XXVI

Màu nền
Font chữ
Font size
Chiều cao dòng

Cześć robaczki!
Jest i kolejny rozdział. Kiedy będzie następny? Nie mam pojęcia. Mam teraz dużo na głowie, ale na weekend sobie przysiądę i postaram się znowu wstawić kilka rozdziałów dla was.

Miłego czytania i oczywiście wasze komentarze i gwiazdki mile widziane.

Buziole! 💋❤️

       🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀

                Patrzyłam na idealną twarz śpiącego Ethana. Wyglądał jak wyrzeźbiony przez Michała Anioła. Zazdrościłam mu, że mógł spać. Mi się zdarzało zasnąć, ale budziłam się po jakimś czasie z krzykiem. Nawiedzały mnie koszmary gorsze niż te ostatnie. Za każdym razem widziałam śmierć bliskiej mi osoby i modliłam się, żeby nie był to żaden proroczy sen. Ethan był przez cały tydzień po tej sytuacji z ojcem, a teraz bywał sporadycznie.

Minęł prawie miesiąc od całego zajścia z Tylerem i na chwilę obecną była cisza, ale to cisza tylko przed burzą. Fernandez był dalej na wolności, a Ramirez dość długo się nie odzywał, a to mogło znaczyć, że za niedługo znowu się odezwie.

Zostały niecałe trzy miesiące jak miałam wpakować się do samolotu i wylecieć. Teraz to nie było moim problemem. Teraz nim był fakt, że za równy tydzień Ethan ma urodziny i że dzień po nich mamy bal absolwentów. Oznaczało to kolejne zakupy, a jako iż nie mogę ich robić bez towarzystwa Ethana to musiałam wymyślić jakiś dobry powód, bym właśnie poszła na nie z Eve. Musiałam kupić jakiś prezent na jego urodziny. Jeśli chodziłoby o samą sukienkę na bal to poszłabym z nim bez problemu - Ethan ma dobry gust.

Cieszyłam się, że takie błahostki pozwalały mi zapomnieć o rozwodzie rodziców i całym tym. bagnie w jakim utknęłam. Martwiłam się tym co kupię na urodziny chłopaka, którego i tak stracę za trzy miesiące.

- Czemu nie śpisz? - spytał lekko zaspany, a ja podskoczyłam w miejscu.

- Oh przepraszam. Obudziłam cię? - Chłopak wtulił się w moją talię.

- Nie. Sam się przebudziłem. Znowu zły sen?

- Tak - odpowiedziałam.

- Jestem tu przy tobie, Madeleine. Nic ci przy mnie nie grozi. Nie zarywaj nocy - powiedział, a ja przeczesałam dłonie jego włosy.

Tak bardzo pragnęłam, żeby zostać z nim już do końca, ale nie było na to szans. Zostanie w Vegas, przy nim łączyło się z ogromnym ryzykiem, którego nie byliśmy w stanie oboje się podjąć.

- Nie mogę zasnąć. Może później mi się uda - odparłam, bawiąc się jego włosami.

- To już trwa strasznie długo. Nie podoba mi się to. Może powinnaś z kimś pogadać Madeleine? - Spojrzałam na niego, a jako iż moje oczy były przyzwyczajone do ciemności to widziałam go, ale bardzo słabo. Jedyne oświetlenie jakie było w pokoju, biło od lampy za oknem.

- Uważasz, że powinnam iść na jakąś terapię? - spytałam lekko oburzona.

Terapia nie wchodziła w grę. Nie ufałam nikomu w takim stopniu, by zwierzać się mu ze swoich problemów. Zresztą pójście na taką terapię świadczyłoby, że coś mi dolega, ale mi przecież nic takiego nie było, bym musiała szukać pomocy.

- Jeśli nie chcesz iść do byle kogo zawsze możesz pogadać z moją mamą. Ona jest z zawodu psychologiem. Może Ci pomóc Madeleine. Przestałabyś zarywać noce i może nie budziłabyś się z płaczem w środku nocy. Proszę cię, chociaż tu nie bądź uparta jak osioł. Jak będzie trzeba to cię do niej siłą zawiozę - powiedział w dalszym ciągu zaspany.

- Pogadamy o tym rano, dobrze? - spytałam, by ominąć ten temat o trzeciej nad ranem.

- Ja o tym nie zapomnę. Idź spać Madeleine i tak już mało ci snu zostało. - Westchnęłam na jego słowa i opadłam na poduszkę, a chłopak wtulił się we mnie.

Jeszcze przez chwilę bawiłam się jego włosami, aż chłopak zaczął oddychać miarowo co utwardziło mnie w przekonaniu, że ponownie zasnął. Jemu to przychodziło z taką łatwością. Zaczęłam rozmyślać nad jego słowami, ale w dalszym ciągu byłam przeciwna temu pomysłowi. Nawet jeśli miałabym rozmawiać z jego mamą. Po prostu nie uważałam, że jest na tyle źle, by szukać pomocy u kogokolwiek. Owszem marzyłam o spokojnym śnie, ale mogłabym do tego dojść bez psychologa.

🥀🥀🥀🥀🥀🥀

Przewracałam tosta na drugą stronę i w tym samym czasie przewracałam kartkę w książce. Spałam ledwo dwie godziny i czułam się jak wrak samej siebie, ale byłam w stanie zrobić śniadanie dla mamy i Ethana. Oboje dalej spali, co mnie ani trochę nie dziwiło. Była szósta rano w sobotę. Normalni ludzie o tej godzinie jeszcze śpią.

Normalni, czyli nie ja. Sny z każdą kolejną nocą były coraz gorsze i nawet bałam się zamknąć na chwilę oczy. Nie wiem od czego to zależało, ale całkowicie nie czułam się bezpiecznie. Zaczęłam myśleć nad pomysłem Ethana i może jednak miał on rację, że powinnam z kimś pogadać. Może to by mi pomogło w spokoju zasnąć, przespać całą noc i funkcjonować normalnie.

Westchnęłam, odkładając tost na talerz i kładąc następnego na patelnie. Byłam tak wymęczona, że jedna kawa na pewno nie postawiłaby mnie na nogi, ale zawsze było można spróbować. Kończyłam właśnie pierwszy kubek gorzkiego napoju i przewracałam kolejną stronę, gdy ktoś - czytaj Ethan - złapał mnie w talii i pocałował w tył głowy. Oh jak ja miałam po tym wszystkim wsiąść w samolot i nigdy więcej do niego nie wrócić?

- Widzę, że ranny ptaszek z ciebie - wyszeptał, opierając swoją brodę o moje ramię.

- Ktoś musiał zrobić śniadanie takim leniom jak ty - powiedziałam żartobliwie.

Zaparzyłam kolejnej kawy i tym razem nalałam do dwóch kubków. Podałam jeden Ethanowi razem z talerzem tostów. Chłopak posłał mi ten jeden ze swoich cudownych uśmiechów, a ja odwzajemniłam ten gest.

- Muszę przyznać, że wyglądasz na okropnie zmęczoną - odparł po chwili, a ja zastygłam w miejscu.

Tak bardzo chciałam, by tego nie zauważył, ale nawet korektor pod oczy nie pomógł mi zakryć tych okropnych sińców. Westchnęłam i przewróciłam kolejny tost. Nic nie odpowiedziałam na jego słowa, tylko wpatrywałam się w tost na patelni. Idealnie przysmażony, pomyślałam.

- Pamiętasz, że obiecałaś mi dokończyć rozmowę rano? - spytał, a ja przymknęłam oczy.

Byłam pewna, że on o tym zapomni. Przecież on ledwo kontaktował, a i tak o tym pamiętał. Niech to szlag.

- Tak, pamiętam - odpowiedziałam, odkładając ostatni tost na talerz. Spojrzałam na chłopaka, który patrzył na talerz ze zmarszczonymi brwiami.

- Nie jesz? - spytał, a ja skinęłam głową. - Najpierw zarywasz noc, budzisz się z płaczem, a teraz przestajesz jeść? Madeleine, ty serio....

- Porozmawiam z twoją mamą - przerwałam mu doskonale wiedząc co chciał powiedzieć.

- Naprawdę? - spytał zszokowany.

- Tak. Jeśli to spowoduje, że mi odpuścisz to z nią porozmawiam - powiedziałam, a chłopak uśmiechnął się zwycięsko.

Teraz już całkowicie nie miałam wyjścia. Skoro już się zgodziłam to musiałam jechać z nim, by porozmawiać z jego mamą. Wyżalić się jej ze swoich problemów i żyć nadzieją, że ona coś pomoże. Miałam zwierzać się ze swoich problemów obcej osobie i powierzać jej moje zdrowie psychicznie. Kiedyś nigdy bym tego nie zrobiła, ale teraz nie miałam wyjścia. Teraz miałam Ethana i wiedziałam, że on już nie odpuści.

- Oh moje dzieci już nie śpią? - Spojrzałam w stronę mamy, która patrzyła na naszą dwójkę.

- No tak jakoś wyszło - powiedziałam. - Zrobiłam śniadanie. Jak się czujesz? - spytałam, a kobieta uśmiechnęła się delikatnie.

- Jesteś cudowna - powiedziała, całując mnie w policzek. - Jak na razie czuję się dobrze.

- Oby tak dalej Pani Marino. Jeśli nie ma pani nic przeciwko to zabieram dzisiaj Madeleine na wycieczkę - odparł Ethan, a kobieta spojrzała na niego.

- Jedzcie dzieciaki i bawcie się dobrze. Ja dzisiaj spędzę dzień z Felicia. - Spojrzałam na kobietę z uniesioną brwią.

Felicia była naszą sąsiadką, w sumie mogłabym powiedzieć, że tylko czasami nią była. Więcej jej w domu nie było niż była. Kobieta z ogółu nie sprawiała żadnych problemów i mama dogadywała się z nią świetnie, ale ostatnio coś długo jej nie było i myślałam, że już raczej nie wróci do domu. Wygląda na to, że jak zwykle się myliłam.

- Felicia wróciła? - spytałam, a kobieta skinęła głową, biorąc kolejnego kęsa śniadania. - Myślałam, że już nie wróci. Co się stało, że przyjechała?

- Przygruchała sobie jakiegoś Francuza i chciała mu pokazać Amerykańskie życie, a dokładniej życie w Vegas. Wiesz jaka ona jest, woli spędzić czas w podróży niż przesiedzieć pół życia w domu - powiedziała.

Miała rację. Felicia należała do tych podróżujących typów ludzi. Zwiedziła już większą część świata, ale zawsze mówiła, że to za mało. Miała ponad czterdzieści lat i z praktycznie każdej wyprawy miała innego faceta. No może nie z każdej, ale co parę lat się oni zmieniali. Dzieci nie miała żadnych, no chyba, że mały jork liczył się jako dziecko.

- Racja. No cóż tylko nie daj się wyciągnąć do klubu - pogroziłam mamie w żartobliwy sposób palcem. Kobieta zaśmiała się na co jej zawtórowałam.

Moja mama pomału wracała do siebie, ale dalej to nie była ta moja ukochana Marina. Wciąż łapały ją momenty, w których płakała w poduszkę, albo nad lampką wina patrząc na stare ślubne zdjęcie. Kochała ojca nad wszystko i jestem pewna, że jej to nie przejdzie od tak. Ciężko jej będzie pogodzić się, że traci swoją miłość. Po części ją rozumiałam. Ojciec był jej pierwszą miłością. Pierwszą i mogłoby się wydawać, że będzie tą jedyną. Duncan był chwilową przygodą, ale nie to jej zrujnowało małżeństwo. Zrujnowały je kłamstwa. Dlatego odkąd tylko pamiętam uważałam, że prawdziwe małżeństwo powinno opierać się na wspólnym zaufaniu i braku kłamstw. Oboje tego nie dotrzymali, dlatego to się rozpadło.

🥀🥀🥀🥀🥀

Patrzyłam w zielone tęczówki kobiety, zastanawiając się czemu się na to zgodziłam. Całkowicie nie wiedziałam jak się zachować. Odczuwałam ogromny stres. Właśnie miałam zwierzać się komuś kogo praktycznie nie znałam, ba, widziałam ją dopiero drugi raz na oczy, ale to lepsze niż zwierzać się osobie, którą widziałoby się pierwszy raz.

- Madeleine, rozumiem, że możesz czuć się lekko zestresowana, ale nie traktuj mnie jak swojego psychologa, a jak przyjaciółkę, której się zwierzasz. Albo nawet jak teściową, z którą masz bardzo dobre relacja - odparła po chwili, a ja spuściłam wzrok na podłogę.

- Nawet dokładnie nie wiem co mi jest. Od paru tygodni mam problem ze snem. Albo wcale nie śpię, albo śpię dwie, może trzy godziny i budzę się cała mokra, roztrzęsiona i zapłakana. Męczą mnie koszmary - wyznałam.

- Jakie to są sny? Co w nich widzisz? - spytała, a ja przegryzłam dolną wargę.

Tego się obawiałam, że będę musiała jej opowiedzieć co dokładnie widzę w swoich snach. Sama nawet dokładnie nie wiedziałam co w nich mnie przeraża.

- Zależy. Raz widzę tylko siebie stojącą na środku pustkowia, a raz widzę śmierć bliskiej mi osoby. I ciągle ten sam głos. Głos krzyczący, że to wszystko to moja wina, że sama na siebie ściągnęłam taki los. Albo że kiedyś przyjdzie kolej na mnie. Nie przeraża mnie wizja mojej śmierci, jak wizja tego, że będę widziała śmierć bliskich mi osób. Czasami nie wiem czyja strata zaboli mnie bardziej - mówiłam, a mój głos nawet na chwilę nie zadrżał.

Spojrzałam na brunetkę, a ona przyglądała mi się z ogromnym zaciekawieniem. Czułam się tak zestresowana, że ręce zaczęły mi się trząść.

- Czy zdążyło się coś, co spowodowało, że te sny zaczęły cię nawiedzać? - spytała i delikatnie przechyliła głowę w bok.

- Chyba to jak widziałam, że mój brat leży w kałuży krwi myśląc, że nie żyje. Albo to że wszystko zaczęło się nagle w jednym momencie komplikować. Rozwód rodziców, zbliżający się termin mojego wyjazdu z Vegas.

- Wyjeżdżasz z Vegas?

- Tak. Do Nowego Jorku. Zostawiam tu wszystko. Moje życie, moje wspomnienia, moją rodzinę. Chociaż mama wyjedzie do swoich rodziców do Hiszpanii, ale tu wciąż zostanie Tyler. Moich przyjaciół tu zostawiam. Ethana. - Ostatnie słowo wypowiedziałam wręcz szeptem. Jakbym nie chciała go mówić głośno, a tylko dla siebie. - Ale muszę wyjechać. Zostawić to wszystko. Uciec jak najdalej.

- Rozumiem cię, Madeleine. Wyjazd będzie ciężki, ale jestem pewna, że jeśli zostawisz to wszystko co tu się działo z tyłu, poczujesz się o niebo lepiej - powiedziała, a do moich oczu napłynęły łzy.

- Nie wiem tylko czy będę w stanie zapomnieć o Ethanie.

🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀🥀

Bạn đang đọc truyện trên: Truyen2U.Pro