas. Nawet nie zdając sobie z tego sprawy. Millie i Austin to efekt uboczny - odparł, a ja zaśmiałam się.

Może i zmieniłam kogoś w tej trójcy, ale był to tylko Ethan. Do życia Tylera i Gavina nie ingerowałam. No może do Tylera tak. W końcu łączyły nas więzy krwi, ale to nie zmieniało faktu, że nie zmieniłam go ani trochę. Został taki sam, tak samo jak Gavin. Tylko Ethan się zmienił i chociaż uważałam, że to nie przeze mnie, to każdy wokół mówił co innego.

🌸🌸🌸🌸🌸🌸🌸

Zastanawiałam się czy jakby ktoś cofnął czas i znowu stałabym przed wyborem - wyjść i pojechać z Tylerem, czy zostać w restauracji - czy gdybym podjęła tą drugą decyzję, to czy bym teraz była tam gdzie jestem? Czy byłabym tak cholernie uzależniona od Ethana i czy w ogóle bym się do niego zbliżyła?

Szczerze w to wątpię. Każda podjęta decyzja ma jakieś konsekwencje. Ta którą ja podjęłam miała taka konsekwencje, że swoje życie pokładałam w Ethanie. Żyłam dalej dzięki jego ochronie. Dzięki temu, że stałam się częścią jego rodziny. Mimo że niosło to ze sobą sporo problemów, to nie podjęłabym innej decyzji. Za każdym razem weszłabym do tego pokoju i podpisała przynależność do rodziny.

Z mojego zamyślenia wybudził mnie dzwonek do drzwi. Pomyślałam sobie, że to pewnie Eve. Wstałam i pospiesznie podeszłam do drzwi, otwierając je dość szeroko, ale ku mojemu zdziwieniu to nie była Eva.

- Co tu robisz? - spytałam, a zielonooki zmierzył mnie z góry na dół.

- Nie mogę tak patrzeć jak sprowadzasz na siebie większe problemy niż masz - powiedział i wszedł do środka.

- Pewnie. Zapraszam - powiedziałam z sarkazmem.

Chłopak rozsiadł się na kanapie, a ja spojrzałam na niego z uniesioną brwią. Ani trochę nie wierzyłam w jego dobre intencje. Przyszedł tu by namieszać.

- Czym zajmuje się Ethan? - spytał i spojrzał na mnie.

Pierwszy raz zdałam sobie sprawę, że nie mam całkowicie pojęcia. Wiedziałam, że siedzi w tym mafijnym świecie, ale nie miałam pojęcia czym się zajmuje. Nigdy go o to nie pytałam, bo wiedziałam, że i tak mi nie powiem.

- Nie interesuje mnie to - powiedziałam, a chłopak zaśmiał się złośliwie.

- Oczywiście, że nie wiesz. Drugie pytanie, czemu tak bardzo zależy Fernandezowi na twojej głowie? - Zmarszczyłam brwi, a chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej. - Co chcesz bardziej wiedzieć, hm?

Starałam się utrzymać kamienny wyraz twarzy, ale sam widok Noah w moim domu przyprawiał mnie o fale gniewu. Dobrze wyczułam, że przyszedł tu tylko i wyłącznie mieszać.

- Ah, rozumiem. Mam ja wybrać. No dobra to wyliczanka. - Patrzyłam na chłopaka z coraz większą złością, ale on miał to w poważaniu. - Dobra, zaczniemy od tego czym zajmuje się Ethan Nash - powiedział, wstając z kanapy i podchodząc do mnie.

On również się zmienił. Był bardziej pewniejszy siebie. To jak bardzo napawał się moją złością było widoczne na jego twarzy. Złośliwy uśmieszek nie zniknął ani na chwilę, a w oczach było widać ekscytacje.

- Widzisz twój narzeczony sprowadza nielegalnie broń, a jego ojciec prowadzi klub z dziwkami. Nieźle na tym zarabia. Nie powiem, że narkotyki też mają w tym niezły udział. To jest bóg Vegas. Robi co chce. Kiedyś nawet handlował żywym towarem. - Moja miną musiała wyrażać jeden wielki szok, bo chłopak uśmiechnął się jeszcze szerzej. - A ty tak do niego poleciałaś. Biedna Madeleine. Dała się zaślepić - powiedział, dotykając mojego policzka. - Taka krucha, niby niewinna, a siedzi w największym gównie nie mając o tym pojęcia. Biedaczka. Nawet pewnie nie wiedziałaś, że od momentu podpisania przynależności do rodziny stałaś się jego narzeczoną.

- Wyjdź stąd - wydusiłam w końcu.

Chłopak zaśmiał się i podszedł jeszcze bliżej. Chciałam się cofnąć, ale za mną była już tylko ściana. Noah przejechał nosem po mojej szyi, a ja próbowałam się odsunąć. Nic to nie dało. Chłopak złapał mnie na tyle mocno, że żadna moja próba odsunięcia się od niego nie działała.

- Pachniesz tak jak kiedyś, a mimo to nie jesteś tą samą Maddy. A szkoda. Wielka szkoda. Resztę cudownych informacji powiem Ci innego dnia. Do zobaczenia Madeleine - powiedział i wyszedł z domu.

Osunęłam się na podłogę, a w głowie miałam jedynie jego słowa. W dalszym ciągu w nie nie wierzyłam. Musiałam mieć na to dowód w postaci potwierdzenia tych słów przez Ethana. Tylko czy jeśli byłaby to prawda, to czy Ethan przyznałby się do czegoś tak okropnego? Zostało mi jedynie przekonać się na własnej skórze czy ufa mi on na tyle, by przyznać się czym się zajmuje.

I czy mówił prawdę, że zostałam narzeczoną Ethana?

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro